Ewakuowano około 500 uczniów i nauczycieli, najpierw do sali gimnastycznej. Siedmioro dzieci trafiło na obserwację do szpitala w Czeladzi. Wieczorem do szkoły mieli przyjechać pracownicy sanepidu, by zadecydować m.in. czy dzieci będą mogły w piątek przyjść na lekcje. Zdaniem Romana Goczoła, wygląda jednak na to, że lekcje będą się odbywać. Wyłączony z zajęć zostanie może jeden segment. O tym jednak zadecyduje sanepid.
Przyczyną pożaru było najprawdopodobniej zaprószenie ognia. Będzie to jednak jeszcze sprawdzane.
- Robotnicy wykonywali prace związane z modernizacją centralnego ogrzewania i prawdopodobnie iskry musiały paść na dół, do pomieszczenia, w którym znajdowały się stare fotele. Te szybko się zapaliły - przypuszcza Roman Goczoł, naczelnik Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego, który zjawił się na miejscu, by osobiście sprawdzić w czym można pomóc.
Akcją strażaków kierował aspirant sztabowy Sławomir Białas. - Pożar gasiło około piętnastu strażaków z trzech jednostek straży powiatowej i jednej jednostki wojewódzkiej. Akcja była trudna, bo panowało bardzo duże zadymienie. Jednak najtrudniejsze nie było samo gaszenie, a bardziej szybkie i dokładne sprawdzenie wszystkich pomieszczeń tak dużej szkoły - mówił Sławomir Białas.
MZS nr 2 nazywany jest labiryntem. Składa się z kilku segmentów i jest dość rozległy. Strażacy obawiali się, czy w którymś z zakamarków nie schowało się jakieś dziecko. Na szczęście płomienie zostały szybko ugaszone. Do użytku nie nadają się jednak podziemne pomieszczenia.
- Trudno w tej chwili mówić o stratach. Na pewno dotyczą one pomieszczenia, które płonęło i szatni. Trzeba będzie także malować ściany - dodaje Sławomir Białas.
Siedmioro dzieci przewieziono na oddział dziecięcy do szpitala czeladzkiego - części Powiatowego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej. - Trafiło do nas trzech chłopców i cztery dziewczynki. Skarżyli się na nudności, bóle brzucha i głowy. Pobraliśmy im krew do badania pod kątem ewentualnego zatrucia tlenkiem węgla. Ogólnie jednak ich stan jest dobry. Przy tego typu sytuacjach stosujemy przede wszystkim tlenoterapię i obserwację. Prawdopodobnie dzieci nie zostaną w szpitalu długo - uspokajała Anna Dobrowolska, ordynator oddziału.
Olaf Wojtanowicz był jednym z dzieci, które zostały przewiezione do szpitala. - Przestraszyłem się bardzo. Ogólnie poczułem się niedobrze, jak wyszliśmy z klasy - mówił chłopiec.
Czytaj więcej w piątkowym wydaniu gazety
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?