Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

100. rocznica przyłączenia części Górnego Śląska do Polski. Felieton Przemysława Miśkiewicza

Przemysław Miśkiewicz
arc
Z pewną dozą nieśmiałości piszę swój trzynasty felieton w DZ. Oczywiście stwierdzenie o pechowości trzynastki jest pewnym żartem, ale jak wiadomo żarty, żartami, a uważać trzeba. Tydzień temu napisałem o trzech czerwcach, które miały ogromny wpływ na Polskę, a konkretnie o trzech 4. czerwcach. I właśnie zdałem sobie sprawę, że o ile w naszej świadomości istnieją polskie grudnie - miesiące strasznych klęsk, polskie sierpnie - często zwycięskie, często romantycznie przegrane z wielkimi stratami, to nie istnieją polskie czerwce. A przecież są przynajmniej jeszcze dwa: powstanie, czterdzieści lat temu Solidarności Walczącej i ten na Śląsku najważniejszy – 20 czerwca 1922 wejście wojsk polskich na Śląsk. Można dywagować czy wtedy nastąpiło oficjalne przyłączenie czy dopiero w lipcu, ale to chyba bez znaczenia. Liczy się symbol, tak jak w 1980- jeżeli ktoś mówi o powstaniu Solidarności to wiadomo, że chodzi o sierpień, a to, że nazwa powstała później, a legalizacja w listopadzie to jest istotne tylko dla historyków.

Nie jestem Ślązakiem, urodziłem się w Częstochowie i tam skończyłem liceum, do Katowic wyjechałem na studia. Ojciec i ciotka mieszkali od przed wojny w Świętochłowicach wraz ze swoimi rodzicami - nauczycielami. Przyjeżdżałem od lat 60-tych do dziadków. Dla mnie Śląsk zaczynał się w okolicy Dąbrowy Górniczej, niebo robiło się ciemniejsze, a powietrze cięższe. Wysiadaliśmy na starym dworcu w Katowicach i potem kolejnym pociągiem lub tramwajem 7 do Świętochłowic. W Batorym zapach Hajduków, nawet mi się podobał. Dziadkowie, a od połowy lat 60-tych, po śmierci dziadka, sama babcia Wanda, mieszkali na ul. Bytomskiej blisko Huty „Florian”. Pamiętam wyprawy do Lipin i poczucie jakiejś inności, hałdy, które wydawały mi się bardzo tajemnicze. Snuliśmy z Tatą opowieści o przestępcach, którzy się tam ukrywają i stąd szykują napady na banki. Dziadkowie zawsze mówili czysto po polsku, ale ojciec jak chciał porozmawiać ze swoją siostrą, żebym nie wiedział o czym mówią to przechodzili na śląski. Ja nie dość, że nie rozumiałem, to nie wiem czemu wydawało mi się, że mówią po rusku- może dlatego, że ciotka Jaga była rusycystką.

Przyjeżdżałem do Świętochłowic, ale to nie były przyjazdy na Śląsk. W głowie mi się to nie układało - bardziej widziałem, że jest wszystko brudne od dymów, które wylatują z kominów i osiadają na kamienicach i ulicach, ale to mogły być wyjazdy wszędzie. Śląsk drugiej połowy lat 70-tych jawił się z kolei jako kraina dobrobytu. Ze sklepu na obecnej Dyrekcyjnej w Katowicach, można było przywieźć różne gatunki sera - w tym mój ulubiony solan, na Wieczorka czyli obecnej Staromiejskiej zawsze były parówki, a czasem po odstaniu niewielkiej kolejki inne wędliny. Na Mariackiej Hungaria z plackiem po węgiersku i zupą rybną, a kawałek przed, na końcówce Dworcowej, Astoria a potem Karczma Słupska. Tych wszystkich luksusów u nas nie było.

Wiedziałem, że były powstania, ale gdzież im było do romantyzmu innych zrywów. Zresztą wtedy żyliśmy II wojną i to był nasz punkt odniesienia. Mimo, że widywałem na pochodach pierwszomajowych w Częstochowie powstańców śląskich, zresztą wielkopolskich też, to zupełnie nie czułem tej historii. Oni byli starzy, ja młody. Fakt, że Bytom będący zaraz koło Świętochłowic, był już przed wojną po drugiej stronie do mnie nie docierał.

Po trzeciej klasie liceum pojechaliśmy z kolegami z liceum na kilka dni w Beskidy. Szliśmy od Zwardonia do Zawoi. Na Rysiance spotkaliśmy chłopaków z Sosnowca, mniej więcej w naszym wieku. Opowiadali, że przez dwa dni szli razem z gościem z Bytomia, ale był w porządki i nie ślązaczył. Wtedy w wieku 17 lat dowiedziałem się, że jest Śląsk i Zagłębie i że to nie jest to samo. Muszę przyznać, że to był szok- no co najmniej zdziwienie. Rok później zostałem studentem UŚ i prawie na co dzień spotykałem się z animozjami między dawnymi zaborami. Ale to był czas Solidarności i mnie interesowało, kto chce obalić komunę, a kto nie. Z czasem zdałem sobie sprawę, że to właśnie nasz region zadecydował o powstaniu Solidarności, a strajki, które wybuchły prawie w tym samym czasie w Jastrzębiu jak i Hucie Katowice zmiękczyły władze i zmusiły do podpisania porozumień. To ofiara górników z Wujka była symbolem do którego odnosiliśmy się przez cały okres stanu wojennego jak i do podziemnych strajków na Piaście i Ziemowicie. Z kolei rok 1988 to znowu Jastrzębie- miasto bohater lat 80. Przez całe lata 80. wiedziałem już, że są Ślązacy i Zagłębiacy, ale to było poza mną. Tak samo jak prze te dziesięć lat myślałem, że hasło zielony Śląsk to żart, bo Śląsk jest szary i brudny. Wydawało mi się, że Katowice są brzydkie i nie ma w nich nic co mogłoby zainteresować kogokolwiek przyjezdnego.

Dziś nadal nie mogę powiedzieć, że rozumiem Śląsk, nie wiem czy się go jeszcze nauczę, ale czuję intuicyjnie jego fenomen, to trwanie przy polskości przez 600 lat, kiedy Polski tu nie było. Śląsk jest przepiękny, Katowice są perełką architektoniczną pełną pięknych kamienic secesyjnych, przełomu wieków oraz śląskiej moderny międzywojnia. Dodatkowo kawałek Gisza, ten nie zmarnowany przez PRL i Nikisz. Chodzę i zachwycam się każdym odnowionym domem. Z radością widzę to też w innych miastach jak chociażby w Chorzowie, dokąd często zachodzę na piwo do lokalnego browaru Reden. Dobrze, że komuniści nie zepsuli wszystkiego. Precz z komuną.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera