Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

7 emocji. Niepewność. Artyści z teatru w warzywniaku Twoja Nać: W tym zawodzie oswoiliśmy się z niepewnością, ale lockdown nas zaskoczył

Grażyna Kuźnik-Majka
Grażyna Kuźnik-Majka
Kiedy w pandemii drugi raz zamknięto teatry, Marta nie miała już nic z nieustraszonej Ciri, którą odtwarzała w grze ,,Wiedźmin 3. Dziki Gon.” Straciła miejsce pracy, które zbudowała z mężem, dochód i pomysły na przyszłość, a za chwilę miała urodzić pierwsze dziecko. COVID-19 wokół zgarniał coraz więcej ofiar. Jaki świat zobaczy jej dziecko? Czy taki, w którym teatr zniknie, bo najważniejsza będzie walka o życie? Pisze Grażyna Kuźnik, dziennikarka „Dziennika Zachodniego".
  • „7 emocji. Inne spojrzenie na pandemię" to projekt DZ na rocznicę lockdownu. Podsumowujemy, jak zmienił się świat pisząc o ludziach i ich emocjach
  • Grażyna Kuźnik, dziennikarka „Dziennika Zachodniego", pisze o niepewności, z którą od roku mierzą się ludzie ze świata kultury
  • Marta i Piotr Wiśniewscy, założyciele Teatru Żelaznego w Katowicach, stracili nagle miejsce pracy, dochód, a za chwilę miało urodzić się ich pierwsze dziecko
  • W czasie pandemii musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, czy teatr jest jeszcze potrzebny? Niepewność bywa torturą, ale przynosi także nadzieję
  • „Nie czułem się upokorzony, zarabiałem uczciwie w czasie pandemii, ale wciąż byłem człowiekiem teatru. Sprzedawanie warzyw nie było celem"

***

Nie miałam pojęcia, co się z nami stanie - mówi dzisiaj Marta Marzęcka-Wiśniewska, aktorka, kaskaderka, kierowniczka artystyczna Teatru Żelaznego w Katowicach. - W moim zawodzie oswoiłam się z niepewnością i ryzykiem, ale wtedy czułam, że dzieje się coś, czego nie udźwignę. Nic ode mnie nie zależało, świat nas skreślił.

Marta i Piotr Wiśniewscy założyli swój teatr w odnowionej własnymi siłami, secesyjnej, dawno opuszczonej przez kolej, stacji w Katowicach - Piotrowicach. Panuje tu dobry, staroświecki duch, trzeba go było jednak odkopać spod dziesiątek ton gruzu. Wiśniewscy od początku walczyli o każdy grosz, żeby utrzymać scenę, pracowników i siebie. Codziennie zastanawiali się, czy mają atrakcyjny repertuar, czy widzowie przyjdą i wrócą.

Przez lata wracali, aż kiedyś doszła do tego zakątka pandemia. I już nie pomógł najlepszy repertuar, wszystkie teatry zamknięto.

Po pierwszym zamknięciu teatrów - 12 marca 2020 roku - Wiśniewscy liczyli na to, że pandemia nie potrwa długo; nie mieli oszczędności, wszystko szło przecież na teatr. Co teraz, z czego będą przez ten czas żyć? Piotr, założyciel Teatru Żelaznego w Katowicach, postanowił założyć piekarnię. Widział już siebie oczami wyobraźni - oto sprzedaje zdrowy, bez żadnych ulepszaczy chleb, najlepszy w mieście, bo wypiekany z sercem.

Marta przeraziła się, że robią krok w przepaść. Jest ryzykantką, ale do pewnych granic. Zanim poznała Piotra, pracowała w bielskim teatrze ,,Bagatela” na etacie, została nagrodzona Złotą Maską, miała tam swoje wygody. A teraz co? Piekarnia? W ogóle nie znają się na pieczeniu i prowadzeniu takiego biznesu, nie jest to wiedza, którą można zdobyć w kilka dni.

- Piotr uważał, że jeśli prowadził teatr, to da sobie radę również z piekarnią. Ja byłam innego zdania - wspomina Marta. - Piekarstwo to trudne rzemiosło, nie jest zabawą dla aktorów chwilowo bez teatru. Byłam zdesperowana tak jak on, też nie wiedziałam, jak opłacić rachunki, ale piekarni się bałam - wspomina.

Na szczęście Marta i Piotr tak mają w związku, że gdy jedno popada w przesadę czy panikę, drugie staje się bardzo rozsądne. Piotr dał się przekonać i... założyli wspólnie sklep warzywny ,,Twoja Nać”. Trochę nowego fachu poduczył ich znajomy, zdobyli zgrabny kontener, postawili go niedaleko teatru i zaczęli sprzedawać warzywa: na miejscu i z dostawą do domu.

Nie liczyli na specjalny sukces, ale mieszkańcom pomysł się spodobał. Okazało się, że talent aktorski sprawdza się także w handlowaniu, znaczenie miała się też solidność Piotra, który wstawał skoro świt, jechał na giełdę i wybierał najlepsze warzywa. Ludzie ustawiali się po nie w kolejkach, jak kiedyś po bilety do Żelaznego. Może i dlatego, że nie widziano jeszcze właściciela teatru, który prowadzi warzywniak i zachwala pietruszkę.

- W dzisiejszych czasach trzeba być flexi - tłumaczy Piotr. - Nie czułem się upokorzony, zarabiałem uczciwie w czasie pandemii, ale wciąż byłem człowiekiem teatru. Sprzedawanie warzyw nie było celem. Kiedy znowu uchylono drzwi teatrów, wróciłem na swoje miejsce.

Chociaż z powodu obostrzeń związanych z pandemią zyski z biletów były niewielkie, Teatr Żelazny mógł nareszcie grać, dla dorosłych i dzieci. Widzowie tylko na to czekali. Powodzeniem cieszyła się premiera sztuki Marty w reżyserii Piotra „Izba (nie) Przyjęć”. To komedia o prowincjonalnym szpitalu, gdzie wszystko stoi na głowie, a pacjent liczy się bardzo, owszem, lecz tylko w statystykach. Śmieszno-gorzki spektakl na czasie bawił widzów, ale autorzy nie zdążyli nacieszyć się sukcesem. Wkrótce, w listopadzie 2020 roku, przyszła wiadomość, że teatry znowu nie mogą działać.

- To był cios, sezon świąteczny, grudniowy był stracony. Nie mieliśmy już sklepu warzywnego, uwierzyliśmy naiwnie, że teatry nie będą już zamykane. Daliśmy się nabrać. Zostaliśmy całkowicie bez funduszy i nie było tak, jak na początku pandemii, tylko jeszcze gorzej. Nasze dziecko szykowało się na świat - opowiada Marta.

Pieniądze z warzywniaka włożyli w teatr, teraz nie mieli ani jednego, ani drugiego. Zawisnęli w próżni. Na co stawiać? Czy wrócić na stałe do warzyw, czy biedować i czekać na otwarcie teatru, które chyba musi w końcu nastąpić? Prowadzenie teatru w pandemii jest kosztowne, pod koniec października 2020 roku na portalu Patronite zamieścili prośbę o wsparcie. Pisali: ,,Walczymy o przetrwanie Teatru Żelaznego. Przez lata utrzymywaliśmy się z własnych wpływów, ceniąc sobie wypracowaną niezależność. Dziś, w dobie pandemii i obostrzeń, jakie są nakładane, dramatyczne ograniczenie dostępnych miejsc na widowni, wiemy, że ta jesień będzie ciosem, z jakiego się nie podniesiemy.”

Gdy teatr zamknięto, Piotr wziął się tym razem za dystrybucję pieczarek. Ale to, co wydawało się korzystniejsze i łatwiejsze do prowadzenia od warzywniaka, okazało się koszmarem. Nigdy nie wiedzieli, czy coś zarobią, a zarabiali grosze.

- Piotr wyjeżdżał świtem na drugi koniec Polski, na miejscu niestety wiele razy okazywało się, że pieczarek nie ma, nie będzie i cześć. W ogóle trudno było je zdobyć komuś nowemu w tej branży, jak on - opowiada Marta. - Wracał bardzo zmęczony, często z niczym. Kiedyś wiózł te pieczarki, tak ciężko zdobyte, a one się rozsypały, musiał je zbierać przez kilka godzin. Wrócił roztrzęsiony, cały w nerwach. Uspokajałam go, że będzie dobrze, że mu pomogę te pieczarki układać, zarobimy coś... Ale sama byłam w rozpaczy. To był dla nas okropny czas.

Bała się rano otworzyć oczy. Co strasznego zdarzy się dzisiaj? Nie widzieli światełka w tunelu; rachunki, jedzenie, mieszkanie trzeba było z czegoś opłacić. Nie było z czego. Marta z coraz większym brzuszkiem nie mogła pomagać przy grzybach. Śmiała się czasem, że są z nich wielcy właściciele teatru, co walczą o każdą pieczarkę jak o życie. Ale częściej płakała.

Kiedy już myśleli, że utoną, na trochę uratowała ich dotacja z tarczy antykryzysowej, przyszła w porę. Teatr wsparli też ich widzowie. Marta urodziła dziewczynkę, Konstancję. I chociaż poród w czasie pandemii był traumą, mama i córka są zdrowe. Ale do happy endu nadal daleko.

- Czułem i nadal czuję wielki wku... - denerwuje się Piotr. - Chociaż działamy od kilku tygodni, strat nie można nadrobić. Kawiarnia przy teatrze nie działa, na widowni tylko połowa foteli może być zajęta, czyli ledwie 48 miejsc. A wydatki wcale się nie zmniejszyły. Każdego dnia nie wiem, co będzie jutro.

Musi płacić za codzienne ogrzewanie, za magazyny na dekoracje, bo nie ma gdzie ich umieścić. Także za szlaban na placu, bo teatr zgodne z umową nie może prosić, żeby otwierano go tylko wtedy, gdy jest spektakl; żaden z kontrahentów aktorom nie odpuszcza. Od kiedy urodziła się Konstancja, jej ojciec czuje jeszcze większą presję, żeby przetrwać razem z teatrem, ale też realną niepewność, czy to się uda. A co, jeśli pandemia nigdy się nie skończy?

- Dotąd radziłem sobie biznesowo, nie jest to dla mnie żadna nowość. Aż do teraz - mówi Piotr. - Dostałem zastrzyk finansowy z tarczy, wsparcie od ludzi, ale ja tych pieniędzy bym nie wziął, gdybym mógł normalnie pracować. Bardzo kochamy naszych widzów, kochamy teatr, myślę jednak, że dzisiaj to już nie wystarczy. W takiej niepewności i sytuacji w kraju nie można działać, obawiam się, że Teatr Żelazny przegra walkę z pandemią.

Bądź na bieżąco i obserwuj

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera