Czy do Goczałkowic powrócą żagle?

Jak zwykle w użyciu były pokrzywy, ambrozja, kubły piany i basen wody.

- Kurs i egzamin to jeszcze za mało, żeby dostać się do grona braci żeglarskiej. Dopiero chrzest czyni prawdziwych wodniaków - przyznaje Henryk Motyka, komandor Jacht Klubu PTTK Pszczyna.

Cała ceremonia odbywała się w Wiśle Wielkiej, nad brzegiem Jeziora Goczałkowickiego. Stanica pszczyńskich żeglarzy jako jedyna ostała się tu od lat 80., kiedy skończyło się pływanie na jeziorze. Poznikały stanice czechowickiej walcowni, kopalni Barbara w Mikołowie, stanica harcerska. A Jacht Klub, choć od przeszło dwudziestu lat ma tu tylko swój kawałek ziemi i widok na wodę, nadal jest. I ciągle ma nadzieję, że żagle wrócą na tzw. śląskie morze. Jeśli udałoby się to w przyszłym roku, byłby w sam raz prezent na 50. urodziny klubu.

Samorządy Goczałkowic, Pszczyny, Czechowic-Dziedzic, Chybia, Strumienia, czyli gmin położonych wokół jeziora, są za jego turystycznym ożywieniem. Bo to także szansa uatrakcyjnienia miejscowości. W ubiegłym roku w ramach Śląskiego Klastra Wodnego powstała koncepcja zagospodarowania nabrzeży i tafli Jeziora Goczałkowickiego.

Zakłada wykorzystanie do żeglowania części zbiornika poza zaporą i ujęciami wody oraz siedliskami ptactwa wodnego. Jednorazowo na wodzie mogłoby przebywać do 140 żaglówek. Nadzór nad nimi sprawowałyby kapitanaty portów oraz odpowiednie służby.

Jezioro pozostałoby strefą ciszy, nie miałyby tu prawa wstępu łodzie motorowe, ale także istniałby zakaz uprawiania windsurfingu i pływania łodziami wiosłowymi. W całym akwenie nie wolno byłoby się kąpać. Koncepcja trafiła do marszałka i wojewody, wspierają ją posłowie. Jednak na razie żadnych decyzji nie ma.