Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gowin: Niech studiuje każdy, kto jest w stanie spełnić wysokie wymagania

Katarzyna Domagała-Szymonek
Katarzyna Domagała-Szymonek
Niech studiuje każdy, kto jest w stanie spełnić wysoki poziom wymagań - mówi Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego
Niech studiuje każdy, kto jest w stanie spełnić wysoki poziom wymagań - mówi Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego Adam Guz
Problem z polskimi uczelniami polega na tym, że do tej pory były one finansowane w zależności od liczby studentów. Mówiąc inaczej, opłacało się przyjmować każdego chętnego i przetrzymywać go na studiach tak długo, jak to jest możliwe. Nawet za cenę obniżenia jakości poziomu studiów - w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim tłumaczy Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego.

Panie premierze, musi pan być odważnym człowiekiem.
… ?

Mówiąc o reformie szkolnictwa wyższego idzie pan tą samą drogą, co minister Anna Zalewska wprowadzając reformę oświaty. Ma być szereg dialogów społecznych, debaty nad zmianami. To samo mówiła pani minister i co? Jest groźba strajku, manifestacje pikiety niezadowolonych rodziców czy nauczycieli.
Nie chciałbym porównywać się do innych ministrów. Każdy ma swój styl i tempo działania. Reformę nauki i szkolnictwa wyższego od początku rozłożyłem na cztery lata i wiedziałem, że nowa ustawa nie będzie narzucona przez ministerstwo, ale powstanie w dialogu ze środowiskiem akademickim. W Katowicach odbywamy czwartą debatę na ten temat. Myślę, że słowa dotrzymałem. Do końca stycznia otrzymamy trzy konkurencyjne projekty ustaw przygotowane przez wybrane w konkursie zespoły. Jesienią przedstawię gotowy projekt ustawy.

Wielokrotnie powtarzał pan, że chce skończyć z masowością na uczelniach. Studia miałyby być tylko dla najlepszych. Pomóc w tym ma nowy sposób finansowania, który obowiązuje od stycznia 2017. Efekt nie wszystkim się podoba. Już podczas najbliższej rekrutacji liczba miejsc na uczelniach będzie od 10 do 30 proc. mniejsza. Obawy maturzystów o wolne miejsca na uczelniach są więc uzasadnione.
To nie jest tak, że chcę aby na uczelniach studiowali wyłącznie najlepsi uczniowie. Niech studiuje każdy, kto jest w stanie spełnić wysoki poziom wymagań. Problem z polskimi uczelniami polega na tym, że do tej pory były one finansowane w zależności od liczby studentów. Mówiąc inaczej, opłacało się przyjmować każdego chętnego i przetrzymywać go na studiach tak długo, jak to jest możliwe. Nawet za cenę obniżenia jakości poziomu studiów. W efekcie, w międzynarodowych rankingach polskie uczelnie systematycznie spadały. Pora skończyć z sytuacją, w której daje się studentom dyplom, niewiele w zamian wymagając i nie dając im żadnej przydatnej wiedzy. Nowe zasady finansowania uczelni kładą nacisk na jakość, a nie masowość nauczania.

Może na jakość nauczania wpłynęłyby egzaminy na studia? Myśli pan je wprowadzić?
Możliwość przeprowadzenia egzaminów wstępnych istnieje już w obecnej ustawie. Tylko, że uczelnie z niej nie korzystają. Nie zamierzam narzucać takiego rozwiązania. Niemniej jednak, te uczelnie, które chcą dbać o swój prestiż, powinny takie egzaminy przeprowadzać.

Skąd wzięła się w nowym algorytmie finansowania liczba 13 studentów przypadających na jednego pracownika naukowego uczelni?
Dziś na jednego pracownika przypada 20, nieraz 30 studentów. Czy można w takich warunkach dobrze kształcić? To mało prawdopodobne. Sprawdziliśmy jakie rozwiązania obowiązują w innych krajach europejskich. Przyjęliśmy model skandynawski. Tam po wielu badaniach stwierdzono, że z punktu widzenia jakości kształcenia, optymalna proporcja to od 11 do 13 studentów przypadających na jednego pracownika naukowego. Stąd ten limit. Uczelnie, w których na pracownika będzie przypadło tylu studentów, będą finansowane na najwyższym poziomie. Placówki, które będą kształciły masowo, a tym samym słabiej, będą otrzymywać finansowanie na niższym poziomie.

By dojść do tej "magicznej" 13 uczelnie mają dwie drogi – ograniczyć liczbę studentów lub zwiększyć kadrę naukową. Wszystko wskazuje na to, że uczelnie wybiorą pierwsze rozwiązanie. Wy namawiacie ich do drugiego.
Wielu polskich naukowców pracuje na zagranicznych uczelniach. Wyjeżdżali tam, bo chcieli szybciej rozwijać się naukowo. W MNiSW kładziemy ogromny nacisk na umiędzynarodowienie uczelni. To się może dokonać nie tylko poprzez ściąganie studentów zza granicy. Umiędzynarodowienie to też otwarcie się na międzynarodową kadrę, która może wnieść świeże spojrzenie do naszych skostniałych uniwersytetów. Proszę zauważyć, że na słynnym Massachusetts Institute of Technology (MIT) 60 proc. kadry naukowej to cudzoziemcy.

Problem pojawia się na studiach praktycznych. Uczelnie podnoszą, że wielu praktyków jest tam zatrudnionych na umowach cywilno-prawnych. Tym samym są poza algorytmem. Może warto to zmienić?
Polskie uczelnie powinny się otworzyć na jak największą współpracę z praktykami. Tak się dzieje w wielu państwowych wyższych szkołach zawodowych, czyli uczelniach ściśle dydaktycznych. Tam dużą część zajęć często prowadzą managerowie z biznesu. Ścisła współpracą z praktykami leży w interesie uczelni. Przykładowo dla studentów dziennikarstwa dużo korzystniejsze jest to, że zajęcia prowadzą doświadczeni dziennikarze.

To w którą stronę chcecie iść w związku z uczelniami prywatnymi? Skoro ograniczacie liczbę miejsc na państwowych placówkach, to prywatnym otwieracie drzwi do działania. Dzisiaj tym minimum jest posiadanie dyplomu licencjata czy magistra. Młodzi będą chcieli pójść na studia.
Nie dzielę uczelni na państwowe i prywatne, ale na dobre i złe. Nam powinno zależeć na tym, aby promować dobre uczelnie. Sytuacja sektora uczelni niepublicznych jest o tyle dramatyczna, że w warunkach niżu demograficznego, z którym mamy do czynienia od kilku lat, one jako pierwsze tracą studentów. Nie zgadzam się z pani opinią, że zmiana zasad finansowania przysporzy studentów uczelniom prywatnym. Dzisiaj na uczelniach państwowych jest więcej miejsc niż maturzystów. Będzie natomiast dochodzić do przesunięć studentów z jednej uczelni publicznej do drugiej. Mniej osób będzie studiowało na elitarnych uczelniach, takich jak Uniwersytet Śląski, a więcej w państwowych wyższych szkołach zawodowych.

Nie boi się pan, że jednak gorszej jakości kształcenia nie uda się wyeliminować z uczelni prywatnych? Im cały czas będzie zależało na jak najwyższej liczbie studentów.
Dziś większość uczelni prywatnych nie prowadzi studiów w systemie dziennym, ale zaocznym. Takie studia są płatne zarówno na uczelniach prywatnych, jak i na państwowych. Nie ukrywam, że nie jestem entuzjastą tego typu studiów, ale skoro istnieją, to proszę pamiętać, że funkcjonują w nich zasady rynkowe. Każdy może płacić tej uczelni, której chce. Natomiast jeżeli jakaś uczelnia, obojętnie jaka, będzie kształciła na niskim poziomie, to od tego jest Polska Komisja Akredytacyjna, aby sprawdzić jakość kształcenia. Jeśli będzie niezadowalająca, to po prostu kierunek zostanie zamknięty.

To pana zdaniem jaki los czeka uczelnie prywatne?
Niestety, tu jestem pesymistą. Wiele prywatnych uczelni w ciągu najbliższych lat może zniknąć. Ten proces będzie trwał. Przetrwają jedynie najlepsze uczelnie niepubliczne. A są takie, np. pierwszy niepubliczny Uniwersytet SWPS specjalizujący się w kształceniu psychologów. W światowych rankingach prywatnych uczelni bardzo wysoko stoi Prywatna Akademia im. Koźmińskiego, gdzie kształcą się specjaliści od zarządzania. Chciałbym, aby te dobre uczelnie niepubliczne mogły konkurować z uczelniami państwowymi.

Jedną ze zmian, jakie chce pan wprowadzić, jest umożliwienie doktorantom pracującym w konkretnych firmach napisania doktoratu dotykającego zagadnienia ważnego dla ich pracodawcy. Jak to ma wyglądać w praktyce?
Chcemy uruchomić specjalne studia doktoranckie, które byłyby finansowane z dwóch źródeł. Z jednej strony byłoby to stypendium ufundowane przez ministerstwo. Z drugiej, taki doktorant byłby przyjęty na etat do konkretnej firmy, która byłaby zainteresowana wynikami jego badań. Kolejność zdobywania stypendiów powinna być taka: najpierw doktoranci powinni zainteresować firmę swoimi badaniami i znaleźć tam zatrudnienie, potem wraz z nimi startować w konkursie o stypendia. Dzięki temu przyszli naukowcy będą mogli łączyć pracę naukową z pracą w firmie. Przedsiębiorstwa zyskają kompetentnych współpracowników. Zaś z punktu widzenia interesu publicznego wreszcie zyskamy badania naukowe, których wyniki nie wędrują na półkę, lecz są wdrażane w gospodarce.

Kiedy taka możliwość wejdzie w życie?

Projekt ustawy jest gotowy i najprawdopodobniej jutro zostanie zaakceptowany na posiedzeniu rządu. Jestem pewien, że zostanie przyjęty. Podczas konsultacji społecznych opinie były bardzo pozytywne. Wierzę, że w sejmie prace też pójdą szybko i nowa ścieżka kariery akademickiej zostanie uruchomiona już od połowy roku.

Chcecie postawić na uczelnie badawcze. Jak ma wyglądać wciąganie studentów w prowadzenie badań naukowych? Czy jest już lista uczelni badawczych?
Najlepsze uczelnie na świecie, to te które kształcą stosunkowo mało studentów, maksymalnie 10 - 15 tysięcy. Natomiast kształcą ich na najwyższym poziomie. O tym, że w Polsce też potrzebne są takie uczelnie dyskutuje się już od wielu lat. Myślę, że brakowało odważnych, którzy słowa zmieniliby w czyny. Chcę podjąć decyzję o utworzeniu uczelni badawczych. Pytanie, które z uczelni miałyby mieć taki charakter, jest w tej chwili otwarte. Chcemy stworzyć ostre kryteria, które będzie musiała spełnić każda, starając się o taki status, uczelnia.

Te kryteria są już określone?
Określeniu tych kryteriów służą takie konferencje, jak ta w Katowicach. Tutaj chcemy pokazać, jakie korzyści niesie ze sobą status uczelni badawczej. Dopiero potem będziemy mogli uruchomić konkurs, w ramach którego wyłonione zostaną najlepsze uczelnie. Mogę zdradzić, że ze środowiska Polskiej Akademii Nauk dochodzą sygnały, że byliby gotowi przekształcić się w uniwersytet badawczy. Może się zatem okazać, że jako pierwsza, status uczelni badawczej uzyska uczelnia całkiem nowa, oparta o kadrę PAN.

Dlaczego chce pan wprowadzić zakaz zatrudniania młodych doktorów w jednostkach, w których uzyskali oni tytuł naukowy? W wielu przypadkach będą musieli zmienić miejsce zamieszkania. Mobilność, mobilnością, ale są kierunki, które w Polsce nauczane są np. na jednej uczelni.
Powszechnie zauważaną plagą polskich uczelni są fikcyjne konkursy. Zbyt często zdarza się, że z góry wiadomo, kto uzyska etat, np. doktorzy wypromowani przez profesorów danej uczelni. Skarżą się na to młodzi polscy naukowcy, którzy często pracują dziś na najlepszych uniwersytetach świata. Są w stanie wygrać konkurs na etat w Stanford University, a nie udaje im się znaleźć pracy w wielu polskich uczelniach. Zdaję sobie sprawę z niedogodności, jakie to za sobą niesie, ale mimo to w pełni opowiadam się za wprowadzeniem zakazu zatrudniania bezpośrednio po doktoracie na tej samej uczelni.

Na czym ma polegać koncepcja dużego doktoratu?
Podam przykład, który dobrze to zobrazuje. W Europie przyznawane są prestiżowe granty, nazywane często Małymi Europejskimi Noblami (ERC). Polscy uczeni zdobywają ich niewiele. Ale jest kilku wybitnych doktorantów, którym się to udało. W praktyce oznacza to, że mają większą wiedzę teoretyczną oraz praktyczną, niż wielu profesorów tej samej dziedziny pracujących w kraju. Po co im więc zawracać głowę habilitacją? Po co stwarzać formalne bariery dla rozwoju naukowego? Koncepcja dużego doktoratu polega na otwarciu ścieżki kariery dla wybitnie zdolnych doktorantów i skróceniu czasu do osiągnięcia pełnej samodzielności w nauce. W tej chwili średnia wieku uzyskania habilitacji w Polsce wynosi 46 lat. Koncepcja dużego doktoratu polega na zaproponowaniu młodym naukowcom wejścia w cykl badań od samego początku. Nie studia doktoranckie byłyby celem samym w sobie, lecz badania i ich wyniki. Po takim badawczym doktoracie pracownik naukowy stawałby się samodzielny. Pozwoliłoby to skrócić ścieżkę kariery naukowej i wpuścić młodych, ambitnych naukowców na nasze uczelnie.

Czy premiowana w algorytmie dotacyjnym jakość kształcenia powinna być mierzona sukcesem absolwentów na rynku pracy? Przecież o jakości świadczy produkt, a nie proces produkcji? Jak pan chce to sprawdzać?
Do oceny jakości nauczania powołana jest specjalna instytucja: Polska Komisja Akredytacyjna. Zmieniłem zasady jej działania. Do tej pory była to instytucja kontrola. Wybitni profesorowie przyjeżdżali na uczelnie i co sprawdzali? Czy wszystko zgadza się w papierach. Dziś te funkcje wzięło na siebie ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego. Natomiast wizytatorzy PKA będą przyglądać się prowadzeniu zajęć, będą służyć pomocą swoim kolegom z uczelni. Następnie będą oceniać jakość kształcenia, a nie to czy wszystkie papiery i dokumenty dokładnie zostały wypełnione.

Kiedy mówił pan o problemach polskich uczelni, wskazywał na ich masowość. A może ich problemem jest po prostu zbyt małe dofinansowanie. Mówił pan, że budżet Uniwersytetu Cambridge wynosi tyle, co cały nakład na naukę w Polsce. U nas na naukę i rozwój przeznaczamy 0,44 proc. PKB. Mimo, że z roku na rok nakład jest większy, to nadal nie możemy się równać z wieloma lepiej rozwiniętymi krajami. Przykład, który najbardziej pokazuje rozdźwięk to Izrael, gdzie nakład na naukę i rozwój wynosi ponad 4 proc. PKB. To 10 razy więcej niż u nas.
Izrael jest w tym przypadku fenomenem w skali świata. Polska zobowiązała się, że do końca 2020 osiągnie poziom 1,7 proc. PKB na naukę i rozwój. Niestety, jesteśmy wciąż od tego daleko. Nie ukrywam, że budżet na naukę w 2017 roku mnie nie satysfakcjonuje. Na pewno w następnych latach musimy podnieść poziom finansowania nauki. Natomiast, jeśli dzisiaj wpuścilibyśmy dodatkowe pieniądze w anachroniczne struktury polskiej nauki, najprawdopodobniej zostałyby zmarnowane. Zmiany musimy wprowadzać równolegle. Z jednej strony reformować naukę oraz uczelnie, z drugiej strony zwiększać nakłady.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!