Czterokrotny olimpijczyk Henryk Gruth jako zawodnik GKS Tychy malował mosty
Wyniki plebiscytu na najlepszego sportowca GKS ogłoszono podczas jubileuszowej gali tyskiego klubu. Henryk Gruth nie ukrywał zaskoczenia tą wygraną.
- Ostatnio jeden z moich czterech wnuków zapytał mnie: „dziadek, a ty to podobno grałeś w hokeja?” Myślę sobie: „uuu.... czas szybko przeleciał, więc przypuszczałem, że mało kto ze współczesnych pamięta, kto to był Henryk Gruth. A tu się okazuje, że w naszym mieście przetrwała jakaś legenda, która pozwoliła żebym zajął pierwsze miejsce. Cieszę się z wygranej, ale też z tego, że w dziesiątce plebiscytu było trzech hokeistów - powiedział Gruth, który wyprzedził innego hokeistę Mariusza Czerkawskiego i lekkoatletkę Lucynę Langer-Kałek. Dopiero na czwartym miejscu był pierwszy z piłkarzy Roman Ogaza, a na dziesiątym jedyny Polak, który zdobył Puchar Stanleya Krzysztof Oliwa.
ZOBACZCIE ZDJĘCIA Z GALI 50-LECIA GKS TYCHY
Czterokrotny olimpijczyk nie ukrywa, że przeżył w tyskim klubie zarówno piękne, jak i trudne chwile.
- W GKS spędziłem najlepsze lata mojej kariery, lata w których się rozwijałem, a potem byłem dojrzały sportowo. Byłem też jednym z tych, którzy budowali hokej w tym mieście. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, z którymi mam kontakt do dziś. Przyszedłem do Tychów dlatego, że rodziła się tu wtedy koncepcja budowania nowej, młodej drużyny. Udało nam się wtedy wiele osiągnąć i stworzyć drużynę, która na stałe liczy się w polskim hokeju. Tak zostało do dziś - poza kilkoma latami, kiedy walczyliśmy o utrzymanie hokeja w Tychach. Pamiętam rozmowy ze związkowcami z kopalni „Piast”, którzy domagali się wyrzucenia nas z górniczych etatów. Szef kopalnianej „Solidarności” nam wtedy powiedział: „my tu na was płacimy, a wy nic nie robicie”. Ubodło mnie to wtedy bardzo. Tłumaczyłem im, że my też ciężko pracujemy przerzucając w trakcie treningu na siłowni po kilka ton. Dowiedziałem się jednak, że na kopalni było ponad sto lewych etatów, choć hokeistów w klubie było 22. Potem okazało się, że na reszcie etatów było pół PZHL-u z Warszawy. Na początku lat 90. żeby ratować hokej w Tychach założyliśmy przy Tysovii zakład działalności gospodarczej. Było ciężko o pracę, niektórzy z chłopaków nie mieli za co żyć i pracowali dorywczo po hurtowniach, coś sprzedawali. Chciałem dać przykład, że ja - jako reprezentant Polski - będę z tymi chłopakami malował mosty, bo takie zlecenie dostaliśmy z Urzędu Miasta. Chodziło o to, żeby ludzie uwierzyli, że nam naprawdę na tym hokeju w Tychach zależy - wspomina Gruth.
Rekordzista pod względem liczby występów w reprezentacji Polski przez ponad 20 lat pracował później w Szwajcarii w klubie ZSC Lions Zurych, ale właśnie wrócił do kraju.
- Wróciłem na stałe do Polski, bo to jest mój kraj. Wielu się dziwi, dlaczego zdecydowałem się wrócić ze Szwajcarii, ale tam zawsze jesteś obcym człowiekiem, a tu jesteś u siebie. To zasadnicza różnica. W Polsce czuję się najlepiej, więc tutaj wróciłem. Każdemu kto zechce mogę służyć moim hokejowym doświadczeniem. Przez te ponad 20 lat na obczyźnie spotkałem się z systemami i koncepcjami szwedzkimi, fińskimi, kanadyjskimi... Ale do tej pory nikt w Polsce nie chciał z tego skorzystać, co mnie dziwi - stwierdził Gruth, który nie ukrywa, że w polskim hokeju konieczne są zmiany jeśli ta dyscyplina ma się u nas rozwijać.
- Bardzo dobrze czuję się w hokeju młodzieżowym, mógłbym pomóc w tworzeniu koncepcji szkoleniowych. W tej chwili hokej młodzieżowy w Polsce to ruina, nie mamy porządnej młodzieżowej ligi juniorów. Uważam, że aby opracować koncepcję rozwoju młodzieżowego hokeja w Polsce - potrzeba dwóch lat, żeby ludzi zebrać, wiem jak budowali to Finowie w chwilach własnego kryzysu młodzieżowego hokeja. Polscy trenerzy są nieszkoleni, niewykorzystywani. Ludzie, którzy rządzą klubami są skupieni przede wszystkim na pierwszej drużynie. Właśnie rozmawiałem z selekcjonerem reprezentacji Robertem Kalaberem, który mówił mi, że już nie ma kogo powołać. Kiedy ta generacja, która teraz bardzo dobrze pokazała się podczas kwalifikacji olimpijskich w Bratysławie, odejdzie - kto ją zastąpi? Moim zdaniem nie ma następców - stwierdza 64-letni szkoleniowiec, który sam zrezygnował z pracy w Zurychu, bo nie rozumie młodego pokolenia.
- Pojawiła się nowa generacja - medialna, facebookowa. Teraz bardziej liczy się teoria, niż praktyka, a ja zawsze byłem praktykiem, choć po AWF-ie. Coraz trudniej było mi pracować z tym młodym pokoleniem, więc podjąłem decyzję o zakończeniu pracy trenerskiej. Zawsze jednak mogę każdemu służyć swoim doświadczeniem - dodał Gruth.
Nie przeocz
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?