Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do szkoły pod górkę. Felieton Marka Szołtyska, historyka i znawcy Śląska

Marek Szołtysek
Śląskie dzieci z powodu swej śląskości miały - a może ciągle jeszcze mają - do szkoły pod górkę?
Śląskie dzieci z powodu swej śląskości miały - a może ciągle jeszcze mają - do szkoły pod górkę? arc
Z okazji Dnia Nauczyciela proponuję kilka wspomnień o szkolorzach i rechtorach, czyli o uczniach i nauczycielach.

Oto garść prawdziwych opowieści o charakterze regionalnym, śląskim.

* „RZ” Z KROPKĄ: Pewien Ślązok z Siemianowic opowiedział mi swoją historię z około 1955 roku. Wówczas był szkolorzym i chodził do szkoły podstawowej. Z powodu mówienia na co dzień po śląsku miał w szkole wiele kłopotów na lekcjach języka polskiego, które prowadziła nauczycielka spod Krakowa. A ona ani śląskiego nie umiała, ani go nie lubiła. Pewnego dnia nauczycielka omawiała wobec całej klasy wyniki dyktanda ortograficznego. Pastwiła się wtedy nad tymi uczniami, którzy robili wiele błędów, a zwłaszcza kiedy nie wiedzieli jak się poprawnie pisze przykładowo - „krzak”, czy „kżak” i wówczas na wszelki wypadek pisali „krżak”. I takie „rz” z kropką nauczycielka wyjątkowo tępiła i wielokrotnie powtarzała: - Słuchajcie osły i zapamiętajcie, że nie ma czegoś takiego jak „rz” z kropką. Właśnie wtedy nasz mały Ślązok-szkolorz podpadł u tej nauczycielki najbardziej, bo się zgłosił i powiedział: - To niy ma prowda, bo nasz somsiod nazywo sie – Dzierżynga i to się pisze przez „rz” z kropką.

* PŁACENIE ZA SŁOWA: Pewna Ślązoczka spod Gliwic opowiadała, że w jej klasie około 1960 roku za każde użyte słowo po śląsku płaciło się 20 groszy kary. Pieniądze te przeznaczano później na cele klasowe.

* KŁOPOTY Z MOTYKĄ: Pewna nauczycielka z Zabrza opowiedziała mi kiedyś pouczające zdarzenie. Pani ta pochodziła ze wschodniej Polski i po wojnie zamieszkała na Śląsku. Nie potrafiła ona mówić po śląsku i z tym wiązało się wiele przygód. Otóż pewnego dnia jesienią 1950 roku wzięła dzieci ze szkoły podstawowej i poszła za miasto na edukacyjny spacerek, aby podziwiać barwy jesieni i pracę rolników przy wykopkach. Natomiast po powrocie dzieci dostały zadanie domowe. Miały napisać krótkie opowiadanie na temat: „Do czego służy motyka?”. Niestety następnego dnia do szkoły z kilkoma uczniami przyszły zdenerwowane matki i zrobiły wielką awanturę, bo „motyka”, to po śląsku znaczy „kobiety lekkich obyczajów” zaś na to narzędzie Ślązoki mówią - kopaczka albo kopoczyk.

* CIOTKA YMA: Na koniec osobiste wspomnienie. W pierwszej klasie szkoły podstawowej nauczycielka tłumaczyła całej mojej klasie, że u nas nie ma słów zaczynających się na literę „y”. Spontanicznie wtedy zareagowałem, mówiąc: - „To nieprawda! Moja ciotka nazywa się Yma, a dziadek od kolegi – to Ywald!” Zakłopotana tym faktem nauczycielka zgasiła mnie mówiąc, że to się nie liczy, bo to jest po śląsku. Jak to się nie liczy – pomyślałem. To moja ciotka Yma się nie liczy, nie liczy się Ywald i Ymil? A co ze słowami yno, ynta, yntka, yjzokiel albo tak popularne określenie jak - yjzel, czyli osioł. I pomyślałem: Co to za yjzyszula, czyli ośla szkoła, w której nauczyciele nie znają żadnego słowa na „y”?

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera