Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziadul: Gdzie ja żyję? Mój Mniejszy Bracie - sorry...

Jan Dziadul
Jan Tadeusz Stanisławski, profesor mniemanologii stosowanej, uczenie dowodził niegdyś w radiowej "Trójce" o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia. Burza wśród słuchaczy nie rozwiązała dylematu, pozostał i będzie trwał po wieki.

Przypomniałem sobie o tym w trakcie gorącego sporu o wyższości zabijania zwierząt po ogłuszeniu różnymi metodami - nad zabijaniem rytualnym, a więc bez utraty przytomności. Na razie górą jest pierwsza metoda, ponoć humanitarna. Lecz gdyby idący na rzeź nasi bracia mniejsi mieli wybór - oba sposoby potraktowałyby równo: do gnoju! Jednak decyzje podejmują istoty wyższe - my.

O wyższości nas zwątpił niegdyś Guliwer podążający tropem wyznaczonym przez Jonathana Swifta. Obłuda i hipokryzja z finansowym cwaniactwem w tle - ot, co. W Skandynawii część zwierząt idzie najpierw do gazu, gdzie traci świadomość czekając na nóż. Wyobrażacie sobie rwetes, gdybyśmy u nas wszczęli dyskurs nad tą - ponoć cywilizowaną - metodą?

Jako stary mięsożerca pogardzam sobą. Ale wkurzyło mnie, że w tej dyspucie - która śmierć lepsza - zapomniano o naszym swojskim świniobiciu. Popularnego, jak kraj długi i szeroki, a ze Śląskiem związanego jak górnicy, hutnicy i kolejarze. Jak chlewiki widoczne w historycznym pejzażu. Świnie bijemy już humanitarnie czy wciąż jak w Reymontowskich "Chłopach" (do czego wrócę)?

Wkurzyła mnie też znajoma, a także jej córka, które protestują czynnie przeciwko zabijaniu wszystkiego, co żyje. Przeszły na weganizm i oburzone paradują w marszach przyjaciół zwierząt. Uważają mnie za mordercę.

Zacznę od weganizmu - wyższej formy wegetarianizmu. Nasze znajome weganki z obrzydzeniem patrzą nie tylko na mięso, ale też na wszystko, co od zwierząt pochodzi, np. na jajka i nabiał. Zastanawiają się, czy można jeść miód? Opluwają sklepy ze skórzanym odzieniem i tych, co w nim chadza-ją. Swetry wełniane sztrykowane cierpieniem owiec nie wchodzą w grę. Nie mówiąc już o kosmetykach z podejrzanymi składnikami pochodzącymi od istot niegdyś żywych. Moje znajome mają dwa koty.

Jakie papu im dają? Koniczynę, liście z drzew, sałatę? - Whiskas - odpowiadają bezczelnie i bezwstydnie. Widać każdy protest ma swoje granice. Nasi bracia mniejsi zjadają resztki swoich braci jeszcze mniejszych.

Natomiast świniobicie to już poważna sprawa. I nie chodzi o samą biesiadę po fakcie, ale o rodzimy rytuał samego faktu. Od Mazur przez Mazowsze, Małopolskę po Śląsk i Beskidy - uczestniczyłem w kilkunastu takich wydarzeniach. Ale od co najmniej dekady świniobicia na własne oczy już nie widziałem, więc może - szczególnie po wejściu do Unii Europejskiej - coś w tej odwiecznej praktyce się ucywilizowało?

Wspomnienia owych niechlubnych, krwawych imprez nakładają się jako żywo na tortury ze szkolnej ławki, kiedy to tłukliśmy do imentu zwyczaje chłopów ze wsi Lipce: "Ambroży się przeżegnał, pałę nieco wziął za się i jął zachodzić wieprzkowi z boku.

Naraz przystanął, rękę odwiódł, przechylił się bokiem tak mocno, jaże mu guzik pod szyją puścił u koszuli, naprężył się i kiej nie huknie w wieprzkowy łeb między uszy, aż świntuch z kwikiem padł na przednie nogi, a potem kiej mu nie poprawi już obu rękoma, że zwalił się na bok wierzgając kulasami, wtedy mu w mig przysiadł na brzuchu, nożem błysnął i aż po osadę wbił w serce. Podstawili niecki, krew chlusnęła kiej z sikawki, aż na ścianę chlewa, i jęła z bulgotem spływać parując niby wrzątek".

Przyznaję - sam widziałem, choć nie była to pała, tylko obuch siekiery. Taki widok wymaga od-reagowania - więc piło się przed świniobiciem, w trakcie i po. Pamiętam jednego ze zbójców, do którego mówiono "panie rzeźnik", jak wlał z flaszki do gardła delikwenta parę łyków wódki. Inny podsuwał wieprzkowi wiadro z kar-mą, a potem znienacka dokończył dzieła siekierą. Dzieci plątały się pod nogami, bywało, że starsze trzymały michy pod tryskającą juchą, czego dzisiejsze przepisy nie dopuszczają. Kto jednak wie, co dzieje się w zamkniętej stodole, a solidarność społeczności wiejskiej jest przecież nie do przecenienia.

Kto nie pamięta dziarskiej Bożeny Dykiel, która w serialu "Dom" załatwiła sprawę szybko i wdzięcznie, wprawiając w osłupienie miłą gawiedź z ulicy Złotej?

Można zawieźć świniaka do rzeźni. Ale potrzebny jest papier od weterynarza, że stworzenie jest zdrowe. To kosztuje. Masarnia bierze za ubój, wykrwawienie i rozbiór. To kolejne parę stówek - mówi znajomy góral. - Kogo dzisiaj na to stać?
Wygląda na to, że często hołdujemy tradycji reymontowskiej po prostu z oszczędności. Chociaż wart wszystkich pieniędzy proboszcz z "U Pana Boga za piecem" stwierdza z absolutną pewnością: "Świnia, stworzenie boże z miłością chowana, dobre mięso daje".

PS
Przy okazji sporów o ubój media zajęły się też losami przydomowych psów i kotów, kurczakami, końmi i krowami - no, całą gadziną. Choć to temat na inny felieton, stwierdzam, że w tych relacjach codzienne okrucieństwo jest niewyobrażalne, toteż idące na rzeź świnie i cielaki mają się całkiem nieźle. Smacznego.

Jan Dziadul
publicysta

[b]WIĘCEJ OPINII NA DZIENNIKZACHODNI.PL [CZYTAJ][/b]



*Elka rusza w Parku Śląskim WYBIERZ PATRONÓW GONDOLI
*PROGNOZA POGODY NA KONIEC LIPCA: Nadciąga fala upałów!
*Wampiry z Gliwic: Coraz więcej szkieletów bez głów ZOBACZ ZDJĘCIA i USTALENIA
*Proces Katarzyny W.: Tajemniczy świadek ujawnia sensacyjne fakty

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!