Śląsk, jakiego już nie ma
Opisuje Śląsk, jakiego już nie ma. Z mroków niepamięci przywołuje zapomniane postacie i wydarzenia. Sabina Waszut, bo o niej mowa, to autorka popularnych powieści, w których eksploruje historie mieszkańców polsko-niemieckiego pogranicza, bierze pod lupę śląską tożsamość i rozkłada ją na czynniki pierwsze.
Dziś śląskość przeżywa swoisty renesans. Po latach marginalizowania możemy mówić o pewnej modzie na regionalizm. W urzędach respektowana jest śląska godka, powstają izby regionalne, pojawia się coraz więcej książek traktujących o Śląsku, do szkół wprowadzono zajęcia z regionalizmu, a na teatralnych deskach prezentowane są spektakle o Śląsku i po śląsku.
- Śląska kultura zaczyna być doceniana. Nie chcę mówić, że staje się modna, bo to złe słowo. Boje się, żeby śląskość nie podzieliła losów góralszczyzny, żeby to wszystko nie poszło w stronę kiczu. Nie chodzi przecież o to, żebyśmy śpiewali śląskie szlagiery, ubierali się w stroje regionalne, ale żebyśmy byli świadomi historii tego regionu – podkreśla Sabina Waszut.
I dodaje:
- Cudowne jest to, że nagrodą Nike uhonorowano książkę „Kajś” Zbigniewa Rokity, która jest historią Śląska opowiadaną w taki sposób, że przez zagmatwane dzieje regionu przebrnie nawet ktoś, kto wcześniej się nimi nie interesował.
Powieść to dobry sposób na popularyzację historii
Popularyzowanie historii przez powieści opowiadające o dziejach małej ojczyzny to przepis na rozbudzenie w Czytelnikach zainteresowania lokalnością.
– Powieści oparte na prawdziwych wydarzeniach zachęcają do sięgania dalej, poszukiwania kolejnych informacji dotyczących wątków poruszanych w książce - podkreśla Sabina Waszut. Publikacje te prowokują do poszukiwań i zgłębiania dziejów. - Mam wrażenie, że historią Śląska bardziej interesują się osoby spoza regionu, które w pewnym momencie swojego życia tu zamieszkały. Wydaje nam się, że my, rodowici Ślązacy, wszystko już wiemy, że skoro jesteśmy tu z dziada pradziada, to MY jesteśmy tym Śląskiem. To mylne i błędne myślenie – podkreśla pisarka.
Ślązacy też nie wiedzą wszystkiego o Śląsku
Wskazuje też, że z wiedzą historyczną u Ślązaków bywa różnie, a ma to być pokłosie tego, że przez wiele lat o rozgrywających się tu wydarzeniach nie wolno było mówić głośno. Oswajanie się z historią i oswajanie historii trwało długo. Czy proces ten już się zakończył? Zdecydowanie nie, ale poprzez popularyzowanie tego fragmentu dziejów za pomocą tekstów kultury trafiających do szerokiego grona odbiorców z pewnością będzie to łatwiejsze.
– Wiele osób kończy kontakt z historią na etapie edukacji szkolnej, a jeszcze do niedawna o Śląsku w szkole można było dowiedzieć się niewiele. Pojawiały się jedynie drobne wzmianki, jakieś szczątkowe informacje – mówi Sabina Waszut. – Moje pokolenie opuściło szkolne mury z marną znajomością dziejów Śląska. W latach 70. i 80. było jeszcze mnóstwo białych plam, a o wielu historiach nie można było mówić głośno – chyba że tak, jak ja miało się dziadka, który chętnie dzielił się swoją wiedzą – dodaje pisarka.
Chorzowianka do 2020 r. zawodowo związana była z Muzeum „Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie”, a od 2013 r. pisze powieści. Jak sama przyznaje, to zasługa jej dziadka.
- Zawsze podkreślam, że zaczęłam pisać właśnie dzięki niemu. Niestety, zmarł zanim ukazała się moja pierwsza powieść, ale wszystkie, które napisałam są hołdem dla moich dziadków. Dziadek był drukarzem. Wcześniej służył w wojsku polskim, potem w Wehrmachcie, walczył też u Andersa. Od najmłodszych lat opowiadał mi też swoją historię – zdradza Sabina Waszut. Przygodę z pisaniem rozpoczęła od „Isabelle”, rok później wydała powieść „Rozdroża”.
– Spisałam w niej losy moich dziadków – Agnieszki i Jana. Pradziadkowie przyjechali na Śląsk z głębi Niemiec. Osiedlili się w Chorzowie i tu urodziła się moja babcia. W ich domu kultywowana była kultura niemiecka. Z kolei mój dziadek był synem powstańca śląskiego. Pobrali się w maju 1939 r., a już w czerwcu został skoszarowany, z kolei babcia otrzymała pracę jako stenotypistka w urzędzie w Pszczynie. Zobaczyli się dopiero po zakończeniu II wojny światowej. Takich małżeństw na Górnym Śląsku było wiele – wspomina Sabina Waszut. Kontynuację ich losów opisała w „W obcym domu”, a śląską trylogię kończy „Zielony byfyj”.
Powieści historyczne prowokują do zgłębiania dziejów
Jej książki stanowią pretekst do dalszego zgłębiania dziejów regionu i jego mieszkańców. W śląskiej trylogii opisała historię swoich dziadków, ale uczyniła to w taki sposób, że może to być historia niejednej śląskiej rodziny.
– Podczas spotkań autorskich wiele osób podchodzi do mnie i mówi, że opisałam dzieje ich rodzin, ale tak jest na pograniczu. Śląsk to tygiel, gar, w którym wszystko się gotuje – podkreśla Waszut. W „Listach z czarnych miast” pisarka tłumaczy skomplikowaną tożsamość Ślązaków, odwołując się do dziejów zamku w Raciborzu.
- Tak naprawdę trudno zliczyć, w ilu rękach był ten zamek. Władali nim Piastowie, należał do Morawian, do Habsburgów i Hohenzollernów, i Oppersdorffów. Zamek był sprzedawany, dziedziczony, przekazywany w posagu. Czasem przegrywany - czytamy w powieści. Tak naprawdę trudno zliczyć, w ilu rękach był ten zamek. Władali nim Piastowie, należał do Morawian, do Habsburgów i Hohenzollernów, i Oppersdorffów. Zamek był sprzedawany, dziedziczony, przekazywany w posagu. Czasem przegrywany - czytamy w powieści.
W innej książce poruszyła kwestię obozu w świętochłowickiej Zgodzie.
– Pamiętam, że w jednym ze spotkań autorskich wzięło udział pewne małżeństwo. Pan kilka razy pytał żony, czy na pewno może już mówić o swoich przeżyciach związanych z obozem. Przez lata wiele tematów stanowiło tabu, o którym nie wolno było mówić – wspomina pisarka.
Podróże za horyzont...
W nowym cyklu „Emigranci” pisarka wysyła swoich bohaterów za granicę. W powieści „Podróż za horyzont” pochodząca z Galicji rodzina Gajdów jedzie aż do egzotycznej Brazylii, gdzie staje przed wyzwaniem tworzenia polskiej kolonii.
- Przyznam, że kiedy na zebraniu w wydawnictwie padł temat emigracji, pomyślałam, że oczywistym kierunkiem będą Stany Zjednoczone. Jednak o tej emigracji napisano już tak dużo, że postanowiłam poszukać głębiej. Tak dotarłam do informacji o polskich koloniach w Ameryce Południowej, w tym właśnie w Murici i Kurytybie. Wyjeżdżali tam głównie mieszkańcy Śląska i Galicji – mówi pisarka. Drugie z podanych miast do dziś jest głównym ośrodkiem skupiającym Polonię w Brazylii, aczkolwiek niewiele osób posługuje się tam językiem polskim.
Choć bohaterowie pochodzą z Galicji, w powieści pojawia się ważna postać związana ze Śląskiem. To ksiądz Karol Dworaczek, werbista, który przypłynął do Murici w 1900 r. Postać ta dziś jest u nas zupełnie nieznana. Warto ją zatem przypomnieć, ponieważ ks. Karol Dworaczek urodził się w Bytomiu (7 września 1867 r.), wstąpił do zakonu werbistów i przez 18 lat pracował wśród polskich osadników w Murici. Zmarł w Sao Paulo 28 lutego 1919 r. Dziś to już niemal legendarny bohater w Brazylii.
- Dziwi mnie, że bytomscy werbiści nie mają zbyt wielu informacji o księdzu Dworaczku. W śląskich miastach nadawane są nowe nazwy ulic. Mamy np. ul. Owocową, Akacjową, a czemu nie nadać jednej z bytomskich ulic imienia ks. Dworaczka? - zastanawia się Sabina Waszut.
Ślązacy we Francji
Druga część cyklu emigracyjnego to już opowieść o Ślązakach, którzy wyjechali w celach zarobkowych najpierw do Westfalii, a gdy nadszedł czas plebiscytu na Górnym Śląsku wrócili, aby zagłosować.
- Przygotowując się do pracy wielokrotnie odwiedzałam Muzeum Powstań Śląskich, które uwielbiam. To tam przeczytałam informację na temat emigrantów z Westfalii, którzy w 1921 r. byli ściągani na Górny Śląsk, aby wziąć udział w plebiscycie. Postanowiłam, że właśnie od tego wydarzenia rozpocznie się akcja mojej książki. To pokazuje, że nawet taka drobna muzealna notka może stać się potężną inspiracją do zgłębiania dziejów – mówi Sabina Waszut.
Strona niemiecka zapewniła wówczas bezpłatne pociągi, noclegi oraz wyżywienie, starając się przeciągnąć głosujących na swoją stronę. Bohaterowie „Listów z czarnych miast” zbuntowali się jednak i nie wrócili do Westfalii. Chcieli rozpocząć nowe życie w rodzinnym Radlinie. Czy dokonali pomyślnego wyboru? Zdradzimy jedynie, że sytuacja wymusiła na nich kolejną emigrację. Tym razem do Francji.
– Kiedy zastanawiałam się nad kierunkiem emigracji bohaterów, przypomniałam sobie, że w latach 20. do Francji „za chlebem” wyjechała rodzina Edwarda Gierka, a on sam podjął pracę w kopalni – przyznaje pisarka.
Idąc za ciosem pisarka postanowiła odnaleźć rodziny będące potomkami emigrantów.
– Za pośrednictwem mediów społecznościowych znalazłam grupę „Polacy w Lille”. Napisałam, że szukam kontaktu do potomków tej pierwszej emigracji. Bardzo szybko otrzymałam wiadomość od pani Róży. Wyjaśniła, że jej mąż Simon jest synem emigrantów i zaprosiła mnie do siebie – relacjonuje Sabina Waszut. W latach 20. i 30. XX wieku właśnie w tym regionie znajdowało się największe skupisko emigrantów.
Kiedy pisarka przyjechała do Lille, gospodarze zabrali ją na wycieczkę po dawnych górniczych osadach. Dawniej Lille było głównym miastem zagłębia górniczo-hutniczego Nord. Dziś nie ma tam jednak już śladu po wielkich przemysłowych zakładach. W latach 80. Francuzi zdecydowali się na drastyczny krok – restrukturyzację i likwidację nierentownych kopalń. Zmienili zupełnie funkcję miasta. Dziś to centrum kultury i nauki.
– Jedno się nie zmieniło. Domki, w których mieszkali emigranci ze Śląska nadal istnieją. Wybraliśmy się na wycieczkę, dzięki czemu mogłam je zobaczyć na własne oczy, a następnie opisałam je w powieści. Dziś nadal mieszkają tam emigranci – mówi Sabina Waszut.
Kolejna historia czeka na opowiedzenie
Pisarka zapowiada, że to jeszcze nie koniec opowieści o emigracyjnych losach Ślązaków. Trzeci tom cyklu ukaże się w lutym, a jego akcja będzie rozgrywała się w Kazachstanie.
- Długo zastanawialiśmy się, czy ta historia powinna ukazać się w serii dotyczącej emigracji, ponieważ bohaterowie książki to zesłańcy, którzy nie emigrowali dobrowolnie – przyznaje Sabina Waszut i dodaje: - Zajmuję się migracjami Polaków w początkach XX wieku, nie mogłam zatem pominąć tego kierunku. Historia została oparta na losach pochodzącego ze Stanisławowa kolegi mojego ojca. Razem z rodziną został zesłany do Kazachstanu. Później trafił do wioski dziecięcej w Indiach, a następnie do Afryki… dziś ma 93 lata i wiele ciekawych historii do opowiedzenia – przyznaje autorka.
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?