Niedzielne obiady u pani Beaty (nazwisko do wiadomości redakcji) z Łazisk Górnych, to już rytuał. Co tydzień w jednym z mieszkań w centrum miasta, przy syto zastawionym stole siada aż jedenaście osób. Oprócz pani Beaty i jej męża Marka jest również ich dziewięcioro dzieci. Siedmioro z nich: Adrian, Kinga, Monika, Eryk, Klaudia, Kasia i Kamil, trafiło do nich z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Łaziskach Górnych. Ich rodziny nie mogły zapewnić dzieciom należytej opieki, dlatego zostały przekazane pod skrzydła pani Beaty. Od tamtej pory w jej domu jest bez przerwy gwarno i wesoło. Nic dziwnego, w końcu wszyscy razem tworzą naprawdę zgraną rodzinę.
Zabrała dzieci z Domu Dziecka na Mazury
Pierwszy był dziewięcioletni Adrian, który trafił do pani Beaty w 2007 roku. - Wszystko zaczęło się od tego, że ojciec Adriana, przyszedł z nim do mojej pracy - opowiada pani Beata. - Adrian śpiewał kolędy. Miał na sobie za duże buty, w których człapał. Jego ojciec chciał chyba wzbudzić we mnie litość, tym bardziej, że był bardzo chory i prosił o pomoc w zakupie leków. Sytuacja chłopca wzruszyła panią Beatę. - Ujęło mnie to do tego stopnia, że razem z moimi dwoma biologicznymi synami odwiedzałam Adriana przez cały rok i opiekowałam się nim, ile tylko mogłam. Kiedy w ich domu zainterweniował MOPS, zadzwoniła do mnie pani kurator z pytaniem, czy mogłabym zaopiekować się dzieckiem - dodaje.
Trzy lata później, Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie zaproponowało pani Beacie przyjęcie kolejnych dzieci, tym razem trójki rodzeństwa - dwóch dziewczynek i chłopca. Początkowo odmówiła, ponieważ wiązałoby się to z rezygnacją z pracy. Wszystko zmieniło się jednak, kiedy odwiedziła całą trójkę w Domu Dziecka, zaprzyjaźniła się z nimi i zabrała ich ze sobą na wakacje na Mazury. - Po naszym powrocie Kinga, Monika i Eryk mieli zostać rozdzieleni. Nie mogłam na to pozwolić - mówi pani Beata. Następnie do jej mieszkania trafili Klaudia, Kasia i Kamil. Razem tworzą wyjątkową rodzinę, której nietrudno nie zauważyć w Łaziskach.
- Często z tego powodu dochodzi do wielu zabawnych sytuacji. Mam tutaj na myśli momenty, kiedy idziemy gdzieś razem, np. na koncert chóru do kościoła. Wchodzimy i od razu wzbudzamy zainteresowanie, bo zajmujemy całą ławkę. Wszyscy tylko pytają: ile wy macie dzieci? - opowiada z uśmiechem pani Beata. Dzieci są bardzo muzykalne. Eryk gra na gitarze, Kasia na keyboardzie. Jest gwarno i radośnie. - Ostatnio pani koordynator z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Łaziskach nazwała nas wesołą, włoską rodzinką - dodaje pan Marek.
Pomagają zapomnieć o trudnych chwilach
Ale bywają też momenty trudne: problemy związane z zachowaniem dzieci i wizyty u psychoterapeutów. - Przez te wszystkie lata nauczyliśmy się, że nie można się bać pomocy specjalistów i osób wykwalifikowanych. Nie można zapominać, że te dzieci przeżyły różne traumy, więc takie warsztaty i spotkania są na wagę złota - mówi pani Beata. - Oczywiście, kiedy pojawił się pierwszy problem myślałam, że dostanę zawału, ale psychoterapeutka powiedziała nam, jak zachować się w trudnej sytuacji - dodaje.
Mąż pani Beaty jeździł z ich podopiecznymi przez pięć na lat na psychoterapię i warsztaty do Żor. Dzieci nie mogły dogadać się między sobą, a ponadto Adrian i Eryk cierpią na zespół Fas. Ich choroba objawia się nadpobudliwością oraz skrajną obojętnością. - Drugą ważną sprawą jest zatem empatia, cierpliwość i wyrozumiałość wylicza pani Beata. - Jeśli nie ma się tego daru, to może być ciężko. Kiedy dzieci nabroją, a często się to zdarza, wracam pamięcią do swoich dziecinnych lat i stwierdzam, że wcale nie byłam lepsza. Dzieci nie są złe, to świat wokół nich jest taki. Zawsze trzeba stać za dzieckiem, porozmawiać, przytulić wytłumaczyć - mówi z uśmiechem pani Beata.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?