Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Beskidzka gastronomia w czerwonej strefie. Jeśli to się przeciągnie, nie przetrwamy - mówią właściciele lokali

Jacek Drost
Jacek Drost
Beskidzka gastronomia w czerwonej strefie. Właściciele przerażeni.Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Beskidzka gastronomia w czerwonej strefie. Właściciele przerażeni.Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE FOT. JAK
I co ja mam panu powiedzieć? Ile łez od wczoraj wylałam... Jestem w szoku. Boli mnie serce, dusza, wszystko - tak Krystyna Kwaśny, właścicielka kultowego Baru Pierożek w Bielsku-Białej komentuje nowe obostrzenia związane z epidemią koronawirusa, z których wynika, że restauracje, bary i kawiarnie mogą serwować dania jedynie na wynos. Dla niej, ale także wielu innych właścicieli lokali gastronomicznych działających w Beskidach decyzja rządu wydaje się wprowadzona z zaskoczenia i nie do końca zrozumiała.

Jak się zamkną, to już się nie otworzą

Roman Smolarek prowadzi popularną „Gospodę na Przełęczy” w Szczyrku. Dzisiaj od samego rana z niejaką rezygnacją spoglądał w niebo, bo nad Przełęcz Salmopolską nadciągnęły ciemne, deszczowe chmury, a to znak, że turystów będzie zdecydowanie mniej. Jakby tego było mało, to rząd wprowadził nowe obostrzenia i zezwolił lokalom gastronomicznym sprzedaż tylko na wynos.

ZOBACZCIE ZDJĘCIA

- Próbujemy chałturzyć, ale tylko przez weekend, bo w tygodniu nie będzie sensu – mówi Roman Smolarek. Dodaje, że wejście do lokalu zabarykadowali stolikiem, dali pleksi i tak zamierzają przyjmować klientów, a tych nie ma zbyt wielu. Dzisiaj przed południem do „Gospody na Przełęczy” dotarł tylko rowerzysta, który kupił batonik i jakiś napój, ktoś zamówił kawę. W normalnym czasie lokal odwiedziłoby już około 20 klientów.

- Musimy to jakoś przeczekać, ale obawiam się, że dwa tygodnie to nie potrwa. W niektórych lokalach mówią, że jak się zamkną, to już się nie otworzą – ostrzega pan Roman.

Decyzja władz o ograniczeniu działalności gastronomii to dla Janiny Białas, właścicielki legendarnej wiślańskiej cukierni „U Janeczki” to - jak mówi - masakryczny cios.

- Jesteśmy załamani. Z jakimś kredytem, to dwa tygodnie wytrzymamy, ale na dalszą metę to czarno to widzę. W sezonie byli klienci, ale nie udało się nadrobić nawet w połowy tego, co straciliśmy podczas marcowego zamknięcia. Pracownicy są w szoku, obawiają się, co z nimi będzie. Co mam im dzisiaj powiedzieć? Nie wiem... Będziemy próbować walczyć, ale nie będzie to łatwe. Nic, tylko wziąć coś na uspokojenie i myśleć pozytywnie, ale nie jest to proste, bo tego entuzjazmu z każdym rokiem ubywa – opowiada Janina Białas. Zwraca uwagę, że przełom października i listopada nigdy nie był łatwym czasem na prowadzenie cukierni, ale zawsze jakoś udawało się wyjść na zero, przygotować do okresu świątecznego i zimowego, a teraz nawet nie wiadomo czy będą jakiekolwiek święta.

Sprzedaż na wynos i liczenie na stałych klientów

Krystyna Kwaśny prowadząca na bielskim Rynku „Bar Pierożek” już od dzisiaj wprowadziła sprzedaży na wynos, ale ma żal, że władze wprowadziły ograniczenia dla całej branży. Pani Krystyna podkreśla, że przez cały czas stosowała się do wszystkich obostrzeń, sama dbała o dezynfekcję lokalu, noszenie maseczek, przestrzeganie wszystkich wytycznych, a przez kilka dyskotek, które nie przestrzegały wytycznych, cała gastronomia cierpi.

- Próbujemy sprzedawać na wynos. Liczymy na stałych klientów – mówi pani Krystyna. Dodaje jednak, że ma świadomość, iż wiele mam z dziećmi w najbliższym czasie do lokalu nie dotrze, podobnie jak uczniów z okolicznych bielskich szkół, którzy wpadali do „Pierożka na posiłek". Bar zakładała jeszcze jej mama 44 lata temu. Teraz ona go prowadzi i nie wyobraża sobie, że musiałaby go zamknąć.

Nie przeocz

Najważniejsze to utrzymać miejsca pracy

- Decyzję władz oceniam negatywnie. Dostało się gastronomii, a przecież ludzi mogą się zarazić wszędzie. Mnóstwo osób chodzi do hipermarketów, galerii handlowych, a prawda jest taka, że od dwóch tygodni, kiedy dane dotyczące nowych przypadków koronawirusa zaczęły rosnąć, to ludzie sami zaczęli nas omijać - mówi Sławomir Prorok, właściciel popularnej bielskiej restauracji Mimoza działającej przy pl. Bolesława Chrobrego, która bardzo szybko przestawiła się na serwowanie dań na wynos.

- Skupiam się głównie na tym, żeby utrzymać stanowiska pracy. Niektóre osoby, jak kelnerzy czy barmani zostali lekko przekwalifikowani i będą też zajmowali się dowożeniem posiłków. Na razie zamówienia na wynos mam. Ludzie zaufali nam już podczas pierwszego zamknięcia za co im z całego serca dziękuję. Obawiam się tylko, że te obostrzenia nie potrwają dwa tygodnie, lecz dłużej. Mam nadzieję na jakąś pomoc państwa i miasta, bo inaczej sobie tego nie wyobrażam - mówi Sławomir Prorok.

Musisz to wiedzieć

Zobacz koniecznie

Bądź na bieżąco i obserwuj

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera