Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aneta Kręglicka. 30 lat temu, 22.11 1989 r., wybrano ją Miss Świata. - Dziś już umiem się cieszyć tym tytułem - mówi. WYWIAD, ZDJĘCIA

Katarzyna Pachelska
Katarzyna Pachelska
Aneta Kręglicka, 2016 r.
Aneta Kręglicka, 2016 r. Andrzej Banas / Polska Press
22 listopada 1989 roku w Hongkongu przyznano jej, 24-letniej dziewczynie z bloku wschodniego, tytuł Miss World. Przez lata Aneta Kręglicka, jedyna polska Miss World, próbowała udowodnić sobie i całemu światu, że oprócz urody ma też umysł i smykałkę do biznesu. Przeczytaj WYWIAD z jedyną polską Miss World.

Aneta Kręglicka ma 54 lata, urodziła się 23 marca 1965 roku w Szczecinie. Jest absolwentką III LO im. Bohaterów Westerplatte w Gdańsku. Tańczyła w studenckim zespole tańca współczesnego „Jump” w Akademickim Centrum Kultury Uniwersytetu Gdańskiego. Ukończyła studia ekonomiczne na Uniwersytecie Gdańskim. W 1989 r. została Miss Polonią, a później, w wieku 24 lat, Miss Świata. Jest jedyną Polką, która zdobyła ten tytuł. W 1992 r. założyła firmę - agencję reklamową. Od tego czasu jest bizneswoman, obecnie prowadzi firmę consultingową. Mieszka w Warszawie. Od 1998 r. jest żoną reżysera Macieja Żaka, z którym ma 19-letniego syna Aleksandra. W 2006 r. brała udział w „Tańcu z gwiazdami”, a w 2013 r. była przewodniczącą panelu jurorskiego konkursu „Projektanci na start”. Była twarzą biżuterii Apart, marki obuwniczej Badura. Jest muzą projektanta Macieja Zienia, zaprojektowała własne linie ubrań dla polskiej marki L’AF. W październiku gościla w Katowicach na KTW Fashion Week w Fabryce Porcelany.

WYWIAD Z ANETĄ KRĘGLICKĄ

W tym miesiącu mija 30 lat od wyboru pani na Miss Świata 1989. Jak wspomina pani tamten dzień?
Dziś patrzę na to z dużym sentymentem, ale kiedyś, poza samym momentem wyboru - wielkiej radości, miałam kłopot z byciem miss. Przez wiele lat próbowałam udowodnić wszystkim, że to był przypadek. Nigdy nie myślałam o udziale w konkursie piękności. Nigdy też z wypiekami na twarzy nie oglądałam podobnych konkursów. Dlatego trochę siłą rozpędu zostałam miss. W czasie studiów ekonomicznych tańczyłam w zespole tańca nowoczesnego. Rok wcześniej koleżanka z zespołu wzięła udział w konkursie Miss Polonia i w kolejnym roku dziewczyny zaczęły mnie namawiać, bym też się na to zdecydowała. Ostatecznie do udziału przekonał mnie mój tata.

Czyli to jego wina?
Tak, to była jego wina (śmiech). Ale później niesamowicie mi kibicował. Byłam zdziwiona jego postawą, bo tata był zasadniczym człowiekiem i myślałam, że raczej nie chciałby zobaczyć, jak jego córka biega w kostiumie kąpielowym po scenie. Ale ponieważ znał dobrze swoje dziecko, wiedział, że jest po prostu rozsądne, powiedział: „Córeczko, jak ci nie będzie to odpowiadać, to zrezygnujesz. Wierzę w ciebie”. Dopiero słowo taty zdecydowało, że wzięłam udział w konkursie. Ale szłam tam trochę jak na ścięcie. Nie byłam zbyt euforycznie nastawiona do startu. A później wszystko poszło lawinowo - najpierw Miss Wybrzeża, Miss Polonia, potem Vice Miss International w Japonii. Tak naprawdę na wybory Miss Świata nie chciałam pojechać. Po 5 czy 6 tygodniach pobytu w Japonii z konkursu Miss International wróciłam do domu i miałam zaledwie pięć dni, by przygotować się do wylotu na wybory Miss Świata w Hongkongu. Mówiłam: „Wyślijcie, proszę, pierwszą wicemiss”, ale szefowa biura Miss World Julia Morley poprosiła organizatorów wyborów Miss Polonia, by przesłali jej moje najświeższe zdjęcia, z Japonii. Jak zobaczyła fotografie, które zrobiłam do reklamy firmy kosmetycznej, to stwierdziła, że to ja muszę przyjechać. Nie miałam wyjścia. I, po tych pięciu dniach w domu, stęskniona za babcią, tatą, mamą ruszyłam znowu w świat, znów do Azji.

To była znakomita przygoda, ale później miałam z tym kłopot, chciałam wszystkim udowodnić, że jestem mądrzejsza niż faktycznie byłam - mówi Aneta Kręglicka

Miała pani przeczucie, że może wygrać ten konkurs?
Wśród tych dziewczyn czułam się... na pewno nie najpiękniejsza, bo jak można porównać np. Etiopkę do Polki? Ale dziewczyny same mnie typowały do zwycięstwa, zawsze byłam w pierwszej trójce. Były prowadzone wewnętrzne ratingi, i plasowałam się w czołówce. Później były obrady jury, rozmowy z jurorami. Trzech jurorów powiedziało mi: „You are my favourite” (Jesteś moją faworytką). Kolejnych dwóch spotkałam na korytarzu, powiedzieli mi: „Miss Poland, take care tomorrow” (Miss Polonia, trzymaj się jutro”). Myślałam, że to pewnie znaczy, że może się dostanę do finałowej dziesiątki. No a potem to był szał… Nie uważałam na próbach koronowania Miss World, bo w tym czasie z moją przyjaciółką Włoszką przesiadywałyśmy w toalecie. Paula, niestety, paliła papierosy (ja nie nauczyłam się palić do dzisiaj). Mimo to zaprzyjaźniłyśmy się, ona nie znała angielskiego, a ja znam włoski, więc byłam jej tłumaczką. W rewanżu Paula była moją wielką orędowniczką. Kiedy odczytano werdykt, nie wiedziałam, co mam robić. Na szczęście mam muzyczne ucho, więc pamiętałam moment, w którym Miss World powinna zasiąść na tronie. Przy pomocy kierujących mną za pomocą świateł Chińczyków udało mi się dotrzeć na to miejsce w odpowiednim momencie.

Zobaczcie koniecznie

Jak dziś ocenia pani tamten czas?
To była znakomita przygoda, ale później miałam z tym kłopot, chciałam wszystkim udowodnić, że jestem mądrzejsza niż faktycznie byłam. Szybko założyłam firmę - agencję reklamową, i przedstawiciele przedsiębiorstw często umawiali się na spotkania biznesowe ze mną bardziej z ciekawości niż po to, by dać mi pracę. Dzisiaj, z perspektywy czasu, uważam, że czas po wygraniu konkursu Miss World był przyspieszonym kursem dojrzewania. Zwiedziłam świat, poznałam swoje predyspozycje, mocne strony, o których nie miałam wcześniej pojęcia. Byłam przecież jeszcze studentką. Ale już znałam dwa języki obce, więc udzielałam wywiadów swobodnie prawie we wszystkich telewizjach śniadaniowych w Nowym Jorku, i po włosku w wieczornych show w Rai Uno i Rai Due. To mi dało sygnał, że po prostu daję radę i również poczucie własnej wartości. Obserwatorzy zagraniczni byli zaskoczeni, że dziewczyna z bloku wschodniego czuje się tam swobodnie. Pamiętam te pytania, jak to możliwe i czy moi rodzice są dyplomatami. Później to doświadczenie zaprocentowało. Spowodowało, że miałam odwagę założyć własną firmę i bez doświadczenia reklamowego konkurować z agencjami zachodnimi, prowadzonymi przez ekspatów, o duże projekty. Na początku prowadziłam agencję intuicyjnie, a później, z projektu na projekt, miałam coraz więcej doświadczenia, i wygrywałam w przetargach. Wtedy pojawiła się satysfakcja i zapomniałam o metce miss.

Obserwatorzy zagraniczni byli zaskoczeni, że dziewczyna z bloku wschodniego czuje się tam swobodnie. Pamiętam te pytania, jak to możliwe i czy moi rodzice są dyplomatami - wspomina Aneta Kręglicka

Ludzie jednak wciąż widzieli w pani miss, a nie poważną bizneswoman?
Początki w biznesie miałam rzeczywiście trudne. Chciałam być traktowana poważnie. Wydaje mi się, że to był jednak mój wewnętrzny spór, bo ludzie odbierali mnie zawsze dobrze, jako rozsądną dziewczynę. Chyba bardziej byłam niepogodzona sama ze sobą. Na negocjacje byłam zapraszana z ciekawości, wcale nie po to, by mi dać projekt. Dopiero gdy okazywało się, że nie wykorzystuję kobiecych atutów w rozmowach, nawet nie potrafię tego robić, jestem konkretna, to dopiero do prezesów i dyrektorów zaczęło dochodzić, że za tą koroną jest ktoś, kto myśli, jest profesjonalny, obowiązkowy, rzetelny. Z projektu na projekt udowadniałam kolejnym klientom, że warto ze mną współpracować.

Do dziś prowadzi pani swoją firmę. Zawsze była pani na swoim?
Tak. Nigdy w życiu dla nikogo nie pracowałam. Nie wiem, skąd się u mnie wzięło to postanowienie pracy dla siebie. Moi rodzice też się zastanawiali nad tym, bo mój tata był dyrektorem firm publicznych, moja mama była zawsze zatrudniona u kogoś. Nikt nie prowadził własnego biznesu. A ja, już w szkole średniej, zadeklarowałam, że będę pracować tylko dla siebie. W 1992 r. założyłam swoją firmę i od tego czasu nigdy dla nikogo nie pracowałam. To jest trudne, bo oznacza pogoń za klientem, pilnowanie pracowników, ciągły stres i odpowiedzialność. Nie zawsze się wygrywa przetargi. Bywało różnie, a mimo to bilans jest na plus. Mam charakter lidera, pewnie jestem też apodyktyczna przez całe zawodowe życie będąc szefową. Niektórzy uważają mnie za trudną osobę. Ale, niestety, w Polsce jest takie przeświadczenie i przyzwyczaiłam się już do tego, że człowiek wymagający jest uznawany za trudnego partnera. No cóż, wolę więc być trudna (śmiech). Ale bardzo lubię słuchać mądrych ludzi, też młodych pracowników. Jeśli ktoś ma mocne argumenty, zawsze mnie przekona do zmiany zdania. Nie jestem nieomylna.

. Niektórzy uważają mnie za trudną osobę. Ale, niestety, w Polsce jest takie przeświadczenie i przyzwyczaiłam się już do tego, że człowiek wymagający jest uznawany za trudnego partnera. No cóż, wolę więc być trudna - śmieje się Aneta Kręglicka

Jeszcze niedawno zarzekała się pani, #że nie chce mieć konta na Instagramie ani żadnym innym portalu społecznościowym. A ponad rok temu je pani założyła. Co panią skłoniło do zmiany?
Szukałam sposobu, jak pokazać siebie niestandardowo i niedosłownie dokumentować swoje życie. Pomyślałam, że mogę to zrobić tylko wizerunkowo, umieszczając zdjęcia z dziedzin życia, które mnie interesują a więc: moda, uroda, wnętrza, trochę wspomnień i zdarzeń współczesnych. Robię kolaże, sekwencje zdjęć układających się w większe formaty. Nie piszę elaboratów, nie pouczam i nie serwuję oczywistych mądrości, są to raczej krótkie komentarze do ilustracji. Wydaje mi się, że mój Instagram trochę się wyróżnia. Myślę, że ma swój określony charakter. Nie zależy mi też na popularności, daję słowo. Dzisiejsza popularność celebrycka nawet mnie zawstydza. Mówiąc szczerze, boję się mieć milion obserwatorów. Preferuję kameralność, wtedy czuję się dobrze. Oczywiście, gdy uczestniczę w dużych projektach, promuję je. Ale projekty dobieram niezwykle starannie i nieczęsto. Do współpracy zapraszana jestem głównie przez marki ekskluzywne, premium. A ekskluzywność nie lubi tłumów. Nie chcę też budować Istagrama, sprzedając swoją prywatność. Pokazałam mojego syna Aleksandra na moim profilu na Instagramie dwa razy, gdy skończył 18 lat i niedawno, gdy dostał się na studia biznesowe w Paryżu. To były dla mnie dwa bardzo ważne momenty i dlatego je odnotowałam. Niestety, szybko znaleźliśmy się w portalach plotkarskich. To mi nie do końca odpowiada. Media czasami manipulują, koloryzują, dopisują, a ja dobrze znam siebie i prawdziwą swoją historię i nie ma w tym żadnej sensacji.

Pani jest dla mediów plotkarskich łakomym kąskiem, bo pani siebie dozuje. Jakikolwiek przeciek z pani życia osobistego jest dla nich atrakcyjny.
Tak. Gdy pokazałam syna na studiach, i wszędzie o nas pisali, pomyślałam: Co ja narobiłam? Bycie gwiazdą niepopularną, to byłoby coś.

To się chyba wyklucza.
Możliwe. Gwiazda, to jednak ktoś nietuzinkowy, o wyjątkowej charyzmie, talencie, wiedzy, magnetyzmie, to zdecydowanie nie osoba, która tylko założyła dobrą stylówkę. W Polsce jest dziś czas osób popularnych, które zarabiają na tym pieniądze. To chwilowe kariery i tani poklask, nie lubię tego. Dlatego rzadko bywam, nie chcę stawać na ściankach, być przypisana do tej grupy. Wiem, że nie tylko ja czuję się z tym niekomfortowo.

Syn ma smykałkę do interesów, skoro wybrał kierunek studiów?
To się okaże. Na pewno, podobnie jak ja, ma zdefiniowane plany na przyszłość, chce być przedsiębiorcą. Ja jestem ekonomistą, ale z zacięciem artystycznym. Mój mąż Maciej jest po filologii i reżyserii i pracuje jako reżyser. A Alek, mimo że bardzo ładnie rysuje, gra na pianinie, robi ciekawe zdjęcia, i ma ku temu ewidentnie predyspozycje, nie chce iść tą drogą.

Ja już w żadnym programie rozrywkowym nie wystąpię raczej. Takie programy mnie nie interesują - mówi stanowczo Aneta Kręglicka

Często dzwonią do pani producenci programów rozrywkowych? Teraz jest tyle formatów z gwiazdami w roli głównej... A pani przecież już występowała w jednym z nich - w „Tańcu z gwiazdami”.
Coraz rzadziej dzwonią, na szczęście. Ja już w żadnym programie rozrywkowym nie wystąpię raczej. Takie programy mnie nie interesują. „Taniec z gwiazdami” był dla mnie pewną zabawą, trochę powrotem do młodości, kiedy na studiach tańczyłam taniec współczesny. Gdy dostałam propozycję wystąpienia w tym programie, pomyślałam, że zrobię coś tylko dla siebie, dla swojej fizyczności. I tak też się stało, oprócz kaloryfera na brzuchu dostałam poważny zastrzyk adrenaliny. Mniej oczywiście podobało mi się to medialne zamieszanie i do tego nie tęsknię.

To może np. własny program w telewizji? Miała pani takie propozycje?
Moją drogą nie są media. Nie interesuje mnie praca w telewizji. Uważam, że nie ma programu, który bym mogła poprowadzić. Musiałyby to być kolejne rozmowy, kolejne gadające głowy. To jest nudne. Interesowałby mnie ewentualnie program o podróżach, ale musiałby on tyle kosztować, że żadnej telewizji na to nie byłoby stać. Od czasu do czasu przyjmuję zaproszenia na tzw. kanapę, choć bardzo rzadko, i tylko jeśli stoi za mną jakiś konkretny projekt.

Z zewnątrz wydaje się pani osobą chłodną, dystyngowaną. Czy na tyle, że ludzie boją się panią poprosić o autograf albo o zdjęcie?
Rzeczywiście, jestem tak postrzegana. Ale jak już ktoś mnie lepiej pozna, to mówi mi, że miał błędne wyobrażenie o mnie. Że jestem otwarta, potrafię być zabawna, wygłupiać się. Faktycznie jestem osobą, która nie potrzebuje aplauzu, akceptacji tysięcy osób. Mam grono przyjaciół, z którymi się spotykam, bawię się, i ich opinia się dla mnie liczy.

Nigdy nie byłam na diecie restrykcyjnej czy pudełkowej. Nawet nie potrafię na przykład jeden dzień nic nie jeść. Nie jem praktycznie mięsa, jem mało nabiału, ale lubię jajka - wyznaje Aneta Kręglicka

Świetnie pani wygląda, ma pani idealną figurę. Jak pani o siebie dba? Czy stosuje pani jakąś dietę?
Nie, nigdy nie byłam na diecie restrykcyjnej czy pudełkowej. Nawet nie potrafię na przykład jeden dzień nic nie jeść. Nie jem praktycznie mięsa, jem mało nabiału, ale lubię jajka. Jem rzeczy, które według mnie są zdrowe - dużo sałat, warzyw, ryby, kasze. I ćwiczę. U mnie jest to kombinacja dobrych genów i dyscypliny. Ćwiczę regularnie. Lubię się wysypiać, o 23 już śpię. Pewnie do mojej dobrej figury przyczynia się też mój temperament, bo jestem dość szybka, ciągle coś robię i to w dużym tempie. To daje mi energię i przy okazji spalam kalorie.

Na swoim profilu na Instagramie ciągle pani pisze, że lubi słodkie…
Tak, bardzo lubię słodkości. Mój dziadek był cukiernikiem. Na co dzień jednak tego nie jem garściami. U nas zawsze po obiedzie jest deser, ale to jest np. kostka czekolady. Dobrze piekę ciasta, więc robię to raz na tydzień albo na dwa tygodnie, bo chłopcy lubią. To najczęściej sernik albo szarlotka. Bardzo lubię torty, makowiec i lody. Jak mam wolną chwilę, to lubię sobie podejść do jakiejś fajnej kawiarni i zjeść kawałek tortu.

Chciałabym to zobaczyć…
Naprawdę to robię!

A jeśli chodzi o urodę? Jak pani o nią dba? Korzysta pani z medycyny estetycznej?
Stosuję codzienną pielęgnację. Robię też mezoterapię, korzystam z laserów. Staram się starzeć naturalnie. Wiadomo, że pewne rzeczy uda mi się opóźnić, powstrzymać, a innych nie i nie zamierzam się z tego powodu umartwiać.

Nie przegapcie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera