Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eksplozja na życzenie sąsiada. Nie wiemy, z kim spotykamy się na klatce schodowej

Grażyna Kuźnik-Majka
Grażyna Kuźnik-Majka
Miejsce po zawalonej kamienicy przy ul. Chopina w Katowicach
Miejsce po zawalonej kamienicy przy ul. Chopina w Katowicach arc DZ
Przyczyny wybuchów gazu bywają trudną zagadką. Wybuch gazu w parafii ewangelicko-augsburskiej w Katowicach Szopienicach zaszokował mieszkańców Śląska. Ale podobne nieszczęścia niestety zdarzały się już wcześniej.

Najwięcej ofiar wybuchu gazu w kraju pociągnął za sobą dotąd czyn mieszkańca Gdańska, który jak ustaliła prokuratura, nad ranem w 1995 roku specjalnie rozszczelnił instalację gazową w piwnicy wieżowca. Nastąpiła wielka eksplozja, budynek osiadł na zmiażdżonych kondygnacjach i groził zawaleniem. Zginęło 22 lokatorów i sam sprawca. Był to mężczyzna w średnim wieku, który już wcześniej odgrażał się, że wysadzi blok w powietrze, stale kłócił się z sąsiadami i spółdzielnią. Właśnie tego rodzaju konflikty są podłożem podobnych zdarzeń, ale czy można przewidzieć, do czego desperaci są naprawdę zdolni?

Na pewno nie spodziewali się najgorszego lokatorzy budynku w Katowicach, u zbiegu ulic Chopina i Sokolskiej, chociaż mieli trudnego sąsiada. Ale o świcie 23 października 2014 roku zabytkową kamienicą wstrząsnęła detonacja. Wybuch całkowicie zniszczył trzy piętra budynku, rozpętał się pożar, z okolicznych domów wyleciały szyby. Strażacy z trudem wyciągnęli z gruzowiska 18 osób. Nie udało się jednak uratować trzyosobowej rodziny; młodej pary dziennikarzy telewizyjnych Brygidy Frosztęgi-Kmiecik, Dariusza Kmiecika i ich dwuletniego synka Remika. Czwarta ofiara zmarła w szpitalu, był to właśnie człowiek, który odpowiadał za katastrofę.

45-letni Mariusz P. zajmował nielegalnie mieszkanie komunalne na drugim piętrze, ale nikomu nie płacił czynszu. Po latach takiego bytowania groziła mu w końcu eksmisja do noclegowni, bez prawa do lokalu zastępczego. Śledczy ustalili, że gdy jego matka wyprowadziła się z tego mieszkania do ośrodka opieki społecznej, sprawca w sposób celowy rozkręcił elementy instalacji gazowej w łazience, co doprowadziło do wybuchu. Kiedyś pracował w kopalni, musiał więc zdawać sobie sprawę z tego, czym taka manipulacja grozi. Śledztwo umorzono, bo bardzo poparzony Mariusz P. zmarł w szpitalu.

Trudno było pogodzić się lokatorom kamienicy przy ul. Katowickiej 37 w Bytomiu, gdzie w lipcu 2019 roku wybuchł gaz, z tym kto spowodował nieszczęście. Straciły życie dwie małe dziewczynki i ich 39-letnia matka, cztery osoby zostały ranne, w tym jedna ciężko. Gaz wybuchł około godziny 13. w mieszkaniu na parterze trzypiętrowej kamienicy. Siła uderzenia była tak wielka, że wyrywało okna z ram sąsiednich domów. Lokatorzy mówili, że kamienica nagle jakby uniosła się do góry, potem pojawił się ogień. Najbardziej paliło się w mieszkaniu kobiety i dwóch dziewczynek.

W tym czasie ulica Katowicka przechodziła remont i wielu mieszkańców uważało, że winne są źle prowadzone roboty. Ich zdaniem powodem tragedii mógł być wybuch gazu z miejskiej sieci, bo w kamienicy nikt nie korzystał z gazowych butli. Niektórzy byli też pewni, że na ulicy czuć było ulatniający się gaz. Ludzie byli oburzeni. Zaskakującą informacją był jednak fakt, że przyczyną śmierci kobiety i jej córek 8-letniej Laury i 5-letniej Lindy nie był wybuch, ale zatrucie tlenkiem węgla. To dawało do myślenia

Sąsiedzi zaczęli sobie przypominać, że matka dziewczynek Barbara, lubiana w kamienicy, ostatnio wyglądała na przygnębioną. Podobno mówiła nawet komuś o samobójstwie, była chyba w depresji. Miała kłopoty osobiste, rozstała się z ojcem dziewczynek, który nie płacił na nie alimentów, brała udział w różnych kursach, ale nie zdobyła stałej pracy. Mimo wszystko dobrze opiekowała się córkami, grzecznymi i zadbanymi. Kiedy więc okazało się, że według śledczych, to ona uszczelniła okna i specjalnie rozkręciła gazową instalację, wiedząc chyba o tym, że może wysadzić w powietrze całą kamienicę - znajomi i sąsiedzi byli w szoku.

Nie mogli uwierzyć, że spokojna, oddana córkom kobieta, trochę tylko zagubiona, podała dzieciom środki nasenne, sama też je zażyła, odkręciła kurki w kuchence i czekała na koniec. Nie mieli pojęcia, co dzieje się w jej głowie. Prokuratura Okręgowa w Katowicach, po ustaleniu przebiegu wydarzeń, umorzyła śledztwo w tej sprawie.

Dzieci bywają bezradne wobec decyzji dorosłych. 13-letnia dziewczynka uciekła z mieszkania w ostatniej chwili przed wybuchem gazu, który spowodował jej ojciec. Czasem go odwiedzała, rodzice się rozstali. 43-letni mężczyzna postanowił właśnie podczas jej wizyty popełnić samobójstwo, zginął razem ze swoją matką. Mieszkanie na pierwszym piętrze ogarnął pożar, wybuch wyrzucił rzeczy z budynku kilkadziesiąt metrów dalej. Innym lokatorom, tak jak dziewczynce, udało się uciec, chociaż ich mieszkania ucierpiały. Do wybuchu doszło w listopadzie 2017 roku w bloku przy skwerze Heleny Modrzejewskiej w Bytomiu-Stroszku. 13-latka była w takim stanie psychicznym, że wymagała pomocy lekarskiej.

Trzy lata wcześniej z powodu planów samobójczych jednego z lokatorów, budynkiem przy ul. Energetyki w Bytomiu wstrząsnęła eksplozja. Dziesięć osób, w tym jedno dziecko odniosło obrażenia i trafiło do szpitala. Wybuch uszkodził też kilkanaście samochodów. Budynku nie udało się już uratować, ale sprawcę wybuchu tak. Przeżył i zeznał, że odkręcił w mieszkaniu gaz, żeby pożegnać się z życiem; myślał, że po prostu się otruje. Ale po pewnym czasie zachciało mu się po raz ostatni zapalić papierosa, a wtedy nastąpił wybuch. To była już kolejna nieudana próba samobójcza z jego strony.

Mimo takich doniesień, desperatów, który nie chcą odchodzić z tego świata sami, nadal nie brakuje. W 2021 roku w marcu doszło do wybuchu gazu w budynku przy ul. Struzika w Zabrzu. Jak się okazało, katastrofę spowodował 34-letni lokator. Wybuch nastąpił w jego mieszkaniu na drugim piętrze, które błyskawicznie stanęło w ogniu. Poparzony mężczyzna wyczołgał się na balkon i spadł z niego, trafił do szpitala, ale już nie można go było uratować. Potężny wybuch spowodował, że lokatorzy 12-kondygnacyjnego bloku musieli opuszczać swoje mieszkania strażackimi drabinami, wyleciały drzwi i okna, budynek wymagał remontu.

Ustalenie, co było przyczyną wybuchu gazu, bywa trudne, a wnioski czasem bardzo zaskakują, gdy okazuje się, że tak naprawdę nie znamy ludzi, których codziennie spotykamy na klatce schodowej.

xxx

Gaz tworzy mieszankę wybuchową w stężeniu między 5 a 15 proc. Jeżeli uzbiera się go właśnie tyle w pomieszczeniu, to wystarczy jedna iskra, kontakt, zapałka i dochodzi do wybuchu.

Jeżeli stężenie gazu będzie wynosić powyżej 15 proc., to gaz nie wybuchnie, bo tlenu w powietrzu będzie za mało i nie stworzy mieszanki wybuchowej. Z kolei te pięć procent można bardzo szybko osiągnąć, jeżeli pomieszczenie nie jest wentylowane i nie ma odpowiedniej jego cyrkulacji.

Gaz ziemny, dostarczany do mieszkań jest niebezpieczny - nie widać go i prawie nie czuć. Nawaniany jest jedynie okresowo, w celu wykrycia ewentualnych nieszczelności w instalacji. Dla bezpieczeństwa należy mieszkanie wyposażyć w czujniki gazu.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera