Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Film „W gorsecie” – czyli: skrępowana bielizną i…konwenansami!

Adam Pazera
„W gorsecie”, film Austriaczki Marie Kreutzer miał premierę w ub. roku na majowym festiwalu w Cannes w sekcji „Certain regard” (Pewne spojrzenie), drugiej co do ważności kategorii konkursowej i zdobył nagrodę dla Vicky Krieps za najlepszą rolę żeńską. Od tej pory krąży triumfalnie po innych festiwalach. Ja obejrzałem go we wrześniu na festiwalu Cinefest w Miszkolcu, gdzie uczestniczyłem jako juror wśród 5-osobowego, międzynarodowego towarzystwa. Film znalazł się na naszej krótkiej liście do nagrody, jego wielką zwolenniczką była Litwinka Greta, ostatecznie „Corsage”(tytuł oryginalny) musiał obejść się smakiem.

Natomiast jako austriacki kandydat do tegorocznego Oscara (Najlepszy film międzynarodowy) też znalazł się na wąskiej liście 15 filmów, ale czy znajdzie się wśród pięciu nominowanych dowiemy się za cztery dni (24 stycznia). Ja osobiście będę trzymał kciuki za naszego „IO” Jerzego Skolimowskiego, bo to w końcu nasz rodzimy tytuł.

A co mi tam jakaś Sisi! Bo rzeczywiście film opowiada o Elżbiecie Bawarskiej, tak właśnie nazywanej, cesarzowej Austrii i królowej Węgier w latach 1854-1898, żonie cesarza Franciszka Józefa. Ale nie dziwi mnie, że wspomniana Greta trzymała stronę tego filmu, bo to obraz przemawiający do psychiki kobiet, a Gretka – jak ją znam – wydaje mi się, że wchodzi właśnie w wiek cesarzowej o którym mowa w „Corsage”. Choć… „posiadanie” 40 lat u kobiety niemal półtora wieku temu, a obecnie, to wszak przepaść!

Ja natomiast z filmów o cesarzowej mam bardziej w pamięci klasyczną trylogię sprzed lat ze zjawiskową Romy Schneider w której kochałem się w dzieciństwie.

Ale najnowsza wersja znajdzie zapewne swoich zwolenników, choć film wejdzie na polskie ekrany dopiero w marcu, ale już odbywają się pokazy przedpremierowe.

„W gorsecie” przedstawia okres dwóch lat z życia Elżbiety (1877-1878) i właśnie kończy ona wspomnianą 40-tkę. A wszak sam jej lekarz mówi: „40 lat to średnia oczekiwana długość życia naszych pacjentek”. Toteż jako dotychczas piękna kobieta, podziwiana i uwielbiana na salonach, czuje odchodzącą młodość i chce ją zachować jak najdłużej. Obsesyjnie dba o linię, codziennie każe służbie mierzyć się w talii i maksymalnie sznurować gorset. Również częste kąpiele w gorącej wodzie mają służyć utrzymaniu sylwetki. A jednocześnie łamie wszelkie konwenanse dworskie, nie znosi celebry, tych uroczystych powitań ze śpiewem na jej cześć
i zgiętymi w pół dworzanami.

Ma zresztą na to swój sposób: potrafi bardzo efektownie osunąć się na ziemię udając omdlenie, co teatralnie w salonie pokazuje swemu kuzynowi, mówiąc mu: „Niedobrze mi, kiedy tak stoję i wszyscy się na mnie gapią”.

Na swe urodziny gwałtownie gasi świeczki na torcie, co – chcący się przypodobać - goście komplementują: „Na zdrowie, wydech 20-latki!”. Lecz Elżbieta ma swoją refleksję:

„W wieku 40 lat człowiek rozpływa się, ciemnieje jak chmura”. Sztywna etykieta nudzi cesarzową, na którymś z dworskich przyjęć wstaje bez słowa i w drzwiach, nie odwracając się podnosi dłoń z…wyprostowanym środkowym palcem! Więc cesarz robi jej reprymendę - „Ja mam czuwać nad imperium, ty – je reprezentować. Jesteś cesarzową!” - która zda się, nie robi na niej wrażenia.

Jej pasją jest jeździectwo (ćwiczy też szermierkę i…zwisanie na drążku głową w dół) i konia dosiada w każdym momencie, czy to w ujeżdżalni, gdzie do rytmu gra fortepian czy zapuszczając się w leśne ścieżki. W tym zamiłowaniu do galopu potrafi nawet w nocy obudzić swą córkę i udać się w mroczne knieje („ciemność jest piękna, chroni nas”), co 9-letnia Valerie przepłaci przeziębieniem. I o to będzie miał doń pretensje cesarz: „Narażasz dziecko”. – „A ty zawsze będziesz mnie obwiniał?” Franciszek Józef ripostuje: „Nie przenoś swego niepokoju na dziecko”.

Relacje między małżonkami nie układają się najlepiej, bywa, że cesarz zamyka się w swoich komnatach, Elżbieta jada kolacje samotnie. Cesarz musi dbać o monarchię, być na miejscu w Wiedniu, zaś Elżbieta woli podróżować, z synem Rudolfem odwiedza swoją siostrę Marię. Tam, pod opieką Baya, trenera hippiki odbywa przejażdżki po lesie. Rudolf, dbający o konwenanse, zwraca uwagę matce, że jest zbyt blisko trenera: „Nie wypada, powinnaś zachować dystans. Ulegasz kaprysom bez względu na swoją pozycję”. – „Dziecko nie będzie mnie pouczać”. – „To ty zachowujesz się jak dziecko” – odpowiada syn.

Cesarzowa ciągle oczekuje adoracji, akceptacji swego wyglądu, co przybiera formę obsesji. Postawa cesarzowej Elżbiety z jednej strony mnie drażni: jest kapryśna, wyegzaltowana, grymaśna, grająca mężowi na nosie, a jednocześnie dostrzegam jej niezależność, emancypację, chęć wyzwolenia z ciasnych dworskich ram. Z ciekawością odwiedza zarówno szpitale dla obłąkanych, jak i lazarety z rannymi żołnierzami.

Gdy jeden z nich prosi o papierosa, zapala i podaje mu, kładąc się obok niego, co wzbudza przerażenie wśród personelu i towarzyszących jej dam dworu, za co gani ją małoletnia córka Valerie: „Przyniosłaś wstyd tym paleniem papierosa”. Cesarzowa jest niezwykle otwarta na nowinki techniczne: oto niejaki Louis de Prince opracował „maszynę z ruchomymi obrazami” i Elżbieta z wielkim zaciekawieniem pozwala się nagrywać. Jak tłumaczy wynalazca: „seria pojedynczych obrazów tworzy wrażenie ruchu”. -„A czy maszyna mnie słyszy?” – „Niestety nie, może pani mówić co chce”. (Dźwięk w filmie pojawi się dopiero za pół wieku).

I tu, stając przed obiektywem, na czarno-białej kliszy daje upust swym emocjom, podskakując, śmiejąc się i wykrzykując (ciekawe co?). Reżyserka Marie Kreutzer mruga w tym momencie do nas okiem: owszem postać de Prince istniała, ale jego najstarszy zapis filmowy na papierze fotograficznym dokonał się w 1888 roku i poprzedzał twórczość braci Lumière (choć za pioniera w tej dziedzinie uznać możemy też naszego Kazimierza Prószyńskiego, ale miał słaby PR, aby ogłosić się ojcem kinematografu). Natomiast „ruchome obrazy” z cesarzową kręcone są 10 lat wcześniej!

Tytułowy gorset filmu Austriaczki to nie tyle rodzaj bielizny, ile raczej społeczne więzy krępujące niespokojną i w istocie samotną kobietę w ramach sztywnych dworskich ceremoniałów, która mówi o sobie: „Nie mam się czego uchwycić oprócz samej siebie”. Ale właściwe są też słowa, które o niej wypowiada jedna z dwórek: „Jest jak księga pełna łamigłówek, żyje w innym świecie, kroczy ścieżką tak wąską, że mieści się tam tylko jedna osoba”.

Nie przeszkadza ascetyczna, surowa scenografia dworskich wnętrz, niewiele muzyki orkiestrowej, ale rola Vicky Krieps i powracające co jakiś czas piękne brzmienie i delikatny głos Francuzki Camille w piosence „She Was” pozostają na długo po zakończeniu filmu.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera