Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Górnośląscy Niemcy czekali na Niemcy. W 1939 roku wspierali Wehrmacht. O mniejszości niemieckiej na Śląsku mówi prof. Ryszard Kaczmarek

Tomasz Borówka
Tomasz Borówka
Wehrmacht wkraczający do Katowic w 1939 roku był entuzjastycznie witany przez miejscowych Niemców. Jednak II wojna światowa miała się dla nich skończyć tragicznie
Wehrmacht wkraczający do Katowic w 1939 roku był entuzjastycznie witany przez miejscowych Niemców. Jednak II wojna światowa miała się dla nich skończyć tragicznie arc DZ
80 lat temu Katowice zostały zajęte przez Wehrmacht. 4 września 1939 i w dniach następnych zginęło w obronie miasta bądź zostało zamordowanych przez Niemców wielu polskich patriotów. Jednak liczni miejscowi Niemcy z entuzjazmem witali wkraczających do Katowic nazistowskich żołnierzy. Wpłynęło to na późniejsze, powszechne postrzeganie całej niemieckiej społeczności na Górnym Śląsku. Przypominamy rozmowę z prof. Ryszardem Kaczmarkiem, historykiem z Uniwersytetu Śląskiego, poświęconą niemieckiej mniejszości w województwie śląskim II Rzeczypospolitej. Wywiad ukazał się w miesięczniku Nasza Historia w 2015 r.

W 1922 r. część Górnego Śląska przechodzi we władanie Polski. Niemcy - ci etniczni Niemcy - z narodowości uprzywilejowanej, mentalnie w każdym razie, stają się mniejszością. Jakie w tym okresie dominują wśród nich postawy?

Na wstępie zauważmy, że problem nie dotyczył tylko polskiej części Górnego Śląska. To samo działo się rok czy dwa lata wcześniej w Wielkopolsce, podobnie też na części Pomorza. We wszystkich województwach zachodnich - w śląskim, w poznańskim, w pomorskim - wśród Niemców panował przede wszystkim nastrój olbrzymiego rozczarowania. W przypadku Górnego Śląska brało się ono także stąd, że większość Niemców na tym obszarze (jak zresztą i większość ich rodaków w Rzeszy Niemieckiej) uważała, że została zdradzona przez Francję i Anglię. Że nie dotrzymano warunków, które Niemcy otrzymały wpierw w 1918 r. przy podpisywaniu rozejmu, a następnie w 1919 r. przy podpisywaniu traktatu wersalskiego. Że alianci byli stronniczy, w związku z czym tak, a nie inaczej rozwiązali sprawę plebiscytu na Śląsku, który w mniemaniu Niemców został przez nich wygrany. Większość z nich uważała jednak, że to stan tymczasowy.

Stanowili liczną grupę?

Po podziale Śląska część po prostu wyemigrowała, zresztą z reguły niedaleko, przenosząc się tylko na drugą stronę śląskiej granicy. Prawdopodobnie wyjechało około 100 tys. To była prawie połowa tych, którzy później zaliczali się do mniejszości. Ta, według spisu powszechnego z 1931 r., liczyła 90 tysięcy. Szacuje się jednak, że była znacznie większa - prawdopodobnie jej liczebność mieściła się w granicach 180-200 tys. osób.

Które stały się lojalnymi obywatelami Polski?

Dość trudno było im pogodzić się z lojalizmem wobec państwa polskiego - aczkolwiek taki lojalizm zadeklarowano przy wkraczaniu wojsk polskich w czerwcu-lipcu 1922 r. Część mniejszości niemieckiej, szczególnie w latach 20. i na początku lat 30., jednak ostatecznie zaakceptowała sytuację. Na pewno takim postawom nie sprzyjało to, że większa część tych, którzy wyemigrowali z województwa śląskiego, zatrzymała się stosunkowo niedaleko. Około 70 tys. z nich osiadło w trzech powiatach miejskich nad samą granicą, tzn. w Bytomiu, Zabrzu i Gliwicach. Ludzie ci, jak to zwykle tego typu grupy, z poczuciem krzywdy i o silnie roszczeniowym charakterze, wpływali na nastroje przez cały okres lat dwudziestych. Zatem: rozczarowanie - tak, lojalizm z czasem - tak, ale nigdy nie pożegnano się z myślą o tym, że podział Górnego Śląska to rozwiązanie tymczasowe. Niemiecki rewizjonizm niekoniecznie jednak musiał wiązać się z konfliktem zbrojnym. Już Republika Weimarska miała oficjalnie w swoim programie rewizjonizm, tyle że miał on być realizowany środkami pokojowymi, tzn. na podstawie nowego rozwiązania dyplomatycznego w Europie. Nie było więc na polskim Górnym Śląsku jakiejś irredenty.

... rozczarowanie - tak, lojalizm z czasem - tak, ale nigdy nie pożegnano się z myślą o tym, że podział Górnego Śląska to rozwiązanie tymczasowe.

Pod względem społecznym, zawodowym - jacy to Niemcy?

Etniczni Niemcy zawsze byli tu grupą elitarną. Tu - to znaczy w województwie śląskim II RP, bo na całym niemieckim Górnym Śląsku sporą liczbę Niemców stanowili także chłopi. Natomiast wschodnia jego część zawsze charakteryzowała się tym, że Niemcy rzeczywiście tworzyli tu elity. Byli to zatem urzędnicy, nauczyciele, przemysłowcy, duża część mieszczaństwa - i to takiego bogatszego, właściciele firm, kadra inżynieryjno-techniczna. Część z nich siłą rzeczy znalazła się w tej grupie, która opuściła województwo śląskie, gdyż nowe stosunki narodowościowe, a przede wszystkim językowe, uniemożliwiły im właściwie dalszą karierę zawodową. Istniał okres przejściowy do 1925 r., ale to było niewiele czasu, by np. nauczyciel czy urzędnik biegle nauczył się języka polskiego w mowie i w piśmie. Nieco inaczej z wolnymi zawodami. W przypadku adwokata znowu występowała dość znacząca bariera, ale lekarz teoretycznie mógł zostać, bo w tym przypadku bariera językowa nie była aż tak istotna. Właściciele pozostali, ponieważ struktura własnościowa nie uległa naruszeniu. Dlatego też w dużej części pozostała kadra inżynieryjno-techniczna przedsiębiorstw prywatnych czy koncernów, gdzie nie było potrzeby szybkiej polonizacji. Przy okazji warto też pamiętać, że do Niemców zaliczały się również osoby pochodzenia żydowskiego. Żydzi na Śląsku bez wyjątku deklarowali się jako etniczni Niemcy. I oni też emigrowali, lata 20. to również okres ich exodusu ze wschodniej części Górnego Śląska.

Bez tych Niemców Śląsk mógłby funkcjonować?

Ależ on funkcjonował. Oczywiście, były olbrzymie problemy. Kiedy zakłady chorzowskie z dnia na dzień trzeba było obsadzić polską kadrą inżynieryjno-techniczną, to się udało. Ale były i inne kwestie, np. skąd naraz wziąć nauczycieli do tylu szkół. Ten proces trwał dosyć długo. Pojawiały się też kłopoty z kadrą urzędniczą, wobec czego stanowiska obsadzono urzędnikami głównie z Małopolski, a i z Kongresówki też (Ślązacy na ogół nie posiadali odpowiednich kwalifikacji). Najmniej problemów stwarzał przemysł, w latach 20. w dalszym ciągu pozostający w rękach prywatnych. Tam jakiejś dużej czystki nie było. Dość znaczne zmiany nastąpiły w miastach - tu dobrym przykładem są Katowice, skąd wyjechała duża część mieszczan niemieckich. Choć po części był to efekt ekonomiczny powojennego kryzysu. Jeśli chodzi o nauczycieli, to pojawiły się szkoły mniejszościowe i prywatne niemieckie szkoły. Istniała też dość bogata mniejszościowa prasa, więc i niemieckich dziennikarzy na obszarze wschodniego Górnego Śląska można znaleźć. I jeszcze instytucje kulturalne, jak np. zawodowe zespoły teatralne.

Użył pan słowa czystka. Rozumiem, że dosłownie coś takiego nie miało miejsca, ale czy Niemcy byli w jakiś sposób dyskryminowani? Ekonomicznie, politycznie?

Jak dotąd cały czas mówiłem o latach 20. Tymczasem zupełnie innym okresem dla mniejszości niemieckiej, przynajmniej z jej punktu widzenia, jest okres po roku 1928, po wyborach do Sejmu RP. A już szczególnie po roku 1930, kiedy to odbyły się wybory do Sejmu Śląskiego III kadencji. W latach 20. Niemcy mieli tylko poczucie krzywdy i rozczarowania z powodu tego, co stało się po roku 1922. Tymczasem już po roku 1930 mniejszość niemiecka przeszła na pozycje oskarżeń o dyskryminację. Zazwyczaj łączymy to z 1933 r., czyli objęciem przez Adolfa Hitlera władzy w Niemczech. Zmiana sytuacji w województwie śląskim nie jest akurat związana z narodzinami III Rzeszy, a przede wszystkim z rokiem 1930. Chodzi tu o wybory do Sejmu Śląskiego III kadencji. Tak zwanej, ponieważ wybory odbyły się w tym roku dwukrotnie. W tych pierwszych mniejszość uzyskała bardzo znaczący sukces wyborczy, co spowodowało, że prezydent rozwiązał Sejm Śląski II kadencji jeszcze w tym samym roku i rozpisał nowe wybory. Te następne wybory odbywały się w tym samym czasie, co tzw. wybory brzeskie do Sejmu RP. W ich efekcie liczba posłów wybranych do Sejmu Śląskiego z listy mniejszości niemieckiej raptownie spadła - z tej zasadniczej przyczyny, że zakwestionowano i usunięto część niemieckich list wyborczych, a głosy oddane na mniejszość niemiecką nie zostały zakwalifikowane. Ze strony mniejszości odebrano to jako wyraźny atak na rozwiązania demokratyczne i prawo tej mniejszości do reprezentacji w regionalnym parlamencie.

Czynniki zatem, które spowodowały zmianę postaw mniejszości w latach 30. i skłaniały ją do poszukiwania rozwiązań radykalnych, czy też wzmacniały pozycje rewizjonistyczne w jej łonie, były w latach 30. wielorakie, niekoniecznie związane tylko z nazistowskimi Niemcami.

Oprócz tego trwał wtedy bardzo silny konflikt o szkoły mniejszościowe. Chodziło o to, czy do tych szkół mogą zapisywać się wszyscy Ślązacy, niezależnie od stopnia znajomości niemieckiego. Były one dosyć atrakcyjne dla Ślązaków, nawet tych nieutożsamiających się z mniejszością, jako stosunkowo dobrze wyposażone, mniejsze i z dobrą kadrą dydaktyczną. Często więc wysyłali tam dzieci, nawet nie czując się Niemcami. Spowodowało to protest Urzędu Wojewódzkiego. Skończyło się interwencją Ligi Narodów, specjalnymi egzaminami... Ten konflikt trwał przez całą pierwszą połowę lat 30. Kolejny zaś toczył się o to, czy ze względu na obowiązującą Konwencję Genewską Ślązacy mogą być powoływani do Wojska Polskiego. Część z nich próbowała unikać tej służby wojskowej - albo przechodząc na teren Wolnego Miasta Gdańska, albo idąc do pracy na drugą stronę granicy. A wreszcie była kwestia polonizacji przemysłu górnośląskiego, czyli przejmowania koncernów niemieckich. Zazwyczaj wykorzystywano tu w roli narzędzia zaległości podatkowe. Najgłośniejszym był oczywiście spór o majątek księcia pszczyńskiego i objęcie go wprowadzonym zarządem przymusowym. Zazwyczaj przejęcie przez państwo tego typu własności skutkowało zmianami personalnymi - wpierw na poziomie managementu, a w perspektywie często również kadry inżynieryjno-technicznej. W tym okresie była już możliwość zastąpienia niemieckich fachowców absolwentami polskich szkół technicznych. Ta polonizacja przemysłu również była więc naturalną kością niezgody. Czynniki zatem, które spowodowały zmianę postaw mniejszości w latach 30. i skłaniały ją do poszukiwania rozwiązań radykalnych, czy też wzmacniały pozycje rewizjonistyczne w jej łonie, były w latach 30. wielorakie, niekoniecznie związane tylko z nazistowskimi Niemcami.

Pierwsze lata III Rzeszy to w polskiej polityce zagranicznej okres unormowania stosunków z Niemcami. Czy miało to jakieś przełożenie na Śląsk, czy też polityka ministra Becka swoją drogą, a wojewody Grażyńskiego - swoją?

Ależ miało przełożenie, miało! Na czynniki wewnętrzne, o których mówiliśmy, nakładały się oczywiście i czynniki zewnętrzne. Pierwsze polskie wrażenia po dojściu Hitlera do władzy były zdecydowanie negatywne. Zwłaszcza w województwie śląskim stale bardzo uważnie obserwowano to, co dzieje się w Niemczech. Tutaj wiedza na ten temat była siłą rzeczy większa niż w innych województwach. Ale potem Warszawa uzgodniła z Berlinem deklarację o niestosowaniu przemocy z 1934 r. To zbliżenie spowodowało trwający co najmniej dobrych kilka lat, bo mniej więcej do początku drugiej połowy lat 30., ukryty konflikt wewnątrz obozu władzy. Grażyński, nie tylko wojewoda śląski, ale i przywódca jednej z grup wewnątrz sanacji, tzn. szeroko pojętego obozu tzw. lewicy sanacyjnej, był zwolennikiem utrzymania kursu wobec Niemiec charakterystycznego dla ostatnich lat Republiki Weimarskiej. Czyli walki z rewizjonizmem i powstrzymywania wpływów niemieckich, w tym przypadku również wpływów w mniejszości niemieckiej ze strony Berlina. Natomiast MSZ na czele z Beckiem naciskało na to, by te konflikty, pojawiające się bez przerwy i głównie właśnie w kontekście praw mniejszości narodowych, po obydwu zresztą stronach granicy, pacyfikować. Bo ważniejsze były cele ogólnopaństwowe, dla których zbliżenie polsko-niemieckie wydawało się korzystne. Polska szukała takiego zbliżenia oraz nowych gwarancji dla swych granic, które swe gwarancje międzynarodowe traciły, ponieważ od początku lat 30. szybko zmieniał się układ sił politycznych w Europie. W efekcie ów konflikt wewnątrz obozu władzy, między Beckiem a Grażyńskim, był bardzo silny. Najkrócej rzecz ujmując chodziło o to, czy iść na zbliżenie z Niemcami, co wiązało się z cesjami na rzecz mniejszości, czy też nie. I teraz, wracając do pytania, czy ta mniejszość była dyskryminowana... Nie! Do roku 1937 na pewno nie, gdyż miała bardzo silną ochronę międzynarodową. Przede wszystkim obowiązywał polsko-niemiecki układ dwustronny z 15 maja 1922, tzw. polsko-niemiecka konwencja górnośląska, popularnie nazywana konwencją genewską. Gwarantowała ona, i to w sposób bardzo szczegółowy, prawa mniejszości na terenie województwa śląskiego w jego byłej pruskiej części (nie obowiązywała w części cieszyńskiej, tzn. powiecie bielskim i cieszyńskim, będącymi spuścizną po Śląsku Austriackim). I można powiedzieć, że do 1937 r., mimo obopólnych oskarżeń o różnego typu incydenty, mniejszość nie miała żadnych większych ograniczeń w swojej działalności. Uległo to zmianie dopiero po wygaśnięciu konwencji w 1937 r. Pojawiło się wtedy wiele zadrażnień, z których najgłośniejsze wywołała polonizacja Kościoła ewangelickiego na polskim Górnym Śląsku i polonizacja przemysłu.

Czy postawy Niemców z polskiej części Śląska ewoluowały pod wpływem ideologii nazistowskiej i III Rzeszy?

Już wcześniej, w 1922 roku, dla ochrony tej mniejszości powołano organizację, która nazywała się Volksbund - Deutscher Volksbund für Polsnisch Schlesien. Statutowo była apolityczna, ale już od samego początku otrzymywała stałe wsparcie finansowe ze strony państwa niemieckiego na działalność mniejszości. Były to spore sumy (z tym, że nie należy tego demonizować, bo nie chodziło tu o działalność w jakikolwiek sposób wywrotową). Po roku 1933 wszystkie te instrumenty finansowania siłą rzeczy przeszły w ręce nowego rządu, to znaczy nazistów. To zaś spowodowało, że wpływ NSDAP i przywódców nazistowskich na mniejszość na terenie Polski stał się już bezpośredni. Wcześniej bowiem, przed rokiem 1933, NSDAP próbowała tworzenia tutaj jakichś organizacji, ale one były efemeryczne. Te zazwyczaj kilkuosobowe struktury, tworzone na wzór SA, były dość szybko likwidowane, nie mając większego znaczenia dla całej mniejszości, kilkusettysięcznej przecież w całej Polsce. Lecz w momencie, gdy z jednej strony to finansowanie przechodzi w ręce III Rzeszy, z drugiej natomiast następuje zachłyśnięcie się sukcesami nazizmu, gdy w Niemczech w zasadzie nie ma już kryzysu gospodarczego, a forsowany jest propagandowy obraz Rzeszy jako rozkwitającego państwa, z pełnymi zabezpieczeniami socjalnymi - także i nastroje wśród ogółu mniejszości ulegają zmianie. Przecież w tym czasie - bo nie myślmy prezentywistycznie, przez pryzmat drugiej wojny światowej - nazistowskie Niemcy mogły się wydawać państwem sukcesu gospodarczego i politycznego. Niezależnie więc od kwestii finansowania przez III Rzeszę, wewnątrz mniejszości narastały coraz bardziej nastroje już pronazistowskie. To właśnie spowodowało, że takie wpływy uzyskała mająca swe początki w Bielsku Partia Młodoniemiecka, czyli Jungdeutsche Partei, działająca na terenie całej Polski. Była to partia o charakterze nazistowskim, ze strukturą wodzowską i dość wyraźnie zaznaczonym programem rasowym. Wprawdzie nie wypchnęła ona innych formacji politycznych, bo pozostawały w dalszym ciągu bardzo mocne partie prawicy niemieckiej, np. Deutsche Partei. O wiele gorzej szło Katolische Volkspartei (wtedy już działającej pod nazwą Deutsche Christliche Volkspartei - DChVP), w której doszło zresztą do rozbicia. Jej lojalistycznie, propolsko zorientowana część, z Eduardem Pantem na czele, do końca konsekwentnie nastawiona była przeciwko nazizmowi. Ale generalnie rzecz biorąc, rzeczywiście doszło do nazyfikacji większości tej mniejszości. Albo bezpośrednio, jako członków Jungdeutsche Partei, albo pośrednio, tzn. członków organizacji Volksbundu czy Deutsche Partei, które były uzależnione od pomocy ze strony III Rzeszy. Jedno tylko trzeba podkreślić, bo to zawsze budzi wątpliwości - otóż w sposób masowy ta grupa nigdy nie była wykorzystywana jako irredenta. Tzn. nigdy nie istniały jakieś niemieckie plany wykorzystania mniejszości w Polsce jako potencjalnej grupy, która wywoła tam powstanie w momencie wybuchu wojny. Za to traktowano tę mniejszość jako rezerwuar potencjalnych kandydatów do służby wywiadowczej, ewentualnie do oddziałów ochotniczych, co później ziści się w sierpniu i wrześniu 1939. Raczej nie próbowano tworzyć z nich jakichś oddziałów na zapleczu frontu. Oni się organizowali oczywiście, ale dopiero w momencie wejścia sił niemieckich. Oddziały Freikorpsu, jak ten najgłośniejszy Wilhelma Pisarskiego, nie uderzały od wewnątrz, lecz wpierw przekraczały linię graniczną.

... generalnie rzecz biorąc, rzeczywiście doszło do nazyfikacji większości tej mniejszości.

A działalność dywersyjna K-Organisation?

To nie były masowe wystąpienia mniejszości niemieckiej. Właśnie to chcę oddzielić od obrazu tej mniejszości. Te w przybliżeniu 180 - 200 tys. ludzi to olbrzymia grupa etniczna, w której takie grupy są doprawdy marginesem. Natomiast wrzesień 1939 był czasem, kiedy ludzie, nie tylko mniejszość niemiecka, musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, kim oni są i jaka jest ich postawa wobec państwa polskiego. W latach 1922 - 1939 takiej potrzeby członkowie mniejszości nie mieli. Byli etnicznymi Niemcami i w większości, co najmniej oficjalnie, deklarowali lojalność wobec państwa polskiego. Jeżeli ktoś decydował się na to, by być V-Mannem i szpiegować na rzecz Niemiec, to czynił to z pełną świadomością, że zdradza państwo polskie. Za to ten wrzesień 1939 - to już masowe zjawisko wsparcia wkraczających oddziałów niemieckich. Co najmniej deklaratywnie, jak przez wszystkich tych, którzy w Rybniku, Katowicach czy Chorzowie wychodzili z nazistowskimi chorągiewkami i z uśmiechem na ustach... Ale dla nich wówczas - tak przynajmniej przypuszczam, bo trudno tu o pewność - nie była to zdrada państwa polskiego. Sądzili, że właśnie ziściło się to, o czym marzyli w 1922 r., tzn. państwo sezonowe, za jakie uważali Polskę, się skończyło i wszystko wraca do normy, że będzie tak jak za ich ojców i dziadów. Po wojnie w ogóle przypisywano diaboliczną rolę tej mniejszości. W zasadzie oskarżana była o wszystko, co możliwe. I oczywiście, jeśli chodzi o część przywódców, to można powiedzieć, że zdradzili Polskę zdecydowanie, stanęli nawet na czele niektórych nazistowskich urzędów, jak Ulitz, Wiesner, Jankowski czy Sornik. Ale też członkowie dawnej mniejszości generalnie karier wielkich nie zrobili. Wiesner był np. przekonany, że będzie gauleiterem. Nic mu z tego nie wyszło, bo gauleiterzy byli przywożeni z Rzeszy Niemieckiej. Cała ta w ogóle grupa w kuluarowych ocenach samych Niemców z Rzeszy podczas wojny była bardzo negatywnie odbierana. Uważano, że jest roszczeniowa, a zarazem niewystarczająco wykształcona, by zasługiwać na urzędnicze stanowiska. Z kolei ze strony tej mniejszości było olbrzymie niezadowolenie, że kosztem jej członków faworyzuje się przybyszów z Rzeszy.

Po wojnie w ogóle przypisywano diaboliczną rolę tej mniejszości. W zasadzie oskarżana była o wszystko, co możliwe.

Na jak długo więc starczyło entuzjazmu?

Ten powrót do wielkiej ojczyzny, do Vaterlandu, dla większości Niemców skończył się w czasie wojny wielkim rozczarowaniem. Nie mówię tego po to, by ich tam specjalnie żałować. Wyłączywszy ten moment zachłyśnięcia się sukcesami Wehrmachtu, czyli wrzesień 1939, czy potem gdzieś do jesieni 1940, kiedy jeszcze były zwycięstwa i profity - przejmowane mieszkania, stanowiska, lepsze kartki itd. - to później okazało się, że są same minusy. Musieli iść na wojnę, i to jeszcze brano ich do Wehrmachtu jako pierwszych, bo mieli obywatelstwo niemieckie. Profity ostatecznie okazały się nie aż tak znaczące. Roboty za to było coraz więcej. Może i taki ktoś miał I grupę DVL, ale 10 godzin w tej kopalni trzeba było tyrać, a potem jeszcze iść na masówkę i słuchać jakiegoś idioty przemawiającego z pulpitu w imieniu Wielkiej Rzeszy. Zatem w latach 1941 - 1943 ci Niemcy, może prócz kompletnie zwariowanych na punkcie Hitlera, bo takich też nie brakowało, stawali się coraz bardziej rozczarowani. Zaś koniec był już dla nich zupełnie tragiczny. Właściwie po tej grupie nic nie zostało. Tak naprawdę to z przedwojennego województwa śląskiego Niemcy w 1945 r. w zasadzie zniknęli. Współczesna mniejszość niemiecka to tylko cień tamtej międzywojennej. Zresztą to grupa wywodząca się przede wszystkim spośród Niemców z byłego niemieckiego Górnego Śląska, gdzie powojenna wywózka nie była aż tak powszechna. Charakter dzisiejszej mniejszości bywa nieprawidłowo rozumiany. Niesłusznie stawia się znak równości, uważając, że obecna mniejszość jest kontynuacją tamtej z okresu województwa śląskiego. W rzeczywistości jest bardzo mało związków pomiędzy tymi grupami, ciągłość przerwały dramatyczne wydarzenia 1945 roku.

Ten powrót do wielkiej ojczyzny, do Vaterlandu, dla większości Niemców skończył się w czasie wojny wielkim rozczarowaniem.

Ryszard Kaczmarek
Historyk Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, profesor w dziedzinie nauk humanistycznych. Specjalizuje się w dziejach Górnego Śląska w XIX i XX w. Autor licznych publikacji, m.in. książek „Pod rządami gauleiterów”, „Górny Śląsk podczas II wojny światowej”, „Polacy w Wehrmachcie”, „Polacy w armii kajzera”, „Powstania śląskie 1919-1920-1921”.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera