Takich dziwaków można też nazwać mądrymi inaczej. Niektórzy określają ich po prostu głupkami, ale to nie jest zbyt precyzyjne określenie, bowiem tak samo jak - niesłony, nie musi oznaczać - słodki, podobnie - mądry inaczej, to niekoniecznie - głupek. A takich mądrych inaczej w śląskiej mowie można określać na wiele sposobów: gupielok lub guptaś, miechym piźniony, ipta z karasola albo konda z Lipin. Można też mądrych inaczej nazwać - szwejkami. I tutaj nawiązuję do czeskiego pisarza Jaroslava Haška, który sto lat temu napisał książkę „Przygody dobrego wojaka Szwejka”. W trakcie tej lektury często dochodzi się do wniosku, że Szwejk jest całkowicie normalnym i poczciwym człowiekiem a głupi jest świat, który go otacza. Szwejk podpowiada, że mądrości tego świata to jedynie złudzenie i należy je traktować z przymrużeniem oraz kwitować określeniem – prima aprilis. Oto więc historyjka z wspomnianej książki. Pewnego razu do Szwejka przysiadł się w karczmie policyjny donosicieli: Powiedzcie Szwejku, co takiego szpetnego ludzie gadają na naszego cesarza, gdy sobie wypiją? Na to Szwejk odparł: Trzeba sobie zamówić kilka piw i kazać zagrać hymn państwowy a zaraz się będzie wiedziało, co się wtedy mówi o najjaśniejszym cesarzu!
Podobnego szwejkowania nie brakuje też w śląskiej kulturze. Otóż pewnie Hynio z Pielgrzymowic, będąc w wojsku około 1970 roku, musiał za karę przy pomocy szczoteczki do zębów tak dobrze wypucować haziel, czyli wymyć ubikację, aż się będzie „świecić”. Wówczas Hynio kupił paczkę świec, zapalił je na sedesie i zaraz w ubikacji się świeciło! Zaś pewien Ślązok z Jaśkowic około 1960 roku pracował jako konduktor na kolei i uczył się wieczorowo w technikum kolejowym. Miał on problem, żeby pogodzić długie godziny spędzane w pracy, czyli w podróży pociągiem z pisaniem szkolnych zadań, bo w pociągu trzęsło i litery stawiał krzywo. A dawniej nauczyciele bardzo zwracali uwagę na pismo. Wtedy postanowił wyćwiczyć piękne pismo w następujący sposób: Siadał do kary, czyli do taczki, którą jego brat woził go po podwórku i w tym czasie brał zeszyt oraz długopis i pisał. Był to domowy sposób uczenia się pisania w warunkach „trzęsących”. Oczywiście sąsiedzi i przechodnie traktowali te ćwiczenia jako objaw głupoty. Nasz uczeń się tym jednak nie zrażał a jego ćwiczenia przyniosły efekt i być może jako pierwszy na świecie nauczył się równego pisania w rozkołysanym pędzącym pociągu. Jakże więc geniusz i rzekoma głupota leżą niedaleko od siebie?
Marek Szołtysek
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?