Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieciątko uratowało Ewę. To będą ich pierwsze wspólne święta

Agata Pustułka
Agata Pustułka
Po dwunastu latach jej ciąża była jak cud. Wcześniej lekarze rozważali nawet przeszczep macicy! W czwartym tygodniu upewniła się, że rośnie w niej tak wyczekiwane dziecko. W siódmym tygodniu, dowiedziała się, że w lewej piersi pojawił się śmiertelnie groźny wróg - rak, który może zabić jej największe marzenie. Wyzwała go na pojedynek.

Ewa Bogacka-Konik. Filigranowa, śliczna brunetka. Krótkie, ciemne włosy zdążyły już odrosnąć po chemioterapii. W telefonie komórkowym ma ostatnie zdjęcia synka Bruna, które posłała przyjaciołom. Pytali, co mu kupić pod choinkę. Przecież to jego pierwsze święta. Fotografia jednoznacznie wskazuje na aktualne zainteresowania chłopczyka, który zaczął raczkować i poznawać świat z nowej perspektywy. Obecnie przedmiotem zainteresowania są... śmieci suche, które bez problemu znalazł i z zachwytem zaczął wyrzucać z worka. Ewa jest lekarką, ortodontką. Osobą energiczną, która nie lubi używać wielkich słów, ale w jej przypadku same się cisną na usta. Jej Bruno to cud. Oni z mężem, też lekarzem - ortopedą już dawno pogodzili się, że nie będą mieć dzieci.

Pewnego dnia poczuła się gorzej. Kupili test ciążowy
To było długie dwanaście lat starań z przerwami, które dawali sobie na odpoczynek i zbieranie nowych sił. Jeden z lekarzy stwierdził, że pomoże im jedynie przeszczep macicy od matki. Takie operacje wykonywane są w Szwecji. Mama Ewy kilka lat wcześnie zmarła na raka. - Po tej „ofercie” zaczęłam się poddawać - mówi. Zwłaszcza, że poroniła jedną ciążę. „Po drodze” było jeszcze in vitro. Ciężkie doświadczenie. Zdecydowali się na nie tylko raz. Na kolejną próbę nie mieli już siły. Powiedzieli sobie: To bez sensu. Niech będzie jak jest.

Ewa, żeby zapomnieć o swoich pragnieniach, zagłuszyć w sobie radość cieszących się z ciąży przyszłych mam, których jak na złość mnóstwo spotykała na ulicy, rzuciła się w wir pracy. Razem z dwójką kolegów postanowili pójść „na swoje” i wybudować w Katowicach nowoczesną, przyjazną pacjentom klinikę dentystyczną. - To był morderczy okres. Tak jak wybudowanie dziesięciu domów jednocześnie. Lubiłam się tak potwornie zmęczyć, żeby oczyścić umysł, uspokoić się, poukładać świat nowo - wyjaśnia. I potem było jak... w filmie. Poczuła kiepsko. Pojawiły się jakieś mdłości. Niestrawności. Osłabienie. U męża zadziałał „szósty” zmysł i oznajmił: Ewa ty jesteś w ciąży! - Wyśmiałam go, potem się wściekłam, powiedziałam, że chyba on, bo ma większe szanse, a potem popędziłam do apteki po test ciążowy. Jeden. Drugi. Trzeci. Byliśmy skłonni wykupić całą aptekę - śmieje się Ewa. Ale zobaczyła te dwie najpiękniejsze kreski na świecie i nie mogła się napatrzeć. Nie było wątpliwości. W tej szalonej radości trzeba jednak zachować spokój, umiar, rozsądek. Trudne zadanie.

Fatalna diagnoza. I determinacja
- Ponieważ w mojej rodzinie krążył rak. Mama, babcia zmarły na raka piersi, to od lat byłam wyczulona i skrupulatnie wykonywałam wszystkie badania - wyjaśnia Ewa. Lekarz, do którego chodzi od lat, dr Witold Nowak, ginekolog ze szpitala przy Raciborskiej w Katowicach, potwierdził ciążę i wykonał USG piersi. Wynik wykazał zmiany w lewej. Wtedy jeszcze nie wiadomo było jakiego rodzaju. Biopsja nie zostawiła złudzeń. Zmiana okazała się złośliwa. Rak hormonozależny.
- Mimo tej diagnozy byłam całkowicie zdeterminowana, że muszę urodzić synka. Tak naprawdę on mnie uratował, bo gdyby nie ciąża, nie zrobiłabym wtedy USG tylko później, bo przecież trwała budowa i na nic nie miałam czasu. Rak za to miałby tego czasu zbyt wiele i zostałby ujawniony w stadium nieoperacyjnym - wspomina Ewa. - Pomyślałam sobie, że mam w tym nieszczęściu wielkie szczęście, że mój lekarz zlecił USG. Wszystkie kobiety w ciąży muszą mieć wykonane te badania. Ciąża, niestety, nie chroni przed rakiem. W zaleceniach przyszłe mamy mają wypisaną całą listę badań: a to w kierunku kiły, toksoplazmozy, a nie ma w kierunku raka.

W internecie znalazła Rak’n’Roll i „Boskie Matki”
Zaczęła czytać fachową literaturę, w której czarno na białym pokazano, że skuteczność leczenia nowotworu w ciąży jest taka sama, jakby ciąży nie było. Nie zdradzi nazwiska lekarza, który na pewnym etapie poszukiwań najlepszego rozwiązania, zasugerował wykonanie aborcji. - Nie było takiej opcji, zwłaszcza że badania dawały ogromną szansę na urodzenie zdrowego dziecka i uratowanie mojego zdrowia. Ja przecież chciałam żyć i nie była to sytuacja, że poświęcam siebie dla dziecka. W moim scenariuszu byliśmy zdrowi we dwoje - twierdzi.
Podczas penetrowania internetu znalazła podobne przypadki. Tak trafiła na Fundację Rak’n’ Roll, prowadzącej specjalny, unikalny w skali Polski, program dla kobiet w ciąży, które zachorowały na raka - „Boskie Matki”.
Błyskawicznie zjawiła się w Warszawie, natychmiast znalazła wsparcie i pomoc. Okazało się, że tych „boskich mam” wcale nie jest tak mało. O losie takich kobiet pomyślała założycielka fundacji Magda Prokopowicz. Chorując sama urodziła zdrowe dziecko, Leosia. Magda mówiła: Ciąża i rak są do pogodzenia. W ciąży można leczyć się onkologicznie, chorując na raka można urodzić zdrowe dziecko. Zwykle, gdy kobieta w ciąży zachoruje na raka, to część lekarzy sugeruje usunięcie ciąży, a dopiero potem rozpoczęcie leczenia. Tak nie musi być.
Ona zmarła, ale zostawiła po sobie niesamowitą instytucję i wspaniałych, pełnych poświęcenia ludzi, którzy ułatwiają zagubionym, zrozpaczonym kobietom dostęp do najlepszych ekspertów (onkologów, ginekologów), by mogły podjąć własną, przemyślaną decyzję - na przykład o utrzymaniu ciąży. Fundacja oferuje kompleksową opiekę medyczną, psychologiczną, rehabilitacyjną, a nawet urodową. Bo rak chce im odebrać kobiecość. „Boskie Matki” nie poddają się. - Mają odwagę rzucić wyzwanie systemowi, który nakłania je do przerwania ciąży i w tak dramatycznej sytuacji, mają odwagę dokonać własnego wyboru. Są odważne, pełne miłości, wspaniałe - boskie - to motto Fundacji.
Ewa niemal od razu miała konsultacje u prof. Zbigniewa Noweckiego, wyjątkowego lekarza, współpracującego z Fundacją. Potrafił znaleźć właściwe słowa, właściwe pocieszenie, perfekcyjnie opracował cały plan leczenia.
- Gdybym nie była w ciąży to w przypadku raka hormo-nozależnego mogłabym mieć operację oszczędzającą, radioterapię i hormonoterapię. Nie musiałabym decydować na mastektomię. Żadnej z tych metod nie można jednak zastosować w sytuacji, gdy pacjentka spodziewa się dziecka. Dlatego od razu zdecydowałam się na chemię. Ciąża nie jest przeciwwskazaniem do chemioterapii. Radioterapię i resztę leczenia miałam już po urodzeniu Bruna - wyjaśnia Ewa.
Usunięto jej pierś. Nawet przez sekundę nie żałowała. To była sprawa drugorzędna. Po prostu kolejny krok do zdrowia, urodzenia dziecka. Teraz, gdy przyłoży dłoń do miejsca po piersi wyraźniej czuje bicie serca.

Najgorsze, czerwone chemie zniosła nadzwyczaj dobrze
Trzy chemie czerwone, dwanaście białych. Te najgorsze, czerwone, zniosła wręcz świetnie. Miała po nich wilczy apetyt. Ciągle głodna chodziła po domu. Tak mają podobno ciężarne. Rozwiązanie nastąpiło 36 tygodniu ciąży. W Szpitalu w Rudzie Śląskiej. Bez powikłań z 10 punktami w skali APGAR, co jak na dość wyrośniętego wcześniaka jest nie lada osiągnięciem. Bruno przyszedł na świat. I zmienił całkowicie świat całej rodziny.
- Przez cały okres ciąży i równoległy walki z chorobą zawsze prosiłam o wsparcie moją mamę Elżbietę. Ja wierzę, że była dla nas tym Aniołem Stróżem, że nadal nim będzie. Kiedy jest mi źle, przychodzą smutne myśli zwracam się do niej - mówi Ewa. Były bardzo związane. Ewa, jedynaczka, oczko w głowie rodziców.

Będzie dzielna, gotowa do kolejnych bitew
Cały czas się leczy. Teraz bierze udział w badaniu klinicznym prowadzonym przez fundację. Dostaje lek o nazwie rybocyklib, który skutecznie zapobiega nawrotom. Ale trzeba go przyjmować trzy lata i nie jest obojętny dla organizmu. Ma swoje skutki uboczne w postaci obniżenia odporności.
Ewa planuje też rekonstrukcję piersi. Ale drugą też chce zoperować i pozbyć się potencjalnie „rakotwórczych” innych narządów: jajników i jajowodów. Myśli też o innych mamach. Dlatego wzięła udział, w tylko z pozoru szalonym pomyśle, jakim był udział w kalendarzu Śląskiej Izby Lekarskiej, gdzie właśnie lekarki, jako kolejne kartki kalendarza, przypominają o antynowotworowej o profilaktyce. Mocne, sensualne zdjęcia. Ewa jest styczniem. Otwiera Nowy Rok w pięknej, stalowej sukni, przykrywając dłonią pierś. Patrzy pewnie przed siebie. Wyprostowana. Wygląda trochę jak Atena, grecka bogini mądrości i wojny. Nowy rok - nowe otwarcie, nowe wyzwania. Ona będzie tak jak teraz - dzielna. Przygotowana na kolejne bitwy.
- Nigdy nawet w najtrudniejszych momentach nie zrezygnowałam z pracy. To była dla mnie terapia. Nie myślałam co będzie. Żyłam tylko następnym dniem, żeby dobrze minął. Bezczynność to natrętne, czarne myśli. Wtedy łatwo można się poddać, a ja nie mogłam pozwolić, żeby siadła mi psychika - twierdzi. To będą pierwsze święta z synkiem. Święta bez raka.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera