Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Handlowcy domagają się zniesienia zakazu wjazdu aut na rybnicki Rynek

Barbara Kubica
Wjazdu na Rynek strzeże strażnik miejski
Wjazdu na Rynek strzeże strażnik miejski AGNIESZKA MATERNA
1 stycznia weszły w życie nowe przepisy dotyczące wjazdu samochodów osobowych i dostawczych na rybnicki Rynek i tego powodu w mieście wybuchła prawdziwa burza.

W myśl nowych przepisów nie ma mowy o parkowaniu na płycie Rynku ani w jego najbliższej okolicy. Teraz na centralny plac w mieście i wszystkie przylegające do niego uliczki wjechać mogą tylko radiowozy, auta straży pożarnej, karetki, taksówki, konwoje bankowe i... samochody dziennikarzy.

Takim rozwiązaniem zachwyceni są rybniczanie spacerujący po Rynku i mieszkańcy okolicznych kamienic, oburzenia nie kryją natomiast właściciele i pracownicy sklepów, barów i kawiarenek. Wszystko z powodu przepisu, który mówi, że odbiór dostawy towaru jest możliwy tylko przed 10. rano i później po godzinie 17. Właściciele sklepów już zbierają podpisy pod petycją z żądaniem przywrócenia dawnych zasad. - Dostawca przyjeżdża do nas z centrali firmy, aż z Krakowa. Hurtownia naszych produktów jest otwierana o siódmej rano, załadunek trwa około dwóch godzin. Dostawca zawsze przyjeżdża do nas w poniedziałki około godziny 14. Nie da rady dotrzeć do nas wcześniej - mówi Romana Barchulska ze sklepu zielarskiego.

Prezydent Rybnika Adam Fudali tłumaczy, że nowe zasady wjazdu na Rynek to nie jest zamach na prywatnych przedsiębiorców, ale zakaz podyktowany prośbami mieszkańców. - Na moim biurku ciągle rosła sterta pism, w których piesi użytkownicy Rynku pytali, kiedy wreszcie rozwiążę problem centralnego placu, który zamiast być bezpiecznym deptakiem, stał się bezpłatnym parkingiem w mieście - tłumaczy swoją decyzję. Teraz wjazdu do tak zwanej strefy śródmiejskiej strzeże strażnik miejski, który ma zadanie zatrzymywać wszystkie samochody, a tym kierowcom, którzy jednak wślizgną się na Rynek, wlepiać mandaty.

Jak więc przedsiębiorcy rozwiązują problem z dostawami? Czasami trzeba szukać kuriozalnych sposobów. Właściciel jednej z księgarni, gdy tylko do miasta zbliża się kurier z nową dostawą książek, wysyła swoich pracowników ze... sklepowymi wózkami na parking, gdzie czeka dostawca.

Później wózkami książki są przewożone do sklepu. I taka sytuacja zdarza się nawet kilka razy w ciągu dnia, bo książki dowożą kurierzy z kilku firm, niejednokrotnie z odległych krańców Polski.

- Już kiedyś ten problem przerabialiśmy, kiedy poprzedni prezydent wprowadził takie samo ograniczenie. Wtedy towar nosiliśmy na rękach i na plecach z najbliższego parkingu. Dlatego teraz, gdy przepis wszedł w życie, postanowiliśmy działać - mówi Ewa Grzelka, właścicielka sklepu z zabawkami. W ciągu kilku dni przedsiębiorcy zebrali kilkadziesiąt podpisów właścicieli sklepów, którzy w specjalnej petycji do prezydenta sprzeciwiali się wprowadzonym ograniczeniom.

Efekt? Prezydent wyraźnie łagodnieje...- Postanowiłem zostawić maleńką furtkę dla tych dostawców, którzy nie są w stanie dojechać z towarem przed 10. Teraz będą mogli wjechać, ale tylko po pokazaniu strażnikowi miejskiemu, że rzeczywiście wiezie towar. Na jego rozładowanie będzie miał pół godziny. Ta zasada nie będzie dotyczyła akwizytorów, przedstawicieli handlowych i konwojentów - proponuje Fudali.

Przedsiębiorców dziwi jednak fakt, że restrykcyjne przepisy nie dotyczą dziennikarzy oraz samochodów radia i telewizji. Skąd ten przywilej? - Bo zależy nam na promocji miasta - tłumaczy szczerze Fudali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!