Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Apollo 11: Wielki skok ludzkości. Jak polecieliśmy na Księżyc i odkryliśmy Ziemię

Tomasz Borówka
Tomasz Borówka
Astronauta na tej słynnej fotografii często jest uważany za Neila Armstronga, ale to Edwin „Buzz” Aldrin. Odbicie Armstronga, autora zdjęcia, widać w szybie hełmu.
Astronauta na tej słynnej fotografii często jest uważany za Neila Armstronga, ale to Edwin „Buzz” Aldrin. Odbicie Armstronga, autora zdjęcia, widać w szybie hełmu. NASA
50 lat temu ludzka stopa po raz pierwszy stanęła na powierzchni innego ciała niebieskiego. Lądowanie na Księżycu było nie tylko triumfem techniki. Program Apollo pozwolił człowiekowi zobaczyć z nowej perspektywy swój własny świat.

Pod koniec lat 60. XX wieku wyścig na Księżyc wchodzi w decydującą fazę. Dwa supermocarstwa, Stany Zjednoczone i Związek Radziecki, konkurują w kosmosie już od ponad dekady. I Rosjanie długo są w tej rywalizacji górą. W roku 1957 pierwsi wystrzeliwują sztucznego satelitę Ziemi, Sputnika 1. W roku 1961 jako pierwszy człowiek leci w kosmos Rosjanin - Jurij Gagarin. W 1965 roku Rosjanin Aleksiej Leonow pierwszy wychodzi na kosmiczny spacer, na zewnątrz orbitującego statku kosmicznego.

Jednak do tej pory załogowe loty w kosmos, tak radzieckie, jak i amerykańskie, osięgają tylko stosunkowo niską orbitę wokółziemską. Księżyc jest wielokrotnie dalej. Dotrzeć tam jest nieporównanie trudniej, wymaga to wręcz technologicznego skoku. Amerykanie to dostrzegają i mając świadomość, że loty kosmiczne stały się kwestią międzynarodowego prestiżu, wysoko ustawiają sobie poprzeczkę. Nie ukrywają swego celu przed światem. W 1962 roku prezydent John F. Kennedy deklaruje, że USA zamierzają wysłać człowieka na Księżyc i bezpiecznie sprowadzić go na Ziemię przed upływem dekady. Kiedy jednak ta z wolna ma się już ku końcowi, bliżsi Księżyca nadal wydają się Rosjanie.

ZOBACZCIE ZDJĘCIA

Czerwony Księżyc

Już w 1959 roku Moskwa ogłasza sukces przelotu sondy automatycznej Łuna 1 koło Księżyca. Rosjanie przemilczają wprawdzie, że zwyczajnie chybili, bo ten próbnik miał uderzyć w Srebrny Glob. Główny konstruktor ich rakiet, Siergiej Korolow, jest mocno zawiedziony. Jednak za drugim razem jego rakieta spisuje się lepiej i jeszcze w tym samym roku Łuna 2 zostaje pierwszym sztucznym obiektem z Ziemi, jaki dociera do jej satelity. Mimo tego, że Amerykanie również prowadzą program badań Księżyca przez sondy bezzałogowe, Rosjanie osiągają bardziej medialne efekty. Łuna 3 pierwsza fotografuje niewidoczną z Ziemi stronę Księżyca. Zdjęcia są marne i niewiele ich, amerykańskie sondy Lunar Orbiter zrobią wkrótce lepsze i więcej, no ale… Amerykanie znów są drudzy. Księżyc robi się coraz bardziej czerwony. Radzieccy naukowcy nadają nazwy geograficzne na nowo odkrytych połaciach Księżyca, na którego mapę wpisują m.in. Góry Radzieckie. Jeszcze Łuna 2 dostarcza na Księżyc emblematy z godłem Związku Radzieckiego. Łuna 9, która w 1966 roku dokonuje pierwszego miękkiego lądowania na Księżycu (tzn. nie spada nań, rozbijając się przy tym, tylko łagodnie osiada) i przekazuje z powierzchni parę fotografii, zawozi na Srebrny Glob godło państwowe oraz proporzec ZSRR. Łuna 10 z orbity Księżyca nadaje Międzynarodówkę. Pełni entuzjazmu dla tego osiągnięcia socjalistycznej techniki słuchają jej delegaci na XXIII Zjazd KPZR.

Tymczasem amerykański program księżycowy dotyka straszliwa tragedia. 27 stycznia 1967 przygotowująca się do lotu orbitalnego załoga Apolla 1 prowadzi ćwiczenia na pokładzie swojego statku na kosmodromie Cape Canaveral na Florydzie. W kabinie pojawia się ogień. Atmosfera, którą oddychają astronauci, to czysty tlen. Dlatego pożar rozprzestrzenia się błyskawicznie. Z wnętrza płonącej kabiny nikt nie uchodzi z życiem. Giną wszyscy trzej astronauci: Virgil I. „Gus” Grissom, Ed White i Roger B. Chaffee. Właz Apolla został zaprojektowany w taki sposób, że nie da się błyskawicznie otworzyć jego klapy. Zrobiono tak dlatego, że gdy w 1961 roku, po wodowaniu statku kosmicznego Mercury 4, przypadkowo i przedwcześnie odstrzelony został jego właz, kabina nabrała wody i zatonęła. Astronautą Mercury 4, podejrzewanym nawet o to, że niechcący bądź w panice nazbyt prędko otworzył ów nieszczęsny właz, był Grissom - przyszły dowódca Apolla 1. Straszna ironia losu.

Tragedia wkrótce wydarza się i drugiej stronie. Aby na Księżycu jako pierwszy stanął obywatel ZSRR (radzieckiego programu księżycowego oficjalnie nie ma, co nie przeszkadza krążyć plotce, że tego zaszczytu dostąpi Gagarin), Rosjanie konstruują nowy typ statku kosmicznego. W kwietniu 1967 roku na orbitę Ziemi startuje Władimir Komarow w Sojuzie 1. Ale dochodzi do tragedii. Jego pojazd okazuje się pełen wad i usterek. Mimo iż kosmonauta z najwyższym trudem zdoła ustabilizować wymykający się spod kontroli statek, przy lądowaniu wydarza się najgorsze. Zawodzi spadochron, Sojuz rozbija się i Komarow ginie. Ta katastrofa wyhamowuje radziecki program księżycowy na całe miesiące. Zawodzą także - tym razem na szczęście nie powodując ofiar w ludziach - wielkie rakiety N1, mające zanieść kosmonautów na Księżyc. W 1969 roku oba próbne starty kończą się wybuchami.

Wschód Ziemi

We wrześniu 1968 roku w lot dookoła Księżyca startuje radziecki statek Zond 5. Bezzałogowy, ale mogący potencjalnie zabrać w kosmos człowieka, bo to po prostu zmodyfikowany statek Sojuz. W dodatku Zond 5 ma na pokładzie istoty żywe. Największymi z nich są dwa żółwie, które bez szwanku wracają na Ziemię, mimo iż Zond 5 zamiast lądować na terenie ZSRR, woduje w Oceanie Indyjskim, a przeciążenia, jakim podlegał, zapewne zabiłyby ludzi na pokładzie. Sowieci nie są gotowi do lotu załogowego na Księżyc, tyle że amerykańska konkurencja nie zdaje sobie z tego sprawy.

NASA gorączkowo pragnie przebić osiągnięcia czerwonych jakimś własnym sukcesem. Na październik 1968 planowany jest test statku Apollo 7 na orbicie wokółziemskiej. Ktoś proponuje, by następny statek tego typu wysłać już ku Księżycowi. Eksperci z Centrum Lotów Załogowych NASA w Houston w pierwszej chwili kręcą nosami, ale po drobiazgowych obliczeniach i konsultacjach wyrokują: to możliwe! Jeszcze przed lotem Apolla 7 staje na wyrzutni kosmodromu Cape Canaveral gigantyczna rakieta księżycowa Saturn V, przeznaczona dla jego następcy.

Apollo 7 startuje w październiku 1968 roku. To pierwsza załogowa misja amerykańskiego programu księżycowego Apollo. Amerykanie nabrali ostrożności po tragedii Apolla 1, dlatego pierwsze statki Apollo, jakie NASA wystrzeliwuje na orbitę wokółziemską, są bezzałogowe. Tym razem wreszcie jest inaczej. By wysłać statek na orbitę, wystarcza rakieta Saturn IB. „Sunie jak marzenie” - melduje dowódca, Walter Schirra podczas startu. Saturn V jest jeszcze potężniejszy... i już czeka. Jeszcze w grudniu astronauci z Apollo 8 dosiądą tego prawdziwego potwora, który poniesie ich ku Księżycowi.

To historyczny lot. Dla Franka Bormana, Jamesa Lovella i Williama Andersa Wigilia 1968 będzie jedyna w swoim rodzaju. I będzie też niepowtarzalna dla całej ludzkości, której trzech przedstawicieli pierwszy raz w dziejach spędzi ten wieczór tak daleko od domu. Ci trzej będą pierwszymi ludźmi, którzy dolecą do Księżyca, choć bez możliwości, by na nim wylądować - amerykański lądownik księżycowy LM nie jest jeszcze przetestowany. 24 grudnia Apollo 8 wchodzi na orbitę Księżyca. Podczas pierwszego okrążenia Srebrnego Globu Anders wykonuje niezwykłe zdjęcie. Jest na nim wschodząca nad horyzontem Ziemia. Ta prosta w gruncie rzeczy fotografia (jak skromnie przyzna sam jej autor, obsypywany niespodziewanymi przezeń honorami) zostanie uznana za jedno z najbardziej znaczących zdjęć w dziejach. Zawładnie wyobraźnią i pobudzi wrażliwość całej generacji, uświadamiając ludziom piękno, a zarazem kruchość naszej planety we Wszechświecie. Zainspiruje powstanie ruchów ekologicznych. „Dotarliśmy do Księżyca, aby odkryć Ziemię” - powie później Anders.

I stała się światłość

W wigilijny wieczór załoga Apolla 8 prowadzi audycję na żywo znad Księżyca. Pod koniec transmisji wprowadzają w życie plan, który obmyślili w tajemnicy jeszcze przed startem. Zaczyna Anders. „Zbliża się księżycowy wschód słońca. Do wszystkich na Ziemi! Załoga Apolla 8 ma posłanie do wszystkich ludzi” - mówi. I po upływie chwili kontynuuje: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: »Niechaj się stanie światłość!«. I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą”. Dalsze wersy Księgi Rodzaju czytają Lovell i Borman. Dowódca żegna się słowami: „Załoga Apolla 8 kończy nadawanie, życząc dobrej nocy, szczęścia i wesołych świąt. Niech Bóg błogosławi was wszystkich - wszystkich na tej dobrej Ziemi”.

Tego nie spodziewał się nikt. W Houston łzy w oczach. „Uderzyło mnie to jak tona cegieł” - wspominać będzie jeden z kontrolerów misji. To samo czują miliony odbiorców wigilijnego posłania z kosmosu.

Mieszkańcy Ziemi mogli zobaczyć swój świat z daleka - wspaniałą biało-błękitną kulę na czarnym tle bezmiernej przestrzeni.
Carl Sagan

NASA nie ryzykuje

W 1969 roku mkną w kosmos kolejne Apolla. Celem misji Apollo 9 jest wypróbowanie lądownika LM na orbicie wokółziemskiej. Kilkakrotne dokowania przebiegają pomyślnie, manewrujący w kosmosie pojazd sprawuje się należycie. W ramach jednego z testów astronauta Russell Schweickart wychodzi z LM-a w otwartą przestrzeń kosmiczną, co jest niczym innym, jak symulacją tego, co w bliskiej już przyszłości mają uczynić jego następcy po wylądowaniu na Księżycu.

Astronauta na tej słynnej fotografii często jest uważany za Neila Armstronga, ale to Edwin „Buzz” Aldrin. Odbicie Armstronga, autora zdjęcia, widać w szybie hełmu.

Apollo 11: Wielki skok ludzkości. Jak polecieliśmy na Księży...

W maju 1969 na jego orbitę wchodzi Apollo 10, by przeprowadzić ostateczny już test lądownika. LM przelatuje zaledwie około 14 km nad powierzchnią satelity. Nie obędzie się później bez utyskiwań. Czy nie zmarnowano szansy na szybsze lądowanie na Księżycu? Może należało skorzystać z okazji i nie odkładać lądowania do kolejnego lotu Apolla? Malkontenci nie mają racji. Próba lądowania Apolla 10 wiązałaby się z nadmiernym ryzykiem. LM musiałby je przeprowadzić w trudnym, słabo do tej pory rozpoznanym terenie (zdjęcia satelitarne Księżyca wykonywano do tej pory z wysokości setek kilometrów), co łatwo mogłoby pociągnąć za sobą katastrofę. Kilka miesięcy później Neil Armstrong będzie w nieporównanie bardziej komfortowej sytuacji właśnie dzięki zdobyciu przez NASA dokładnych zdjęć topograficznych Księżyca w rejonie podejścia do lądowania. Te zaś wykonali dopiero astronauci Apolla 10.

„Orzeł” wylądował

Niespełna dwa miesiące później na orbicie Księżyca jest już Apollo 11. 20 lipca 1969 LM „Eagle” - „Orzeł” - rozpoczyna podejście do najważniejszego lądowania w historii. Pilotuje go Neil Armstrong, dowódca misji. Wraz z nim w lądowniku stoi (stoi, nie siedzi, gdyż w miniaturowym statku kosmicznym nie ma siedzeń, a obaj astronauci stoją podtrzymywani pasami) Edwin Aldrin. W statku macierzystym pozostaje trzeci członek załogi, Michael Collins. W trakcie zniżania niespodziewanie uruchamia się alarm. To włączony radar zaczyna zapychać wartościami swych odczytów pamięć pokładowego komputera. Na szczęście to problem znany kontrolerom NASA, którzy polecają załodze „Orła” alarm zignorować. Komputer jest tak zaprogramowany, że gromadzące się w pamięci odczyty nie są w stanie zablokować jego funkcjonowania. Bardzo jednak możliwe, że właśnie to zdarzenie zainspiruje wkrótce Stanisława Lema do napisania jednego ze swoich opowiadań SF - „Ananke”. W nim wadliwie zaprogramowany komputer lądującego na Marsie statku „Ariel” zawodzi, w efekcie czego następuje katastrofa. Komputer przerywa lądowanie i próbuje awaryjnego startu. Rakieta traci jednak stateczność i się rozbija. Armstrong podczas swego lądowania na Księżycu musi sprostać bardzo podobnemu problemowi. Gdy „Orzeł” znajduje się już na niewielkiej wysokości, okazuje się, że powierzchnia Księżyca w miejscu lądowania pokryta jest wielkimi głazami. Osadzenie tam lądownika groziłoby rozbiciem albo wywróceniem uniemożliwiającym późniejszy start. Na domiar złego astronautom kurczy się zapas paliwa. Armstrong ma do wyboru: poszukać innego miejsca do osadzenia „Orła” na powierzchni bądź przerwać lądowanie. I decyduje się na to pierwsze. Wie, co robi - w zaistniałej sytuacji jest to mimo wszystko mniej ryzykowne niż przerwanie całej procedury i zastąpienie jej wręcz przeciwną - uruchomieniem całej mocy silnika startowego i wzbiciem się w górę. Czyli dokładnie takim manewrem, jakiego nie przetrwa Lemowski „Ariel”. Na szczęście Armstrong to nie komputer, a jego wybór okazuje się słuszny. Po kilku dłużących się w nieskończoność, pełnych napięcia chwilach w głośnikach centrum kontroli lotu rozlega się meldunek dowódcy : „Houston, tu Baza Spokoju. »Orzeł« wylądował”. Kilka godzin później Armstrong wychodzi z lądownika na powierzchnię Księżyca i miliony Ziemian przed telewizorami słyszą jego historyczne słowa: „To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”.

Księżycowa komunia i ludzka małostkowość

Mało kto wie, że na Księżycu Aldrin przystępuje do komunii świętej. „Houston, mówi pilot modułu LM - wywołuje w pewnym momencie Ziemię. - Proszę o chwilę ciszy. Chciałbym prosić każdą osobę, która mnie słucha, gdziekolwiek i kimkolwiek jest, by wzięła pod uwagę wydarzenia ostatnich kilku godzin i podziękowała za nie na swój własny sposób”. Potem Aldrin rozłącza się, odmawia krótką modlitwę i przyjmuje komunikanty - hostię i wino, w które zaopatrzył go pastor kościoła prezbiteriańskiego w Houston. NASA nie nagłaśnia tego faktu. Po wigilijnej transmisji Apollo 8 wojująca ateistka Madalyn Murray O’Hair podała rząd do sądu, zaś przy okazji lotu Apollo 11 oskarżyła władze o rzekome ukrywanie faktu, iż Armstrong jest ateistą. Dla świętego (nomen omen) spokoju nakazano Aldrinowi wyłączyć mikrofon. Skądinąd okazało się, że loty w kosmos nie zmieniają ludzi w anioły i nawet w nowym, obcym świecie pozostają oni tylko ludźmi. Aldrin, zawiedziony tym, że to Armstrongowi, a nie jemu przypadła historyczna rola pierwszego człowieka na Księżycu, wyszedłszy jako drugi - okaże się tak małostkowy, że nie zrobi swemu dowódcy i mimowolnemu rywalowi ani jednego porządnego zdjęcia na powierzchni Srebrnego Globu.

Co jest naprawdę ważne

„Trzeba zobaczyć inne ciało niebieskie z bliska, żeby naprawdę docenić swoją planetę. Jestem pewien, że dla geologa Księżyc to fascynujące miejsce, ale ta monotonna skalna bryła, ta wyschnięta, spalona przez słońce pestka brzoskwini widoczna za iluminatorem w żadnym stopniu nie może się równać z klejnotem, po którego orbicie krąży” - stwierdzi później Michael Collins. „Od tamtej pory kosmonautyka nigdy już nie była taka jak przedtem. Księżyc z widokiem na delikatny błękit odległej Ziemi miał się stać lądem poetów w skafandrach kosmicznych” - napiszą astronauci Alan Shepard i Deke Slayton.

Trzeba zobaczyć inne ciało niebieskie z bliska, żeby naprawdę docenić swoją planetę.
Michael Collins

Astronom Carl Sagan ujmie ten przełom w szerszej perspektywie, dostrzegając jego znaczenie dla całej ludzkości: „Oto po raz pierwszy mieszkańcy Ziemi mogli zobaczyć swój świat z daleka - całą Ziemię, Ziemię w kolorach, Ziemię jako wspaniałą biało-błękitną kulę obracającą się na czarnym tle bezmiernej przestrzeni. Wizerunek ten dopomógł w przebudzeniu naszej uśpionej świadomości planetarnej, ukazując niezbicie, że wszyscy mieszkamy na tej samej, delikatnej planecie. Mogliśmy sobie uświadomić, co jest naprawdę ważne, a co nie”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera