Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Antoni Piechniczek: Ten medal zdobyliśmy dla polskich kibiców nie dla generała czy władzy ROZMOWA

Jacek Sroka
Jacek Sroka
Brązowy medal MŚ w Hiszpanii był największym sukcesem trenera Antoniego PiechniczkaZobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Brązowy medal MŚ w Hiszpanii był największym sukcesem trenera Antoniego PiechniczkaZobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Arkadiusz Gola i Sylwia Dabrowa
40 lat temu - 10 lipca 1982 roku - reprezentacja Polski odniosła ostatni wielki sukces, sięgając po brązowy medal mistrzostw świata w Hiszpanii. O tamtym pamiętnym mundialu rozmawiamy z selekcjonerem Biało-Czerwonych Antonim Piechniczkiem, który w tym roku skończył 80 lat.

Antoni Piechniczek: Ten medal zdobyliśmy dla polskich kibiców nie dla generała czy władzy

Na mundialu w Hiszpanii pana reprezentacja stanęła na podium MŚ. Od tej pory mija właśnie 40 lat, a nasza kadra narodowa nawet nie zbliżyła się później do takiego sukcesu.
Niewątpliwie z perspektywy lat ten sukces doceniamy jeszcze bardziej. Jak sięgaliśmy po ten medal na mundialu, to cieszyliśmy się bardzo, ale pamiętam moją rozmowę przed meczem o trzecie miejsce z ówczesnym ministrem sportu Marianem Renke, który powiedział mi tak: „Panie trenerze, jeśli wygracie z Francją, to powtórzycie sukces pana Kazimierza Górskiego i staniecie się legendą polskiej piłki, ale jeśli przegracie, to po paru latach tym czwartym miejscem nikt nie będzie się zachwycał. Zrób pan wszystko, żeby jeszcze raz zmobilizować chłopców do walki, żeby potraktowali ten mecz jako najważniejszy w tym turnieju i zrobili wszystko, żeby go wygrać”. Tak też się stało i wróciliśmy z MŚ z drugim w historii, i jak na razie, ostatnim medalem.

Zanim jednak kapitan reprezentacji Władysław Żmuda rozdał kolegom w Alicante brązowe medale po meczu z Francją, bo prezydent FIFA Joao Havelange wręczył mu tacę z krążkami, tak różowo nie było. Przygotowania kad-ry po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego kompletnie się bowiem posypały...
Faktycznie wiosną 1982 roku nie chciała z nami grać żadna reprezentacja i to było sporym utrudnieniem. Ja jako praktyk, były piłkarz, a potem trener klubowy, uważałem jednak, że najważniejsze są nie mecze międzypaństwowe, ale liczba dobrych przeciwników, z którymi się gra. My po wywalczeniu awansu na ten mundial rozegraliśmy 13 meczów kontrolnych z drużynami klubowymi, z których 12 wygraliśmy, osiągając stosunek bramkowy 62:10. Brałem na kilka dni zawodników z polskich klubów i leciałem z nimi na parę dni do Włoch, Niemiec czy Hiszpanii, gdzie rozgrywaliśmy sparingi, które okazały się bardzo dobrym przetarciem dla kadrowiczów.

Początek mundialu nie nastrajał jednak kibiców optymistycznie. O ile jeszcze bezbramkowy remis z Włochami przyjęto spokojnie, o tyle podział punktów z Kamerunem wywołał w kraju falę krytyki.
Brutalna prawda o dużych imprezach piłkarskich, mistrzostwach świata czy Europy, jest taka, że jeżeli nie przegrasz pierwszego meczu, a tym bardziej jak nie przegrasz dwóch pierwszych spotkań, to jeszcze nie tracisz szans na awans. Zupełnie inaczej by to wyglądało, gdybyśmy pierwszy czy drugi mecz przegrali. Po remisie 0:0 z Kamerunem znaleźliśmy się „pod ścianą” w ostatnim grupowym spotkaniu z Peru. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to jest dla nas mecz o wszystko, decydujący o tym, czy wyjdziemy z grupy, czy nie, ale nadal mieliśmy wszystko w swoich rękach. No i wyszliśmy z grupy, strzelając w ciągu 20 minut pięć bramek, czego nigdy wcześniej, ani nigdy później, reprezentacja Polski w MŚ nie dokonała.

Ta druga połowa spotkania z Peruwiańczykami była przełomem?
Oczywiście, że była przełomem, ale jeśli ktoś sądził, że po bezbramkowej pierwszej części gry w naszej szatni było nerwowo, to go rozczaruję. W przerwie mówiłem zawodnikom, że jesteśmy lepszym zespołem niż Peru, że mamy dużą przewagę i że pod bram-ką rywali trzeba zachować więcej spokoju, bo jak strzelimy pierwszego gola, to na pewno wygramy. Sam doskonale zdawałem sobie sprawę, że jeśli nie awansujemy z grupy, to będzie to mój ostatni mecz w roli selekcjonera, ale patrząc w metryki niektórych piłkarzy, dla nich też byłoby to ostatnie 45 minut w kadrze i to im również w przerwie powiedziałem. Może to też wyzwoliło w nich w tej drugiej połowie dodatkowe siły i zaczęli strzelać dla nas bramkę za bramką.

ZOBACZCIE ZDJĘCIA ANTONIEGO PIECHNICZKA

Mecz z Belgią wygrany 3:0 był popisem Zbigniewa Bońka, który zaliczył w nim hat-tricka.

Boniek pojechał na ten mundial już jako piłkarz Juventusu, ale po dwóch pierwszych meczach mówiło się o nim niewiele, a jeśli już, to były to raczej uwagi krytyczne. Jedyne, co go broniło, to fakt, że jego nowi klubowi koledzy z Turynu, grający w reprezentacji Włoch, też mieli na koncie dwa remisy. W spotkaniu z Peru zdecydowałem się na przesunięcie go z drugiej linii do ataku i to przyniosło efekt w postaci gola, lecz tak naprawdę klasą błysnął w potyczce z Belgami.

Świetnie się to oglądało! Mecz z Belgią był najlepszym spotkaniem kadry narodowej pod pana wodzą?
Było kilka udanych spotkań eliminacyjnych, kilka dobrych potyczek towarzyskich, ale z pojedynków o dużą stawkę był to na pewno najlepszy mecz. Szybko objęliśmy prowadzenie, potem podwyższyliśmy wynik i spokojnie dowieźliśmy do go końca pierwszej połowy, po przerwie przypieczętowując efektowne zwycięstwo trzecim golem.

Kolejne spotkanie ze Związkiem Radzieckim było meczem z podtekstami. Przeszło do historii nie tylko dlatego, że dało nam awans do strefy medalowej, ale także dzięki rajdom Włodzimierza Smolarka do narożnika boiska, by ukraść cenny czas, oraz flagom Solidarności na trybunach.
Wiedzieliśmy doskonale, jaka jest sytuacja w kraju i z pewnością nikt z piłkarzy czy członków sztabu szkoleniowego nie mógł powiedzieć, że nas to nie interesuje. Z drugiej jednak strony nie bardzo mogliśmy sobie pozwolić na jakieś gesty przeciwko ówczesnej władzy. Zresztą wiedzieliśmy, że to niewiele da. Władze spodziewały się tego i mecz w naszym kraju pokazywany był z lekkim poślizgiem, by realizator w TVP mógł zareagować i w miejsce wiszących za bramkami flag Solidarności wstawić inny neutralny obraz trybun. My ze swej strony daliśmy jednak ogromną satysfakcję kibicom, wyeliminowując Związek Radziecki z mundialu.

W półfinale znów trafiliśmy na Włochów, ale tym razem musieliśmy radzić sobie bez Bońka, który musiał pauzować za żółte kartki.
Wielka szkoda, że Zbyszek nie grał, bo po przesunięciu go do ataku wyraźnie zaskoczył. Jego absencja zmusiła mnie do przetasowań w drużynie. Zrobiłem parę roszad w ustawieniu i może było ich ciut za dużo. Z drugiej strony dla Bońka też nie byłby to łatwy mecz. Grałby na boisku z przyszłymi kolegami z nowego klubu i mógłby się spotkać i z jakimś brutalnym faulem i ostrą wypowiedzią, bo w takim meczu wszystkie chwyty są dozwolone.

Wiele osób zastanawia się, dlaczego nie postawił pan na Andrzeja Szarmacha, który miał patent na Włochów?
Zdawałem sobie sprawę, że to może być mój jedyny w karierze trenerskiej półfinał mistrzostw świata i tak rzeczywiście było. Starałem się więc zrobić wszystko jak najlepiej, a rozsądek dyktował mi, żeby na tego zawodnika nie stawiać. Szarmach był osiem lat starszy niż w kadrze Kazimierza Górskiego i już podczas poprzednich MŚ w Argentynie był zdejmowany z boiska. W dodatku na mundialu w Hiszpanii miał nadwagę. Wiele osób mówiło mi, żebym dla świętego spokoju albo dla kibiców dał pograć Szarmachowi, ale ja zarówno wtedy, jak i teraz uważam, że podjąłem dobrą decyzję, nie wystawiając go do gry w półfinale.

Czy to, że w Barcelonie kadra mieszkała w hotelu bez klimatyzacji, miało wpływ na wynik tego spotkania?
Na pewno miało to znaczenie, podobnie jak fakt, że byliśmy w tej Barcelonie dość długo i w życie kadry wkradło się odrobinę monotonii. Działacze PZPN bronili się tym, że w tym hotelu we wcześniejszej fazie mistrzostw mieszkała inna reprezentacja i nikt nie narzekał. Hotel był z granitu oraz betonu i wydawało się, że te potężne ściany dadzą ochłodę. Przyszły jednak upały i jak się to wszystko nagrzało, to ciężko było tam wytrzymać. Zawodnicy nie potrafili w nocy spać, przykrywając się mokrymi prześcieradłami, a w dzień spędzali czas na basenie.

Ostatnie spotkanie o trzecie miejsce graliśmy w Alicante z Francją rozbitą psychicznie po półfinale z Niemcami.
Francuzi w dogrywce prowadzili z Niemcami 3:1, a jednak zremisowali ten mecz 3:3 i przegrali w rzutach karnych. Trener Michel Hidalgo w meczu o brąz wystawił zawodników, którzy wcześniej mniej grali, uznając, że będą imponować na boisku świeżością, a przy tym będą bardziej zmotywowani niż ci, którzy tak pechowo przegrali półfinał. Pojedynek lepiej zaczęli Francuzi, ale my później strzeliliśmy trzy gole. Ostatnią naszą bramkę na mundialu zdobył Janusz Kupcewicz, który zmarł w tym tygodniu.

To jednak nie był koniec emocji na tym mundialu, bo powrót do kraju też wam dostarczył dodatkowych „atrakcji”.
Wylatywaliśmy z Madrytu jako ostatnia ekipa grająca w MŚ, bo przedstawiciel LOT-u spóźnił się do pracy dwie godziny, a my przechodziliśmy te same procedury odprawy na lotnisku, co wszyscy pasażerowie. W końcu wsiedliśmy jednak do samolotu, który przyleciał po nas z Warszawy. Stewardesa pięknie nas wita i mówi: „Gratulujemy sukcesu reprezentacji, przygotowaliśmy dla panów program rozrywkowy i dobre menu”. Wystartowaliśmy, ale po chwili rozległ się komunikat: „Proszę ponownie zapiąć pasy, bo podchodzimy do lądowania”. Myślałem, że to już początek tego programu rozrywkowego, jakiś kabaret czy coś. Ale samolot zaczął faktycznie lądować, na płycie lotniska pojawiły się wozy strażackie, a pas startowy polano pianą. Okazało się, że jedno koło się nie schowało i pilot liczył, że uderzając nim w ziemię uda się odblokować mechanizm. Tak się jednak nie stało i musieliśmy czekać na drugi samolot, który przyleciał dopiero wieczorem, a my w Warszawie wylądowaliśmy już po 1 w nocy. Na Okęciu mimo wielogodzinnego spóźnienia czekało na nas jednak bardzo wielu kibiców, którzy towarzyszyli nam przez całą drogę do hotelu.

Następnego dnia doszło do spotkania całej reprezentacji z generałem Jaruzelskim, choć początkowo nie było ono wcale planowane.
To nie był tylko wymysł komunistów. Każda władza świętuje ważne sukcesy ze sportowcami. To dobrze, że potrafi się je docenić, choć akurat my za ten mundial dostaliśmy tylko po kilka tysięcy dolarów. Dziś piłkarz za samo wejście do samolotu lecącego na MŚ dostaje więcej niż my za trzecie miejsce na świecie. Ten medal zdobyliśmy jednak dla siebie i dla polskich kibiców, a nie dla władzy czy generała.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera