Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Dorosły” festiwal filmowy w Miszkolcu - relacja

Adam Pazera
Witek Ludwig na pokazie, obok tłumaczka.
Witek Ludwig na pokazie, obok tłumaczka. arc
„Polak, Węgier dwa bratanki…”, choć ostatnio w polityce różnie bywało między tymi „kuzynami”. Ale za to przyjaźń polsko-węgierska w kulturze jest trwała, toteż ponownie zostałem zaproszony do Miszkolca na CINEFEST, największy na Węgrzech festiwal filmowy.

Choć mój przyjaciel Tibor Biró, dyrektor tego festiwalu, z roku na rok narzeka, że coraz trudniej jest zgromadzić fundusze, to w bieżącym roku impreza właśnie stała się pełnoletnia, bo w dniach 09.09 – 17.09 odbywa się właśnie jego 18 edycja. A Tibor zapewne uznał, że ja też „wydoroślałem” (uczestniczyłem bodaj 7 razy) i zaprosił mnie do członkostwa w jury konkursu głównego! To wielki zaszczyt, ale i obowiązek, bo wraz z pozostałymi członkami – Francuzką Isabelle (Przewodnicząca), Litwinką Gretą, Michałem z Czech oraz Węgrem Balazsem ocenialiśmy 16 konkursowych filmów.

W ostatnią niedzielę obejrzałem ich… pięć czyli od przedpołudnia do późnej nocy, albowiem niektóre filmy oglądaliśmy awansem, aby wcześniej przygotować werdykt. Wynik już znamy, oficjalne ogłoszenie nagród odbędzie się jutro, ale… za żadne skarby świata nie mogę przekazać rezultatu! Oprócz konkursu głównego były też sekcje filmów dokumentalnych (Cinedocs), nemzetközi verseny rövidfilmek (krótkiego metrażu), kitekintő (otwarte spojrzenie), przegląd filmów archiwalnych (Cineclassic) oraz pokazy specjalne.

Do tej ostatniej sekcji udało mi się zaaranżować kilka miesięcy wcześniej polski film „Nędzarz i madame”, przepiękny, ponadczasowy obraz o przemianie duchowej Adama Chmielowskiego, powstańca styczniowego, artysty malarza, w pokornego sługę bożego – Brata Alberta. Reżyser, Witold Ludwig był obecny na pokazie, po którym odbyło się z nim spotkanie dla kilkudziesięcioosobowej widowni, co jest wielkim sukcesem. Węgrzy interesują się polskim kinem, naszą historią, toteż dyskusja była bardzo żywa. W konkursie głównym uczestniczył też polski rodzynek, film „Eo” Jerzego Skolimowskiego. O opiniach jurorów mówię nie mogę, a dzieło naszego mistrza mocno podzieliło widownię: jedni widzieli w nim piękną wizualnie impresję filmową, inni poprzez fabułę zwrócili uwagę na alegorię losu torturowanych zwierząt przez pryzmat głównego „bohatera” czyli tytułowego osiołka Eo, a tylko niektórzy nieliczni uznali… przerost formy nad treścią.

Brak było czasu na odwiedzenie termalnych źródeł w Miszkolcu-Tapolcy, a inne atrakcje turystyczne z okolic miasta znałem już z poprzednich wyjazdów: średniowieczny zamek Diósgyőr, wiszące ogrody w kurorcie Lillafüred, czy gotycki kościół protestancki na wzgórzu Avas. Wśród wielu kościołów innych wyznań, ja zapoznałem się już kilka lat temu z rzymskokatolickim pw. Wniebowzięcia NMP. Co ciekawe, podczas mszy św. wierni niemal cały czas siedzą, wstając tylko podczas czytania ewangelii oraz odmawiania „Ojcze nasz”. Czyli może… niektórym naszym katolikom przypadłoby to do gustu?! Trwają obecnie w polskich kinach, przywrócone „do obiegu” Konfrontacje Filmowe, ale chyba są tam inne filmy niż podczas tegorocznego Cinefest, wiec w kilku słowach o niektórych. Tytuł amerykańskiego filmu Maxa Walkera-Silvermana „A love song” mówi, a jakże, o miłości, czy raczej możliwości podjęcia tego uczucia przez dwie zagubione dusze, starsze osoby, które jednak boją się rozpocząć nowy związek. Film w stylu Gusa van Santa czy braci Coen. O miłości opowiada też chiński „Return to dust” w reż. Ruijun Li, gdzie dwie osoby, na przekór przeciwnościom wiążą się ze sobą w zaaranżowanym małżeństwie. Z pozoru niedobrani, stają się dla siebie wszystkim, choć to dość trudna i niekiedy „szorstka” miłość.

Żeby nie uznać, że to tylko festiwal o filmach traktujących o miłości, warto wspomnieć o węgierskim „Heights and depts” Sándora Csomy, choć jednak… nie uciekniemy od uczucia. Opartą na faktach opowieść o zaginięciu w Himalajach w 2013 roku pierwszego węgierskiego zdobywcy Mont Everestu, Zsoldta Erössa, oglądamy z punktu widzenia jego żony, Hildy. Jak przekazać kilkuletniej córce (jest też kilkumiesięczne niemowlę), że tatuś już nigdy nie wróci i nie zabierze ukochanego dziecka na obiecane lody? I jeszcze inny film mający związek z naturą: włoski „Il buco” (Jaskinia) Michelangela Frammartino, niemal dokumentalna historia o speleologach eksplorujących w 1961 roku, głęboką na prawie 700 metrów jaskinię Pollino w południowych Włoszech, w Kalabrii. Zadziwia tu dbałość o szczegóły: ubiory grotołazów, namioty, wszelki sprzęt wprowadzają nas w epokę sprzed ponad sześćdziesięciu lat. Tymczasem węgierska natura nie rozpieszczała na przez pierwsze dni, bowiem przez dwie noce przechodziły potężne ulewy. Następne dni były już słoneczne, ale gdy będę wyjeżdżał jutro, to kto wie… Może niebo znów zapłacze z żalu, tym razem, że to już koniec festiwalu…?

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera