W poniedziałek, 14 lutego, mija dokładnie 86 lat od dnia, w którym na świat przyszła piosenkarka Anna German. Jeśli spojrzymy na tę datę - Dzień Zakochanych, trudno oprzeć się wrażeniu, że z wielu powodów pasuje do tej niezwykłej postaci. W latach 60. i 70. ubiegłego wieku jej „słowiczy” głos zauroczył setki tysięcy ludzi na całym świecie, a i współcześnie wciąż jest odkrywana przez kolejne pokolenia. Rozumiem, że i pani jest w gronie pozostających pod wpływem tej legendarnej artystki? Czy odnajduje w sobie pani podobieństwo do Anny German?
Samo życie dawało mi sygnały, które mówiły o tej niezwykłej więzi. Moja mama, będąc młodą dziewczyną, codziennie śpiewała „Tańczące Eurydyki”, co wiem z opowieści dziadków. Ja również słyszałam tę piosenkę w dzieciństwie w wykonaniu mamy. Oczywiście wtedy postać Anny German nic mi nie mówiła, a i piosenka w odbiorze dla małego dziecka była trudna. Będąc już dorosłą, wzięłam na warsztat repertuar artystki i pracując nad nim, z wielkim zdumieniem odkryłam w sobie ogromne pokłady liryzmu. Byłam zaskoczona, bo wcześniej postrzegałam siebie jako artystkę bardziej predestynowaną do ról temperamentnych, pełnych namiętności i pasji. Czułam się w nich świetnie. Natomiast, rozczytując kolejne piosenki z repertuaru Anny German, poczułam, że idealnie wpisują się one w mój, być może do tej pory ukryty, rys charakteru.