Czy matura jest potrzebna w polskiej edukacji? O patologiach systemu i braku zrozumienia potrzeb ucznia mówi dr Mikołaj Marcela z UŚ

Mateusz Czajka
Mateusz Czajka
Materiały autora
Czy w szkole da się uczyć bez ocen? Dlaczego uczeń pracuje tak, jakby wstawał o 4 rano i był w pracy przez 12 godzin? O problemach polskiej edukacji i braku szanowania podstawowych potrzeb uczniów rozmawiamy z dr. Mikołajem Marcelą z Uniwersytetu Śląskiego.

Stawia Pan tezę (nieodosobnioną), że polska szkoła źle funkcjonuje. Jakie są jej główne grzechy, a jakie strony są silne?

— Zacznę może od tego drugiego. Zawsze podkreślam, że problemem polskiej szkoły na ogół nie są nauczyciele. Nigdy nie krytykuję i nie atakuję konkretnych nauczycieli, bo zdaję sobie sprawę, że oni funkcjonują w pewnym systemie, który wymaga od nich bardzo określonych działań. Trzeba mieć w sobie bardzo dużo siły, aby przeciwstawiać się pewnym rozwiązaniom i obyczajom. Sporej grupy osób na to nie stać. Za to wielu nauczycieli w całej Polsce robi genialne rzeczy. Najgorszą rzeczą jest to, co nazwalibyśmy systemem.

System i obyczaje? Na przykład?

— Pewna kultura pracy. Z perspektywy prawnej musimy tak naprawdę wystawić jedną ocenę w ciągu roku. Obyczaj każe nam ich wystawiać bardzo dużo, robić sprawdziany, których prawo nam nie nakazuje. To często wewnętrzne regulacje szkół. Prawo pozwala na bardzo wiele.

Są szkoły, gdzie w ciągu roku nie wystawia się klasycznych ocen?

— Ogrywają kwestię ocen troszkę inaczej. Na przykład liceum Collegium Leonium w Sierpcu, o którym często wspominam w książkach. Odeszli od ocen wyrażonych cyfrą na korzyść procentów. Nie jest to jednak proste przełożenie – jedno zamiast drugiego. System jest rozbudowany i ma pomóc uczniom nie skupiać się na ocenach, a pokazywać postęp ich pracy. Klasyczną ocenę uczniowie na ogół niestety przyjmują jako miernik swojej wartości. Tu jest inaczej.

I to działa? Jest to rewolucyjne działanie. Lwia część szkół ma zupełnie inne statuty.

— Tak. Widać również zaangażowanie uczniów w mediach społecznościowych. Muszą lubić swoją szkołę. Wewnętrzne regulacje jednostek bardzo często nie tylko podtrzymują pewne obyczaje, ale łamią prawo np. ingerując w wygląd uczniów. Z perspektywy prawa szkoła może ustanowić pewne zasady ubioru (w tym mundurki), choć potrzebna jest zgoda rady rodziców i samorządu uczniowskiego w przypadku takich regulacji, ale nie może ingerować w wygląd, zabraniając makijażu, farbowania włosów czy malowania paznokci.

Wróćmy do systemu i ich przejawów. Mam wrażenie, że obecnie następuje „inflacja ocen”. Czwórka, a nawet trójka, to oceny „dobre” i „dostateczne”, a wychodzi na to, że dla rodziców, są niedostateczne. Zawsze chcą piątek.

- System neoliberalny sprawia, że z jednej strony czujemy presję, by być jak najlepsi (lub by nasze dziecko było najlepsze), z drugiej chcemy wszystko nieustannie przeliczać. Rodzice czują presję, aby zapewnić jak najlepszą przyszłość dziecku. Robią tym samym więcej złego niż dobrego. Ponadto obecna matura i egzaminy centralne bardzo negatywnie wpływają na proces edukacji, ponieważ on niemal w całości zostaje podporządkowany przygotowaniom. Z drugiej strony edukacja pod wieloma względami przestała działać. Ciągle zakładamy, że szkoła musi czegoś nauczyć, choć myślimy o tym w kategoriach rodem z XIX wieku. Pamiętajmy, że w przypadku języka polskiego teksty w kanonie w założeniu mają nas nauczyć określonego promowanego przez państwo spojrzenia na świat, zaszczepić pewne idee. Było to możliwe, bo funkcjonowaliśmy w społeczeństwach literackich, gdzie literatura była podstawowym nośnikiem idei. Dziś jesteśmy po kilku rewolucjach medialnych i poznajemy świat za pośrednictwem rozmaitych mediów, uczymy się też inaczej niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Dlatego nie ma co udawać – nie czytamy tych samych tekstów, co w XIX wieku, a gdy je czytamy, robi to więcej złego niż dobrego, bo tracimy chęć do czytania w ogóle. Prędzej porozmawiamy o finale „Gry o tron” niż o „Pustyni i w puszczy”.

Jednak, jak mówił Gombrowicz, nie da się zupełnie wyjść poza formę. Jakoś trzeba sprawdzić umiejętności absolwentów przed rozpoczęciem studiowania. Nie można przyjąć na uniwersytet każdego.

- Powinno się odejść od matury i egzaminów ósmoklasisty w obecnej formie. Jeśli już, to lepiej przywrócić egzaminy wstępne. One rzeczywiście zachęcają do rozwijania zainteresowań w tym kierunku, który jest dla ucznia ciekawy. Na przykład idąc na prawo, ja tak naprawdę mało czasu poświęcam na poznawanie prawa i to, co chcę robić w przyszłości, bo muszę zdawać egzaminy. Zaliczać matematykę, język polski. Oczywiście można się ich uczyć, ale nie w sposób przymusowy, tylko po to, aby zdać testy.

Nie do końca się zgodzę. Przecież polski to interpretacja tekstu, a współczesne nauki prawne dużo czerpią z tekstów anglojęzycznych. Historia i WOS (najczęściej zdawane przy rekrutacji na wspomniany kierunek) bardzo pomagają poznać ustrój, mechanizmy rządzenia. W pierwszych latach studiów jest wiele przedmiotów dotyczących tego, co minęło.

- Mogą się tego przecież uczyć przy przygotowaniu do egzaminu wstępnego, a nie de facto w ramach przedmiotów, które zabierają młodzieży czas i ich nie interesują. A taka przymusowa edukacja pod egzamin to często fikcja, która obciąża uczniów. No dobra, mamy maturę z matematyki – w takim razie, jakim cudem tak wiele osób po skończeniu szkoły nadal jej nie rozumie? Dobry jest też przykład języka angielskiego – uczymy się go raczej używając internetu, oglądając seriale, grając w gry, wyjeżdżając na obozy językowe. Matura także zabiera uczelniom możliwość sprawdzenia predyspozycji i umiejętności kandydata.

To bardzo rozwija, ale jednak podstawy czerpiemy ze szkoły.

- Tak, ale jeśli sam mogę wybrać, kiedy i czego chcę się uczyć, to wtedy jest dużo większy sens takiej nauki. Wracając jeszcze do wątku egzaminu dojrzałości: przyjmując kandydata na Sztukę Pisania, muszę bazować na maturze z języka polskiego. W obecnej formie często jest ona problematyczna dla najbardziej zainteresowanych. Uczniowie dostają przekaz: można interpretować teksty jak się chce, ale nie na maturze. Tam trzeba odpowiednio myśleć i przekazać to, czego oczekują od nas osoby układające pytania. Na starej maturze był esej – dość dowolna forma. Sprawdzał zdolności argumentowania, korzystania z przykładów oraz kreatywne i krytyczne myślenie. Chcemy tworzyć testy, które są obiektywne. Ale ma to wiele skutków ubocznych.

Czyli, oprócz „ocenozy” toczącej szkołę, mamy swoistą „maturozę”?

- Zwróćmy uwagę, co się działo. Pandemia koronawirusa? Najważniejszy temat w edukacji – jak przeprowadzić maturę. Podobnie w przypadku uchodźców. Nauczyciele też są najbardziej na niej skupieni. Miejsce liceum w rankingach sprawia, że szkoła jest lepiej oceniana przez samorządy i idą tam lepsi uczniowie. Cierpią na tym dzieci. Wskażmy na czynniki depresji. Badania PISA i TIMSS mają załączniki, które informują na przykład o samopoczuciu uczniów (w szkole oraz poza nią). Polskie dzieci pod tym względem wypadają, jeśli nie najgorzej, to na ostatnich miejscach Europie. Są przemęczone, mają złe relacje z nauczycielami i z rówieśnikami. Szkoła jest dla nich przestrzenią nieprzyjazną – przestrzenią lęku. Zwróćmy również uwagę na to, że w niektórych szkołach lekcje zaczynają się nawet o 6:30, w innych o 7 i to przez cały tydzień. Mamy tu jakiś problem.

Spytam przewrotnie: wiele osób pracuje codziennie od 6 do 14, czasem i w sobotę. Część członków społeczeństwa powie: niech się uczą życia...

- Te osoby najpierw musiałyby poczytać, jak działa mózg w okresie nastoletnim. Po pierwsze następuje zmiana rytmu dobowego. On u młodzieży ewidentnie przesuwa się i znacznie później chodzą spać. To dlatego jako nastolatkowie siedzieliśmy do 1 w nocy. Znacznie później się budzimy. Dla osób po 15. roku życia zajęcia na 7 to tak, jakbyśmy jako dorośli zaczynali je o 4 lub 5 rano. Pracowałem w przeszłości z uczennicą, która zaczynała dzień o 7 dwiema lekcjami matematyki na poziomie rozszerzonym, a potem dwoma na poziomie podstawowym. Co ona miała z tego wyciągnąć? W tym kontekście warto się zastanowić nad drzemkami w szkole. Jak mogą być one pomocne, piszę na przykładzie Usaina Bolta, w mojej ostatniej książce adresowanej do młodzieży „Dlaczego szkoła cię wkurza i jak ją przetrwać”. Według neuronauk, mózg – mówiąc kolokwialnie – przyswaja wiedzę podczas snu. Dzieciaki coraz więcej czasu poświęcają na zadania domowe. Po powrocie ze szkoły jest to kilka godzin.

Mamy więc ucznia, który pracuje 10-12 godzin w tygodniu od wczesnych godzin, a w czasie weekendu jeszcze przynajmniej przez kilka. Można wyciągnąć wniosek, że często zastanawiamy się nad skomplikowanymi rzeczami, a zaniedbujemy podstawowe i oparte na naszej biologii.

- W Naperville High School w USA wprowadzono jedną rzecz – bez zmian metod nauczania. Pozwolono się uczniom ruszać w czasie lekcji. Mogli korzystać np. z rowerów w czasie przerw. Sama ta zmiana pozwoliła zająć 1 miejsce w naukach przyrodniczych i 6 w matematycznych na świecie w badaniu TIMSS. Skok był gigantyczny. Ruch i ćwiczenia fizyczne pozwalają produkować białko BDNF odpowiedzialne za powstawanie nowych połączeń w mózgu. Zresztą, jako gatunek, przez większość historii zajmowaliśmy się zbieractwem i łowiectwem. Myślimy przede wszystkim w ruchu.

Trudno jednak wyobrazić sobie wzmożony ruch w przepełnionych klasach, gdzie nauczyciel przypada na 30 dzieci. Widać, że cały system szwankuje. W Pana ostatniej książce „Dlaczego szkoła cię wkurza i jak ją przetrwać?” mówi Pan, jak przyjemnie i przede wszystkim efektywnie się uczyć. Jaka jest Pana ulubiona metoda?

- W moim uczeniu się kluczową rolę odgrywają spacery i na pewno poleciłbym je wszystkim uczennicom i uczniom przynajmniej raz dziennie. Warto też skorzystać z metody pomodoro. W tej technice korzystamy z budzika, który odmierza 25-minutowe sekcje intensywnej nauki w skupieniu i czasy przerw po nauce. To prosta, ale bardzo efektywna metoda uczenia się.

dr Mikołaj Marcela – wykładowca UŚ, z wykształcenia nauczyciel, prowadzący warsztaty dla młodzieży. Autor kilku książek z dziedziny edukacji. Ostatnia, która się ukazała, to: „Dlaczego szkoła cię wkurza i jak ją przetrwać?”.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

iPolitycznie - Czy słowa Stefańczuka o Wołyniu to przełom?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na Twitterze!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na Twiterze!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na dziennikzachodni.pl Dziennik Zachodni
Dodaj ogłoszenie