Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budzę tylko skrajne emocje

Regina Gowarzewska-Griessgraber
Michał Bajor: Publiczność albo mnie kupuje, albo nie. Nie jestem letni jak letnia zupa
Michał Bajor: Publiczność albo mnie kupuje, albo nie. Nie jestem letni jak letnia zupa fot. Arkadiusz Gola
Przez lata mojej działalności na estradzie jestem trochę "zdemoralizowany". Stałem się sam dla siebie szefem i pracuję tylko z najlepszymi muzykami i autorami tekstów. Może na rozwój jest już za późno, ale nadal szukam nowych dróg - mówi Michał Bajor Reginie Gowarzewskiej-Griessgraber

W niedzielę pojawi się pan w chorzowskim Teatrze Rozrywki, ze swoim recitalem, zawierającym piosenki z piętnastej już płyty "Inna Bajka".

Płyta pojawiła się w 2007 roku. Już po raz drugi występuję w Teatrze Rozrywki z tym materiałem. To rodzaj pożegnania z tytułem.

W jaki sposób dobierał pan na nią, dodajmy bardzo dobre i poetyckie, teksty?

Nie mam żadnego klucza. Są na niej teksty autorów, z którymi pracuję od bardzo dawna, jak Wojciech Młynarski, Andrzej Ozga czy Roman Kołakowski. Są jednak i autorzy, z którymi pracowałem po raz pierwszy, tak jak Andrzej Poniedzielski, który napisał dla mnie aż trzy teksty. Po prostu piszą dla mnie najlepsi.

A jeżeli chodzi o muzykę, czy ma pan autora, którego melodie są panu najbliższe?

Występuję na scenie już od ponad 30 lat. Pisze dla mnie przez ten czas kilkudziesięciu ludzi. Nie wskażę więc jednej osoby. Podobnie jak wówczas, gdy miałbym odpowiedzieć na pytania, który swój film lub piosenkę najbardziej lubię. O to można pytać Monikę Brodkę, skądinąd bardzo dobrą młodą piosenkarkę, która ma dopiero na koncie dwie płyty. Lub aktora, który ma trzy filmy i bez trudu wskaże ulubiony. Tymczasem, jak wybrać z 70 ról tę jedyną? Gdy przekroczy się pewną granicę ilości wspaniałych reżyserów czy muzyków, z którymi się współpracuje, trudno potem sięgnąć po coś i powiedzieć: "O! To jedno było sensem zawodu". Owszem, powracają emocjonujące wspomnienia, które pozwalają wskazać, że ważny był festiwal w Sopocie w 1986 roku, czy Festiwal Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, na którym dostałem nagrodę. Od niego cała moja kariera w piosence potoczyła się już bardzo burzliwie. Z sentymentem wspomnę spektakl teatralny, w którym zobaczył mnie pierwszy reżyser filmowy, ale nigdy nie będę już potrafił wybrać tego jedynego.

Do jednej piosenki "Dla duszy gram" sam pan jednak skomponował muzykę. Dlaczego?

To była bardziej taka przygoda, przymrużenie oka. Powinienem robić to co umiem, najrzetelniej i najlepiej . Publiczność wybrała sobie w moim wykonaniu piosenkę popowo-poetycką, bo tak nazywam ten gatunek. Powtórzę: "w wykonaniu". W pisaniu są lepsi ode mnie i nie będę się z nimi ścigał. Każdy ma swoje miejsce. Czytam czasem te grafomańskie teksty niektórych artystów i artystek naszej rodzimej estrady i sceny. I często się dziwię, że tkwi w nich taka przemożna chęć zarabiania jeszcze większych pieniędzy, a niestety brak autorskiego samokrytycyzmu. Ja nie muszę. Śpiewam, a niech piszą ci, którzy naprawdę to potrafią..

Czy to była jedyna pana przygoda z komponowaniem muzyki?

O nie, były dwie. Raz już wcześniej napisałem muzykę, ale miałem wówczas 17 lat. Nie jest to mój żywioł. Pewnie bym potrafił, ale po co. Nie będę stawał do konkursu z prawdziwymi mistrzami.

Chociaż jest pan aktorem, to jednak publiczność najmocniej kojarzy pana z piosenką. Czy nie brakuje panu ostatnio teatru i filmu?

Filmu mi brakuje bardziej. Teatru w ogóle mi nie brak. Ten wymaga ogromnej pokory i poświęcenia. W teatrze, w dobrym tego słowa znaczeniu, jest pewien rygor, rytm i mu poddani. Obojętnie czy gwiazdy, czy aktorzy drugiego planu. Pracują dla wspólnej sprawy, sztuki, na którą ludzie kupią bilety. Teatr jest instytucją zbiorową. Przez lata mojej działalności na estradzie jestem trochę "zdemoralizowany". Stałem się sam swoim szefem, sterem, żeglarzem i okrętem. W ogromnej mierze współdecyduję o tym, co się dzieje wokół mojej osoby i w moich sprawach artystycznych. Nie uważam oczywiście, że wszystkie rozumy pozjadałem i nikt nie może mi nic dać. Jest wokół mnie wiele autorytetów, którym ufam. Może na rozwój już za późno, bo jestem bardzo dojrzałym człowiekiem. Ja jednak wciąż szukam: nowych dróg, rytmów, trendów. Bardzo interesuję się tym, co robi młodzież. Cieszę się, gdy młodzi twórcy zdobywają szlify, biorą udział w konkursach. Gdy lgną do tańca i śpiewu, a nie do budki z piwem. Zawsze trzymam za młodych kciuki.

Ostatnio pojawiło się w telewizjach wiele najróżniejszych show, w których promują się różni artyści.

Zawsze starannie wybieram to, w czym uczestniczę, dlatego nie tańczę na lodzie czy z gwiazdami. Choć pewnie bym mógł. Nie mam na to czasu, Ale przyznaję, skrzętnie to śledzę, bo niektórzy faktycznie fantastycznie tańczą.

Czy pana wrażliwość artystyczna ukształtowała się w rodzinnym domu?

Tak. Mój ojciec jest aktorem, babcia pięknie śpiewała, matka jest niezwykle muzykalna. Mój brat też jest aktorem. Siostra mojej mamy jest pianistką. Właściwie, jakby się dobrze zastanowić, to moja rodzina jest pół artystyczna, a pół nauczycielska. Powiedzenie "Czym skorupka za młodu nasiąknie…" w moim przypadku jest idealnie prawidłowe.

Czy widział się pan kiedyś w jakimkolwiek innym niż aktor, zawodzie?

Gdybym się nie dostał do szkoły teatralnej, to pewnie zostałbym nauczycielem. Myślę, że odpowiadało by mi uczenie dzieci w klasach od 1 do 4. To wdzięczni słuchacze. Uczyłbym też pewnie polskiego albo historii. Jestem humanistą. Na pewno nie brałbym się za nauki ścisłe, bo jestem zupełną nogą z matematyki, fizyki i chemii.

Skoro chorzowski występ jest "pożegnaniem z tytułem", to czy szykuje pan dla swoich fanów nową płytę?

Tak. Przyzwyczaiłem publiczność do pewnego rytmu. "Inna Bajka" to piętnasty recital w moim dorobku, a nowe pojawiają się co dwa lata. Chociaż "15" można uznać za pewien jubileusz, ale mam nadzieję dojść może i do 25? Przede mną jest więc jeszcze sporo pracy. Teraz szykuję podwójny album z najpiękniejszymi piosenkami Marka Grechuty i Jonasza Kofty, z ich przebojami znanymi w całej Polsce. Teraz przygotowanymi w mojej interpretacji i z ukłonem dla wielkich mistrzów, których już nie ma wśród nas. Płyta pojawi się na przełomie września i października tego roku. Do studia wchodzę w czerwcu. Planowane wcześnie piosenki francuskie pojawią się w następnej kolejności.

Na sceny i estrady naszego regionu powraca pan często. Czy ma pan już tu swoją stałą publiczność?

W wielu miastach poznaję już twarze swoich widzów. Z wieloma wręcz mogę się przyjaźnie przywitać. Mam też, po latach pracy artystycznej, swoje fankluby i fora internetowe, na których moi wielbiciele wymieniają się uwagami. Nawet takimi, jakie mam nowe buty podczas występu i gdzie widzieli jakieś ciekawe moje zdjęcie. To jest bardzo miłe. Publiczność Śląska i Zagłębia jest najlepsza w Polsce, co powtarzam już od dziesiątków lat. To publiczność, która jest rozkochana w muzyce i w teatrze. Potwierdza to wiele moich koleżanek i kolegów po fachu. Gdy jadą do was, to z góry wiedzą, że to będą dobre występy i w żywiołowej atmosferze.

Jaka jest ta pana publiczność?

Różna. Na moje koncerty przychodzi na przykład mnóstwo młodzieży humanistycznej. Myliłby się ten, kto uważa, że przychodzą jedynie starsi ludzie, bądź "średniacy" mnie rówieśni. Do mnie przychodzą cztery pokolenia, na czele z dziećmi szkolnymi. Jestem z tego bardzo dumny. Odpowiada mi to, że budzę skrajne emocje. Publiczność albo mnie kupuje, albo nie. To znaczy, że nie jestem letni, jak letnia zupa albo letnie piwo. Zupa musi być
gorąca, piwo zimne.

Podczas chorzowskich dwóch recitali zostanie zarejestrowany materiał na płytę DVD.

Co do występów niedzielnych w Teatrze Rozrywki, to ważne informacje są dwie. Po pierwsze w programie znajdą się dwie piosenki z nowej płyty, tej która pojawi się jesienią. Tak uchylę rąbka tajemnicy, jeżeli chodzi o nowy krążek. Po drugie będą kamery, które jak najmniej będą nam przeszkadzały, ale będą filmowały całe przedsięwzięcie. Ci, którzy wybiorą się na moje recitale do Chorzowa, będą potem mieli satysfakcję, że ta płyta DVD powstawała na ich oczach i z ich udziałem, na co bardzo liczę.

W niedzielę wystąpi w chorzowskim Teatrze Rozrywki

Michał Bajor (ur. 1957r.) od najmłodszych lat mieszkał w Opolu. Atmosferą teatru nasiąkał od dziecka. Zadebiutował jako mały chłopiec rolą Wilka w "Czerwonym Kapturku". Mając 13 lat wziął udział w eliminacjach do Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Trzy lata później, po wygranym Festiwalu Piosenki Radzieckiej, zaproszony został do udziału w XIII Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie. Talent 17-latka doceniła Agnieszka Holland i obsadziła go w filmie "Wieczór u Abdona". Michał Bajor studiował w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Już jako student zaczął odnosić sukcesy na scenie teatralnej i w filmie, współpracując z najlepszymi reżyserami. Wystąpił także w nominowanym do Oscara filmie "Hanusen" Istvana Sabo, u boku Klausa-Marii Brandauera. Sukcesy na Festiwalach Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu w latach 1984 i 1986 otworzyły mu drogę do kariery estradowej. Występuje w całej Polsce, ale również za granicą, m.in. w Niemczech, Stanach Zjednoczonych czy Hiszpanii. Niespotykana barwa głosu i wielka ekspresja w interpretacjach utworów przysporzyły mu wielkie grono fanów. Nie zrezygnował jednak całkowicie z teatru i filmu. Z chorzowskiego Teatru Rozrywki znamy chociażby jego kreację Che w musicalu "Evita". Wcielił się też w Nerona w filmie Jerzego Kawalerowicza "Quo vadis".
Michał Bajor wystąpi w niedzielę, 15 marca w chorzowskim Teatrze Rozrywki dwukrotnie - o godz. 16.00 i 19.00. Koncert, zawierający przede wszystkim piosenki z 15. płyty "Inna Bajka" zostanie zarejestrowany i wydany na płycie DVD.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!