Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwa lata pandemii w Polsce. W trzeci rok zarazy wkraczamy z przykrą statystyką zgonów. COVID-19 zabił ponad 112 tys. Polaków

Patrycja Dziadosz
Patrycja Dziadosz
Teoretycznie w piątek minęły równe dwa lata od momentu, kiedy koronawirus dotarł do Polski. Ta data jest jednak umowna. Niewykluczone, że pierwsze przypadki zakażeń były już wcześniej, ale oficjalnie to 4 marca w Polsce potwierdzono pierwsze zakażenie wirusem SARS-CoV-2.

Nikt wówczas nie przepuszczał, że dwa lata później świat nadal będzie walczył z kolejnymi wariantami mutującego koronawirusa. Nikt też nie spodziewał się, że w 24 miesięcy z powodu COVID-19 na całym świecie umrze 6 milionów ludzi, z czego ponad 112 tys. w Polsce. To wykreślenie z mapy takiego miasta jak Tarnów. Czy pandemia nauczyła nas czegoś jako społeczeństwo, co czeka nas w najbliższych miesiącach oraz czy koronawirus zostanie z nami na zawsze, rozmawiamy z dr Lidią Stopyrą - specjalistką chorób zakaźnych oraz szefową Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie.

Pamięta pani ten dzień, pacjenta zero w Krakowie?

Bardzo dokładnie. To było w poniedziałek 9 marca. Pacjent zero w Krakowie pojawił się kilka dni później, niż pierwszy przypadek w Polsce. Chyba w każdym szpitalu panowało wtedy napięcie i oczekiwanie. Wszyscy wiedzieliśmy przecież, że wcześniej czy później ten pacjent się pojawi. Gdy przyjechałam do pracy na parkingu spotkałam dr Piotra Meryka, kierownika oddziału zakaźnego. To on mi powiedział, że mamy pierwszego pacjenta z Małopolski zakażonego wirusem SARS-CoV-2. Jednak z pierwszym podejrzeniem zakażenia w naszym szpitalu zetknęliśmy się już w styczniu. Trafiły do nas wtedy dwie dziewczynki, które przyjechały z Chin, z okolic Wuhan, z zapaleniem płuc.

Do dziś jednak nie wiemy, czy były zakażone, ponieważ możliwość wykonania testu była wtedy tylko za granicą, w Berlinie i Rotterdamie. W praktyce to było niewykonalne, bo nie było nawet możliwości wysłania wymazu do badania.

Jak z perspektywy minionych 24 miesięcy wspomina pani doktor tamten czas?

To był ciężki czas, bo nikt z nas nie miał doświadczenia w takiej sytuacji. Bazowaliśmy na publikacjach, jakie docierały do nas najpierw z Chin, a potem z Włoch. Robiliśmy wszystko, by uczyć się na scenariuszu Lombardii i nie dopuścić do takiej sytuacji u nas. Nie było leków, środków ochrony osobistej ani testów. Byliśmy maksymalnie obciążeni.

Teraz mamy wszystko, łącznie z tak wyczekiwanymi wówczas szczepionkami, a mimo to wiele osób się nie szczepi...

To dla mnie największe zaskoczenie w pandemii. Nie sądziłam, że tylu ludzi uwierzy w fałszywe informacje na temat szczepień. W momencie, gdy pojawia się szczepionka i w prosty, bezpieczny oraz darmowy sposób w każdej chwili możemy zabezpieczyć się przed ryzykiem ciężkiego zachorowania lub możemy w ten sposób zminimalizować fakt, że ktoś zakażony przez nas ciężko zachoruje, a potem umrze i będziemy go mieli na sumieniu – to dla mnie wówczas oczywistym było, że ludzie będą chcieli się szczepić.

Nie sądziłam, że ruchom antyszczepionkowym uda się zwyciężyć, bo społeczeństwo uwierzy w ich irracjonalne argumenty (choć wątpliwe to „zwycięstwo”, bo mierzone setkami zgonów dziennie). Mamy broń, dzięki której jesteśmy w stanie poradzić sobie z pandemią, a nie wykorzystujemy jej potencjału. Nie sądziłam również, że widząc dramatyczne statystyki zgonów, będziemy w stanie tak obojętnie do nich podchodzić. Raporty mówiące o 700 zmarłych z powodu COVID-19 jednego dnia na niektórych nie robiły większego wrażenia, a to przecież tak jakby spadły 4 duże samoloty pełne ludzi. Pandemia oswoiła nas ze śmiercią.

Teraz z kolei pojawiają się pierwsze obawy, że napływ uchodźców z Ukrainy może spowodować, że za kilka tygodni będziemy musieli mierzyć się z kolejną falą zakażeń? Czy są one słuszne?

Rzeczywiście, poziom wyszczepienia na Ukrainie jest bardzo niski, bo oscyluje w granicach 34 proc., jeśli chodzi o COVID-19. Niestety kuleją też tam inne szczepienia. Badania wskazują, że w grupie 6-latków zaszczepionych jest tylko nieco ponad 30 proc. Musimy być zatem przygotowani na to, że różne choroby, o których my już zapomnieliśmy, będą do nas zawlekane. Natomiast to, co jest bardzo istotne do podkreślenia: my sami nie powinniśmy zachorować, jeśli jesteśmy zaszczepieni. Szacuje się, że po przechorowaniu ostatniej fali w Polsce, mamy odporność przeciw COVID-19 na poziomie 90 proc. Realnymi chorobami zakaźnymi, które u nas mogą się pojawić, jest także krztusiec i odra. Tu jednak działa taki sam mechanizm. Jeśli przyjedzie ktoś chory, a my sami jesteśmy zaszczepieni - to nas nie zarazi. Absolutnie nie możemy traktować uchodźców jako potencjalne źródło zakażeń. Nawet jeśli oni są mało wyszczepieni, to my, w momencie gdy mamy zbudowaną odporność – jesteśmy bezpieczni. Priorytetem jest jednak przekonywanie uchodźców, żeby również się szczepili.

W ostatnim czasie na całym świecie pojawia się z kolei coraz więcej głosów, że powinniśmy zakończyć pandemię, a SARS CoV-2 określić jako wirus przeziębienia i dołączyć do czterech innych koronawirusów wywołujących przeziębienia. Czy pani zdaniem to dobra droga?

Rzeczywiście na świecie coraz częściej pojawiają się takie stwierdzenia, że koronawirus pozostanie z nami na długo i ostatecznie stanie się chorobą endemiczną. Jako Polska jesteśmy teraz w o tyle dobrej sytuacji, bo tak, jak już mówiłam, mamy odporność na poziomie 90 proc. To jednak w dużej mierze też odporność po przechorowaniu koronawirusa w czasie ostatniej fali. Żebyśmy jednak mogli wolno puścić pandemię, bez żadnego reżimu, musimy zrobić wszystko, by nie stracić tej odporności. Dlatego tak ważne są szczepienia. Wówczas nawet jeśli ktoś zaszczepiony zarazi się, ryzyko, że będzie chorował ciężko jest znikome. Jesteśmy w stanie panować nad pandemią, ale do tego potrzeba dużego zdyscyplinowania społecznego.

Doświadczenia związane z koronawirusem pokazały wyraźnie ogromną wartość szczepień. Powinniśmy więc zrobić wszystko, by zmaksymalizować akcję szczepień społeczeństwa. Na pewno na ten moment nie powinniśmy jeszcze również odpuszczać noszenia maseczek.

Jak pani myśli, czy czeka nas normalne, spokojne lato?

Widząc co się dzieje za naszą wschodnia granicą, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli jednak chodzi o COVID, to jeśli nie pojawi się żądna nowa mutacja charakteryzująca się szczególną zjadliwością, to spodziewamy się w miarę normalnego lata.

FLESZ - Fake news, dezinformacja czyli rosyjska propaganda ROZMOWA

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Dwa lata pandemii w Polsce. W trzeci rok zarazy wkraczamy z przykrą statystyką zgonów. COVID-19 zabił ponad 112 tys. Polaków - Gazeta Krakowska