Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co dalej z górnictwem? Tomaszewski: Restrukturyzacja powinna przyspieszyć

Redakcja
Podczas połączenia Polskiej Grupy Górniczej i Katowickiego Holdingu Węglowego rząd pokaże swoje intencje odnośnie restrukturyzacji górnictwa. Czy fuzji obu spółek może okazać się usprawiedliwieniem tego, dlaczego PGG może nie uzyskać wyniku "zero plus" na koniec tego rok? O tym, co czeka nas w górnictwie w 2017 roku, rozmawiamy z Robertem Tomaszewskim, ekspertem ds. gospodarczych centrum analitycznego Polityka Insight.

Jaki to będzie rok dla polskiego górnictwa?
To będzie kolejny, trudny rok restrukturyzacji. W pierwszej połowie roku należy spodziewać się rozstrzygnięć ws. fuzji Polskiej Grupy Górniczej i Katowickiego Holdingu Węglowego i tego, co tak naprawdę wyłoni się z tego procesu. To będzie moment, kiedy rząd pokaże, jakie są jego intencje dotyczące restrukturyzacji sektora. Wyniki tej fuzji pokażą nam czy rząd zamierza wejść w konflikt z Komisją Europejską oraz czy będzie próbował przekonać ją do weryfikacji planów dot. zamykania kopalń.

Pana zdaniem rząd będzie dążył do zmniejszenia liczby kopalń/ruchów do zamknięcia?
Tak. KE zaakceptowała prawie 8 mld zł pomocy publicznej (na łagodzenie skutków zamykania kopalń, w tym m.in. na finansowanie pakietów osłonowych; decyzja wydana w listopadzie – przyp. red.) w zamian za listę zakładów do zamknięcia (Ruch Pokój I trafił już do SRK; Sośnica, Krupiński, Ruch Rydułtowy i Ruch Śląsk – przyp. red.). Sytuacja na rynku jest korzystna, bo ceny węgla zaczynają odbijać (na koniec grudnia tona węgla w portach ARA kosztowała nawet 90 dol. – przyp. red.). Eksperci i analitycy spodziewają się - może nie tak dynamicznego wzrostu cen jak w 2016 roku, ale pewnej stabilizacji wokół 70 dol. za tonę. To pozwali unormować sytuację w branży w długim terminie i rodzi pewną pokusę u rządzących, aby odejść od twardej restrukturyzacji. Szczególnie, że związki zawodowe argumentują: „skoro na rynku jest dobrze, to dlaczego mamy z tego powodu cierpieć?”. Fuzja tak potężnych organizmów jakimi są PGG i KHW, może być sposobem na „obejście” wymagań, które postawiła nam KE. Bo może już nie likwidować całej kopalni, ale tylko jakąś jej część? To może być powód wejścia rządu w konflikt z KE.

7,58 mld na odprawy, osłony i rekultywację
Zgoda Unii Europejskiej

Czy dojdzie do strajków?
Na pewno to będzie trudny rok. O ile na koniec grudnia mieliśmy do czynienia z ostatnim węglem wydobytym w kopalni Makoszowy, niedawno SRK poinformowało o przeniesieniu części kopalni Pokój I (część powierzchniowa została przekazana z końcem grudnia – przyp. red.) do wygaszenia, o tyle mamy następne zakłady, które mają być zamykane. Tutaj pojawia się pytanie w jaki sposób rząd będzie rozmawiał ze związkami, aby rozładować to napięcie, bo pod koniec roku, pojawiła się pewna nerwowość. Była sprawa kopalni Makoszowy, był Krupiński, było ryzyko, że te protesty, które zaczęły wybuchać punktowo, połączą się. Wizja upowszechnienia się strajku, jest największym problemem rządu i tym, czego strona rządowa najbardziej się boi. Gdyby do tego doszło, mielibyśmy powtórkę ze stycznia 2015 roku, czyli masowych strajków górników. Na razie perspektywa strajku powszechnego jest bardzo mało prawdopodobna, ale i rząd bardzo uważa. Widzieliśmy to przy okazji wzrostu napięcia w związku z kopalnią Makoszowy - zaraz pojawiły się komunikaty, że Ministerstwo Energii wysłało już do konsultacji międzyresortowych projekt ustawy ograniczającej import rosyjskiego węgla, były komunikaty ze strony PGG i SRK, że dla wszystkich górników z Makoszów są przygotowane miejsca pracy. Rząd robi bardzo dużo po stronie komunikacyjnej, aby dać do zrozumienia górnikom, że nic złego się nie stanie. Pytanie czy górnicy będą chcieli powiedzieć „sprawdzam”, bo PiS w kampanii wyborczej jasno deklarował, że zamykania kopalń nie będzie, a to co zamknie PO i PSL, zostanie otwarte.
Ta lista, która została zgłoszona do KE to minimum z minimów, które powinniśmy zrealizować?
Tak, to zdecydowanie lista minimum, aby ta restrukturyzacja toczyła się i spółki mogły wyjść na zero. Oczywiście przy pewnej, założonej cenie węgla. Jeśli te ceny dalej będą szły w górę, to wiadomo, że konieczność szybkiego zamykania zakładów, nie będzie tak wysoka. Ale KE jest tutaj twarda. Zresztą i tak pozwoliła nam na bardzo wiele, jeśli chodzi o konstrukcję PGG, która była jawnie sfinansowana przez spółki Skarbu Państwa (w spółkach energetycznych, które są udziałowcami PGG, Skarb Państwa ma większe lub mniejsze udziały – przyp. red.), więc gdyby KE była bardziej „jastrzębio nastawiona” do Warszawy, to mogłaby to zakwalifikować jako niedozwoloną pomoc publiczną. Tego jeszcze nie zrobiła. Moim zdaniem ruch KE, gdy zaakceptowała tę pomoc publiczną (na łagodzenie skutków zamykania kopalń – przyp. red.), jest rodzajem pewnego zaufania, czyli: pozwalamy wam wydać te pieniądze, ale musicie iść drogą, na którą się umówiliśmy i zamykać wskazane kopalnie.

A jeśli chodzi o poziom zatrudnienia - przekaz rządowy można sprowadzić do sformułowania: nikt nie straci pracy. W Makoszowach alokacja się odbywa, w Krupińskim też powoli się rozpoczyna. Ale górnicy często zwracają uwagę na bardzo istotną sprawę, że przecież kopalnie nie są z gumy, mają ograniczony zakres przyjmowania kolejnych, nowych osób. Pana zdaniem zatrudnienie w górnictwie radykalnie zmaleje i raczej nie unikniemy zwolnień grupowych?
Od stycznia do czerwca (2016 roku – przyp. red.) mieliśmy duży zjazd, jeśli chodzi o zatrudnienie w górnictwie, bo porównując poziom zatrudnienia z grudnia 2015 roku do czerwca 2016, zmalało ono o ok. 7 tys. pracowników, do ok. 85 tys. Teraz ARP opublikowała nowe dane (za listopad 2016 – przyp. red.), z których wynika, że zatrudnienie jest nadal na tym samym poziomie – ok. 85 tys. Wiadomo jednak, że zatrudnienie w górnictwie powinno być mniejsze. Najbardziej optymalne byłoby 50 – 60 tys. Wydaje mi się, że na obecną chwilę nie ma ryzyka masowych zwolnień, a nawet jeśli doszłoby do jakiś perturbacji, to sytuacja na śląskim rynku pracy jest na tyle dobra, że Śląsk sobie spokojnie poradzi. Śląsk jest w czwórce województw z najmniejszym bezrobociem. Teraz jest najlepszy moment, aby dokonać restrukturyzacji górnictwa. Ryzyko masowych zwolnień jest nieduże, ponieważ są zabezpieczone pieniądze na osłony dla górników. Oczywiście może się zdarzyć, że nie wszyscy będą w stanie skorzystać z ofert przechodzenia do innych zakładów ze względu np. na długość dojazdu do pracy. Myślę jednak, że z tego powodu nie powinniśmy mieć do czynienia z jakimś nagłym skokiem bezrobocia na Śląsku.

Po Makoszowach najwięcej emocji budzą teraz dwie inne kopalnie – Sośnica, która za miesiąc będzie oceniana z realizacji parametrów, a z drugiej strony Krupiński, który do SRK ma trafić w pierwszym kwartale 2017 roku. Zostaną zlikwidowane bez względu na okoliczności?
W przypadku Sośnicy, rząd oraz PGG i tak poszły na dalekie ustępstwa, dając tej kopalni drugą szansę w postaci weryfikacji wyniku. Aktualnie sytuacja jest taka, że kopalnia ma zysk. Tylko, że wstrzymano tam inwestycje, więc ten zysk nie wziął się z tego, że nagle skoczyła efektywność i produktywność, ale z zabiegów księgowych. Jeśli rząd rozpozna, że sytuacja jest zapalna i grozi wybuchem protestów, to będzie próbował robić to samo, co robił do tej pory, czyli przesunąć moment podjęcia decyzji o wygaszeniu Sośnicy. Nie wydaje mi się jednak, żeby odstąpił od planu jej całkowitej likwidacji. Sądzę, że PGG, zwłaszcza w sytuacji połączenia z KHW, nie zaryzykuje dalszego utrzymywania jednej z najsłabszych kopalń, bo to byłoby dla nich za dużo.
A Krupiński?
Sytuacja w JSW jest o tyle bardziej skomplikowana, że ceny węgla koksującego wzrosły bardziej, a więc po stronie związkowej jest też więcej argumentów, aby tę kopalnię utrzymać. Jeśli prześledzimy wypowiedzi ministra Krzysztof Tchórzewskiego, to z jego strony jest duża determinacja, żeby nie przedłużać żywotności tej kopalni. Przełomowym momentem był grudzień, kiedy jedno walne zgromadzenie nie było w stanie podjąć decyzji o przekazaniu Krupińskiego do SRK, ale wizyta Margrethe Vestager, unijnej komisarz ds. konkurencji, przechyliła tę szalę niepewności. Po rozmowach Tchórzewskiego z komisarz unijną, zgromadzenie akcjonariuszy JSW podjęło decyzję o zamknięciu Krupińskiego. Tutaj też na twardym stanowisku stoją banki, które nie pozwolą na to, żeby kopalnia ta przy tak skonstruowanej umowie restrukturyzacyjnej, pozostała w grupie. Moim zdaniem i Krupiński, i Sośnica pójdą do SRK. Ten scenariusz może zostać podważony w sytuacji sojuszu załóg górniczych i groźby powszechnego strajku. Wtedy rząd może rzeczywiście przycisnąć guzik „stand by” i poczekać na jakąś lepszą koniunkturę. Z tym, że ta lepsza koniunktura może nie nadejść, bo teraz jest ten właściwy moment, aby te kopalnie zamknąć.

Tak naprawdę to przedostatni rok, kiedy możemy pozwolić sobie na ostre działania restrukturyzacyjne. W 2018 roku powinniśmy finiszować.
Rzeczywiście, to przedostatni rok kiedy zgodnie z unijnym prawem możemy dotować kopalnie z pieniędzy publicznych. Mamy przed sobą dwa lata, ale rok 2017 powinien być czasem, kiedy ta restrukturyzacja przyspieszy. O ile 2016 rok upłynął pod znakiem uporządkowania (jeszcze niepełnym) sytuacji spółek górniczych, wydarzyło się dużo spraw po tej stronie kosztowej, które nota bene powinny się już dawno wydarzyć, to teraz trzeba postawić „kropkę nad i” i dokonać zamknięcia tych najmniej rentownych zakładów po to, aby reszta branży mogła przetrwać. Wydaje mi się, że rząd prowadzi tę politykę dosyć rozważnie. Pytanie czy starczy mu tej determinacji przy powołaniu jednego dużego koncernu PGG i KHW i czy nie zboczy z tej drogi restrukturyzacji z powodu wysokich cen węgla.

Kopalnia Makoszowy zakończyła wydobycie
Kopalnia już zamknięta

Czy pana zdaniem rząd jest mocno zdeterminowany, aby połączyć PGG i KHW czy raczej nie ma innego wyjścia? Wiemy, że KHW wzbraniało się przed tym. Zresztą samo PGG będzie potrzebować dodatkowych 400 mln zł „wzmocnienia” przy tym połączeniu.
Wydaje mi się, że gdyby to było możliwe, to do tej fuzji by nie dopuszczono. Poza tym z perspektywy sektora energetycznego lepiej jest punktowo zasilić KHW tymi 700 mln zł, aby zrestrukturyzować spółkę i utrzymać ją przy życiu niż łączyć z PGG i wydać jeszcze więcej pieniędzy. Oczywiście to połączenie da pewne plusy – będzie można ograniczyć koszty administracji, realizować wspólne zakupy, fuzja ograniczy też konkurencję między tymi dwoma firmami. Tylko czy fuzja zostanie wykorzystana, aby przyspieszyć tę restrukturyzację i przy połączeniu szukać jakiś oszczędności, czy zostanie wykorzystana po to, aby dosypać pieniędzy i uspokoić nastroje? Natomiast pytanie o to, czy rządowi rzeczywiście chodzi o połączenie, jest trudne. To sposób na kupienie sobie trochę więcej czasu. PGG wciąż ma dosyć wysoką stratę, co prawda nie tak wysoką jak donosiły media, ale to ciągle jest ok. 400 mln zł na minusie.

Czy połączenie może okazać się usprawiedliwieniem tego, dlaczego PGG nie osiągnie wyniku „zero plus” na koniec 2017 roku?
Możemy być niemalże pewni, że podczas aktualizacji biznesplanu PGG, rząd wyjdzie z komunikatem, że osiągnęliśmy sukces i zbudowaliśmy jeden, duży koncern, ale zmieniły się warunki, więc nie damy rady dowieść tego wyniku założonego w poprzednim biznesplanie. Tylko czy KE to kupi? Czy nasi negocjatorzy będą na tyle mocni i uda się do tego przekonać Brukselę? Tutaj jednak byłbym bardziej sceptyczny. Tym bardziej, że jeśli chodzi o naszą politykę energetyczną, to jesteśmy tak naprawdę w punkcie kolizyjnym z UE pod każdym względem. Otwieranie kolejnego niepewnego frontu w postaci wielkiej fuzji w polskim górnictwie i próbie kreatywnej księgowości, może zakończyć się rozpoczęciem oficjalnego postępowania KE ws. udzielenia pomocy publicznej PGG i KHW, albo – jeśli KE uzna, że próbujemy podważyć plan zamykania kopalń, może cofnąć poprzednią zgodę na wydanie tych ok. 8 mld zł. Stąpamy po cienkim lodzie.

Wchodząc w sferę bardziej polityczną, mam na myśli tutaj relacje rząd – organizacje związkowe. Często pojawiają się komentarze, że górnicy zaczynają się wymykać spod kontroli związkowcom, czują też zawód, bo – co też często się mówi – związkowcy przeczekują, jedyne na co ich stać, to wysyłanie pism do Warszawy. Z jednej strony Solidarność i Piotr Duda mówiący, że powinniśmy wyjść na ulice, z drugiej strony, gdy w Krupińskim i Makoszowach się kotłuje, to nie ma mocnego i radykalnego wsparcia śląskich central związkowych. Widzimy dość duże rozbieżności w samych związkach – między organizacjami kopalnianymi a ich centralami. Pana zdaniem jak to będzie się układało w tym roku?
To jest największy kapitał tego rządu – bardzo bliskie związki z organizacjami związkowymi, które widzę w PiS obrońcę. Solidarność praktycznie nie reaguje, poza ogólnymi wypowiedziami, że nie powinniśmy zamykać kopalń itd. Ale za tym oburzeniem nie idą realne działania. Nie ma zapowiedzi strajków, sojuszu między poszczególnymi zakładami. Oczywiście rządowi jest to bardzo na rękę. Związkowcy są zdezorientowani, nie wiedzą tak naprawdę, w którą stronę powinni iść: czy eskalować napięcie, słać pisma do Warszawy, grozić strajkami czy raczej współpracować, bo i tak następuje to, co nastąpić musi. To jest już kolejny rok restrukturyzacji górnictwa, która trwa bez przerwy od 2013 roku. Pracownicy są w dużej mierze już tym zmęczeni, wiedząc, że tak naprawdę coś muszą oddać, że coś musi zostać zamknięte, aby reszta mogła przetrwać. Tym bardziej ten moment na restrukturyzację jest właśnie teraz najlepszy. Kiedy związki nie idą wspólnym frontem, a sytuacja pracownicza oraz gospodarcza jest na tyle dobra, że można tę restrukturyzację spokojnie przeprowadzać.
JSW zatrudni więcej górników z Makoszów
Idą na kopalnię Knurów-Szczygłowice

Podsumowując naszą rozmowę. Czy zwykły górnik może być spokojny w tym roku o pracę, bo jeśli nie na tej kopalni, to na innej? Czy niepewność jednak cały czas będzie mocno się przewijać?
Niepewność jest wpisana w ten zawód ze względu na sytuację, jaka panuje na rynku węgla i energii. Sektor węglowy w Europie jest branżą schodzącą. Polska jest tak naprawdę ostatnim krajem, gdzie budowane są elektrownie węglowe i planowane jest otwarcie nowych kopalń. Ta siła ciężkości przesuwa się w kierunku Indii, Wietnamu, Chin, które stają największym odbiorcami i producentami węgla. Długoterminowa perspektywa zatrudnienia w tym sektorze jest zła. Do połowy tego wieku najprawdopodobniej w zrestrukturyzowanej branży będzie pracowało nie więcej niż 5 tys. osób, więc górnictwo jest branżą, która się powoli zwija. Jeśli zaś chodzi o krótki termin, to pracy nie zabraknie. Kopalnie potrzebują wykwalifikowanych pracowników, pojawiają się ze strony rządowej informacje o tym, że potrzebujemy w okolicach roku 2019 – 2020 podjąć decyzję o budowie nowych kopalń, są też prywatni inwestorzy, którzy chcą budować kopalnie, a więc w tym krótkim i średnioterminowym horyzoncie czasowym pracy nie zabraknie. Branża zmieni się na pewno, bo będzie postępować mechanizacja, a więc inny pracownik będzie w cenie. Będzie mniej prostej pracy fizycznej, a coraz większe zapotrzebowanie na pracowników obsługujących skomplikowane maszyny górnicze.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera