Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Brakuje nam głębi składu". Dlaczego Podbeskidzie przestało wygrywać?

Przemysław Drewniak
Przemysław Drewniak
Podbeskidzie ma w swoich szeregach najskuteczniejszego napastnika Fortuna 1. Ligi, ale zbyt duże uzależnienie od jego goli może je słono kosztować
Podbeskidzie ma w swoich szeregach najskuteczniejszego napastnika Fortuna 1. Ligi, ale zbyt duże uzależnienie od jego goli może je słono kosztować ŁK
W miniony piątek Podbeskidzie Bielsko-Biała zremisowało u siebie z ŁKS-em Łódź 1-1 i zaliczyło siódmy kolejny mecz bez zwycięstwa. Górale osunęli się na dziesiąte miejsce w tabeli, a ich ekstraklasowe aspiracje zostały ostudzone. Dlaczego kandydat do awansu przestał wygrywać?

- Ten mecz pokazał nasz potencjał. Jeśli będziemy tak grać regularnie, to powalczymy o czołowe miejsca w lidze - mówił w listopadzie w wywiadzie z Dziennikiem Zachodnim obrońca Podbeskidzia, Ezequiel Bonifacio. Z Argentyńczykiem rozmawialiśmy tuż po efektownym zwycięstwie z Widzewem Łódź (4-0), a jego słowa odzwierciedlały ówczesne przemyślenia większości bielskich kibiców - czwarte miejsce w tabeli i tylko cztery punkty straty do drugiego Widzewa napawały dużym optymizmem.

Choć na początku sezonu drużyna Górali przypominała zbiór chaotycznie rozsypanych puzzli, to trenerzy Piotr Jawny i Marcin Dymkowski szybko zaczęli je ze sobą łączyć. W Bielsku-Białej zbyt szybko jednak uwierzono, że poszczególne kawałki składają się w spójny obraz. Od 20 listopada Podbeskidzie nie wygrało już ani jednego meczu, a seria siedmiu kolejek bez zwycięstwa zrzuciła je na 10. miejsce w tabeli. Skąd taki regres? Być może efektowne triumfy z jesieni tylko zafałszowały szarą rzeczywistość?

Deficyt egzekutorów

Oglądając skróty tegorocznych meczów bielszczan można odnieść wrażenie, że w alarmującej formie jest ich defensywa. W spotkaniu z ŁKS-em kuriozalny błąd popełnił bramkarz Matvei Igonen, prowokując stratę bramki podaniem wprost pod nogi rywala. W Niepołomicach Górale pozwolili wbić sobie aż cztery gole broniącej się przed spadkiem Puszczy, a wcześniej stracili bramkę na własnym boisku przeciwko Skrze Częstochowa - najsłabszej ofensywie Fortuna 1. Ligi, która średnio zdobywa niewiele ponad pół bramki na mecz.

Liczby wskazują jednak, że obrona Podbeskidzia wcale nie spisuje się gorzej niż w rundzie jesiennej. W pierwszych 18 kolejkach bielszczanie tracili średnio 1,2 gola na mecz, a w ostatnich siedmiu spotkaniach - 1,3. Gwałtownie spadły za to liczby w ataku. Po efektownych zwycięstwach z Widzewem i Górnikiem Polkowice (oba po 4-0) Górale zdobywali średnio 1,8 bramki na mecz i był to najlepszy wynik w lidze. Od tamtej pory wyraźnie stracili impet i trafili do siatki tylko sześć razy w siedmiu występach.

Papierkiem lakmusowym był mecz z ŁKS-em. Podopieczni Jawnego i Dymkowskiego utrzymywali się przy piłce zaledwie przez 39 proc. czasu gry, a i tak stworzyli sobie multum sytuacji do zdobycia bramki. Z 14 szans na gola i pięciu celnych strzałów zdołali wydusić jednak tylko jednego gola.

Gołym okiem widać, że Podbeskidzie cierpi na deficyt piłkarzy, których silną stroną jest kończenie akcji. Joan Roman z czterema golami na koncie jest drugim najskuteczniejszym strzelcem zespołu, ale jego głównym zadaniem jest kreowanie okazji kolegom, z czego wywiązuje się zresztą bardzo dobrze - zaliczył już pięć asyst, co jest jego najlepszym wynikiem w karierze. Tyle samo trafień co Hiszpan ma Giorgi Merebashvili, ale trudno oczekiwać, by to on wziął na siebie odpowiedzialność za regularne zdobywanie bramek. Gruzin na polskich boiskach nigdy nie strzelił więcej niż sześciu goli w sezonie, coraz trudniej będzie mu też oszukać czas - w sierpniu tego roku skończy 36 lat.

Co z pozostałymi? Dawid Polkowski potrafił strzelać w drugiej lidze, ale na zapleczu Ekstraklasy wciąż nie pokazał jeszcze pełni swoich możliwości, a w piątek zmarnował najlepszą bramkową okazję gospodarzy, pudłując z kilku metrów. Mathieu Scalet ma przede wszystkim zadania defensywne, więc raczej nie poprawi znacząco swojego i tak już niezłego dorobku trzech goli. Dominik Frelek jeszcze ani razu nie trafił do siatki w zawodowej piłce. A że Podbeskidzie rzadko strzela po stałych fragmentach gry, to niemal cały ciężar ofensywy musi spoczywać na Kamilu Bilińskim.

"Blokada" kapitana

Kapitan bielszczan ma na swoim koncie 16 bramek i 4 asysty - łatwo więc policzyć, że jest bezpośrednio odpowiedzialny za ponad połowę z 39 goli zdobytych przez Podbeskidzie. W wieku 34 lat rozgrywa jeden z najlepszych sezonów w karierze. Lepsze liczby zanotował tylko w 2013 roku, gdy w barwach litewskiego Żalgirisu Wilno trafił do siatki 21 razy. Na dziewięć kolejek przed końcem ma sporą szansę, by pobić ten wynik.

Gdy Biliński zaliczył niedawno dwa kolejne mecze bez gola (z Puszczą i GKS-em Jastrzębie), trener Dymkowski stwierdził, że kapitan Podbeskidzia musi się... odblokować. To najlepszy dowód na to, jak ogromna jest zależność zespołu od formy 34-letniego napastnika.

- Powiedziałem tak, bo jeśli nie zdobywamy bramek, to głównie odpowiada za to najwyżej wysunięty zawodnik. Cały czas pracujemy nad tym, by nie tylko on był egzekutorem, by reszta zawodników też brała na siebie tę odpowiedzialność. Kamil jest teraz bardzo pieczołowicie pilnowany przez obrońców, więc gra mu się trudniej niż w rundzie jesiennej - zwraca uwagę Dymkowski.

Odciążyć Bilińskiego byłoby prościej, gdyby Podbeskidzie mogło liczyć na zastrzyk jakości z ławki rezerwowych. Również pod tym względem mecz z ŁKS-em obnażył jednak smutną rzeczywistość - gdy na ostatni kwadrans trenerzy bielszczan wpuścili na boisko trzech zmienników, drużyna straciła płynność gry i to łodzianie byli w końcówce bliżsi zdobycia decydującej bramki.

- Brakuje nam głębi składu - przyznaje trener Jawny, który mimo serii meczów bez zwycięstwa nie decyduje się na roszady w wyjściowej jedenastce. - Zmiany można przeprowadzać, kiedy ma się przekonanie, że mogą wnieść coś pozytywnego. W meczu z ŁKS-em widzieliśmy, że nie przyniosły efektów. Obserwujemy zawodników podczas treningów, wiemy na co ich stać. Nie oszukujmy się, nie mamy takiego komfortu, by wprowadzić do gry pięciu rezerwowych i utrzymać wysoki poziom gry - wyznał szkoleniowiec Górali.

Między wierszami jego wypowiedzi można wyczytać, dlaczego niewiele szans na grę dostaje jedyny nominalny zmiennik Bilińskiego na pozycji napastnika - Kacper Wełniak. W rozegranym podczas przerwy reprezentacyjnej sparingu z GKS-em Jastrzębie 21-latek spędził na boisku 70 minut, czyli więcej niż łącznie w 10 występach w całym sezonie. Przy wyniku 0-1 zmienił go Biliński, który na zdobycie bramki potrzebował... zaledwie czterech minut.

Bezradność trenera

Według Jawnego Podbeskidzie w obecnym kształcie może grać lepiej, choć przyznaje, że chwilami pozostaje mu już tylko rozłożyć ręce. - Zawsze można coś poprawić. Ostatnio dużo pracowaliśmy na finalizacją akcji i w meczu z ŁKS-em w naszej grze było więcej konkretów niż w poprzednich spotkaniach. Ale muszę przyznać, że stojąc przy na ławce czasami się głowię, co jeszcze mogę zrobić, by zawodnicy zaczęli wykorzystywać klarowne okazje. Przy większej skuteczności mielibyśmy o kilka punktów więcej i rozmawialibyśmy w zupełnie innych nastrojach. Z perspektywy trenera jest to po prostu przykre - mówi Jawny.

Które oblicze Podbeskidzia jest zatem prawdziwe - to z meczu z Widzewem czy z ostatnich siedmiu spotkań bez zwycięstwa? Odpowiedź brzmi: oba. Drużyna Jawnego i Dymkowskiego wciąż ma wyrazisty, atrakcyjny styl gry i potrafi stwarzać wiele bramkowych okazji. Wciąż jest też zbyt uzależniona od Bilińskiego, który był przecież głównym architektem stanowiącego punkt odniesienia triumfu nad Widzewem, zdobywając trzy bramki i zaliczając asystę. Gdy jednak kapitan Górali ma słabszy dzień lub zostaje lepiej rozszyfrowany przez przeciwnika, w tarapaty wpada cały zespół.

Utalentowaną, ale wąską grupę zawodników Podbeskidzia stać więc na bardzo dobre pojedyncze występy, ale nie na utrzymywanie równego poziomu przez cały sezon. Mimo tego strata do strefy barażów o awans do Ekstraklasy wciąż wynosi tylko dwa punkty. Nie można wykluczyć, że przebłyski świetnej gry wystarczą, by się do niej załapać. - Musimy cierpliwie pracować i wierzyć, że treningi przyniosą efekty. Chcemy wreszcie jako pierwsi zdobyć bramkę w meczu i móc dzięki temu dyktować warunki gry. Czekamy na spotkanie, w którym w końcu to zrobimy - podkreśla Jawny.

Najbliższa okazja już we wtorek, gdy Podbeskidzie zmierzy się w Kielcach z Koroną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera