Przebłyski są, zwiastują rewolucję, lecz samej rewolucji jeszcze nie ma. Może wszystko w naszych głowach? Przecież samochód, zarówno sam zakup, jak i potem prowadzenie go, a nawet dbanie o niego, to nie tylko jedna czy druga konsumencka decyzja. To cały popkulturowy węzeł znaczeń i symboli. Spójrzmy na całe to tankowanie: „na oparach dojechałem” albo „za pięćdziesiąt złotych, proszę”, albo „proszę lać do pełna”, albo „płyn do spryskiwaczy doliczyć?”, lub „z szósteczki proszę, kartą zapłacę” i jeszcze „kartę na punkty proszę, zbiera pan naklejki, podwójnie dzisiaj…”. Tu wszystko ma kulturowe znaczenie i swoją historię. Ojciec lał żółtą, ja leję bezołowiową 98, ale następstwo zdarzeń, poczynań, gestów, a nawet słów, to z dziada pradziada u wielu uświęcona tradycja.
I nagle rewolucja, mamy pożyczać auto, bo car-sharing modny i mądry, mamy ładować auto przez kabel, samotnie i bez karty Vitay czy innej, mamy rezygnować z pana Zenka, co każdą awarię tłumaczył nagarem i rozwiązywał ją płukanką silnika.
Uda się? Rządowi pijarowcy ogłosili jakiś czas temu, że premier Morawiecki do 2025 roku chce widzieć w Polsce milion samochodów elektrycznych. I że to w Polsce będzie produkcja arcypolskiego samochodu elektrycznego. Ludzie myślący pośmiali się trochę i tyle, ale informacja zdążyła zagnieździć się w internetowych wyszukiwarkach, więc zrobiło się poważnie. Z o wiele mniejszą pompą ogłoszono całkiem niedawno korektę tego programu. Oto w jednym z załączników „Krajowego planu na rzecz energii i klimatu”, który wysłano do Brukseli, można wyczytać, że „W prognozie założono, że do 2030 r. po polskich drogach będzie poruszało się ok. 870 tys., a w 2040 r. ok. 2 mln 400 tys. pojazdów z napędem elektrycznym, zużywających odpowiednio…”.
A zatem nie milion, tylko 870 tysięcy (swoją drogą, skąd tak dokładny szacunek?) i nie do 2025, ale do 2030 roku. Tak czy owak, eksperci martwią się i tak, że jedyną zachętą do zakupu auta elektrycznego mają być zwolnienia z akcyzy. Tymczasem Norwegowie i generalnie wszyscy w Europie, którzy mają duże lub jakiekolwiek sukcesy na polu elektromobilności, dopłacają klientom do samochodów elektrycznych - w imię ekologii.
A więc nie wszystko w naszych głowach, problem nie w tym, że jesteśmy więźniami popkulturowych kalek, przyzwyczajeń i rodzinnej tradycji z dziada pradziada. Tutaj rządzi twarda ekonomia i oczywiste racjonalizowanie zakupów. Może i przekonalibyśmy się masowo do czystych aut, jeśli na końcu będą one dla nas (z jakiegoś powodu - dotacje, dopłaty) tańsze.
I jeśli nadąży infrastruktura. Ale tutaj spokojnie - rząd czuwa i również w tym obszarze ma wielkomocarstwowe plany.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Czy Katowice nadają się do mieszkania? Panel dyskusyjny DZ
Jak wykorzystać fundusze europejskie? DEBATA DZ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?