Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziadul: Wielkie Katowice - urzędniczy pęd ku doskonałości

Jan Dziadul
Jan Dziadul: Dzisiejsze Katowice cieszą się mniej więcej 290-tysięczną społecznością, której jakość usług urzędniczo-publicznych poprawiła się w stopniu znakomitym. Powtórzę - miasto zmierza ku ideałowi: jeden urzędnik „na głowę”.
Jan Dziadul: Dzisiejsze Katowice cieszą się mniej więcej 290-tysięczną społecznością, której jakość usług urzędniczo-publicznych poprawiła się w stopniu znakomitym. Powtórzę - miasto zmierza ku ideałowi: jeden urzędnik „na głowę”. Dziennik Zachodni
Raz na cztery lata pluję sobie w brodę, że niegdyś lekkomyślnie wyniosłem się z Katowic do zapyziałych, prowincjonalnych Siemianowic Śląskich. Skusiłem się na sioło z obejściem, które spłacam do dziś. W mojej okolicy nie ma nawet porządnej knajpy, nie mówiąc już o agencji towarzyskiej. Gdyby wziąć do kupy wszystko, co „Siemki” mogą zaoferować światowcom, to wyszłoby z tego pół katowickiej Mariackiej. Z biedą.

Zazdrościmy więc stolicy województwa wszystkiego jak cholera, ale najbardziej usług urzędniczych. Ich jakości. Miasto dąży bowiem do doskonałości: jeden urzędnik na jednego mieszkańca.

Gdy w drugiej połowie lat 70. zapuszczałem korzenie w Katowicach, Urząd Miasta miał główną siedzibę przy Młyńskiej i chyba dwa wydziały po drugiej stronie ulicy. A roboty urzędnicy mieli po pachy! Godzinami stało się w kolejkach po byle co - choćby po pieczątkę w dowodzie na zakup ślubnych obrączek albo na dodatkowy weselny przydział alkoholu i wędlin. Nie mówiąc już o kartkach żywnościowych w późniejszych latach. Katowice, które - jak sobie przypominam - liczyły wówczas około 360-370 tys. obywateli, ambitnie chciały stać się 400-tysięcznym miastem.

Dzisiejsze Katowice cieszą się mniej więcej 290-tysięczną społecznością, której jakość usług urzędniczo-publicznych poprawiła się w stopniu znakomitym. Powtórzę - miasto zmierza ku ideałowi: jeden urzędnik „na głowę”. Nie wiem, czy ideału sięgnie, w każdym razie jest na dobrej drodze. Do urzędu należy już prawie cała ul. Młyńska, dwa gmachy na Pocztowej (w tym po byłym komisariacie milicji), a na Rynku dwa potężne budynki po byłych redakcjach prasowych… Wróble ćwierkają, że Rynek ma nawet zmienić nazwę na plac Urzędu Miejskiego im. Uszoka i Krupy.

Ale to nie koniec. Dla szybszego osiągnięcia ideału miasto zajęło gmachy przy ul. 3 Maja, Warszawskiej, Francuskiej, nie mówiąc już o komendzie straży miejskiej na Żelaznej. Miejski Zarząd Ulic i Mostów pracuje w pocie czoła na Kantorówny, Warszawskiej i Milowickiej. Z kolei Komunalny Zakład Gospodarki Mieszkaniowej siedzi przy Grażyńskiego. Jeżeli jakąś ulicę pominąłem w tej dobrej dla mieszkańców wyliczance, proszę o uzupełnienie. Wszak musicie z autopsji znać ten absurdalnie dobrodziejski trend: czym was mniej, tym macie więcej!

Stąd jasne, że w przedwyborczym praniu mózgów kandydaci nie skupiali się przesadnie na sprawie depopulacji miasta. Bo gdyby Katowice jakimś cudem skusiły więcej przybyszów - tak jak Warszawa, Kraków, Wrocław czy Trójmiasto, nie mówiąc już o rozrastającym się Helu - to jakość usług urzędniczych, jak amen w pacierzu, gwałtownie by spadła. I znowu wróciłyby kolejki za ślubnymi akcesoriami. Tak więc z pobudek sentymentalnych apeluję przedwyborczo do byłych ziomków: tak trzymać. Nie przyjeżdżać na stałe. Nie rozmnażać się bezmyślnie. Broń Boże!

Nie wiem, jak to jest w innych miastach, ale w równie dobrym kierunku zmierza Śląski Urząd Marszałkowski. Też w Katowicach. Ma już pół historycznego gmachu od strony Ligonia, ale to kropla w morzu. Od Uniwersytetu Śląskiego przejmuje dawny budynek KW PZPR, w którym niegdyś majstrowali dobrobyt dla Śląska i Zagłębia Gierek z Grudniem. Od kilku lat okupuje też były gmach związków zawodowych - przy Dąbrowskiego i na zadzie Kasztanki. Kiedyś w tym gmachu pracowałem, więc wiem, że pomieszczeń biurowych jest tam od cholery. Służby marszałka rozsiadły się też na Reymonta, Wita Stwosza…

Czy coś pominąłem? Marszałek ma pod sobą niemal 4,5 miliona poddanych, więc katowicki ideał mu nie grozi, ale generalnie - idzie w dobrą stronę.

Niestety, nie wszyscy samorządowcy wyznaczają sobie takie cele. Niedawno czekałem z Markiem Czyżem na wejście do Radia Piekary. Z bezmyślnej ciekawości spojrzałem na budynek po drugiej stronie ulicy. Urząd Miasta. Ha, ha… Jakie miasto, taki urząd. W sam raz na ponad 55-tysięczne Piekary Śląskie. Chyba że pani prezydent Sława Umińska-Duraj coś ukrywa przed przyjezdnymi. Zresztą, w moich Siemianowicach, cztery razy mniejszych od Katowic, też nie jest najlepiej. Tutaj prawo Parkinsona nie obowiązuje. A przecież ludzie „na mieście” wiedzą, że jak urzędnik będzie miał więcej czasu na jakąś czynność, lepiej ją wykona. Dla dobra ogółu.

Pewnie dlatego katowiczanie czekają na nowy biurowiec między Urzędem Miejskim a dworcem kolejowym. Żeby było jeszcze lepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!