Dowodził pan akcją ratowniczo-gaśniczą w czasie największego pożaru w Polsce oraz Europie Środkowej po II wojnie światowej. Jak trudne to było – dla pana osobiście - doświadczenie?
Bardzo. To było takie trochę zaskoczenie wynikające z tego, że do czasu zdarzenia w Kuźni Raciborskiej coś takiego nigdy wcześniej nie miało miejsca. Nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z tak szybkim rozprzestrzenianiem się pożaru, nie było tak olbrzymiego zagrożenia i nie było tak dużego obszaru, który mógłby być zagrożony i był w rzeczywistości zagrożony.
Ogień zauważono około godziny 13.30, pan w godzinach popołudniowych przejmował dowodzenie akcja gaśniczą. Wszyscy powtarzają, że nikt absolutnie się nie spodziewał, że ogień się będzie rozprzestrzeniał z tą prędkością, a było to około 4 km/h. Czy to tempo przesuwania się ognia było dla Pana czymś nowym?
Tak, to było największym zaskoczeniem dla mnie i moich kolegów. Właśnie to szybkie rozprzestrzenianie się i ta skala i ten potencjał, który był aż tak niewyobrażalny. My nie byliśmy laikami, my gasiliśmy pożary lasów permanentnie, ale czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy.
W 1992 roku był Pan od 2 lat komendantem wojewódzkim PSP w Katowicach. Proszę mi powiedzieć, jakimi siłami i środkami na tamten moment dysponowała PSP tu na Śląsku? Znamy historie o tym, że w miejscu koncentracji straży trzeba było stawiać tymczasowy, prowizoryczny warsztat samochodowy dla samochodów gaśniczych…
Było różnie, przez to warsztaty samochodowe, historie o zepsutych autach. Było wtedy widać niedofinansowanie młodego tworu, jakim była przecież Państwowa Straż Pożarna.
Dowodził Pan na miejscu, czy z komendy w Katowicach?
Cały czas byłem na miejscu, ja stamtąd w ogóle nie wyjeżdżałem. Byłem bez przerwy, do końca.
Co panu mówili ci, którzy byli wtedy na tej pierwszej linii frontu, co opowiadali dowódcy załóg po powrocie z lasu?
Nic mi nie musieli mówić, bo ja tam byłem razem z nimi, na tej pierwszej linii frontu i odczuwałem to, co oni. Mówili, wyrzucali z siebie słowa, które ja miałem zakamuflowane gdzieś głęboko w sobie: że mamy do czynienia z czymś wyjątkowo trudnym i że to wydarzenie na pewno zmieni nasze podejście do wielu rzeczy. Wiedziałem, że od tej chwili inaczej odczuwać będziemy zagrożenie.
Jak wyglądała koordynacja działań ratunkowych? Panował chaos?
Ta koordynacja musiała nam wychodzić, bo inaczej byśmy mieli problem z zapanowaniem nad tym pożarem. Robiliśmy wszystko, by dowodzić w sposób bardzo racjonalny. Pracowałem na miejscu z gen. Piotrem Bukiem, który był u nas wtedy w Katowicach i generałem z Opola Jerzym Seńczukiem.
Czego Was to zdarzenie nauczyło?
Wielu rzeczy, ale w tym była pokora.
Czy myśli Pan, że dzisiaj koordynacja takiej akcji ratunkowej wyglądałaby inaczej?
Chyba tak, bo czas zrobił swoje. Ale musimy na tamten pożar spojrzeć tak: on posłużył strażakom, posłużył rozwojowi taktyki, posłużył rozwojowi całej formacji strażackiej. To zdarzenie i późniejsza powódź w 1997 roku dały podwaliny, dały początek Państwowej Straży Pożarnej w Polsce.
Nie przeocz
Zobacz także
Musisz to wiedzieć
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?