Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Depresja to moda wśród nastolatków? Kaftany na oddziale to przeszłość? Rozmawiamy o współczesnej psychiatrii

Magdalena Nowacka-Goik
Magdalena Nowacka-Goik
Wojciech Sołtys - kierownik Oddziału Psychiatrii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu.
Wojciech Sołtys - kierownik Oddziału Psychiatrii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu. Fot. Karina Trojok
Doktor Wojciech Sołtys - kierownik Oddziału Psychiatrii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 4 w Bytomiu. Stworzył pierwszy na Śląsku oddział covidowy dla osób z chorobami psychicznymi z całego kraju. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. Rozmawiamy o współczesnej psychiatrii, nowych metodach leczenia, depresji, treningu układu nerwowego, a także o tym, co może nas ochronić przed chorobą Alzheimera.

Ponad dwa i pół roku upłynęło od momentu, kiedy zetknęliśmy się z epidemią koronawirusa. Masowe zgony, brak skutecznego lekarstwa, strach, przymusowa izolacja. Mimo że obecnie epidemia została opanowana, słyszmy, że z konsekwencjami, także w sferze psychicznej, będziemy się jeszcze mierzyli wiele lat. Zwłaszcza, że zamiast oddechu, otrzymaliśmy kolejny kryzys w postaci wojny w Ukrainie, która nadal się toczy i budzi podświadomie obawy. Jaki wpływ miała ta epidemia na pacjentów, którzy już wcześniej borykali się z zaburzeniami psychicznymi. Mocno pogorszyła ich stan? I jak to było w przypadku osób, które tych problemów nie miały?
- Odpowiedź jest tak niejednoznaczna, jak niejednoznacznym jest określenie „zaburzenia psychiczne”. Dla osób dorastających, będących w okresie wymagającym socjalizacji, świat, w którym dotychczas funkcjonowały, po prostu runął. Musieliśmy nagle zaadaptować się do zupełnie nowych warunków, do zmiany trybu życia - i nikt nas nie pytał o zgodę. Dla przykładu, wcześniej często w ciągu dnia widywaliśmy się przelotem, a tu nagle całe dnie przymusowo spędzaliśmy ze sobą. To było tak, jakbyśmy się poznawali siebie zupełnie na nowo i niestety rodziło wiele konfliktów - ran, z których nie wszędzie zdążyły się zabliźnić. Dla odwrotnego przykładu, wiele osób dotkniętych kryzysem schizofrenii do dzisiaj nie ma świadomości, że coś takiego jak pandemia koronawirusa w ogóle miało miejsce, albo inaczej - w psychotycznym świecie koronawirus był tylko jedną z wielu, niewyobrażalnych dla większości z nas, trudności. Dla chorych, którzy od lat cierpieli na przewlekłe zaburzenia, często dochodziło do zaostrzenia objawów po odstawieniu leków. Kontakt z lekarzami stał się utrudniony, stałe od dziesiątek lat ścieżki nagle zaplątały się - poradnie zostały zamknięte, a nie wszyscy byli w stanie przestawić się na telemedycynę.

Sytuacja stawała się naprawdę patowa, kiedy chory z zaburzeniami stawał się jednocześnie pacjentem z covidem. Z myślą o nich, stworzył pan specjalny oddział, jeden z pierwszych takich w Polsce.
- To był trudny oddział. Chory w ostrej psychozie, często agresywny, z myślami samobójczymi, nie mógł być hospitalizowany na ogólnym oddziale covidowym. Z drugiej strony, nie można było go przyjąć na oddział psychiatryczny, kiedy był chory na koronawirusa, bo zaraziłby innych. Musiało więc znaleźć się trzecie rozwiązanie. A potrzeba była ogromna, mieliśmy pacjentów z całej Polski, z województwa dolnośląskiego, mazowieckiego, a nawet pomorskiego, ale najwięcej z innych oddziałów psychiatrycznych na Śląsku. Pamiętam sytuację chorego, który podczas pracy, był to nieszczęśliwy wypadek, przejechał koparką przechodnia. Wpadł w ciężką reakcję adaptacyjną (reakcja na ciężki stres - przyp. red.) z myślami samobójczymi, a potem okazało się, że jest chory na koronawirusa. I było to jeszcze w tym pierwszym okresie, kiedy wiele zakażeń kończyło się zgonem.

Mówimy o pacjentach, ale nie zapominajmy przecież wy, lekarze, pielęgniarki, cały personel pracujący na takim oddziale, był narażony na ogromny stres. Z jednej strony koronawirus, z drugiej pacjenci z zaburzeniami. Może to zabrzmi naiwnie, ale jak sobie poradziliście z taką sytuacją?
- Nie mogliśmy sobie nie poradzić. Taki oddział po prostu był potrzebny. Chorzy wymagali opieki. Koronawirus był dla nas terra incognita i walczyliśmy wtedy jakby z końcem świata, staliśmy w obliczu nieznanego. Musieliśmy połączyć restrykcje izolacyjne z zapewnieniem kontaktu, którego wymagają osoby w kryzysie zdrowia psychicznego.

Poproszę o szczegóły.
- Stworzyliśmy system w dużej mierze z pomocą urządzeń wizyjnych. Początkowo, do swojego „mundurka covidowego” miałem przypięty telefon z funkcjami audio-video. Był wykorzystywany do kontaktu z zespołem terapeutycznym, bez narażania go na zakażenie. Mieliśmy tzw. pokoje do kontaktu zdalnego, zamontowaliśmy nagłośnienie, można było korzystać z muzykoterapii, chorzy mieli domofony na sali do bezpośredniej komunikacji z personelem. To jednak okazało się niewystarczające - chorzy potrzebowali bezpośredniego kontaktu i cały nasz zespół terapeutyczny - salowe, sanitariusze, pielęgniarki i lekarze, a zwłaszcza zespół psychologiczny - dawał osobom w kryzysie namiastkę normalności. Prowadziliśmy terapie zajęciową, psychoterapię - często salę obok podłączając respirator czy prowadząc reanimację. Trudno teraz mówić o tym w kategoriach trudne/łatwe. Było to po prostu potrzebne.

Nastawienie do chorób psychicznych i osób na nie cierpiących, mocno się zmieniło w ciągu ostatnich lat.
- Świadomość społeczna, jeśli chodzi o podejście do osób z zaburzeniami psychicznymi, także dzięki mediom, wzrasta. To dobra wiadomość, że ta kwestia przestaje być - na szczęście i w końcu- tematem tabu. Zwłaszcza wśród młodszego pokolenia. Układ nerwowy ma takie same prawa zachowywać się jak płuca, serce czy wątroba - i zmagać się z chorobą.

Przestała być tematem tabu - bardzo dobrze. Ale czy to nie idzie w drugą stronę, dziwnej mody wśród nastolatków, którzy rozmawiają o tym... jakie biorą leki na depresję. Ba, jest to dla nich często powodem do dumy, jeśli mogą stwierdzić, że zdiagnozowano u nich depresję czy choćby epizod depresyjny. No i jak odróżnić tę prawdziwą od chęci manifestowania, że się ją ma?
- Różnica między tym, co uznaje się za normę wieku dojrzewania, a zaburzeniem, może być bez pomocy specjalisty nie do stwierdzenia. Czy depresja jest modna? Myślę, że subkultury w okresie dorastania zawsze prezentowały odstające od kanonu zaburzenia. To często wyraz buntu, niezgody na spostrzegania świata jakim jest, taka czarno-biała percepcja nastolatka. W żadnej mierze nie zdejmuje to z nas odpowiedzialności - wiele zaburzeń i chorób ma swój początek w wieku dziecięcym i nastoletnim. Należy identyfikować grupy ryzyka, prowadzić działania edukacyjne, mogące zmniejszyć tę kształtująca się nam epidemię depresji.

Często rodzice zadają sobie pytanie: skąd ta depresja u mojego dziecka, skąd inne zaburzenia. Co jest tu czynnikiem, stymulatorem, jeśli nie jedynym, to tym, co przeważa? Uwarunkowania genetyczne, środowisko, dom, sytuacje stresowe?
- Odpowiedź nie jest prosta i jednoznaczna, mówimy bowiem o wielu różnych jednostkach chorobowych, z których każda ma inną przyczynę - czasem psychologiczną i kulturową, a często genetyczną czy organiczną (tj. powstałe w wyniku urazów głowy, padaczki, przebiegu porodu, nawet skażenia środowiska) - a w wielu przypadkach, powstałą z połączenia powyższych.

A czy w takim razie możemy stwierdzić na podstawie obserwacji, że któraś z tych chorób psychicznych obecnie dominuje, stykamy się z nią częściej niż z innymi, bazując na porównaniach z wcześniejszych lat. Mamy na przykład więcej przypadków depresji niż schizofrenii?
- Badania wskazują, że ilość chorób, które nazywamy endogennymi, czyli takich jak schizofrenia czy choroba dwubiegunowa, zasadniczo pozostaje bez zmian. W przypadku schizofrenii jest to ok. 1 procent populacji. Owszem, więcej o niej wiemy, mówimy, a to wpływa na fakt, że więcej osób jest w stanie rozpoznać u siebie pierwsze objawy i zgłosić się o pomoc. Ale na przestrzeni lat analizy wskazują, że poziom epidemiologii jest tu porównywalny. Natomiast rzeczywiście, bardzo zwiększyła się ilość depresji, zaburzeń nerwicowych i niestety, naprawdę na ogromną skalę - ilość uzależnień. To poszło ostro w górę - szczególnie, kiedy pojawiły się dopalacze.

Z drugiej strony, żyjemy coraz dłużej, dlatego wzrasta liczba cierpiących na zaburzenia wieku podeszłego. Pod tym względem czeka nas prawdopodobnie kolejna epidemia XXI wieku - choroby otępienie, zaburzenia poznawcze.
- Jeśli chodzi o zaburzenia osobowości, to jest to dość zmienne populacyjne, zależnie od kraju. Ale także i tutaj obserwujemy przyrost rozpoznań, być może też dlatego, że zaczynamy dokładniej badać, stawiać diagnozy. Coraz więcej osób udaje się po poradę do psychoterapeuty w sytuacjach, które jeszcze niedawno nie były traktowane jako przyczynek do takiej konsultacji. I nie bagatelizują tego kwitując: „jestem, jaki jestem”.

A objawy chorób wyglądają teraz inaczej, w czasach internetu?
- Niedawno były diabły i anioły, teraz są podsłuchy w internecie. Mechanizm został ten sam. Diabeł będzie teraz agentem, hakerem. Jeśli chodzi o depresję, to też istniała, ból, poczucie braku celu pozostaje takie samo. W każdej epoce było podobnie. Nie możemy powiedzieć, że nasza epoka sprzyja depresjom - dzięki metodzie naukowej po prostu nazwaliśmy lepiej rzeczy po imieniu.

Podjęcie decyzji o udaniu się do lekarza czy psychoterapeuty jest dobrym krokiem, ale kwestia doczekania się takiej porady, zwłaszcza jeśli nie idziemy prywatnie, to inna sprawa…
- W większości znanych mi poradni to kwestia maksymalnie tygodnia, pod warunkiem pilnego skierowania od lekarza rodzinnego, więc da się - nie demonizujmy. Nie mówimy tu o psychiatrii dziecięcej, bo to jest całkowicie inny temat. W psychiatrii dorosłych, interwencje kryzysowe odbywają się na bieżąco - izby przyjęć działają, ośrodków w województwie nie brakuje, zawsze można zadzwonić po pogotowie. Gdy mówimy o sytuacji może nie kryzysowej, ale o pilnej konsultacji psychiatrycznej, to też nie jest źle pod względem czasu oczekiwania. Skierowanie na cito jest zwykle załatwiane tego samego dnia, maksymalnie do tygodnia. Problem może być wtedy, kiedy tylko podejrzewamy u siebie jakąś psychiczną dolegliwość, ale nie pojawiły się jeszcze typowe objawy choroby - oczekiwanie na konsultacje rzeczywiście może wydłużyć się w czasie, zarówno w kwestii diagnozy, jak i terapii.

Podejrzewam, że większość z nas, myśląc o leczeniu chorych psychicznie, ma nadal przed oczami obrazki niczym z filmu „Lot nad kukułczym gniazdem”, pacjentów snujących się w kaftanach i przypinanych pasami do łóżek...
- Widziała pani u nas na korytarzu takich pacjentów? Kaftanów już dawno nie stosujemy. To oczywiście trudny temat. Czasem, w przypadku ostrej psychozy konieczne jest leczenie bez zgody chorego, bo on nie jest w stanie do takiej zgody się odnieść, będąc w swoim wewnętrznym świecie. I bywa niebezpieczny dla siebie czy innych. Tu jednak muszę zaznaczyć, że obecne przepisy są mocno pod tym względem sformalizowane i prawa pacjenta bardzo cywilizują proces leczenia. Najważniejszą zmianą jest jednak zmiana w paradygmacie - od psychiatrii azylowej do środowiskowej. Czyli: to psychiatria ma teraz znaleźć chorego, nie odwrotnie. Podobny proces miał miejsce np. w kardiologii - skupialiśmy się na leczeniu bardzo ciężkich chorób, aż nagle doceniliśmy rolę profilaktyki, budowania świadomości społeczeństwa, czyli nagłaśnianie kwestii zdrowego odżywiania, badań, prawidłowego trybu życia. Bo to dzięki temu możemy sprawić, żeby do tych ciężkich chorób nie doprowadzić. I w przypadku psychiatrii jest teraz podobnie. Pojawiają się pilotażowe programy centrów zdrowia psychicznego. Pacjent może uzyskać pomoc w swoim środowisku, zespół psychiatrów, psychologów otacza go opieką, jest ciągły monitoring. To sytuacja, kiedy chorzy przebywają w swoich środowiskach, a zespół odnosi się do ich potrzeb, kontroluje. Optymalnie jest, kiedy pacjent może przyjść do poradni po leki, ale nie zawsze jest w stanie. Tu ma odpowiedź na swoje potrzeby. Taka opieka domowa zespołu pozwala zidentyfikować zaburzenie na etapie, w którym łatwiej leczyć. Jesteśmy w kontakcie z rodziną, środowiskiem. Staramy się nie dopuścić do kryzysu.

Jakie metody odchodzą do lamusa, co zmienia się w sposobie leczenia zaburzeń? Farmakologia to jedno, ale znamy przecież też inne formy…
- To bardzo rozległy temat. W leczeniu chorób endogennych, czyli np. schizofrenii, depresji dużej czy choroby dwubiegunowej - czasem stosujemy sejsmoterapię, magnetoterapię czy fototerapię, swoje miejsce ma też biofeedback - kolokwialnie mówiąc, podłączamy elektrody do głowy i na komputerze możemy - w formie projekcji - zobaczyć, jak działa nasz układ nerwowy. A nawet potrenować umiejętności panowania nad nim i kierowania nim!

Przydałby się taki trening profilaktycznie chyba każdemu z nas.
- To prawda - i wielu dziedzinach medycyny to już się stało. Zauważamy zmęczenie fizyczne - ważne jest, abyśmy zauważali zmęczenie układu nerwowego dokładnie tak, jak np. zakwasy po siłowni. I pozwolili sobie na to, bo to przecież taka sama część organizmu. Układ nerwowy jest trochę jak komputer, to jak żyjemy, jakie nawyki wyrabiamy, wpływa na kształtowanie się połączeń neuronalnych i zmienia nasz sposób funkcjonowania.

Choroby psychiczne plasują się na trzecim miejscu po chorobach onkologicznych i kardiologicznych pod względem epidemiologicznym. Chyba do końca nie zdajemy sobie sprawę, jak więc ważna jest tu profilaktyka.
- Narzuciliśmy sobie ogromne tempo życia i wcześniejsze metody radzenia sobie z problemami psychicznymi stały się anachroniczne. Nowe technologie wpłynęły na rozpad więzi pokoleniowych, to także ma swoje przełożenie, świat rodziców i dzieci dzieli przepaść. Biologia układu nerwowego nie przystosowuje się tak szybko - tzw. era informacyjna jest dla niego gigantycznym stresem adaptacyjnym. Nie nadążamy, jako gatunek, za tymi wszystkim zmianami w naszym życiu, naszym otoczeniu, modelach funkcjonowania społecznego. Wiele osób popada w marazm, traci sens życia. Uciekamy w uzależnienia, fantazje, projekcje, szukamy nieistniejących wrogów, snując teorie spiskowe.

Nie śpimy tyle, ile trzeba, spędzamy czas z komputerem i smartfonem...
- Nastolatki nie śpią i funkcjonują w nocnym trybie. Ten brak snu ma na pewno wpływ na zaburzenia. Ale komputer nie jest diabłem - nie generalizujmy. To nie musi być chore, jeśli mamy nad tym kontrole i robimy to z umiarem. Pamiętajmy, że w każdej epoce pojawiały się nowości. I jakoś je przetrwaliśmy.

Wracamy w rozmowie do kwestii zaburzeń wśród młodych ludzi. Kontrola rodziców nie zawsze wystarcza, bo zazwyczaj nie nadążają za swoimi dziećmi, często chcą stosować metody, którymi oni sami byli wychowywani. I nie daje to rezultatu. W najlepszym razie świadomy rodzic pędzi po poradę do specjalisty. Ale przecież można było zadziałać wcześniej. Tylko jak to zrobić?
- To prawda, dorośli zazwyczaj w świecie, którym żyją ich dzieci, nie są już autorytetem. Ale - uwaga - dalej możemy nim być. Może nie kontrolując, może nie wypytując o sprawy, o których nie mamy pojęcia - ale po prostu będąc. Czy jesteśmy szczęśliwi, prawdziwi. Jakich wyborów dokonujemy. Możemy pokazać im samych siebie - i dać wolność wyboru. Niestety, to też jest trudne, bo nawet my, tak zwani dorośli, często nie radzimy sobie w obecnym świecie.

Jest jeszcze jedna kwestia, jeśli chodzi o sferę chorób psychicznych, z którą przyjdzie nam się zmierzać coraz częściej. To choroby otępienne, czyli choćby choroba Alzheimera.
- Tak. Żyjemy coraz dłużej, układ nerwowy człowieka ewolucyjnie nie miał okazji sprawdzić się w tym przedziale wiekowym, bo kiedyś po prostu żyliśmy krócej. Tych chorób nam przybywa.

Nie ma na razie skutecznych lekarstw, poza tymi, które mogą proces nieco spowolnić. Nie mamy też teoretycznie wpływu na ochronienie się przed tymi chorobami.
- Teoretycznie nie, natomiast... Najnowsze badania wskazują, że są metody, które bezpośrednio wpływają na to, że jednak tego typu choroba nas nie spotka. To utrzymywanie kontaktów interpersonalnych czy na przykład uczenie się języka obcego, nauka gra na instrumencie, znajdowanie nowych zainteresowań… Pamiętajmy - nieużywane funkcje organizmu zanikają pierwsze. Trzeba zachować plastyczność układu nerwowego - „dopóki nie staniemy się jak dzieci, nie wejdziemy do Królestwa Niebieskiego!”

Finalizując, co moglibyśmy konkretnie zrobić, aby podjąć wyzwanie walki o swój układ nerwowy?
- Marzy mi się, aby w szkole wprowadzono wzorem wychowania fizycznego, wychowanie psychiczne. Nauka rozpoznawania typów osobowości, radzenia sobie ze stresem, nauka obsługi cudownego, kwantowego komputera, który wszyscy mamy w głowie - gdybyśmy to poznawali już na etapie szkolnym, z pewnością udałoby się zmniejszyć kolejki do psychoterapeutów nie mówiąc już o leczeniu psychiatrycznym.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wiosenne problemy skórne. Jak sobie z nimi radzić?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera