Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Baildon - Lekcja niepodległości. A to coś… wisiało w powietrzu. WSPOMNIENIE

Jedrzej Lipski
Jedrzej Lipski
archiwum autora
Strajki na uczelniach ciągnęły się już wiele dni. W pierwszych dniach grudnia czuło się w powietrzu zmęczenie. Coraz częściej mówiło się o, przynajmniej, zawieszeniu strajku, jeżeli nie o jego zakończeniu. Zmęczenie, zniechęcenie, zniecierpliwienie i w końcu niepewność. Władza, jak zwykle kręciła, przeciągała, grając na czas. Jakby na coś czekała. A to coś… wisiało w powietrzu. 11 grudnia 1981 r. strajk na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego został zawieszony. Większość studentów pojechała do domów, czy akademików. Na wydziale pozostała grupka kilkunastu ludzi. Pozostałem i ja. Oficjalnie mieliśmy posprzątać po strajku. Mieliśmy też zabezpieczyć dokumentację strajkową i utrzymywać gotowość strajkową. Tak więc minął piątek, minęła sobota.

W nocy z soboty na niedzielę zadzwonił telefon. Przerażony głos w słuchawce mówił, że dzwoni z Akantu linią wewnętrzną, bo zewnętrzne telefony nie działają i że jest wojna. Najpierw myśleliśmy, że to głupi dowcip. Nagle ktoś powiedział, że coś się stało bo Jaruzelski program przerwał. I wtedy usłyszeliśmy po raz pierwszy te słowa: (…) Wojskowa rada ocalenia narodowego wprowadziła na terenie Polski stan wojenny (…) Najpierw nerwowe śmiechy, potem cisza…

O spaniu już nie było mowy. Do rana niszczyliśmy dokumenty strajkowe. Listy obecności płonęły w toaletach, muszle klozetowe pękały od żaru. Wcześnie rano rozbiegliśmy się po mieście zobaczyć co się dzieje. Ja pobiegłem na kopalnię Katowice zobaczyć czy górnicy strajkują, dowiedzieć się czegoś o całej sytuacji. I niczego się nie dowiedziałem. Kopalnia pracowała normalnie. Wróciłem na wydział, do południa przyszli inni. Ten widział patrole, ktoś wóz opancerzony, ale ogólnie spokój, zimno, śnieg… Ci, którzy nie chcieli zostać, wyszli. I zostało nas kilkunastu. Wieczorem, siedząc w korytarzu, na pierwszym piętrze, zastanawialiśmy się co dalej.

„Musimy sobie powiedzieć o co nam chodzi – powiedział wtedy Andrzej Sobolewski, Krzyżyk – Jeśli jest wojna to będziemy walczyć o wolną Polskę. Ja, będę – dodał. I ja też, i ja, i ja, padały deklaracje z ust siedzących jak przysięga.

Poniedziałkowy poranek na WNS-ie zatętnił życiem. Studenci pojawili się by dowiedzieć się co z zajęciami. Pojawiła się też bezpieka. Weszli do siedziby NZS-u i zrobili rewizję. Każdy kto się tam pojawił został zatrzymany i spisany. Tam też po raz pierwszy zobaczyłem funkcjonariuszy sb Ryszkę i Nowakowskiego. Był z nimi, o dziwo, student V-go roku nauk politycznych, chyba tez esbek. Zapewne miał odegrać rolę Judasza. Zostałem spisany i wypuszczony. Zaczaiłem się więc na korytarzu i każdego kto chciał zejść na dół do kanciapy NZS-u ostrzegałem by tam nie szedł z wiadomych przyczyn. A potem pojawił się Jasiu Jurkiewicz, szef NZS-u i powiedział: „Idziemy na Baildon. Bierz śpiwór i chodź.”

I poszedłem. Załoga Huty Baildon już strajkowała. Przez bramę nie można było normalnie wejść, więc skoczyliśmy przez płot. Wtedy przeskoczyłem najważniejszy płot w moim życiu. W hucie czuło się chęć walki. Nie było strachu, była euforia. Przynajmniej na początku. Nikt nie wierzył, że wojsko będzie przeciw narodowi, że uda im (komunistom) pokonać „Solidarność”. Bo przecież, przeciw Jaruzelskiemu staną wszyscy, zostanie ogłoszony strajk generalny i będzie po komunistach. Tymczasem w siedzibie komitetu strajkowego Baildonu przybywało studentów z różnych wydziałów uniwersytetu i innych uczelni. Zajęliśmy się, tzw. propagandą czyli malowaniem i klejeniem plakatów. Byliśmy także kurierami, łącznikami z innymi zakładami pracy. Takie zadanie przyjął na siebie m.in. Paweł Szmajdziński.

Później przylgnęła doń ksywa Łącznik, właśnie z racji wykonywanego zadania.
Czas płynął i pozornie nic się nie działo. Pozornie, bo jednak ZOMO z daleka odcięło dostęp do huty. Słychać było silniki samochodów ciężarowych podjeżdżających pod zakład. Trzech z nas, Andrzej Sobolewski, Marian Majcher i Tomek Janikowski weszli na komin, by obserwować teren i informować o ruchach milicji, przez telefon, komitet strajkowy. Mieli wróci gdy zapadnie zmierzch. Wrócił tylko Tomek. Pozostałym dwóm drogę powrotu, jak się później okazało, odcięło ZOMO. Co zresztą okazało się dla nich zbawienne, bo po prostu nie zostali złapani.

14 grudnia o godzinie 21. oddziały ZOMO wkroczyły na teren Huty Baildon. Większość strajkujących zamknęła się w hali remontowej. Napięcie i przerażenie tworzyło mieszankę wybuchową. Uciekać nie było dokąd, pozostawała bitwa ... Nagle, nie wiadomo jak zaroiło się od zomowców. Weszli, wdarli się ze wszystkich stron. Nie było mowy o jakimkolwiek oporze. Potem pojawił się dowódca. Przedstawił się jako kapitan MO. Wezwał nas do zaprzestania oporu i dał słowo honoru, że włos z głowy nikomu nie spadnie. A myśmy tej kanalii uwierzyli. Nikt się nie spodziewał, że za bramą hali rzuci się na nas horda dzikusów w niebieskich mundurach. Pamiętam okrzyk: "dawać ich kurwa, dawać! i papieros wypadł mi z ust. Potem już tylko krzyki bitych i ból od razów pałkami. W ten sposób zagnali nas do suk i
wywieźli na komendę miejską w Katowicach, przy ul. Kilińskiego .. Potem było bieganie po schodach i długie godziny stania na korytarzu. W pewnym momencie podszedł do mnie esbek, spojrzał zmęczonym wzrokiem i zapytał: "Co tam robiłeś? Strajkowałem. A gazetę czytałeś? Czytałem. I co tam pisało? Nie pamiętam, nie uczyłem się na pamięć".

Esbekowi nerwy puściły i dostałem w twarz. Podnosząc się z podłogi usłyszałem jeszcze: "Ja cię oduczę pyskowania. Już nigdy nie będziesz studentem. Zgnijesz jak robol". Potem zaczęły się regularne, przesłuchania, protokoły, bicia ... Słyszałem przez ścianę jak w sąsiednim pokoju biją Grześka Markiewicza, studenta z AE. Mnie tez się zresztą dostało. Potem schody w dół, piwnica, cela. Wtłoczyli nas, kilkunastu baildonowców, do małej, chyba dwuosobowej celi.

Ciasno było, ale przynajmniej ciepło. Marek Dmitriew ściągnął sweter pokazując plecy. Były właściwie jedną siną miazgą. Pręgi od uderzeń w kolorze ciemnego fioletu zlewały się w całość. Nie wiem ile czasu tam siedzieliśmy. Od czasu do czasu zza drzwi dochodził tumult, czasem krzyki. W końcu drzwi się otworzyły i zostaliśmy wyprowadzeni. I tu nas rozdzielono. Po kilku powsadzano do milicyjnych nysek i wywieziono do bytomskiego komisariatu na Rostka. Tam bez ceregieli zapakowano nas wprost do cel. Przy przeszukaniu znaleziono u mnie tabletki z krzyżykiem.

Znowu mnie pobili. Okazało się, że tym razem dostałem bo jestem "pierdolonym narkomanem i studentem". W celi, tym razem luz. Tylko jeden człowiek. Wchodząc, zapytałem: robotnik, czy student. Robotnik, padła nieufna odpowiedź. W sumie w tej celi siedziało nas razem czterech. Poważnym minusem było wybite okno i kilkunastostopniowy mróz wdzierający się do środka. Z Rostka przewieźli nas z powrotem na Kilińskiego, by po kolejnych 24 godzinach znowu wywieźć na Rostka.

Nie pamiętam tylko czy w ogóle coś wtedy jedliśmy. W końcu z bytomskiej komendy konwój wywiózł nas do więzienia w Zabrzu-Zaborzu. Okazało się, że trafiliśmy do "Ośrodka Odosobnienia dla Internowanych", jednego z wielu wtedy utworzonych na bazie zakładów karnych. Gdy wyskakiwaliśmy z ciężarówki milicyjnej wprost na więzienny dziedziniec, jeden z konwojujących
nas milicjant, rzucił z nienawiścią: "ja to bym was przez komin, a nie do więzień." Potem zostaliśmy zamknięci w pawilonie przejściowym i o dziwo, nakarmieni jakimś zbrylonym syfem o smaku betonu. Nie dało się tego jeść, więc dalej byliśmy głodni.

W końcu wręczono każdemu z nas nakaz internowania i zaprowadzono do właściwych pawilonów. Przekraczając bramę Pawilonu nr 3, więzienia w Zabrzu Zaborzu, znalazłem się nagle w innym świecie. Natychmiast otoczyli nas wcześniej internowani działacze S-ki, KPN-u, NZS-u, zobaczyliśmy twarze spokojne, uśmiechnięte, przyjazne. Dwóch rzeczy nie zapomnę z tamtego wieczora do końca życia. Smaku kromki chleba z cebulą i łez płynących po policzkach na dźwięk słów pieśni "Boże coś Polskę". Poczułem wtedy wyraźnie, że w tym kawałku zamurowanego i zakratowanego świata znalazłem prawdziwie wolną Polskę.

JL.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera