Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cały Śląsk pojechał do Wisły? Wszędzie morze ludzi i rzeka samochodów. Czy to jeszcze wypoczynek? Tak w sobotę było w Beskidach

Jacek Drost
Jacek Drost
Tłumy turystów w Wiśle
Tłumy turystów w Wiśle FOT. JAK
Wszystkie drogi prowadzą do Wisły - to była pierwsza myśl, a zaraz potem druga: - Cały Śląsk wypoczywa w Wiśle. Takie dzisiaj naszły mnie refleksje po tym, jak wczesnym popołudniem dotarłem do Perły Beskidów co rusz stojąc w kilkunastominutowych korkach, później przez dłuższy czas szukając jakiegoś miejsca parkingowego, a następnie przez blisko godzinę próbując wyjechać z tej zacnej miejscowości. No i była jeszcze myśl ostatnia: - Co takiego jest w Wiśle, że turystom, głównie mieszkańcom aglomeracji śląskiej, chce się to wszystko znosić i przyjeżdżać pod Baranią Górę? Nie wiem, co w śląskim sercu gra. Ja tego fenomenu nie rozumiem. Może Państwo mi wyjaśnią?

Naiwne myślenie o wiślańskich korkach

Kiedy jechałem dzisiaj do Wisły - dodam, że w celach zawodowych - to naiwnie myślałem, że weekendowe korki na dojeździe i wyjeździe z tej beskidzkiej miejscowości (również z powodu słynnej i długo oczekiwanej przebudowy tzw. wiślanki, czyli drogi wojewódzkiej nr 941), to przesada, budowanie przez niecnych ludzi pewnego rodzaju - jak to się mówi - czarnego pijaru popularnej przecież miejscowości, może także dodawanie jakiejś dramaturgii do wspomnień dotyczących beskidzkich eskapad. Coś w tym stylu.
Zresztą przecież w przeszłości nie raz i nie dwa stałem w wiślańskich korkach, więc swoje powinienem wiedzieć. No, ale jak to mówi mój znajomy: - Człowiek młody, głupi...
Dzisiejsze moje naiwne myślenie o wiślańskich korkach co przeszły do przeszłości legło w gruzach, kiedy tylko minąłem kolejkę linową na Czantorię w Ustroniu, przejechałem kilkaset metrów i chwilę później utknąłem w pierwszym z nich. Pierwszym korku, ale nie ostatnim dzisiejszego dnia...

Postój za łut szczęścia

Tak czy inaczej jadąc, a raczej pełznąc od jednego przewężenia drogi do drugiego i od jednego korka do następnego, dotarłem wreszcie w pobliże centrum miejscowości. Ale moje kłopoty się nie skończyły. Zaczęło się bowiem poszukiwanie skrawka parkingu. Znalezienie takowego w taki weekend jak dzisiejszy graniczy z cudem. Wszędzie samochody i motocykle, motocykle i samochody, no i jeszcze rowery oraz jakieś inne kołowce. Poupychane w każdej wolnej przestrzeni jak śledzie w puszce. A tam, gdzie ewentualnie można by nawet stanąć, to zakazy, nakazy, szlabany i grożenie palcem, że tutaj nie wolno itd, itp.

Nie przeocz

Gdyby po kilkunastominutowym krążeniu tam i z powrotem w pobliżu nowego dworca autobusowego nie uśmiechnęło się do mnie szczęście w postaci wolnego miejsca parkingowego za 2 złote za godzinę i 5 zł za każdą następną, to nie wiem co bym zrobił. Pewnie rzucony w nurt innych samochodów pojechałbym dalej, do następnego korka i następnego, i jeszcze jednego, aż w końcu znalazłbym się na rogatkach Wisły. Tak się nie stało. Na szczęście. Dzięki łutowi szczęścia. Dobrze być w czepku urodzonym!

Morze ludzi bez maseczek!

Na deptak, placu Bogumiła Hoffa czy w Parku Kopczyńskiego też nie było luźniej. Tu już nie rzeka samochodów, ale morze ludzi - kobiet, mężczyzn, starszych, młodszych, całych familii i samotnych poszukiwaczy przygód. Można było odnieść wrażenie, że jeśli nie cały, to dwie trzecie, a już na pewno połowa Śląska przyjechała dzisiaj wypoczywać pod Baranią Górę.
Pewnie za sprawą trwającego przez weekend GT Festiwalu, ale także pięknej, słonecznej, jesiennej pogody. Miałem wrażenie, że wszyscy ci, którzy dzisiaj dotarli do Wisły, chcieli sobie odbić wszystkie wcześniejsze tygodnie, kiedy z powodu epidemii koronawirusa, do Perły Beskidów wjazd był utrudniony, a sama miejscowość przypominała umarłe miasto pisałem o tym tutaj.
Przy okazji kolejna refleksja - jakieś 95 procent ludzi nie miało dzisiaj maseczek (!), a ci którzy je mieli, to trzymali je w rękach, kieszeniach, torebkach lub spuścili pod nosy. Nie wiem, co o tym sądzić...

Musisz to wiedzieć

Wisła rzuciła urok czy śląski gen masochizmu?

W każdym razie po półtoragodzinnym pobycie w Wiśle zdecydowałem się na powrót. Po cichu liczyłem, że może chociaż wyjazd z Perły Beskidów przebiegnie szybko i sprawnie. Ale gdzie tam. Odnoszę wrażenie, że było jeszcze gorzej.

Stojąc znowu w korku (nie wiem którym dzisiejszego dnia), ocierając pot z czoła, psiocząc co nieco pod nosem i widząc w lusterku dojeżdżające kolejne samochody, głównie ze śląskimi tablicami, zastawiałem się, co jest takiego w tej Wiśle, co mieszkańcom Śląska każe gnać w takie weekendy kilkadziesiąt kilometrów, by potem stać w długaśnych korkach i podziwiać Beskidy zza okopconej spalinami szyby samochodu? Może Wisła rzuciła na nich jakiś urok? Może Ślązacy mają w sobie jakiś gen masochizmu? Nie wiem, co w śląskim sercu gra. Ja tego fenomenu nie rozumiem. Może Państwo mi wyjaśnią?
Bo ja w każdym razie nie znalazłam na to pytanie odpowiedzi, gdyż człowiek w żółtej kamizelce kierujący na przewężeniu samochodami puścił ruch i pojechałem dalej, byle od Wisły.

Zobacz koniecznie

Bądź na bieżąco i obserwuj

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera