Czy Rybnik będzie sławny dzięki „Diagnozie”? - Zaczekajmy na ocenę widzów - mówi Maja Ostaszewska

Czytaj dalej
Aleksander Król

Czy Rybnik będzie sławny dzięki „Diagnozie”? - Zaczekajmy na ocenę widzów - mówi Maja Ostaszewska

Aleksander Król

Rybnik pozazdrościł popularności Sandomierzowi, w którym kręcony jest „Ojciec Mateusz” i zapłacił 369 tysięcy złotych stacji TVN, by w śląskim mieście nakręciła nowy serial medyczno-kryminalny “Diagnoza”. Czy znani aktorzy, którzy przez tydzień kręcili w Rybniku sceny do pierwszych odcinków zadomowią się tu na dłużej?

Mamy już problem z turystami, bo jak było 300 i więcej tysięcy w zeszłym roku, to zdarzało się, że gdzieś tam robiły się kolejki. Nawet jedna gazeta pisała, że zabrakło na Starym Mieście pieniędzy w bankomacie. Że ludzie w kolejce czekali - jak za minionych czasów - za lodami i posiłkiem. Jest problem z turystami, „blokuje mi się starówka”. Już troszkę mieszkańcom zaczyna uwierać ten turysta. Muszę wyprowadzić samochody na peryferie miasta - zdradził nam niedawno Marek Bronkowski, burmistrz Sandomierza, w którym od 9 lat kręcony jest serial „Ojciec Mateusz”. Czy podobnie będzie w Rybniku? To właśnie w tym miejscu powstaje kręcony przez TVN serial medyczny „Diagnoza”.

Gdy wspominamy prezydentowi Rybnika o „problemach”, jakie z turystami ma dziś Sandomierz, ten mówi, że Rybnik sobie poradzi. - Nie chcę zapeszać, ale turystyka weekendowa nam się marzy i opłaci. Chcemy być pokazywani, chcemy tworzyć ten koloryt - mówi Piotr Kuczera, prezydent Rybnika. - Wierzę w miłość do seriali, i pewną stabilność uczuć tych, którzy serialne namiętnie oglądają. Sądzę, że na pewno u niejednego pojawi się ta myśl, jadąc w kierunku na przykład Ostrawy, żeby na chwilę zatrzymać się w Rybniku, gdzie rozgrywa się akcja „Diagnozy” - mówi Piotr Kuczera.

Bo korki, brak miejsc na parkingach i kolejki do lodziarni to tak naprawdę jedyne minusy „miasta w filmie”. Dzięki serialowi w Sandomierzu przez ostatnie lata rozwinęła się tu baza hotelarska (przed 9 laty było 216 łóżek, a teraz jest 2260), gastronomia i handel. W sklepikach sprzedawane są gadżety z Ojcem Mateuszem, a po ulicach turystów wożą specjalne „wózki”. Mieszkańcy zrozumieli, że na turyście można zarobić.

Takiej promocji, jaką dzięki serialowi zyskał Sandomierz zazdrości wiele miast w Polsce. Pozazdroszczono też w Rybniku, który zapłacił stacji TVN 369 tys. złotych za tzw. city placement, czyli promocję poprzez lokowanie produktu turystycznego, jakim w tym przypadku jest miasto Rybnik w serialu fabularnym „Diagnoza”.

Maja Ostaszewska, Maciej Zakościelny, Adam Woronowicz czy Magdalena Popławska, którzy z całą ponad 60-osobową ekipą TVN przez niemal tydzień kręcili w Rybniku zdjęcia do serialu medyczno-kryminalnego wyjechali z miasta, ale wrócą tu w sierpniu. Będą „dokręcać” kolejne sceny.

- Póki co, nagrane zostały zdjęcia do 6 odcinków serialu. Zostaje nam jeszcze 7 i będą kręcone właśnie w sierpniu - mówi Agnieszka Skupień, asystentka prezydenta Rybnika. - Teraz będziemy ustalać z ekipą z TVN nowe lokalizacje. Pomysłów jest wiele. Przed nami jeszcze między innymi zdjęcia na kopalni Ignacy czy ulicy na Górze - mówi Skupień. Niewykluczone, że Rybnik będzie chciał pokazać Polsce też nowoczesny basen „Ruda”, a filmowcy z kolei myślą, jak wykorzystać w serialu żużlowców z rekinami na piersiach. Aktorzy, którzy podkreślali, że są zachwyceni Rybnikiem, będą mogli zachwycać się dalej w sierpniu. Kto wie, może zadomowią się tu na lata? Reżyserowana przez znanego reżysera Xawerego Żuławskiego „Diagnoza” ma potencjał. - To nie będzie zwykły serial o lekarzach i szpitalu, w którym pracują. To będzie ciekawa historia postaci, którą gra Maja Ostaszewska i lekarzy, którzy biorą w tej historii udział - mówił nam Maciej Zakościelny.

ROZMOWA
[b]O nowym serialu TVN „Diagnoza”, gwarze śląskiej, Rybniku i wartościach rozmawiamy z aktorką Mają Ostaszewską
[/b]

Rozmawiałem z taksówkarzem z Rybnika, panem Chowańcem, który panią wiózł. Powiedział, że była pani zachwycona naszą gwarą...

Uwielbiam gwary i bardzo mi się podoba, gdy ludzie mieszkający w swoim regionie lubią i kultywują te tradycje. Kiedy jest to autentyczne, ma w sobie masę wdzięku. Słabiej, kiedy ktoś nieczujący tej melodii, próbuje ją naśladować. Na ogół wychodzi nieporadnie. My, aktorzy czasem musimy to robić, bo tego wymaga rola.

Taksówkarz nauczył panią jakiś śląskich słów?

Nie. Ale, sam mówił naprawdę przepięknie. Miło było słuchać.

Trudno było opuścić plan „Drugiej szansy”?

Jestem osobą, która nie za bardzo nadaje się na wieloletnie granie w jednej formule. Zagraliśmy trzy sezony. Już na początku trzeciego dostałam propozycję od TVN, żeby zagrać główną rolę w nowym, powstającym serialu i to była wspólna, świadoma decyzja. Również dyktowana tym, że mam inne zajęcia.

Jestem mocno zaabsorbowana moją pracą w Nowym Teatrze Krzysztofa Warlikowskiego. Przynajmniej raz, dwa razy w roku kręcę jakiś film fabularny. Teraz równo ze zdjęciami do „Diagnozy” gram w najnowszym filmie Marka Koterskiego „7 uczuć”. I jeszcze, a właściwie przede wszystkim muszę mieć czas dla moich dzieci , które dziś mają 8 i 10 lat.

Poza tym, wyznaję zasadę, że dobrze jest dozować siebie widzom. Nie myślę, że byłoby to dobre, gdyby widzowie jednego dnia oglądali mnie w jednym serialu tej stacji, a drugiego dnia w drugim. Wydaje mi się, że to trochę za dużo.

Mój wątek w „Drugiej szansie” zgrabnie się dopełnił. Zresztą tak sprytnie to scenariuszowo poprowadzono, że Lidka zawsze może wrócić. Bardzo lubiłam tamten serial i fantastycznie mi się pracowało z aktorami i tamtą ekipą, ale po prostu, czas na nowe.

Jest pani jedną z tych aktorek, które szczególnie mocno przygotowują się do swoich ról. Czy trudniej się było przygotować do roli żony pułkownika Kuklińskiego, czy do roli Anny N., kobiety która straci pamięć w „Diagnozie”?

Zupełnie inaczej. Nawet nie wiem, czy jest to wskazane, by to porównywać. Czytając scenariusz orientuję się, jaka jest specyfika roli i jakich wymaga przygotowań. Kiedy gramy specjalistę w jakiejś dziedzinie, to musimy przyswoić wiedzę i umiejętności z nią związane. Tak było w “Body/Ciało”, gdzie musiałam być wiarygodna zarówno jako terapeutka osób z zaburzeniem żywienia, jak i medium.

W przypadku postaci historycznej, jak Hanna Kuklińska, mogłam skorzystać z dostępnej o niej wiedzy - czytałam książki, dotyczące tej historii. Spotykałam się z panem Jerzym Koźmińskim, który był ambasadorem w Stanach i przyjaźnił się z Kuklińskimi. Był jedną z osób, które brały udział w procesie rehabilitacyjnym Kuklińskiego.

Do „Diagnozy” również przygotowywałam się solidnie. To budujące, że ten serial jest przygotowywany z ogromną pieczołowitością.

Koledzy, którzy grają lekarzy są przeszkoleni. Jako obserwatorzy uczestniczyli w prawdziwych operacjach. Na planach są zawsze konsultanci medyczni , którzy instruują nie tylko te osoby, które grają personel medyczny, ale także te, które grają pacjentów, by wypadli wiarygodnie.
Moja bohaterka owiana jest tajemnicą. Ani o niej samej, ani o przygotowaniach nie mogę za wiele mówić.


Woli pani grać w filmach historycznych jak „Lista Schindlera” , czy współczesnych, weselszych produkcjach?

Lubię po prostu grać w dobrych filmach. Zawsze najważniejsze jest dla mnie spotkanie z reżyserem i pozostałymi twórcami. Jak również scenariusz. Lubię różnorodność gatunkową. Dla aktora nie ma nic gorszego, kiedy się go zaszufladkowuje. A w Polsce jest taka tendencja. Wówczas istnieje niebezpieczeństwo powtarzania się, braku rozwoju. Dla mnie zmiany, próba mierzenia się z różnymi konwencjami jest bardzo cenna. Ogromną satysfakcję dał mi rok, w którym mogłam zagrać Hannę z „Body/Ciało” Małgorzaty Szumowskiej i niedługo potem Olkę w „Pitbullu”. Nie wyobrażam sobie również uprawiania tego zawodu bez pracy w teatrze. Teatr jest dla mnie bazą, czymś do czego zawsze wracam. Serial też może być fantastycznym wyzwaniem dla aktora. Tu konieczna jest umiejętność rozłożenia dramaturgii postaci na wiele odcinków - sezony mają około 13 odcinków i trzeba to umiejętnie prowadzić, umieć utrzymać ciekawość widza. To cenne doświadczenie.

Mówiliśmy o utrzymywaniu ciekawości przez 13 odcinków. Pani zna ten scenariusz. Możliwe są kolejne sezony „Diagnozy”?

Przygotowanie serialu to długi proces. Oczywiście w głowach naszych scenarzystów i producentki Doroty Kośmickiej-Gacke rodzą się już pewne pomysły. Bo jeśli okaże się, że jest decyzja o kontynuacji, to muszą być na to gotowi. W tej chwili skupiam się na 13 odcinkach, nad którymi pracujemy. Oczywiście z przyjemnością dzielimy się ze światem naszym entuzjazmem, ale uważam że z pokorą musimy zaczekać na opinię widzów.

To widz weryfikuje, daje wyraźny sygnał, czy chce oglądać to dalej. To oczywiście decyzja stacji, ale na podstawie wrażeń widza. Sama praca nam twórcom sprawia wiele radości, ale nie lubię, kiedy oznajmia się światu, że powstanie arcydzieło, jeszcze przed jego ukończeniem. Trzeba skromnie zaczekać na opinię widzów. Słowem, robimy swoje jak najlepiej potrafimy i czekamy na opinię naszych widzów. Na pewno interesujące jest połączenie serialu medycznego z wątkiem wyraźnie kryminalnym, z tajemnicą. Mamy świetny team aktorski: Magdalena Popławska, Ola Konieczna, Ania Smołowik, Beata Ścibakówka, Sonia Bohosiewicz, Adam Woronowicz, Maciej Zakościelny, Michał Czarnecki. Wszyscy mamy nadzieję, że nasza praca przypadnie ludziom do gustu.

Ten serial łączy gatunki, w których pani grała. Był serial medyczny „Na dobre i na złe”, był film kryminalny...

Ma pan na myśli film Jacka Bromskiego „Uwikłanie”, gdzie grałam prokurator Szacką. Tak, materiał jest interesujący i mam nadzieję, że efekt będzie równie intrygujący. Gwarancją jakości dla mnie, co miało znaczenie także gdy podejmowałam decyzję o pracy w tym serialu, jest to, że reżyserem formatującym jest Xawery Żuławski, artysta o bardzo wyraźnym guście i wizji, a zdjęcia robi Tomasz Naumiuk.

Z decyzją o grze trzeba było się przespać?

Trzeba było. Czekałam na większą ilość odcinków, by podjąć decyzję świadomie, by zobaczyć, czy na pewno odnajduję się w tej bohaterce i historii. Ta decyzja była związana również z tym, jak bardzo absorbujący będzie okres zdjęciowy . Mówiłam już, dla mnie ważny jest prywatny czas z dziećmi. Staram się być taką mamą, która mimo, że dużo pracuje, to jednak jest z nimi. Nie chcę wychowywać ich na odległość. Dla mnie to jest priorytetowe. Dlatego, to była dla mnie ważna decyzja, chciałam ją podjąć odpowiedzialnie. Dziś uważam, że słuszna i bardzo się z niej cieszę.

Dzieci zostały w domu. Co powiedziała im pani przez telefon o Rybniku?

Nie wiedziałam, że Rybnik jest taki ładny. Jestem tu pierwszy raz. To, co uderza, to to, jak bardzo jest zielony. Ile tu jest drzew, starodrzewi. Dziś w dobie masakrowania przyrody, zmasowanej wycinki, Rybnik jest jak jakaś oaza. Bardzo mi się tu podoba. Dziś po naszej rozmowie przespaceruję się na rynek. Mieszkamy na obrzeżach Rybnika, z ładnym widokiem. Zadbane, przyjazne miasto. Wiele tu pięknych, starych budynków z cegły. Podoba mi się „grający” w serialu budynek uniwersytetu, który kiedyś był szpitalem.

Nasza scenografia, którą mamy zbudowaną na hali w Warszawie, rewelacyjnie odwzorowuje wnętrze. Ten budynek pasuje do naszej historii. Ma duszę. Fajne, że nie robimy tego serialu w plastikowych wnętrzach.

Mówiąc o zieleni nawiązała pani do „Lex Szyszko”. Czy aktorka powinna politykować? Czy nie łatwiej byłoby być celebrytką, tylko się uśmiechać? Pani jest wyrazistą postacią, wypowiada się na różne, ważne tematy w Polsce. Po co?

Pewnie byłoby łatwiej, ale oportunizm jest jedną z najbardziej ohydnych cech i taką, które prowadzą do tego, że dzieje się źle. Milczenie jest przyzwoleniem. Nigdy nie traktowałam swojej działalności jako politycznej. Nie chcę być politykiem, nie interesuje mnie to. Nigdy też otwarcie nie popierałam jakiejś partii. Ale od wielu lat jestem związana z różnymi fundacjami pozarządowymi, od ponad 20 współpracuję z fundacjami, które przeciwstawiają się niehumanitarnemu traktowaniu zwierząt.

Uważam, że w dzisiejszych czasach mamy wyraźny kryzys wartości. W Polsce jawnie, głosem otwartym polityków, publicystów szerzy się ksenofobię, antysemityzm, rasizm, homofobię - coś, co wydawało się niemożliwe w kraju, z taką historią. Do dziś żyją ludzie, którzy pamiętają holokaust, pamiętają II wojnę światową. Wydawało się niemożliwe, że te nacjonalistyczne, wykluczające tendencje, kiedykolwiek wrócą.

Wydaje mi się, że osoby publiczne, które mają skarb, którym jest zainteresowanie sporej części społeczeństwa mogą zrobić wiele dobrego. Na tym polega przyzwoitość i obowiązek obywatelski i po prostu ludzki.

Nie wyobrażam sobie, że przymykam oczy na to, gdy obok dzieje się źle, gdy łamane są prawa człowieka.

Ale niektórym fanom mogą nie podobać się takie poglądy...

Nie jest najważniejsze w życiu to, by nas wszyscy lubili. Najważniejsze jest byśmy byli w zgodzie ze sobą i mówili od serca. Ja szanuję ludzi, którzy za moje poglądy mnie nie lubią. To ich prawo. Myślę, że nieporozumienia, agresja, gniew, uprzedzenia wynikają z niewiedzy i strachu. Powinniśmy więcej rozmawiać i starać się oswajać te lęki.

Aleksander Król

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.