Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo publiczna znaczy nasza i wspólna. A nie reklamowa

Justyna Przybytek
Chaos reklamowy w centrach miast jest faktem. Na zdjęciu jedna z ulic w śródmieściu Katowic i największa bolączka tej przestrzeni - wszechobecne szyldy. Jest ich kilkaset
Chaos reklamowy w centrach miast jest faktem. Na zdjęciu jedna z ulic w śródmieściu Katowic i największa bolączka tej przestrzeni - wszechobecne szyldy. Jest ich kilkaset Marzena Bugała-Azarko
Oczekujemy zadbanej i uporządkowanej przestrzeni publicznej. W takiej czujemy się komfortowo i dobrze. Mamy przestrzeń chaosu i reklam. Jak ją posprzątać?

Jak informować w przestrzeni publicznej, jak poradzić sobie z uporządkowaniem komunikatów, którymi jesteśmy w niej bombardowani, i w końcu - jak ogarnąć chaos, który przestrzenią publiczną naszych miast i miasteczek w ciągu ostatnich dwóch dekad na dobre zawładnął.

To zasadnicze kwestie, które poruszali uczestnicy jednej z debat zorganizowanych w trakcie Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Temat uporządkowania informacji w przestrzeni publicznej na kongresie pojawił się już nie pierwszy raz. Wraca, bo jakość przestrzeni, w której przecież na co dzień wszyscy funkcjonujemy, wciąż pozostawia wiele do życzenia. A właśnie ta jakość bezpośrednio przekłada się na komfort życia czy atrakcyjność miast.

Generalnie temat nie pozostawia wątpliwości: oczekujemy zadbanej i uporządkowanej przestrzeni publicznej, bo w takiej czujemy się komfortowo i dobrze.

- Jesteśmy klientami reklam komercyjnych, ale przede wszystkim jesteśmy użytkownikami przestrzeni, to nasza przestrzeń, chcemy się w niej dobrze czuć, chcemy, by była użyteczna, by była piękna. Jeśli ktoś nam wchodzi w nią z agresywną reklamą, to reagujemy negatywnie - mówił w trakcie debaty prof. Krzysztof Gasidło z Politechniki Śląskiej i Towarzystwa Urbanistów Polskich.

Reklamowy chaos ignorujemy, agresywnych reklam więc przybywa
Negatywna reakcja to w tym przypadku ignorowanie reklam i komunikatów, którymi w przestrzeni publicznej jesteśmy z każdej strony bombardowani. Im więcej reklam, im więcej bodźców w postaci migających billboardów i cityligthów, tym mniej uwagi zwracamy na treść, którą niosą. Ta nieuwaga to jednak stracone pieniądze. Dlatego reklamodawcy prześcigają się w nowych, większych, atrakcyjniejszych i bardziej pomysłowych reklamach, które nasz wzrok mają znów przyciągnąć. Koło się zamyka i w efekcie, choć nie chcemy, to reklam wokół nas jest więcej i więcej. Chaos postępuje.

Przykładów nie trzeba daleko szukać. Czym grozi reklamowa wolnoamerykanka, przekonamy się przy „wlotówkach” do większości polskich miast i miasteczek. Ale i ich centra nie są wolne od reklam, wręcz przeciwnie: deptaki śląskich miast są niczym galeria szpetnych szyldów i reklam. A słupami ogłoszeniowymi stają się kolejne budynki, również zabytki, przez wiaty przystankowe, latarnie, ogrodzenia, pobocza dróg, autobusy, aż po ludzi. Tak bardzo przywykliśmy, że zapominamy, co kryje się pod wielką reklamową płachtą: biurowiec czy kamienica, elewacja w cegle czy szklana...

Owszem, temat uporządkowania przestrzeni publicznej samorządowcy podejmują coraz chętniej, ale do sprawy zabierają się raczej ostrożnie. Raz, bo to praca mozolna, a efekty raczej nie natychmiastowe. Dwa, bo trzeba pójść na wojnę z biznesem, który, gdy mowa o opłacie reklamowej, ze współpracy wycofuje się rakiem. Pomysły mają więc różne, lepsze lub gorsze. Sukcesy, jak dotąd, mało spektakularne. Połowicznie temat udało się rozwiązać w Krakowie, gdzie kilka lat temu utworzono Park Kulturowy Stare Miasto, a wraz z odpowiednią uchwałą w tej sprawie ustalono przepisy: co, gdzie, w jakiej skali i jak można wieszać i stawiać w zabytkowej części miasta.

Ogólnonarodowym batem na chaos w przestrzeni publicznej miała być tzw. ustawa krajobrazowa z 2015 roku, która dała gminom możliwość zebrania w jednym dokumencie uregulowań dotyczących sytuowania reklam, ogrodzeń oraz obiektów małej architektury. Miały to być swoiste gminne kodeksy reklamowe.

Kodeksy te miały dla każdej z gmin z osobna określać, gdzie i jakie reklamy można umieszczać, jakie mogą mieć dopuszczalne gabaryty, czy na przykład z jakich materiałów mogą być wykonywane. W kodeksach miały zostać również ustalone opłaty reklamowe oraz kary za łamanie przyjętych przed radę gminy zasad.

W przestrzeni bez chaosu przekaz reklamowy łatwiej dotrze do odbiorcy
Tyle w teorii. W praktyce, choć uchwały intencyjne w sprawie uporządkowania kwestii reklam w mieście podjęło kilkaset gmin, to wciąż nieliczne samorządy przyjęły swoje kodeksy reklamowe. Część utknęła na etapie wstępnych konsultacji tego, co w projektach uchwał ustalić, a część projektów jest w fazie przygotowania, niektóre uchwalone uchylono, trzeba więc przygotowywać kolejne. Projekty już gotowe są oficjalnie prezentowane, trzeba do nich zebrać uwagi, następnie wszystkie je rozpatrzyć i uwzględnić lub nie. Ostatecznie uchwały już podjęte trzeba wdrażać.

- Jest kilkanaście uchwał krajobrazowych przyjętych w skali kraju, z tego w dużych miastach to tylko cztery uchwały, żadna z nich nie została skutecznie wdrożona, trudno więc dziś mówić o narzędziach i porządkowaniu przestrzeni w myśl zapisów tzw. ustawy krajobrazowej i uchwał podejmowanych na jej podstawie - komentował temat w trakcie debaty na EKG w Katowicach Michał Olszewski, zastępca prezydenta m. st. Warszawy. Jak dodawał, Warszawa wciąż pracuje nad przyjęciem swojej uchwały krajobrazowej.

- Wysyłamy projekt uchwały do uzgodnienia i opiniowania. Będziemy rozpoczynali formalny etap wyłożenia projektu - zapowiadał. W ubiegłym roku warszawscy samorządowcy konsultowali założenia uchwały i - jak mówił Olszewski - spora część uwag pochodziła z branży reklamowej, która jest coraz bardziej świadoma potrzeby zmian.

- Część oczywiście dotyczyła tego, żeby pozwolić sobie na jak najwięcej w tej przestrzeni. Ale bardzo wiele wskazywało, że narzędzia, które mamy wprowadzić w systemie porządkowania przestrzeni, to powinny być narzędzia, które pozwalają na dotarcie z przekazem i informacją do odbiorcy - dodawał.

Jak wskazywali uczestnicy debaty, branża reklamowa, ale też właściciele nośników reklamowych, skorzystają na uporządkowaniu przestrzeni publicznej oraz uregulowaniu kwestii umieszczania w niej reklam.

- Miasta czy użytkownicy w przestrzeni nie są przeciwko informacji w tej przestrzeni, bo my tej informacji potrzebujemy. Zwłaszcza społecznej, geograficznej, ale również handlowej, czyli reklamy komercyjnej. I to jest fakt. Musimy jednak dyskutować o granicach wolności reklamowej, o jej jakości. Jeśli ktoś mi mówi, że budynek jest piękniejszy, bo jest owinięty jakąś „szmatą” (reklamą wielkoformatową - przyp. red.) - niezależnie, co jest na niej wydrukowane - to jest poważna sprawa - oceniał prof. Krzysztof Gasidło.

Jak podkreślali eksperci, nagromadzenie reklam powoduje efekt odwrotny od zamierzonego: ignorujemy reklamy i przekaz, który im towarzyszy. Co za tym idzie, reklama nie jest skuteczna. Będzie, jeśli zostanie ograniczona, a zasady jej rozmieszczania - uregulowane.

Rozwiązania często są dość kategoryczne. W Londynie i w Paryżu z powodzeniem funkcjonują ograniczenia dotyczące występowania reklam. W Paryżu zakazano instalacji reklam w promieniu 50 metrów od szkół, na brzegach Sekwany, Montmartre, a także na ogrodzeniach parków i cmentarzy. Ciekawy antyreklamowy happening odbył się też kilka lat temu w Wiedniu. Aby pokazać skalę reklamowego problemu w mieście, wszystkie wielkoformatowe płachty zasłonięto na dwa tygodnie... żółtą folią.

Gdyby podobny happening przeprowadzić w Katowicach, trzeba by zasłonić domy handlowe Zenit i Skarbek przy rynku, które - choć stanowią doskonałe realizacje powojennego modernizmu - przede wszystkim są wieszakami reklamowymi. Trzeba by też przysłonić symbol Śląska - Spodek, na elewacji którego umieszczono olbrzymi ekran do wyświetlania reklam właśnie, a który od kilku miesięcy i tak pozostaje zepsuty.

Władze Katowic, podobnie jak te Warszawy, kodeks reklamowy planują wprowadzić, ale temat ciągnie się już od kilku lat, a do finału wciąż daleko. Projektu wciąż nie ma, a dopiero na początku tego roku przedstawiciele miasta podsumowali konsultacje społeczne dotyczące uchwały i sporządzono raport końcowy. Konsultacje prowadzono od lutego do listopada 2017. Zaproszono do nich mieszkańców, ale też zarządców nieruchomości, przedsiębiorców branży reklamowej oraz ich przedstawicieli. Łącznie w dwóch spotkaniach i badaniu diagnostycznym wzięło udział 1418 osób.

- Na podstawie przekazanych uwag i opinii uczestników konsultacji, zebrano 62 wnioski, wśród nich m.in. pojawiły się uwagi dotyczące opracowania równych zasad dla wszystkich, a także analizy skutków ekonomicznych. Uczestnicy konsultacji podnosili również kwestię dopuszczenia możliwości sytuowania reklam wielkoformatowych w postaci siatek czy ekspozycji reklam dowolnych formatów, ponadto wnioskowali o wydłużenie okresu dostosowawczego w stosunku do zaproponowanego przez podmiot zewnętrzny - wymieniają urzędnicy. Kiedy projekt uchwały będzie gotowy, a kodeks reklamowy dla Katowic powstanie? Cóż, tego urzędnicy nie są w stanie stwierdzić. Najpierw opracowana ma zostać prognoza finansowa tego, ile wprowadzenie regulacji będzie ostatecznie kosztować.

Miejsca wzorcowe to te, do których od chaosu najchętniej uciekamy
Tymczasem stolica aglomeracji regulacje dotyczące sytuowania reklam wpisuje w plany zagospodarowania przestrzennego dla centrum miasta, w których zakazuje się np. reklam wielkoformatowych na elewacjach budynków.

Bardziej konkretni w temacie są samorządowcy z Tarnowskich Gór, którzy już w ubiegłym roku zapowiedzieli stworzenie swojej uchwały krajobrazowej. Motywacją było wpisanie tarnogórskich zabytków (kompleks podziemi po dawnym wydobyciu rud ołowiu, srebra i cynku oraz inne obiekty związane z górnictwem) na listę UNESCO. Uchwała ma być gotowa jesienią tego roku. Nie wiadomo jeszcze, jakie regulacje wprowadzi. Podobnie z katowicką uchwałą.

Wiadomo natomiast, że radykalne rozwiązania planuje Kraków. Projekty dwóch uchwał - krajobrazowej oraz o opłatach za reklamy - mają być przedstawione tamtejszej radzie miasta w lipcu. Co zakłada? M.in. podział miasta na trzy strefy i osobne wytyczne dla każdej z nich, a najbardziej restrykcyjne dla śródmieścia, wśród nich m.in. zasadę, że reklamy i szyldy można wieszać tu wyłącznie na parterach budynków i tak, aby nie zasłaniały okien, drzwi ani elementów ozdobnych elewacji. Czy jednak uchwała przejdzie, nie zostanie unieważniona i wejdzie w życie? Czas pokaże.

Tymczasem wskazówkę, jak reklama w przestrzeni publicznej powinna wyglądać, ma prof. Gasidło. Bo niekoniecznie wszystkie reklamy trzeba z naszych miast wyrzucić.

- Byłbym za tym, aby każda reklama, która ingeruje w przestrzeń publiczną, była dostosowana do właściwości tej przestrzeni. To też miała na celu ustawa tzw. krajobrazowa - podpowiadał.

Są miejsca dobrych praktyk w naszym regionie, gdzie reklam jest jak na lekarstwo, a informacja wizualna jest dobrze zaprojektowana, ładna i funkcjonalna. To te miejsca, do których od chaosu najchętniej uciekamy. A więc nie będzie to katowicki rynek, wokół którego roi się od olbrzymich reklam, wykluczających się znaków, migających szyldów. Natomiast będzie to Strefa Kultury, zwłaszcza obszar Muzeum Śląskiego, gdzie informacja wizualna w przestrzeni publicznej jest wzorcowa (zresztą wielokrotnie nagradzana) i gdzie oczy cieszą piękne budynki, a nie reklamy na nich.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera