Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Archiwum Michała Smolorza: Śląsk wymyślony. Świat iluzji

Michał Smolorz
arc
Szanowni Czytelnicy, tak jak obiecaliśmy - dziś publicystyka nieodżałowanego Michała Smolorza. Wybraliśmy na początek "Śląsk wymyślony", a skoro "Śląsk wymyślony", to zaczynamy po Bożemu - od wstępu do tej książki. Wstęp jest bowiem idealnym felietonem na łamy DZ, a jednocześnie tłumaczy najlepiej cel, jaki przyświecał Redaktorowi przy pisaniu swego dzieła.

Ileż to razy dopadają nas olśnienia, natrętne myśli, że otaczający nas świat jest nieprawdziwy, że został wymyślony na bliżej nieznany użytek, że unosimy się w swoistym matriksie. Pokolenia epoki realnego socjalizmu doświadczały tego codziennie, ale wtedy mieliśmy pełną świadomość ułudy, każdego dnia przekraczaliśmy granice dwóch światów: tego oficjalnego, kreowanego przez ówczesną władzę, i tego realnego, domowego. A przecież nawet tamte - wyraźnie rozgraniczone - światy z biegiem lat zaczęły się przenikać i wielu z nas powoli traciło rozeznanie, co jest realne, a co wymyślone. Kiedy rok 1989 przyniósł "wyzwolenie", niektórzy już nie potrafili przenieść się do świata realnego, do dziś żyją z dawnymi ułudami i zapewne z nimi umrą.

Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy dopadło mnie przekonanie, że kulturowy i mentalny Śląsk, jaki znamy, też został przez kogoś wykreowany, że wszyscy obracamy się w świecie iluzji, obrazków z wygalowanym górnikiem i panną w wieńcu z paciorkami. Że prawdziwy Śląsk wyglądał inaczej, był stokroć bogatszy, kipiał wartościami nieporównywalnie cenniejszymi niż trojak tańczony w domu kultury. W 1978 roku podjąłem pracę w telewizji i dość szybko pojąłem, jak za pomocą tego medium można tworzyć rzeczywistość i wymyślać światy równoległe. Coraz głębiej zakorzeniała się myśl, że tak właśnie stworzono nam "Nowy Śląsk", którego koncesjonowane ramy zostały ściśle zakreślone przez politykę - zaś Śląsk realny zamknięto w niedostępnym sejfie.

Weryfikacja tej hipotezy była w gruncie rzeczy prosta: wystarczyło włamać się do sejfu i zobaczyć, co tam zdeponowano, jaki był ten region w epoce przedmiedialnej. Sejf nie był ani pilnie strzeżony, ani trudno dostępny: w śląskich książnicach, muzeach i archiwach leżą kilometry dokumentów, w bibliotece Uniwersytetu Wrocławskiego znajdują się setki prac etnografów z epoki poprzedniego fin de siecle'u.

Ludoznawstwo (Volkskunde) było natenczas nauką bardzo popularną (modną?) w całej Europie, także na wrocławskiej uczelni. A Górny Śląsk jawił się wrocławskim badaczom jako ceniony obszar ludoznawczej penetracji, nieodległy, a zarazem kulturowo obfity, o wyrazistej tożsamości.

I co znajduje się w skarbcu? Tysiące szkiców, fotografii, analiz i opisów, które pokazują nam zupełnie inną rzeczywistość niż ten nieszczęsny malunek górnika i panny w wieńcu, świat mieniący się całą paleta kolorów i odcieni, języków, pieśni, strojów i obyczajów. Po 1922 roku - kiedy podzielono Górny Śląsk międzypaństwową granicą i po obu stronach zaczęto tworzyć propagandowy przekaz - tę obfitość przesiano przez gęste sito, wybrano z niej maleńkie fragmenty pasujące do propagandowych układanek, sklecono z nich "nasza tożsamość" i kazano się jej nauczyć.

Po 1945 roku ten oficjalny model jeszcze bardziej zaostrzono. A my, potulni - jak to na Śląsku bywa - przyjęliśmy nową rzeczywistość do wiadomości i do stosowania. Widać wyraźnie, że obrazy Śląska, Ślązaków i śląskiej tożsamości sprzed pierwszej wojny światowej są diametralnie inne niż te, które znamy z lat późniejszych. Ten świat nam gruntownie przepracowano, założono nam obowiązujący mundurek i przykazano w nim paradować bez pytania o racje.

Warto było wsiąść do machiny czasu i cofnąć się o stulecie. Zgłębianie istoty śląskości przypomina rozbudową grę komputerową, w której wchodzi się na kolejne poziomy wtajemniczenia. Nie wiedząc bynajmniej, gdzie jest koniec. Aby poznać Śląsk i Ślązaków, trzeba nieustannie uchylać kolejne drzwi i błądzić po kolejnych labiryntach. Proces kształtowania "Nowego Śląska" nie był jednorodny, zmieniał się wraz z politycznymi potrzebami i wraz z ewolucją mediów. Bo to dwudziestowieczne media stały się najważniejszym instrumentem przemalowywania naszych portretów na obowiązującą modłę.

Również po 1922 roku, kiedy region był już podzielony między dwa państwa, zrodziła się pierwsza idea "wymyślania tradycji" na własny propagandowy użytek - i to przez wszystkie strony sporu. Potem było 17 lat sanacji, następnie niecałe 6 lat hitleryzmu i wreszcie 45 lat PRL-u - i każdy z tych reżimów miał własne potrzeby i priorytety.

A później tak wykreowane rzeczywistości zaczynały żyć własnym życiem, pojawiali się mniej lub bardziej utalentowani twórcy, którzy to nowe życie brali za dobrą monetę i przerabiali po swojemu. I tak od blisko stu lat wymyślają nam Śląsk i przekonują, że taki właśnie był, jest i będzie, często nawet sami w to wierzą. Zasadne będzie pytanie, dlaczego piszę o "wymyślonej tradycji", skoro cały czas przemierzały Śląsk kolejne pokolenia etnografów i pieczołowicie opisywały "przebogatą kulturę ludową" tego regionu. Czas wreszcie z pokorą przyznać, że w dużej części naukowcy wyruszający na osławione "badania terenowe" opisywali to, co ledwie kilka lub kilkanaście lat wcześniej zaszczepiali miejscowej ludności Kulturtragerzy przysyłani przez kolejne ekipy władzy. A Ślązacy przekonywali badaczy, że to "prastara tradycja".

Od kreacji tożsamości nie trzeba się za wszelką cenę odcinać. Każda kultura ma swoich mitotwórców, których dzieła przeszły do historii i stały się wręcz modelowe dla identyfikacji grup etnicznych. Nam też przydarzyli się kreatorzy wybitni, utalentowani twórcy z najwyższej półki, którzy zostawili nam dzieła wysokich lotów, cenne, wysmakowane, które warto było przyswoić, którymi możemy się szczycić, do których możemy się odwoływać: tak, to my! Niestety, nie mniej było grafomanów, politruków i nawiedzonych misjonarzy, którzy zaszczepiali nam wartości marne i prostackie, bo takie lepiej pasowały do obowiązującej doktryny.

Niestety, Górnoślązacy nie wypracowali w sobie umiejętności oddzielania ziarna od plew.

Opisane w tej książce [przypominamy, że ten tekst to wstęp do książki "Śląsk wymyślony" - przyp. red.] zjawiska wcale nie skończyły się wraz z 1989 rokiem, rzekłbym nawet, że ostatnio się nasiliły. Dziś już "wymyślanie Śląska" nie musi mieć charakteru politycznej dyspozycji, daleko gorsze jest samoistne i bezkrytyczne przyswajanie kulturowej tandety, co fundujemy sobie sami. A że wielu ludziom jest to na rękę, to już inna sprawa. Ten proces jest żywy i dynamiczny, niewykluczone więc, że już wkrótce znane będą nowe zagadnienia i okoliczności, które ujawnią nowe, nieznane dziś oblicza śląskiego regionalizmu, kreowane i wykorzystywane przez media. One same w szybki sposób ewoluują, zmienia się ich zakres zastosowań. Ewoluuje też i rozwija się obecność śląskości w mediach.

Czytelnikom życzę twórczej refleksji. Być może wspólnymi siłami uda się poważną część Śląska - tego niewymyślonego - z sejfów wydobyć, odhibernować i przywrócić do życia.

[i]"Śląsk wymyślony",Michał Smolorz,Antena Górnośląska,Katowice 2012.Patronat Dziennik Zachodni

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Archiwum Michała Smolorza: Śląsk wymyślony. Świat iluzji - Dziennik Zachodni