Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Broniarz: W Śląskiem referendum w szkołach odbędzie się dopiero po zakończeniu ferii

Katarzyna Domagała-Szymonek
Katarzyna Domagała-Szymonek
Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego
Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Marzena Bugała
We wtorek, 3 stycznia, w Katowicach Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, spotkał się ze związkowcami z woj. śląskiego. Głównym tematem rozmów było podjęcie uchwały o wejściu w spór zbiorowy z dyrektorami szkół oraz przedstawienie dalszych kroków w walce o wycofanie się rządu z planów reformy oświaty oraz podwyższenie nakładów na edukację. - Od wielu dyrektorów szkół słyszałem, że związek ma wręcz obowiązek wejść w spór zbiorowy, bo to jest być albo nie być dla gimnazjów - w rozmowie z DZ podkreśla Broniarz.

Rozmowy na temat wejścia w spór zbiorowy z poszczególnymi dyrektorami szkół zaczął pan na Śląsku. Dlaczego?
Województwo śląskie stanowi silną część ZNP. Działa tu 125 oddziałów, w którym zrzeszonych jest blisko 39 tysięcy nauczycieli. To najwięcej spośród wszystkich regionów w kraju. Dlatego rozmowy na ten temat zaczynam właśnie tutaj. Jedynym problemem formalnym przed jakimi stoimy w związku ze sporem zbiorowym jest fakt, że dla nauczyciela pracodawcą jest dyrektor szkoły. Tym samym adresatem postulatów związku jest właśnie on. Tymczasem w tej konkretnej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy większość dyrektorów jest po naszej stronie. Jednak ten element formalny jest niezbędny, by w przypadku finału sporu zbiorowego, jakim jest strajk, nie narazić organizatorów tego dramatycznego wydarzenia na konsekwencje prawne.

Co to znaczy w praktyce?
Przedstawiciele ZNP idą do dyrektora szkoły. Składają postulaty. Prowadzą z nim negocjacje, rokowania. Aż dochodzimy do sformułowania protokołu rozbieżności. Gdy nie udało się osiągnąć porozumienia i każda ze stron zostaje przy swoim, w szkołach zarządzane jest referendum w sprawie ewentualnego strajku. Powinni w nim wziąć udział wszyscy pracownicy szkoły, nie tylko nauczyciele. Dopiero wynik referendum decyduje czy w szkole odbędzie się akcja strajkowa (by tak się stało za przystąpieniem do strajku musi być co najmniej połowa uczestników – przyp. red).

Referendum ma się odbyć wyłącznie w szkołach,w których działa ZNP?
Jeżeli są placówki, w których nie ma związków zawodowych, a nauczyciele i pracownicy oświaty zgłoszą się do ZNP z chęcią dołączenia do sporu zbiorowego, to może się on toczyć także na jej terenie. Mamy wiele takich przypadków. Nieraz zgłaszają się do nas dyrektorzy gimnazjów, którzy są zaniepokojeni planami likwidowania szkół.

Jak to wygląda w naszym województwie. Zna pan już konkretne liczby?
Będziemy mogli podać je dopiero po przeprowadzeniu referendum.

Czyli kiedy?
Śląskie już za dwa tygodnie zaczyna ferie zimowe (od 16 stycznia – przyp. red), co nie pomaga w przeprowadzeniu kolejnych etapów sporu zbiorowego. Referendum będzie możliwe dopiero po zakończeniu ferii. Wtedy poznamy prawdzie oblicze i nastroje nauczycieli. Jednak od długiego czasu rozmawiam na temat reformy zarówno z nauczycielami, rodzicami jak i samorządowcami. Z tych rozmów wynika, że skala poparcia dla potencjalnego protestu jest bardzo duża. Aczkolwiek są też obawy, wątpliwości dotyczące przystąpienia do strajku.

Choćby na spotkaniu w Katowicach nauczyciele działający w ZNP pytali się czy jest sens organizować strajk, jeśli w ich gminie samorządy są pro edukacyjne. Nie planują zwalniać nauczycieli, chcą przygotować „wygodną” dla uczniów sieć szkół.
Chciałbym zwrócić uwagę, że w takich kwestiach powinniśmy kierować się solidaryzmem zawodowym. W gminach, gdzie jest bardzo życzliwe nastawienie, a takich jest zdecydowanie więcej, moim zdaniem tym łatwiej jest przeprowadzić procedurę sporu zbiorowego. Zrozumienie dla środowiska nauczycielskiego jest większe. Przez to po drugiej stronie rozmów nie mamy przeciwnika.
Może wejście w spór zbiorowy było jednak zbyt pochopną decyzją?
To była decyzja, która musiała mieć miejsce. Nie tylko członkowie związku, ale też nauczyciele nie działający w żadnym związku oświatowym, rodzice czy samorządowcy żądali radykalizacji działań. Od wielu dyrektorów szkół słyszałem, że związek ma wręcz obowiązek wejść w spór zbiorowy, bo to jest być albo nie być dla gimnazjów.

Jakie formy protestu planujecie?
Podstawową będzie strajk. Mamy już przygotowany cały scenariusz, ale nie chcę jeszcze zdradzać szczegółów. Zapewniam, że nasze działania będą spektakularne. Zakładamy, że będzie to strajk jednodniowy. Aczkolwiek nie musi trwać tylko jeden dzień. Natomiast liczymy, że w szkołach, które w wyniku referendum nie przystąpią do strajku, przeprowadzone zostaną symboliczne akcje wsparcia i solidaryzmu. Ale dla nas rzeczą najważniejszą jest to, że to dramatyczne wydarzenie ma na celu zwrócenie opinii samorządów, rodziców, polityków, że edukacja jest najważniejszą dziedziną życia społecznego. To ona będzie decydowała o przyszłości naszego kraju. Może brzmi to nieco patetycznie, jest jednak bardzo prawdziwe. Edukacją nie można się bawić, nie można podejmować decyzji o jej zmianie nie mając badań potwierdzających taką potrzebę. Tymczasem wyniki żadnych badań nie dawały minister Zalewskiej podstaw, by wprowadzać tak szeroką reformę. Pseudo reformę.

Na co muszą naszykować się rodzice, jeśli decyzja o strajku zapadnie?
Strajk ma służyć temu, by nie doszło do negatywnych konsekwencji reformy. Dlatego prosimy ich o wyrozumiałość. Jeśli mogą, to w dzień strajku niech wezmą opiekę na dziecko. Jednak przypomnę, że jeśli zdecydują się posłać je do szkoły, to dyrektor ma obowiązek zapewnić mu opiekę. Mamy o tyle dobrą sytuację, że wielu rodziców samo zdecydowało się przeciwdziałać niedobrej zmianie w edukacji, organizują pikiety, podpisują się pod listami otwartymi.

Więc kiedy strajk?
Zakładamy, że będzie to marzec. W całym kraju zakończą się już ferie. Miasta będą miały już przygotowane nowe sieci szkół. Rodzice więc sami przekonają się, gdzie ich dziecko będzie miało chodzić od września do szkoły. Tym samym łatwiej będzie im uzmysłowić negatywne skutki reformy.

W Katowicach bardzo mocno podkreślał pan, że chcecie rozmawiać z rodzicami. Tłumaczyć im, jakie mogą być wspomniane wcześniej konsekwencje reformy.
Chcemy uzmysłowić im, że projektowana zmiana odbije się bardzo negatywnie na dzieciach. Szczególnie na uczniach klas 4, 5 i 6, o czym mówiła także sama pani minister. Szczególnie ciężko będzie, gdy dojdzie do kumulacji dwóch roczników, czyli w roku 2019. Może okazać się, że zmienią się obwody szkolne, tym samym dziecko trzeba będzie posyłać do szkoły dużo dalej oddalonej. Zwracamy uwagę również na to, że są przedmioty, które ulegną radykalnemu ograniczeniu, na przykład biologia, fizyka, chemia. Te ograniczenia mogą skutkować tym, że idąc na medycynę uczeń może mieć braki w wiedzy. Bo po zmianie podstaw programowych może okazać się, że jakiś fragment informacji zostanie pominięty. Na tym nie koniec. Uczulamy rodziców, że samorząd z mocy prawa może przenieść dziecko po trzeciej klasie do innej szkoły – art. 205 Ustawy Prawo oświatowe. W ten sposób zapełnić nim miejsce w innej szkole, niekoniecznie samorządowej. Przypominamy też, że reforma oznacza powrót do spotykania się na jednym korytarzu dzieci 6-7-letnich z 15-latkami. Wielu rodziców nadal nie wie, co czeka ich dzieci. Ostatnio matka dwójki uczennic, między którymi jest rok różnicy, ode mnie dowiedziała się, że dziewczyny w 2019 roku nie spotkają się w jednej klasie, pewnie i szkole. Ba, nie będą szły tym samym tokiem nauczania, nie będą uczyły się tych samych rzeczy, napiszą różne egzaminy. Co ważne, ich matka z zawodu jest nauczycielką. Mimo to o konsekwencjach nie miała zielonego pojęcia. To jak niska może być świadomość wśród rodziców nie związanych na co dzień ze szkołami? Dlatego trzeba z nimi rozmawiać.
Jak wygląda sytuacja ze zwolnieniami wśród nauczycieli. Wasze szacunki w tej kwestii zmieniały się.
Liczba zwolnionych nauczycieli w 2018 i 2019 roku może być naprawdę bardzo dużo, jednak wiele zależy od samorządów. Biorąc pod uwagę same liczby, to możemy przypuszczać, że w związku z reformą pracę może stracić co trzeci nauczyciel gimnazjum, szkół zawodowych oraz pracownik administracyjny. W skali kraju może to być około 35 tysięcy osób. Także, czego pani mister nie dostrzega, nie wie lub nie chce wiedzieć, w kraju mamy zatrudnionych kilkanaście tysięcy nauczycieli w niepełnym wymiarze czasu pracy. To oznacza, że potencjalne klasy, które przejdą do szkół podstawowych czy średnich będą służyły zatrudnionym tam nauczycielom do wypełnienia etatu.

Powiedział pan, że jeśli nauczyciele w szkołach podstawowych czy średnich myślą, że reforma ich nie dotknie, to są w błędzie.
Od września spotkałem się z około 80 samorządowcami. Wielu z nich nie ukrywa, że reforma będzie dla nich okazją do przeglądu kadr. Planują zostawić najlepszych nauczycieli. Co nie oznacza, że znajdą ich w szkołach podstawowych czy średnich. Samorządowcy zdają sobie sprawę, że pracownicy gimnazjów mają w sobie ogromy potencjał. Są doskonale wykształceni, mają skończone kilka fakultetów, prawo do nauczania dwóch czy trzech przedmiotów. Dlaczego mieliby więc nie skorzystać z ich doświadczenia? Problem polega na tym, żeby zmiana kadrowa nie polegała na zasadzie kopernikańskiej, że gorszy pieniądz wyprze lepszy. Jeżeli do zwolnień już dojdzie, to niech będą one odzwierciedleniem jakości pracy, a nie aby miały charakter pozamerytoryczny. Wierzę w to, i takie jest zadanie ZNP, by hekatomby zwolnień nie było.

Zakładamy dziś, że doszło do strajku. Rząd zdania nie zmienił. Co dalej, co po strajku?
Całym sercem jestem za tym, aby do niego nie dochodziło. Jednak jeżeli okaże się, że strajk nie przyniesie zakładanego rezultatu, że nie wzbudzi refleksji po stronie rządzącej, ponownie zwrócimy się do nauczycieli, rodziców o rozważenie radykalniejszych działań.

Jakich?
Jeszcze nie czas o tym rozmawiać. Na razie szykujemy się do sporu zbiorowego.

Co jeśli prezydent Andrzej Duda nie podpisze ustaw oświatowych?
Istotą naszego sporu z rządem jest nie tylko pseudo reforma, ale też zwiększenie nakładów na edukację. Dlatego nie poprzestawałbym w działaniach. Procedury, które rozpoczęliśmy doprowadziłbym do końca, do referendum włącznie. Tym bardziej, że decyzja prezydenta nie daje gwarancji, że ustawa nie zostanie wprowadzona w późniejszym terminie. Uważam, że byłby to czas, abyśmy się zastanowili czy edukacja nie wymaga spokoju, przewidywalności, większego dofinansowania.

Podczas spotkania w Katowicach ktoś z sali powiedział, że wejście w spór zbiorowy jest ostatnią deską ratunku. Dla kogo?
Dla wielu środowisk, którym los oświaty nie jest obojętny. Rzadko się zdarza, aby działania prowadzące do wycofania pseudo reformy popierały tak różne środowiska. Aby tak wiele środowisk mówiło jednym głosem. Mowa tu o samych uczniach, którzy apelują do prezydenta aby nie podpisywał ustaw, rodzicach, którzy prężnie działają na rzecz wycofania zmian, nauczycielach, samorządach, środowiskach naukowych, które przedstawiły miażdżące opinie na temat propozycji podstaw programowych. To pokazuje, że protest ma wielu interesariuszy. To nie tylko protest w obronie miejsc pracy. To protest przeciwko demolowaniu polskiej edukacji. Powtarzam jeszcze raz, że nikt nie ocenił reformy wprowadzającej gimnazja, nikt nie pochylił się nad jej efektami, a już niszczymy ogromny dorobek polskich nauczycieli i uczniów. Przecież polskie gimnazja doceniane są na całym świecie.

Jeśli wasze działania nie przyniosą żadnych efektów, to co dalej z panem?
Mój los jest w rękach członków ZNP. Procedury wyboru prezesa związku są bardzo skompilowane. Polegają na trzystopniowym głosowaniu.

Dzieci śpiewają kolędy. Kliknij i posłuchaj

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!