Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Kamil Stoch może być następcą Adama Małysza?

Robert Małolepszy
arc.
Cztery medale olimpijskie, sześć z mistrzostw świata, cztery Kryształowe Kule. Dziesięć lat na szczycie. Adam Małysz skończył karierę najlepiej, jak mógł. Dziś wszyscy pytają: co dalej?

W Zakopanem długo jeszcze podczas zawodów będą tłumy
- Małyszomanii już nigdy nie będzie - powiedział, płacząc na wizji ze wzruszenia, Włodzimierz Szaranowicz.
- Takiego zawodnika już nigdy nie będziecie mieli - dodaje Heinz Kuttin, jedyny trener, który z pracy z Adamem ma więcej przykrych niż przyjemnych wspomnień.
- Ale na pewno nie będzie źle. Mamy duży potencjał, nowe skocznie, dużą grupę zawodników, Kamila Stocha i świetnego trenera Łukasza Kruczka - uważa Apoloniusz Tajner. Rację mają wszyscy trzej.

Sport to już nie tylko Małysz

Małyszomanii już nigdy nie będzie z wielu powodów. Choćby dlatego, że nasz sport jest dziś już zupełnie inny niż na początku XXI wieku. Gdy Adam wygrywał konkurs za konkursem nie mieliśmy za wielu idoli. Dziś są Gortat, Kubica (mamy nadzieję, że wciąż będzie), Adamek, Kowalczyk, Gollob, Radwańska, siatkarze mimo kryzysu wciąż są w czołówce światowej, zbliża się piłkarskie Euro, które sprawi, że nawet piłkarze będą na pierwszych stronach gazet nie tylko z powodu kolejnych aresztowań i nowych wątków w aferze korupcyjnej. Słowem: polski sport ma się zdecydowanie lepiej niż 10 lat temu. Dlatego nawet jeśli któryś z polskich sportowców odniesie spektakularny sukces, będzie mu o wiele trudniej tak zdominować zbiorową wyobraźnię Polaków (cytując Szaranowicza).

Czy mamy szansę doczekać się porównywalnych sukcesów? Kuttin uważa, że nie. Być może ma rację. Niemcy po Weissflogu mieli Thomę, Schmitta, Hannawalda, ale od kiedy ten ostatni przestał wygrywać, do dziś czekają na kolejnego zawodnika, który wygra więcej niż jeden konkurs w sezonie. Finowie po Nykaenenie mieli Ahonena. Ale ten sezon pokazuje, że i oni mogą mieć problem z nawiązaniem do wielkich tradycji. Austriacy, którzy teraz tak dominują, z Salt Lake City, gdzie Adam wywalczył srebro i brąz, wracali bez medalu.

O czym świadczą te przykłady? Że nawet najbogatsze kraje, z wielkimi tradycjami, rozbudowanym systemem szkolenia nie mogą być pewne sukcesów. Bo skoki, mimo że pompuje się w nie coraz większe pieniądze, że zajmują się nimi naukowcy, są wciąż dyscypliną nieprzewidywalną. Że wciąż nie do końca wiadomo, dlaczego ktoś nagle zaczyna świetnie skakać, dlaczego przestaje i dlaczego czasem wraca na szczyt. Thomas Morgenstern też miał chudsze lata, gdy nie mógł sobie poradzić z presją, którą sam sobie wytwarzał.

Nie chcę być drugim Adamem

Bardzo podobny problem miał Kamil Stoch, który symbolicznie przejął wczoraj pałeczkę od Adama. O Stochu jako o wielkim talencie mówi się od dawna. Gdy Tajner był jeszcze trenerem kadry, właśnie Kamila wskazywał jako potencjalnego następcę Orła z Wisły. Ale te oczekiwania za bardzo ciążyły Stochowi. "Nie chcę być drugim Małyszem" - wypalił kiedyś Kamil. Przegrywał na skoczni głównie z samym sobą. Bo gdy siadał na belce, to po to, by wygrywać. Dziś jest podobnie, ale wreszcie nauczył się chyba radzić z tą presją. Jeszcze nie zawsze - mistrzostwa świata mu nie wyszły, ale trzy zwycięstwa w Pucharze Świata i dziesiąte miejsce w klasyfikacji generalnej to dobry punkt wyjścia do próby podtrzymania popularności skoków w naszym kraju.

- Jeszcze o tym nie myślę - odpowiedział wczoraj w Planicy na pytanie, czy jest gotów zostać liderem kadry, ale kto go zna, wie, że jest. Że tak naprawdę życie w cieniu Adama męczyło go.
- To zwycięstwo może być początkiem kariery Kamila - uważa Kruczek. - Widzę w nim Adama z sezonu 2000/2001 - mówił już w listopadzie Tajner.

Wybuch jednak nie nastąpił. Ba, na początku sezonu Kamil skakał słabo, tak jak i reszta kadry Kruczka. A oczekiwania były wielkie, bo przecież latem byliśmy lepsi nawet od Austriaków.
Kruczkowi udało się wyprowadzić Stocha z dołka. Z drużyną poszło gorzej. Dwa trzecie miejsca w konkursach drużynowych to połowa całego dorobku polskich skoczków w historii rywalizacji, ale po lecie trener kadry nie bał się mówić, że może zaczniemy gonić Austriaków.

Zagadka trenera Kruczka

Nie wiedział, co mówi, poniosło go czy popełnił błąd? Tajner twierdzi, że Kruczek to trener przyszłości, że kiedyś może być tak dobry jak Mika Kojonkoski. Pracował u boku Kuttina i Lepistoe. Zna angielski i niemiecki. Świetnie czuje nowinki techniczne, potrafi wyciągać wnioski z tego, co robią rywale.

Ale nie brakuje opinii, że z Kruczkiem nasza kadra daleko nie doleci. Tak uważa choćby wciąż jedyny polski mistrz olimpijski w skokach Wojciech Fortuna. Kruczek ma też sporą grupę przeciwników w mediach - relacji z dziennikarzami musi się wciąż uczyć. Tajner, Kuttin (do pewnego momentu) czy Lepistoe byli na każde zawołanie mediów. Odbierali telefon, rozmawiali. Do Kruczka czasami przez miesiąc nie można się dodzwonić. A umiejętność współpracy z mediami to dziś dla trenera równie ważna cecha, jak dobry warsztat szkoleniowy.

Gdybyśmy chcieli zastąpić Kruczka, znów trzeba by szukać za granicą. Przez 10 lat małyszomanii nie dorobiliśmy się bowiem zbyt wielu nowych, dobrych trenerów. Nie może być zresztą inaczej. Kluby, może poza Wisłą i Zakopanem, są słabe. Trenerzy zarabiają grosze. Trudno sobie wyobrazić, by w Polsce mógł nagle zapanować model austriacki, w którym kadrowicze przygotowują się do sezonu w klubach, ze swoimi trenerami, a selekcjoner kadry spotyka się z nimi tylko podczas zawodów i głównych zgrupowań.

Polska (dużymi) skoczniami stoi

Małyszomania sprawiła, że w Polsce powstało kilka nowych skoczni. Ta najbardziej znana to oczywiście skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince. W Szczyrku od nowa wybudowano kompleks Skalite, na który składają się skocznie HS 107, 77 i 43. Mogą się tu szkolić praktycznie wszystkie grupy juniorskie. Dodając do tego Wielką Krokiew, można stwierdzić, że kadra ma w Polsce bardzo dobre warunki do przygotowań.

Ale gdy ktoś zapyta, ile powstało tych naprawdę małych skoczni, na których uczyć się mogą dzieci, to w zasadzie można wymienić jeden kompleks - Zagórze w Bieszczadach. Nowe są też małe skocznie w Bystrej koło Bielska-Białej. Dziecinne skocznie w Wiśle Centrum to już zabytek. Na słynnym Łabajowie, gdzie Adam razem z wujkiem Janem Szturcem szukał wiele razy utraconej formy, gdy chce się przeprowadzić trening, trzeba zamykać ruch samochodowy na drodze, która przebiega przez środek zeskoku. Kompleks mniejszych skoczni w Zakopanem też nie doczekał się poważniejszego remontu. Trudno więc mówić, że przez te 10 lat koniunktury kompleksowo rozwiązaliśmy sprawę infrastruktury do rozwoju skoków. Jest o niebo, ba, o lata świetlne lepsza niż w czasach, gdy Adam zaczynał karierę, ale wciąż nie taka, byśmy spokojnie mówili: mamy system, który prędzej czy później wyłowi nowego Małysza.

Pełna kasa prezesa Tajnera

Od siedmiu lat co roku w ramach "Narodowego Programu Rozwoju Skoków Narciarskich" o Puchar Lotosu rywalizuje od 140 do 160 młodych skoczków. Dzięki programowi klubom nie brakuje sprzętu dla juniorów, w sezonie odbywa się osiem dużych imprez. Z tego programu wywodzi się choćby Klemens Murańka czy Tomasz Byrt. Skakał w nim też Kamil Stoch.

Co najmniej przez kilka lat polskim skokom nie powinno też zabraknąć pieniędzy. Dzięki sukcesom Adama PZN stał się jednym z najbogatszych związków w kraju. Kontrakty reklamowe, które podpisał Tajner, obowiązują co najmniej do igrzysk w Soczi. Zapewne związek będzie dalej wykorzystywał Adama do działań promocyjnych. Nie grozi nam więc scenariusz, że na wyjazd na Turniej Czterech Skoczni jakiegoś młodego zdolnego zawodnika będą się zrzucali trener z lokalnymi przedsiębiorcami, jak to było z Małyszem za czasów Czecha Pavla Mikeski.

Mamy kadrę A i B. Wysyłamy zawodników na wszystkie większe i mniejsze imprezy. Przed erą Małysza mieliśmy dwóch, góra trzech zawodników - Skupnia, Mateję, Kruczka. Za wyjazdy na zawody płacił Edi Federer. Dziś związek stać na wszystko.

Nie ma też się co bać, że z dnia na dzień ludzie przestaną przyjeżdżać do Zakopanego. Oczywiście nigdy już nie będzie tak, że bilety - po 20 tysięcy na jeden dzień, rozejdą się w kilka godzin, ale impreza na Wielkiej Krokwi stała się marką samą w sobie. Ludzie będą tam jeździć, by po prostu dobrze się pobawić.

Słowem - jeśli polski skoczek będzie w stanie kilka razy w ciągu sezonu stanąć na podium PŚ, w Zakopanem walczyć o zwycięstwo, drużyna otrze się o medal wielkiej imprezy, to płomień, który rozpalił Adam Małysz będzie się tlił. Czy Kamil Stoch jest w stanie go podtrzymać? Jest.

Nikt nie postawi dziś wielkich pieniędzy na to, że kiedyś zdobędzie Puchar Świata, ale pewnie i nikt nie postawi fortuny, że nie zdobędzie. Bo takie są skoki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!