8 lat temu zespół Guns N' Roses wystąpił w Rybniku. Legendarne 2,5 godziny spóźnienia, przeboje i Axl Rose, który przedłużył pobyt w hotelu

Fani Guns N' Roses przyjęli spóźnienie muzyków z większym, no właśnie...zrozumieniem?! Przymrużeniem oka? Wszak kto śledził ich ówczesną trasę koncertową ten wiedział, że rozpoczęcie koncertu po upływie kilku kwadransów akademickich to dla G N' R chleb powszedni. A to, że sześć lat wcześniej na warszawskiej Legii zaczęli grać przed czasem, można było wtedy uznać za coś w rodzaju "wypadku przy pracy".

Na szczęście koncerty Gunsów kolejnych latach: w Gdańsku i w Chorzowie były już niemal punktualne.

Wracając do Rybnika. Błędem było pewnie pozostawienie słuchaczy bez wyjaśnienia co się dzieje. Ale jest też druga strona tego medalu. Bo scena po zejściu ostatniego supportu należała już do ekipy zespołu Guns N' Roses. I to oni rozdawali karty. Supporty zostały wyproszone z zaplecza (ich garderoby znajdowały się po prawej stronie od okna sceny), a na scenę nie mógł nikt wchodzić, bo nie zezwolił na to management grupy.

Repertuar: mógł się podobać, bo był przekrojowy. Od przebojowego "Appetite for destruction" (m.in. " Welcome to the jungle", "Nightrain", "Sweet Child O' Mine" czy "Paradise City") po ostatni, tworzony przez kilka lat, album "Chinese democracy" z tytułowym singlem na czele, "Street of Dreams" czy "This I Love", podczas którego fani rozwinęli swą wielką flagę. Gdy zobaczył ją Axl, natychmiast poprosił dziewczynę ze swojej ekipy, by uwieczniła ten moment aparatem fotograficznym.

Głos Axla nie był może taki jak w latach największej świetności, ale jednego nie można mu odmówić - nie oddaje meczu walkowerem. Włożył w ten koncert całą swą energię. Oczywiście na miarę aktualnych możliwości. Mocnym punktem tego koncertu byli jego koledzy z zespołu, którzy popisywali się swoimi umiejętnościami, a jednocześnie bezbłędnie odtwarzali znane nam od lat melodie.

Zabalowali w hotelu

Większość czasu, od przylotu 9 lipca (razem z 12-osobowym otoczeniem) Axl Rose spędził w pokoju hotelowym. Wokalista został zakwaterowany w apartamencie katowickiego hotelu Monopol. Zarówno przed jak i po koncercie. Po występie na rybnickim stadionie wrócił do hotelu ok. 7.00 rano. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że w hotelu ekipa też zorganizowała sobie dalszą część imprezy.
Axl i jego ekipa mieli wylecieć 13 lipca rano, ale wokalista podobno zaspał... Kolejnym pomysłem na godzinę wylotu była 17.00. Na pyrzowickim lotnisku w gotowości czekał już ich samolot. Ale ekipie najwyraźniej tak się u nas spodobało, że nie spieszyli się, by opuścić hotel. Zamawiali tylko kolejne..herbatki! Ostatnia była już mrożona z cytryną.
Axl wyszedł z hotelu godz. o 20.05, po czym udał się na lotnisko. Jego kolejnych przystankiem na trasie była Słowacja (tego samego dnia!). Koncert według pierwotnego planu miał się rozpocząć o 20.00...