Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Giro d' Trieste. Kamil i Piotr dotarli na rowerach z Wojkowic do Włoch. 21-latkowie pokonali ponad 800 kilometrów w cztery dni

Wiktoria Żesławska
Wiktoria Żesławska
W 4 dni pokonali łącznie ponad 800 kilometrów. Zobaczcie, jakie piękne widoki im towarzyszyły
W 4 dni pokonali łącznie ponad 800 kilometrów. Zobaczcie, jakie piękne widoki im towarzyszyły Piotr Kozielski, Kamil Polowczyk
21-letni Piotr oraz Kamil z Wojkowic w cztery dni pokonali na rowerach 844 kilometry odwiedzając łącznie aż 5 krajów. Przygotowali swój własny projekt Giro d'Trieste, w ramach którego dotarli właśnie do malowniczego, włoskiego Triestu. Czy było łatwo? Na pewno nie, biorąc pod uwagę daleki dystans i poważne przewyższenia na trasie. Czy było warto? Ich wspomnienia i piękne zdjęcia z podróży udowadniają, że bez dwóch zdań.

Kamil Polowczyk oraz Piotr Kozielski z Wojkowic dojechali na rowerach do Włoch

Kamil i Piotr mają zaledwie 21 lat, a w nogach już tysiące kilometrów pokonanych na rowerach. Oboje od wielu lat zajmują się kolarstwem. Teraz można już z pewnością o nich powiedzieć, że wręcz zawodowo. Niedawno wrócili ze swojego własnego Giro d'Trieste, czyli podróży, którą planowali kilka długich miesięcy. Spakowali plecaki, zabrali rowery i wyruszyli do Włoch. Całą trasę pokonali w cztery dni, a przejechali ponad 800 kilometrów. Widoków, które towarzyszyły im podczas wyprawy można jedynie pozazdrościć. Nie ma jednak żadnych wątpliwości, że taka podróż to ogromne wyzwanie.

- Podróż do Triestu zajęła nam 4 dni. Łącznie 844km i 6559m przewyższenia. Pierwszego dnia przejechaliśmy 224km startując z Wojkowic, kończąc w miejscowości Staré Město około 120km za Ostrawą w Czechach. Pierwsze czeskie pagórki i Kofola to wspomnienia dnia pierwszego. Dzień drugi to 220km z Czech przez Słowację do Austrii. Słowacja zaskoczyła nas niemile słabą jakością dróg, na szczęście po niespełna 30km wjechaliśmy do malowniczej Austrii. Dwa największe wspomnienia dnia drugiego to Wiedeń i pierwsze Austriackie wzniesienia pod koniec trasy. Jak to żartobliwie określiła pewna Austriaczka "Ahh ok, Seebenstein. Little mountains..." Dzień trzeci to największe wyzwanie podczas całej trasy. 194km i ponad 2350m przewyższenia przemierzając Austriackie Alpy Julijskie by skończyć w miejscowości Zgornja Ložnica, około 30km za Mariborem w Słowenii. Dzień czwarty zakładał na finisz jedyne 206km w czym zawarte było przejechanie praktycznie całej Słowenii. Tutaj góry miały nieco odpuścić. Przynajmniej takie były założenia, lecz rzeczywistość okazała się być zupełnie inna. Ostatnie 50km, tu pojawia się światełko w tunelu i wewnętrzna myśl "Jestem w stanie to zrobić". Na koniec docierając do celu zostaje stan euforii i łzy szczęścia - opowiada nam Piotr Kozielski.

Plan wycieczki był naprawdę napięty, każdego dnia kolejne kilometry. To nie tylko wyzwanie, ale i przede wszystkim spełnienie kolarskich marzeń. Panowie kolarstwem zajmują się wiele lat i jeszcze niedawno nawet nie marzyli o tak ogromnej wyprawie. Pomysł narodził się w sylwestrową noc, a później został już tylko czas na działanie. Okazuje się, że przygotowanie takiej podróży nie należy do łatwych. Trzeba być gotowym dosłownie na wszystko.

- Moją inspiracją do dalekich podróży na rowerze była moja mama, która niegdyś dojechała na rowerze nad polskie morze. Kiedyś wydawało mi się to wręcz niemożliwe i zawsze chciałem sam tego dokonać. W zeszłym roku, po latach przygotowań, pojawiła się możliwość na spełnienie marzenia i wybrania się nad Bałtyk. Podróż zajęła nam 2 dni. Łącznie przejechaliśmy 540km. Było to coś niesamowitego. Nie mogłem uwierzyć, że moje marzenie spełniło się. Byłem bardzo szczęśliwy. W tamtym momencie nawet nie myślałem że mogę zrobić kiedyś coś więcej. Po powrocie minęło pół roku i mój kolega Piotrek wpadł na szybki pomysł żeby pojechać za rok do Włoch. Na początku było to dla mnie śmieszne, bo to naprawdę daleko. Jednak z czasem, po rozpoczęciu analiz tras i wybieraniu możliwych miejsc noclegowych stawało się to coraz bardziej możliwe do zrobienia. Jednocześnie trochę mnie to przerażało, bo był to cel bardzo odległy od domu i w razie jakichkolwiek problemów na trasie będzie ciężej z pomocą. Gdy nadchodził miesiąc wyjazdu dopinaliśmy wszystko na ostatni guzik. Zakup specjalnych torb na rowery, które ułatwiły przewożenie wszystkich niezbędnych rzeczy, narzędzi w tym pompki, dętek, leków i ubrań. Zakup biletów na powrotny pociąg z Austrii. Wszystko było zaplanowane. Jedyne czego nie mogliśmy przewidzieć to pogody, która stresowała nas najbardziej. Ale udało się - wspomina Kamil Polowczyk.

Trasa do Włoch była bardzo wymagająca. Spytani o najtrudniejszy moment w podróży, Kamil i Piotr są zgodni. Oboje wspominają przełęcz Mangart. To bardzo wymagająca trasa w Słowenii, przez wielu znana jako jej najwyższa droga. Pokonanie jej na rowerze nie było łatwe.

- Przełęcz Mangart była dla mnie największym wyzwaniem. Ponad 15 kilometrowy podjazd, którego średnie nachylenie wynosiło około 10% sprawił że znajdzie swoje miejsce w mojej pamięci do końca życia. Łącznie podczas całej wyprawy zrobiliśmy 1100km i mogę z całą pewnością powiedzieć, że nie żałuję żadnego przejechanego kilometra - wspomina Kamil.

Warto zaznaczyć, że panowie mimo swojego szalonego pomysłu mogli liczyć na wsparcie, a następnie dumę i uznanie swoich bliskich. O samej wyprawie poinformowała nas siostra Kamila, która była pełna podziwu dla osiągnięcia brata oraz jego kolegi Piotra.

- Mój brat Kamil od zawsze uwielbiał jeździć na rowerze. Z początku był to rower górski na którym w czasie wolnym wybierał się na przejażdżki rowerowe. 3 lata temu za namową kolegi z klasy i nauczyciela z gimnazjum, który nauczał wychowania fizycznego zakupił rower szosowy i na maxa zajawił się w tym temacie. Rozpoczynał od 100km, później 200km, 300km itd. Rok temu wpadli na pomysł aby pojechać nad polskie morze. Cała wyprawa zajęła im łącznie 2 dni gdzie zrobili 540km. W tym roku nie zaprzestali na laurach i chcieli dojechać do Włoch. Gdy dowiedziałam się o ich pomyśle, myślałam na początku, że to żart. Ale z czasem oni sami zaczęli coraz bardziej wierzyć w to, że może się to udać. Tak wiec planowali to przez kilka miesięcy, trenowali i w końcu nadszedł ten dzień gdy wyruszyli - opowiada Agnieszka Polowczyk, siostra Kamila.

ZOBACZ ZDJĘCIA

Kamil i Piotr mają na swoim koncie po tej wyprawie kolejne setki kilometrów więcej, ale i pięknych zdjęć oraz wspomnień. Galeria z tej wyprawy robi ogromne wrażenie - zobaczcie sami. Nie wykluczają, że jeszcze kiedyś ponownie taka powstanie. Choć teraz czas na regenerację, kolejne treningi i wolny czas, podczas którego najlepsze pomysły wpadają do głowy.

- Jak na razie cały czas "żyjemy" wspomnieniami z każdego dnia Gd'T 2022. Nad przyszłymi wyprawami jeszcze nie myślę, skupiam się na regeneracji i wyciśnięciu ile się da jeszcze z aktualnego sezonu kolarskiego. Długie jesienne i zimowe wieczory to czas, w którym właśnie takie szalone pomysły powstają. A co będzie następne, tego sam nie wiem. I przyznam szczerze, sam się obawiam co może wpaść mi do głowy - mówi Piotr Kozielski.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera