Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziadul: Dajmy Tomkowi Lekkiemu cenne skrzydła

Jan Dziadul
Jan Dziadul
Jan Dziadul
Dzisiaj mgr Tomasz Lekki ma 37 lat i prosi o pomoc. Wirusowa infekcja zabrała mu możliwość pełzania po podłodze. Nie może się ruszać i cierpi na potworne bóle mięśni. Rozkaz nie działa.

Jestem nadłamaną ludzką trzciną - mówił Tomek Lekki.* Ale nie ma lekko. Długo przychodził na świat. Porażenie mózgowe stwierdzono, gdy skończył rok. Nie chodził, nie siedział, nie mówił. Tylko kochał. Małgosia Lekka została z nim sama. Najpierw próbowała podbić kraj. Przez dekadę szturmowała szpitale, kliniki, szukała sprzymierzeńców wśród najlepszych lekarzy, profesorów, znachorów i uzdrowicieli. Na nic. Szukała po świecie, przemierzając palcem mapy. Ślad zaprowadził ją do Instytutu Osiągania Ludzkiej Możliwości w Filadelfii. Daleko. Ale nie dla nich. Sprzedała wszy-stko, co miała. Pożyczyła, gdzie się dało. Leczenie uszkodzeń mózgu metodą Glenna Domana to masakra. Długie mordercze ćwiczenia, wielogodzinny zwis głową w dół, obciążony 16-kilogramowym balastem. I stał się cud. Tomek umie już pełzać po podłodze! Małgosia szalała z radości.

Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy, tuż przed sylwestrem 1982 r., czuła, że będzie dla niej najważniejszy na świecie. Kiedy dowiedziała się, jak to jest z Tomkiem naprawdę, postanowiła, że nie będzie warzywem. Dla zabicia nudy podczas wiszenia puszczała synkowi najpierw muzykę. Ale to płyta z lekcjami języka angielskiego odkryła szczególny dar od Pana Boga dla Tomka: fenomenalny słuch językowy i pamięć. Jego mózg zaczął chłonąć wszystko - najchętniej języki.

Z chodzeniem się nie udało. Ale pełzanie otworzyło drogę na szkolny basen. Siedem lat i proszę! Tomek już umie utrzymać się na wodzie! Wprawdzie zmuszane do wysiłku bezwła-dne, pokurczone ciało strasz-nie boli, ale to Tomek rządzi. Wydaje ciału rozkaz: Pływaj! - W wodzie waży o wiele mniej i ja potrafię je udźwignąć - chwalił się z dumą przed laty. Ruch w wodzie ratował resztkę mięśni przed znikaniem. Basen stał się namiastką wolności.

Tę wolność nieśli faceci w czerwonych beretach. Niemal o brzasku żołnierze znosili po schodach wózek z Tomkiem. Eskortowali na basen i z powrotem, potem do szkoły i do domu. Bo Małgosia, polonistka, postanowiła syna uczyć. W szkole i indywidualnie w domu. Siedziała na korytarzu, żeby pomóc, gdy Tomek zsunie się z wózka lub będzie chciał dotrzeć do toalety.

Żeby mógł czytać, litery muszą mieć przynajmniej 3 cm wysokości. Inaczej obrazy z prawego i lewego oka źle nakładają się w mózgu na siebie. Póki nie mieli komputera, Małgosia przepisywała podręczniki szkolne sama. Wielkimi literami. A co! Zapisała tak setki tysięcy stron. Tomek czytał biegle, ale kartki sam nie mógł przewrócić. Przez całą podstawówkę wolontariusze, starsi uczniowie i kumple wszystko powiększali: od map i tabel, po wzory matematyczne. Do domu przychodziły belfry z fizyki, chemii i matmy. Cudni. Pisali na kartach zadania, Tomek rozwiązywał je w pamięci i podawał wyniki. Najgorsza matma. W liceum jeździli do szkoły z wózkiem i fotelem biurowym. Nie wytrzymywał - co chwilę zjeżdżał w dół. Najlepiej czuł się na podłodze, więc przeszli na tryb indywidualny. Pomógł komputer - wodził palcem po touchpadzie i wystukiwał po kilka zdań na klawiaturze. Bolało jak cholera, bo nadgarstki nie chcą się prostować i zginać. Więc im rozkazuje. Tomek, jeden z najlepszych uczniów, zdaje maturę na piątki i szóstkę. Studia lingwistyczne na kierunku translacji angiels-ko-polsko-rosyjskiej to już pe-stka. Pracę naukową broni z wyróżnieniem. Zna też włoski, francuski i niemiecki. Normalka. Brak miejsca, by tę opowieść ubrać w urzędnicze, bezduszne koszmary, jakie wciąż osaczają tych dwoje pięknych ludzi. Jak żyją z zasiłku dla bezrobotnych, z rentą Tomka i alimentami taty, który ma już swoją nową rodzinę.

Dzisiaj mgr Tomasz Lekki ma 37 lat i prosi o pomoc. Wirusowa infekcja zabrała mu możliwość pełzania po podłodze. Nie może się ruszać i cierpi na potworne bóle mięśni. Rozkaz nie działa. Ale tyle przecież umie; chciałby to wykorzystać, dać z siebie więcej. „Niestety, polska rzeczywistość jest stra-szna. Koszt mojej całodobowej opieki i fizjoterapii to ciężar wyłącznie rodziny” - pisze na Facebooku. Samodzielność na miarę Tomka zapewniłby specjalny wózek elektryczny, a to co najmniej 25 tys. zł. Jeżeli nie wróci pełzanie, to do przemieszczania się z pokoju do pokoju potrzebny jest podnośnik - 40 tys. zł. Tomek prosi: „Pomóż mi odzyskać skrzydła”.

2 czerwca, w niedzielę, Fundacja Cała Naprzód ogłasza półmaraton dla Tomka. Start spod katowickiego Spodka o 8.30. Można wesprzeć finansowo życiowego siłacza na konto Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Specjalnej Troski „ADA”: 62 1020 1390 0000 6502 0176 3523. Koniecznie z dopiskiem: Skrzydła dla Tomka Lekkiego. Niech leci.

*Za zgodą i na prośbę koleżanki z „Polityki”, Joanny Podgórskiej, korzystałem z jej reportaży o Tomku i Małgosi. Zaczęła 17 lat temu „Życiem rozpatrzonym negatywnie”.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera