Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Labus: Usterki w myśleniu to problem pilotów

Teresa Semik
W powietrzu jest jak na drodze, na której są i gamonie, i bystrzaki - mówi Adam Labus, pilot akrobata, instruktor z Aeroklubu Śląskiego. - Boję się jeździć po polskich drogach, ale latać się nie boję - dodaje

Pana uczeń, Artur Kielak, mistrz Polski 2011 roku w akrobacji samolotowej, mówi, że jest pan dla niego wzorem, bo nikt tak nie potrafi nauczyć lotniczej dyscypliny. Co to jest ta lotnicza dyscyplina?
Trzeba wymagać od ucznia, żeby w lotach samodzielnych ściśle robił to, co ustaliliśmy przed startem. Nie może wprowadzać nowych elementów, które nie zostały omówione jeszcze na ziemi.

Kandydat na pilota musi umieć słuchać?
Musi. Wszystko zależy od tego, co kto umie, a co jeszcze musi opanować. Choć podobają mi się torty, to nie zjem całego od razu. Można dostać niestrawności albo na długo obrzydzić sobie to jedzenie. Tak samo jest w lotnictwie. Trzeba robić to, do czego jest się dobrze przygotowanym.

Jak już pilot zdobędzie uprawnienia i na dole nie ma instruktora, to...?
Musi się kierować bystrością umysłu i ciała, odpowiedzialnie podejmować decyzję, ale i sprawnie wykonać manewry. Każdy ma jedno swoje życie, a może jeszcze komuś zrobić krzywdę.

Podobno pilot, gdy wylata już 50 godzin, wie wszystko o lataniu, jest asem przestworzy. Dopiero po przetrwaniu tysiąca godzin w powietrzu myśli, czy starczy mu życia, by się wszystkiego nauczyć. Ciągle odkrywa coś nowego o sobie, samolocie, naturze. Sztuka polega na tym, jak przeżyć między 50 a 1000 godzin?
Kiedyś się mówiło, że po zdobyciu uprawnień, warto spokojnie dolatać do 200-250 godzin, wtedy już jest łatwiej przeżyć tę resztę godzin w powietrzu.

Dlaczego w lotnictwie amatorskim, sportowym jest coraz więcej wypadków, skoro technologia o niebo przewyższa tę sprzed stu lat, kiedy samoloty rozpadały się w powietrzu? Powinno być bezpieczniej.
I jest bezpieczniej. Kiedyś wytrzymałość materiałów była dużo gorsza, nie rozpoznawano mechanizmów działających na samolot w czasie ewolucji akrobacyjnych. Zakres niewiedzy jest już niewielki.

Czyli trzeba doskonalić człowieka, bo zawodzi najczęściej?
Należy skupić się na usterkach w myśleniu. Nie można przeceniać swoich umiejętności i możliwości. Co jest też ważne, trzeba wyłapać moment, w którym nasze możliwości maleją wraz z wiekiem, bez względu na pozytywną opinię lekarza. Albo trzeba mieć kolegów, którzy zwrócą nam uwagę, by w nocy już nie latać, przy gorszej pogodzie też lepiej zostać w domu. W młodości osiągamy pewien pułap, który z czasem się obniża. W równym stopniu dotyczy to kierowców samochodowych.

Wielu polskich pilotów szkoli się dziś na Słowacji i w Czechach, bo tam jest taniej. Ma to jakieś znaczenie dla bezpieczeństwa?
Mam kolegów, którzy się tam szkolili i to nic nie znaczy. Wszystko zależy od odpowiedzialności instruktora, szefa wyszkolenia. Jeśli na naukę jakiejś ewolucji przeznacza się określoną ilość godzin, a uczeń nie wykazuje postępów, to nie znaczy, ze system jest koślawy. Jednemu trzeba poświęcić więcej uwagi, innemu mniej.

Strach jest wpisany w naturę człowieka. Gdzie w lotnictwie jest ten strach ulokowany?
Jest strach przed… głupotą. I przed późnym powrotem do domu.

Nie rozumiem tego strachu przed domem...
Dopóki byłem kawalerem też nie rozumiałem, dlaczego koledzy mówili wieczorami, że strach wracać do domu. Teraz już wiem. Żona do dziś mi wypomina, że trójka dzieci do opieki, a ja na lotnisku.

Jak udało się panu przekonać żonę, by najmłodsza córka, Barbara, kręciła z panem podniebne akrobacje?
Rozmowy z małżonką były długie. Dziś Barbara ma większe uprawnienia w lotnictwie od moich. Może pilotować samoloty pasażerskie.

Pilotaż jest dla każdego, jak prawo jazdy?
W powietrzu jest jak na drodze, na której są i gamonie, i bystrzaki.

Jak na drodze jeden pilot przezywa drugiego?
Czasem żartujemy, kto nadaje się do lotnictwa bombowego, a kto na myśliwce. Bombowiec lata wolniej, pilot potrzebuje dużej przestrzeni na proste manewry, ma czas na myślenie. Pilot myśliwca musi działać szybko. Niedawno leciałem z Jastarni do Gdańska, gdzie na lotnisku był spory ruch i słyszę przez radio, jak wieża pyta panią pilot, czy manewr podejścia do lądowania wykona sprawnie, a małym samolotem można wylądować raz-dwa, czy też zajmie jej to więcej czasu. Potwierdziła, że sprawnie.

Czy w przestrzeni zarezerwowanej dla lotów amatorskich jest już tłok?
Bywają takie dni, kiedy zagęszczenie korespondencji radiowych jest spore, ale w Polsce tłoku jeszcze nie ma.

Podczas tegorocznych Szybowcowych Mistrzostw Polski w Pile zderzyły się dwa szybowce. Było tłoczno.
Zdarzyło się, choć nie powinno.

Trzy lata temu zabił się podczas pokazów w Płocku Marek Szufa, wicemistrz świata w akrobacji szybowcowej. Rozbił się uderzając o taflę wody. Wcześniej w Radomiu Lech Marchelewski z zespołu akrobatycznego Żelazny zderzył się w powietrzu z Piotrem Banachowiczem. Obydwaj zginęli. Brawura czy tylko pech?
Na pokazach wykonujemy program z marginesem bezpieczeństwa i nie można tej granicy bezpieczeństwa przekroczyć, szczególnie jak się wykonuje akrobacje na mniejszej wysokości, bo wtedy o nieszczęście nietrudno. Jest chęć pokazania się publiczności z jak najlepszej strony, ale równocześnie musi się włączyć takie myślenie do przodu - przecież nie pokażę ludziom, jak się zabiję. Zademonstruję, jak można prowadzić samolot wykonując akrobacje, czego inni nie potrafią.

Syn Pelagii Majewskiej, zdobywczyni szybowcowych rekordów świata, mówił mi, że w lotnictwie nie wolno zapowiadać końca kariery. Mama obiecała mu, gdy wybierała się po samolot do Portugalii, że to będzie już ostatni lot. Zginęła w drodze do domu. Nie wierzę w czarne koty i żadną magię. Wiele lat temu w każde Boże Ciało dochodziło do wypadków śmiertelnych w Aeroklubie Warszawskim i ktoś tam wpadł na pomysł, żeby już tego dnia nie latać. A jak ktoś wpadnie w korkociąg w lewym wirażu, to przestaniemy lubić lewe zakręty? Nie przesadzajmy. Po to się bada wypadki, żeby znów ktoś nie zginął w głupi sposób. Nikomu pani nie zagwarantuje, że wyjeżdżając rano autem, wróci do domu cały i zdrowy.

Przyzna pan, że piloci popełniają zwykle szkolne błędy? Na przykład źle nastawią ciśnienie w wysokościomierzu, albo zabiorą za dużo paliwa, nie wysłuchają danych pogodowych.
Są decyzje niewytłumaczalne na zdrowy rozum. Mogę jedynie zrozumieć pilota śmigłowca ratowniczego, który zabrał za dużo paliwa, bo wiedział, że na miejscu, do którego leci, nie dotankuje. Ale też znam pilotów, których stać było na kurs pilotażu i zakup samolotu, jednak praca nie pozwala im na praktykę, więc proszą, by ktoś doświadczony z nimi poleciał, wtedy znów nabiorą wprawy. To jest ta odpowiedzialność.

Pamięta pan swój pierwszy lot?
To było ponad 40 lat temu. Pamiętam chwilę, w której wyczepił się szybowiec z holu, by przejść do samodzielnego lotu i nastąpił taki moment lekkości. Dziwne uczucie, bo nie byłem przygotowany do stanu nieważkości, ale było to uczucie na tyle wyjątkowe, że chciałem je powtórzyć.

Odtąd mógłby pan mieszkać w samolocie, ale dozuje sobie przyjemność, żeby zawsze być nienasyconym?
Właśnie tak. Mnie się tam w górze bardzo podoba. Świat z tej perspektywy wygląda przyjemniej. W szybowcu jest dopiero frajda, bo łapie się kontakt z naturą.

Wybrał pan akrobację samolotową, a przecież cierpi pan na chorobę lokomocyjną.
Do karuzeli nawet się nie zbliżam. Nie potrafiłem jeździć autobusem, bo zapach spalin doprowadzał mnie do mdłości. Mając perspektywę jazdy pociągiem, nie jadłem już śniadania. Jakby mi ktoś wtedy powiedział, że będę bawił się w te powietrzne fikołki, to bym nie uwierzył.

I co, przeszło?
Gdy mam władzę w ręce, czyli stery, nic się nie dzieje. Ale gdy wyjdę na balkon, to się zastanawiam, jak ktoś tę barierkę montował. Nawet nie chcę jej dotknąć.

Pracował pan w kopalni Wieczorek, czyli też ekstremalnie?
Nasłuchałem się pretensji kolegów z nocnej zmiany. Oni szli spać, a ja im brykałem nad głowami ćwicząc akrobacje samolotowe. Lotnisko Muchowiec istnieje od 1927 r. Pobliskie osiedla powstały później, więc lokatorzy musieli się liczyć z lotami i hałasem.

Wiadomość o wypadku w lotnictwie zmusza do refleksji?
Biorę pod uwagę to, że jestem śmiertelnikiem, ale boję się jeździć po polskich drogach. Latać się nie boję.

***

Adam Labus uprawiał akrobację lotniczą wyczynowo. Był mistrzem dawnych Niemiec Wschodnich, wygrał kilka zawodów ogólnopolskich. Dziś szkoli pilotów akrobatów. Był nauczycielem i trenerem m.in. Mistrza Polski w akrobacji lotniczej z 2011 r. Artura Kielaka oraz Mistrza Polski z 2013 roku Łukasza Świderskiego.

Firebirds to grupa akrobacyjna, którą prowadzi Adam Labus na samolocie Zlin 50LS. Firebirds kręcą wiązanki figur na samolotach w biało-czerwonych barwach. Grupę tworzą także: Sebastian Nowicki - prawe skrzydło, samolot Extra 300L oraz Łukasz Świderski - lewe skrzydło, samolot Extra 300S.


*Trąba powietrzna spustoszyła Pszczynę! ZDJĘCIA + WIDEO
*Mundial 2014: Brazylia - Niemcy 1:7 [MEMY + OPINIE] Brazylia upokorzona, drwiny w internecie
*Katastrofa samolotu pod Częstochową: ZDJĘCIA, PRZYCZYNY, OPINIE ŚWIADKÓW
*Gdzie na basen? Zobacz kryte baseny w woj. śląskim [LISTA BASENÓW]
*Jakie będzie lato? Zobacz prognozę pogody na lipiec 2014 i zaplanuj urlop

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!