Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

300 mil do nieba: Chcieli uciec dokądkolwiek, byle na kolorowy Zachód [WIDEO]

Teresa Semik
Krzysztof i Adam Zielińscy z Żyrakowa, najmłodsi uciekinierzy z PRL-u
Krzysztof i Adam Zielińscy z Żyrakowa, najmłodsi uciekinierzy z PRL-u arc. prywatne
Nie chciałbym, żeby moje dzieci musiały uciekać z Polski - mówi Krzysztof Zieliński, który w wieku 13 lat, ze starszym bratem Adamem uciekł pod podwoziem tira do Szwecji. Tę przygodę mogli przypłacić życiem - pisze Teresa Semik

Krzysztof Zieliński mieszka od trzech lat w Polsce. Wrócił ze Szwecji, bo tu w Teatrze Polskim w Warszawie pracuje jego Magda, aktorka. Tak po prostu jest lepiej dla obojga.

- Umrzeć chciałbym we Włoszech, zawsze podobał mi się ten kraj, a dziś świat stoi przed nami otworem - mówi spoglądając na 3-letniego syna Ludwiga. - Nie chciałbym, żeby moje dziecko musiało kiedykolwiek uciekać z Polski, jak ja uciekałem w 1985 roku.

Zobacz 1. część filmu 300 mil do nieba:

Była październikowa, zimna noc. Z 16-letnim bratem Adamem wymknęli się z domu po cichu, by nie zbudzić rodziców i rodzeństwa. Spieszyli się na nocny pociąg do Warszawy. Nikomu nie powiedzieli, że zamierzają uciec na Zachód, bo też kto by im uwierzył. A wtedy uciekali z siermiężnej Polski ludzie bogaci i biedni, prokuratorzy i piloci, artyści i marynarze. Ale dzieci?
16-letni Adam i 13-letni Krzyś wymyślili, że wślizgną się do samolotu i tak rozpocznie się ich wielka przygoda w pięknym świecie, ale nie było to takie proste. Na lotnisku wszędzie psy, milicja, żołnierze.

- Jak nie samolotem, to może statkiem? Nie mieliśmy żadnego planu. Nie wiedzieliśmy, do jakiego kraju chcemy dotrzeć. W zasadzie było nam wszystko jedno, byle tylko na Zachód - wspomina Krzysztof.

Ruszyli pociągiem do Szczecina, a potem do Świnoujścia. Wtedy pierwszy raz zobaczyli morze. Poszli w stronę, gdzie przybijają promy. Jakiś chłopak zbierał tam kolorowe puszki, które wyrzucali pasażerowie tych promów. Piekne, kolorowe puszki, które w PRL-owskiej rzeczywistości wydawały się takie niezwykłe. I ten chłopak mówił im, gdzie parkują tiry, które potem wjeżdżają na prom.

W tym czasie rodzice braci Zielińskich już przeczytali ich pożegnalny list, że mają się o nich nie martwić, nic im nie jest, ale dla bezpieczeństwa lepiej, żeby nie szli na milicję przez najbliższe trzy dni. - Mama, oczywiście, zaraz rano poleciała na komisariat, żeby zgłosić nasze zaginięcie, ale usłyszała, że jak zgłodniejemy, to wrócimy za trzy dni. Milicjanci w ogóle się nie przejęli naszym losem - przypomina Krzysztof.

Tymczasem prom odpływał następnego dnia, więc bracia postanowili przespać się na dworcu, bo ciepło. Ale tam w nocy ich uwagę zwrócili pogranicznicy. Tłumaczenia chłopców, że wracają od babci do Warszawy, okazały się wiarygodne. Dla bezpieczeństwa pogranicznicy wsadzili ich do pociągu, a oni na następnej stacji wysiedli i pognali na przystań.
- Postanowiliśmy dłużej nie ryzykować spotkania z żołnierzami Wojsk Ochrony Pogranicza, bo już żadna bajka by nie poskutkowała. Pod osłoną nocy zakradliśmy się na parking i wybrali tira z polską rejestracją, którego naczepa była najniżej zawieszona. Uznaliśmy, że tak będzie najwygodniej - wyjaśnia Krzysztof Zieliński. - Była godzina 22.00, a prom odpływał nazajutrz o 15.00. Wisieliśmy na osiach naczepy cały czas w obawie, że jak spod niej wyjdziemy, ktoś nas zauważy i zawróci do domu.

Niewygoda to nic, ale pod koniec października nocą są już przymrozki. Na takie zimno nie byli przygotowani. Nie mieli też żadnej pewności, że ten właśnie tir czeka na prom czy jakiś inny statek. Mógł równie dobrze ruszyć w Polskę, a wtedy plan wziąłby w łeb. W pewnym momencie tir ruszył. Zakręcił kilka razy, jakby zawracał.

- To już po nas, pomyślałem. Tir wiezie nas w odwrotną stronę niż chcemy- wspomina Krzysztof. - Na polskich drogach w takiej pozycji nie mamy szans zajechać daleko. Jak nic zginiemy. Po chwili jednak zobaczyłem nabrzeże i żołnierzy. Jechaliśmy we właściwym kierunku.

Tylko co, jak ich znajdą? Nie bali się konsekwencji prawnych, ale tego, że to będzie koniec marzeń. Strażnicy spoglądali, świecili latarką, oglądając podwozie tira. Chłopcy mieli wrażenie, że ich widzą i zaraz każą wychodzić z ukrycia, ale niczego nie zauważyli. - Już po fakcie dowiedziałem się, że właśnie tego dnia zachorował pies, który zawsze towarzyszył straży granicznej. Na pewno by nas wywąchał. Mieliśmy więc sporo szczęścia - dodaje Krzysztof.

Widzieli film Macieja Dejczera oparty na ich doświadczeniach pt. "300 mil do nieba". Ojciec bohaterów jest nauczycielem historii wyrzuconym z pracy za poglądy polityczne. Dlatego bracia chcą przedostać się na Zachód, aby wspomóc rodziców. Trafiają do Danii.

- Nasi rodzice nie mieli takich problemów, ojciec był rzemieślnikiem, produkował pustaki. Nie byliśmy bici, nie chodziliśmy głodni - wyjaśnia Krzysztof.

Tak naprawdę nie uświadamiali sobie konsekwencji tego, co robią. Gdy wjechali pod spodem tira na prom, poczuli ulgę głównie z powodu ciepła. Nareszcie mogli się wyspać, choć ciągle w tej samej niewygodnej pozycji. Bali się wychylić, bo na pokładzie cały czas kręcił się marynarz.
Spali, gdy tir ruszył. Znów ten sam niepokój - dokąd ich wiezie i jak długo pojedzie, bo nawet na zagranicznych drogach daleko na tych osiach nie dojadą. Bohaterowie filmu Dejczera leżą na półce specjalnie skonstruowanej dla ich bezpieczeństwa. Krzyś i Adam leżeli na trzech osiach. Jedną rurkę mieli na udach, drugą na brzuchu, trzecią na piersiach i tak przez ponad 25 godzin.

Na szczęście tir zatrzymał się na pobliskim parkingu. Ostrożnie wyszli spod niego oglądając się na boki. Nie wiedzieli, gdzie są i czy za chwilę ktoś nie zacznie strzelać. Na szczęście było już ciemno. Ruszyli biegiem przed siebie. Gdy w miasteczku zobaczyli mnóstwo zagranicznych aut, duże i kolorowe wystawy sklepowe, byli pewni, że są na Zachodzie, choć nadal nie wiedzieli, gdzie. Włóczyli się tak przez trzy godziny głodni, brudni, zmęczeni, ale zachwyceni innym światem. Na widok policji nie uciekali. Uznali, że to najlepszy moment, by poprosić o azyl. Dopiero na komisariacie dowiedzieli się, że są w Szwecji, w Ystad.

Wkrótce wytropiły ich szwedzkie media i w Polsce wybuchła afera.

- Milicja namawiała mamę, żeby nas sprowadziła do Polski, ale ona powiedziała, że decyzję zostawia nam. Wtedy odebrano jej prawa rodzicielskie - przypomina Krzysztof.

Obydwaj skończyli w Szwecji studia. Krzysztof ekonomiczne i często bywał w Polsce, gdy pisał doktorat o naszych rynkach kapitałowych. Tak poznał Magdę. Pierwszy raz od ucieczki przyjechał do Polski w 1990 roku na konkurs chopinowski, chciał zostać pianistą.

Adam też ma żonę Polkę, dwoje dzieci i jest szefem zaopatrzenia w dużej firmie. Mieszka w Szwecji i jak na razie nigdzie się nie wybiera.

Krzysztof Zieliński będzie gościem "Nocy Muzeów", 19 maja br. w siedzibie IPN przy ul. Kilińskiego w Katowicach.

- Trzeba dbać o demokrację, bo dopiero wtedy człowiek jest naprawdę wolny. Na co dzień w ogóle sobie nie uświadamiamy, co to oznacza pokój, wolność - przekonuje.

* TO MUSISZ ZOBACZYĆ:

MATURA 2012 - ZOBACZ CZEGO SIĘ SPODZIEWAĆ, SPRAWDŹ ARKUSZE i ODPOWIEDZI. PRZECZYTAJ O PRZECIEKACH
* WEŹ UDZIAŁ W PLEBISCYTACH:
NAJLEPSZY NAUCZYCIEL 2012
CHUDNIESZ - WYGRYWASZ ZDROWIE
NAJSYMPATYCZNIEJSZY ZWIERZAK ŚLĄSKIEGO ZOO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


* BUDYNEK JAK TITANIC? JEDNA Z NAJWIĘKSZYCH ZABRZAŃSKICH TAJEMNIC ODKRYTA [ZDJĘCIA + FILM]
* OSTATNI CASTING MISS ZAGŁĘBIA 2012 [ZOBACZ ZDJĘCIA!]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo