Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzki smak iluzji. Premiera na scenie Teatru Mickiewicza RECENZJA

Henryka Wach-Malicka
Premiera spektaklu w reżyserii Magdaleny Piekorz miała miejsce w miniony weekend
Premiera spektaklu w reżyserii Magdaleny Piekorz miała miejsce w miniony weekend piotr ciastek
Na afisz częstochowskiej sceny wchodzi spektakl „Czyż nie dobija się koni?”. Wielowymiarowy, gorzki, refleksyjny...

Magdalena Piekorz dobrze wie, jak „się robi” teatr muzyczny - ma za sobą udane realizacje musicali: w Teatrze Rozrywki („Oliver!”) i Teatrze Polskim w Bielsku-Białej („Hotel Nowy Świat”). Ale jest też reżyserką szczególnie wyczuloną na dramaty ludzi ponadprzeciętnie wrażliwych, skłóconych ze światem i z własnym, psychicznym wnętrzem. Te dwie ścieżki artystycznych penetracji zbiegły się w nowym jej przedstawieniu na scenie Teatru im. A. Mickiewicza.

„Czyż nie dobija się koni?” to megaprodukcja; wielka obsada, świetny zespół muzyczny, precyzyjna gra świateł, ciekawie skomponowany ruch sceniczny etc. Rzecz jednak nie tylko w tym, że dwa czterominutowe maratony taneczne wprawiają w zadyszkę nawet widzów, siedzących w wygodnych fotelach. Rzecz w tym, że Magdalena Piekorz, nie rezygnując z widowiskowego portretu zbiorowości, jednocześnie tworzy na scenie intymny świat każdego bohatera z osobna. Widz się nimi identyfikuję, wspiera ich lub odrzuca; stanowiąc zbiorowość, połączoną morderczym korowodem po zdobycie nagrody, nie pozostają jednak anonimowi.

Choć… nie od razu. To, co najciekawsze w tym przedstawieniu - walka ludzi nie tylko o konkretne półtora tysiąca dolarów, ale przede wszystkim o przełamanie własnych słabości (w równej mierze fizycznych, jak emocjonalnych) odsłania się bardzo powoli. Wyraźna dwudzielność spektaklu, przypomina nieco konstrukcję filmowych „Pręg”, bo pełny obraz wydarzeń i charakterów postaci, otrzymujemy dopiero wtedy, gdy nałożymy na siebie obydwie połówki narracji.

To metoda ryzykowna, ale prowadzona przez reżyserkę z żelazną konsekwencją przynosi podwójnie mocny efekt. Przez pierwszy kwadrans wydaje się, że cała ta ludzka zbieranina jest jakaś drewniana, wręcz jednakowa w swojej sztuczności. Ta sztuczność jest jednak przez bohaterów wykoncypowana, wymyślona dla autoreklamy, dla zaimponowania organizatorom i sponsorom przedsięwzięcia, dla zdobycia aplauzu turniejowej publiczności, nagradzającej ulubieńców marną czterdziestocentówką.

Z czasem, gdy z twarzy spływa makijaż i brakuje sił, bohaterowie przestają udawać kogoś innego. W sensie inscenizacyjnym - wyraźnie zmienia się styl gry aktorów, ich postacie nabierają niuansów. U jednych pojawia się zaskakujący liryzm, u innych lęki i fobie, ale też solidarność, zbudowana z próby oporu przed żarłocznym agentem. Każda z ról to odrębny ludzki Kosmos, wszyscy aktorzy zasługują na uznanie, więc i pochwała jest zbiorowa.

Natomiast w sensie emocjonalnym - przedstawienie gęstnieje i nabiera goryczy. Wstrząsająca jest scena „niby ślubu”, zaaranżowanego przez parę hochsztaplerów, poruszająca ostatnia rozmowa Glorii i Roberta (dzięki za ciszę), zapadający w pamięć finał z cieniami tańczących ludzi-fantomów.

Spektakl ma jeszcze jeden, podskórny wymiar. Trudno wyjść z teatru nie myśląc o tym, czym dziś jest biznes rozrywkowy. Nawet jeśli nie rzucamy już tancerzom monet, a tylko wysyłamy lajki i sms-y, to przecież nie różnimy się tak bardzo od widzów z opowiadania Horace’a McCoya. Napisanego w 1935 roku...

POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:

TYDZIEŃ Magazyn reporterów DZ

Finał akcji DZ "Wybierz sobie Mikołaja"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo