Do 15 lat więzienia grozi trzem recydywistom, którzy porwali i uwięzili pod podłogą domu 48-letniego częstochowianina. Bandyci w taki sposób chcieli wymusić zwrot długu. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do Sądu Okręgowego w Częstochowie.
- Oskarżeni nie przyznali się do winy. Twierdzą, że pokrzywdzony złożył obciążające ich zeznania, aby w ten sposób uniknąć zwrotu długu - mówi Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej.
A poszło o 17 tys. zł, które jeden z oskarżonych, 31-letni Robert J., miał dać porwanemu. Za te pieniądze zajmujący się handlem samochodami biznesmen miał kupić auto na licytacji komorniczej. Mężczyzna nie kupił auta i nie zwrócił gotówki J., bo na stacji benzynowej zgubił saszetkę z pieniędzmi. Potem nie miał takiej kwoty aby ją oddać.
W ostatni dzień maja pod dom częstochowianina przyjechało trzech mężczyzn. Zaprosili biznesmena do restauracji, by przy obiedzie omówić rozliczenie z pieniędzy. Ale zamiast do restauracji pojechali do remontowanego domu w okolicach Toszka w powiecie gliwickim i tam uwięzili 48-latka.
Policja złapała bandytów błyskawicznie, zaraz po tym, jak na komisariat zgłosił się 31 maja przed północą syn porwanego. Widział porywaczy wiozących ojca fordem fiestą. W jednym rozpoznał Roberta J. prowadzącego z ojcem interesy związane z handlem samochodami.
Pokazał również funkcjonariuszom SMS-y. Porywacze grozili śmiercią porwanego, zgwałceniem jego żony i pobiciem dzieci, jeśli nie dostaną szybko 17 tys. zł.
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Syn porwanego już pod nadzorem policjantów przez cały czas utrzymywał kontakt telefoniczny z porywaczami. To pozwoliło szybko namierzyć miejsce przetrzymywania biznesmena.
- Dwaj z porywaczy zostali zatrzymani na przystanku autobusowym, gdzie mieli odebrać dług od syna porwanego - wyjaśnia prokurator Ozimek.
Potem częstochowscy policjanci przy wsparciu antyterrorystów z Katowic wkroczyli do domu pod Toszkiem. Tam zatrzymano kolejnego bandytę.
Biznesmena wyciągnięto spod podłogi. Był przetrzymywany w pomieszczeniu o wymiarach 2,5 x 2,5 m, do którego z pokoju prowadziło przykryte włazem i pościelą wejście o wymiarach 0,5 x 0,5 m. Nie było w nim oświetlenia.
Robert J., właściciel domu tłumaczył potem śledczym, że to dziwne pomieszczenie to piwniczka na wino, którego jest koneserem. Mówił, że 48-latek wszedł tam dobrowolnie. Uwolniony częstochowianin był w dobrej kondycji. Nie wymagał hospitalizacji.
- Oskarżeni to ślusarz Robert J., malarz Wojciech N. i spawacz Józef W. Dwaj z nich mieszkają w woj. śląskim, jeden pochodzi z Krakowa. Byli już znani organom ścigania i karani za rozboje i pobicia, jeden z nich za pozbawienie wolności człowieka - dodaje Ozimek. - Działali w warunkach recydywy.
Porywacze zostali tymczasowo aresztowani. Teraz czeka ich kolejny proces sądowy i kolejny wyrok.
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?