Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hausner: Morawiecki nie realizuje swego planu, tylko tonie w bieżączce

Agaton Koziński
Sławomir Mielnik
- Jeśli zamiarem Mateusza Morawieckiego było zostanie premierem, to jest politykiem superskutecznym. Ale teraz na pewno nie zajmuje się polityką gospodarczą. Właśnie się pożegnał z możliwością zostania drugim Eugeniuszem Kwiatkowskim - mówi prof. Jerzy Hausner, ekonomista.

Dobrze już było czy dobrze dopiero będzie?
Dobrze jest.

Jest i będzie?
To zależy, o jaką perspektywę pan pyta.

Długofalową. Ostatnie kwartały to wyjątkowo wysokie tempo rozwoju gospodarki Polski. Uda nam się te wyniki poprawić w przewidywalnej przyszłości?
Polska gospodarka znajduje się w fazie wysokiej koniunktury i w tym roku utrzymamy wysokie tempo wzrostu. Wyżej niż w poprzednim roku raczej nie będzie, ale wynik powinien być porównywalny.

A w roku następnym?
Analizy mojego uczelnianego zespołu wykazują, że dynamika wzrostu powoli zacznie hamować. Już w tym roku obniży się trochę tempo wzrostu konsumpcji oraz produkcji przemysłowej.

Z drugiej strony, wyraźnie widać, że drgnęły inwestycje, i to się powinno utrzymać.
Tak, ruszyły inwestycje publiczne, widać lepszą dynamikę w inwestycjach prywatnych. Dlatego nie zamierzam twierdzić, że wzrost PKB w 2019 r. się załamie. Mówię tylko, że tempo wzrostu zwolni. A przy tym poziom inwestycji jest ciągle niezadowalający.

Ich poziom jest niższy niż w 2015 r.
Ciągle tego poziomu nie odbudowaliśmy po silnym osłabieniu w 2016 r. W poprzednim roku one poszły w górę, ale nie tak bardzo, jak spadły w 2016 r.

W „Planie Morawieckiego” zapisano wzrost poziomu inwestycji do 25 proc. w stosunku do PKB w 2025 r. Dziś to około 18 proc.
Plan to jedno i widać, że to nie wychodzi. Ważniejsze jednak, że zamiast iść w górę, osunęliśmy się w tym względzie. A to oznacza, że nie podnosimy naszego potencjału gospodarczego. Obecne wysokie tempo wzrostu PKB jest wyraźnie powyżej produktu potencjalnego.

Problemem jest, że PKB rośnie szybciej niż założenia?
Nie chodzi o założenia, ale o relację dynamiki wzrostu do potencjału gospodarki. Jeśli tempo wzrostu jest wyraźnie powyżej produktu potencjalnego, to pojawia się makroekonomiczna nierównowaga. A to spowoduje z czasem odczuwalne obniżenie dynamiki wzrostu. Rośniemy szybko, ale to może spowodować, że przyszłe osłabienie będzie mocniejsze. A nam powinno zależeć na tym, by utrzymać wysoką dynamikę wzrostu w długim okresie, bo dzięki temu utrzymujemy w ryzach finanse publiczne. Gdyby natomiast dynamika wzrostu wyraźnie osłabła, zaczną się kłopoty.

W 2017 r. rzeczywiście liczby robiły wrażenie - 5,1 proc. wzrostu PKB w ostatnim kwartale, 4,6 proc. w całym roku.
Zakładam, że w tym roku możemy mieć podobne rezultaty, pewnie niewiele gorsze. Pytanie, co się stanie w roku 2019. Gdyby wtedy dynamika wzrostu spadła nam do 3,5 proc., nie byłoby powodu do zmartwienia.

CZYTAJ TAKŻE: [WYBORY SAMORZĄDOWE 2018] PO i Nowoczesna idą do wyborów z hasłem PiS z 2006 roku

Nie było? Mimo spadku o jeden punkt procentowy?
Wtedy nasz wzrost byłby zbliżony do produktu potencjalnego, a takie tempo wzrostu pozwala unikać makroekonomicznych napięć.

Według Pana lepiej mieć przez trzy kolejne lata wzrost rzędu 3,5 proc. niż raz 5 proc., a potem po 2,5 proc. - bo w tym drugim przypadku pojawiają się napięcia?
Nie chodzi o sam poziom wzrostu PKB, ale o wahanie dynamiki wzrostu. Lepiej, aby przy relatywnie wysokim tempie nie było jego dużych wahań. Jeśli tempo jest wyśrubowane, zwłaszcza przez jego pobudzanie dużym wzrostem wydatków publicznych, to gospodarka dostanie zadyszki. Przewiduję, że w 2019 r. gospodarka wyhamuje. Problem w tym jak bardzo. Jeśli zejdziemy do poziomu 3,5 proc. wzrostu, to będzie dobrze. Jeśli do poziomu 2,5 proc., to pojawią się poważne problemy. Jeśli do poziomu 1,5 proc., to będzie dramat.

Jakie jest ryzyko takiego tąpnięcia?
Wykluczyć go nie można, choć prawdopodobieństwo nie jest wysokie. Ponadto nie można myśleć tylko o roku 2019. Hamowanie wystąpi w tym roku, ale trend spadkowy się od razu nie odwróci. Jak gospodarka jest rozkręcona, to dynamika w jednym sektorze pobudza dynamikę w innych. Ale jeśli pojawiają się spadki, to przenoszą się zasadniczo w ten sam sposób. Jak jesteśmy rozpędzeni, to łatwo wjechać w górę. Jak zjeżdżamy w dół, to trudno się zatrzymać. To, co się stanie, zależy nie tylko od naszej gospodarki, ale też od koniunktury światowej. Na razie jest bardzo dobra.

Niemcy przekroczyły w ubiegłym roku 2 proc. wzrostu PKB. To ich najlepszy wynik od 2011 r.
Szybko rozwijają się nie tylko Niemcy, ale właściwie cała Europa. Obecnie rosną i gospodarki wschodzące, i rozwinięte. Wcześniej rośli albo jedni, albo drudzy. Teraz w górę idą niemalże wszyscy. Mamy do czynienia z sytuacją, z którą nie spotykaliśmy się przez ostatnie dekady.

Na początku 2008 r. też wszyscy rośli, ale w połowie roku upadł Lehman Brothers i zaczął się ogromny kryzys. Należy się spodziewać powtórki?
Wtedy koniunktura światowa była dobra, ale w poszczególnych regionach była zróżnicowana. Ale nie można patrzeć na sam wzrost, trzeba też oceniać, z czego się bierze, jaka jest jego struktura i jaki rodzaj zadłużeń generuje.

Widzi Pan jakieś rodzące się bańki, które mogą wygenerować kolejny kryzys?
W Polsce bańka nabrzmiewa na rynku mieszkaniowym. Widać wyraźnie, że ruszyła akcja kredytowa. Jest ona ostrożniejsza niż kilkanaście lat temu, ale ceny mieszkań zaczęły rosnąć, a Polacy, widząc, że ceny rosną, zaczynają kupować, by na relatywnie niskich cenach skorzystać. To też lokata oszczędności.

CZYTAJ TAKŻE: Zbigniew Girzyński: Mam wrażenie, że PiS nie prowadzi żadnej polityki historycznej [USTAWA O IPN]

Agaton Koziński: "Wszystko wskazuje na to, że apogeum konfliktu polsko-izraelskiego mamy już za sobą"

polskatimes.pl

POLECAMY:

Mówi Pan o zagrożeniu potencjalnym - to znaczy w najbliższym czasie kryzysu spodziewać się nie należy?
Stwierdzam wyraźnie, że bezpośredniego poważnego zagrożenia w polskiej gospodarce nie dostrzegam. Widzę natomiast narastanie wielu problemów w średnim i długim okresie. Ale podczas obserwacji gospodarki światowej wyraźnie widać mocne przeszacowanie aktywów. Wystarczy spojrzeć, jak wysoko są indeksy najważniejszych giełd na świecie. W dodatku niektóre aktywa rosną zaskakująco szybko - nawet biorąc pod uwagę dobrą koniunkturę. Tu tąpnięcie jest za rogiem. Jest oczekiwane, a to oznacza, że w każdym momencie jakiś czynnik może wywołać lawinę głębokich spadków.

Gra spekulacyjna?
Trwa na całego. Widać, że coraz bardziej rozchodzi się to, co się dzieje w realnej gospodarce i na rynkach kapitałowych. Wcześniej czy później to znów wybuchnie.

Polska giełda nie urosła tak bardzo jak amerykańska, ale mimo to spodziewa się Pan w przyszłym roku tąpnięcia.
Polska giełda jest echem giełd światowych. W naszej gospodarce ma jednak małe znaczenie. Zastanawiajmy się raczej, jak uniknąć głębokiego wyhamowania w gospodarce realnej.

Co można zrobić?
Na pewno rozwiązaniem nie jest pobudzanie koniunktury wydatkami publicznymi. Wprawdzie w ten sposób można wyciągnąć wyniki powyżej potencjału, ale później to się obróci przeciwko.

Jakie inne narzędzia ma rząd do dyspozycji?
Każda poważna rozmowa o gospodarce musi mieć trzy wymiary. Pierwszy - koniunkturalny, przed chwilą o nim rozmawialiśmy.

Drugi wymiar?
Strukturalny. Dobrą koniunkturę należy wykorzystywać po to, by poprawiać strukturalnie gospodarkę, aby podnieść jej potencjał i przygotować ją na trudniejsze czasy.

W jaki sposób?
Idzie o wzrost produktywności czynników wytwórczych. Chodzi o lepsze, efektywniejsze wykorzystanie różnego rodzaju zasobów i kapitału. To uzyskuje się, inwestując i wprowadzając innowacje. Jest to dla nas kluczowy problem, gdyż będziemy mieli coraz mniejsze zasoby pracy.

CZYTAJ TAKŻE: Ustawa o szkolnictwie wyższym. "Konstytucja Dla Nauki" to sztandarowy projekt Jarosława Gowina. Ryszard Terlecki: Nie ma na nią zgody

Już teraz bardzo trudno znaleźć pracownika, a na emeryturę odchodzą pokolenia powojennego wyżu demograficznego.
To pokazuje skalę wyzwania. Na to jeszcze nakłada się wymiar trzeci: rozwojowy. Idzie tu o podjęcie najważniejszych wyzwań rozwojowych, przed którymi stają dane społeczeństwo i jego gospodarka.

Mateusz Morawiecki opisał to w „Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju”.
Ten plan dotyczy po części zagadnień strukturalnych, a po części rozwojowych. Na pewno jest dobrze, gdy jedne są sprzęgnięte z drugimi, gdy zmiana strukturalna służy realizacji dalekosiężnych celów rozwojowych. Gdy przyjrzymy się bliżej temu, co się faktycznie dzieje, to pojawia się obawa, czy te zmiany strukturalne, które obecnie zachodzą, pozwolą nam sprostać wyzwaniom rozwojowym.

Na czym dokładnie ta obawa polega?
O inwestycjach już mówiliśmy. Widać, że w tej dziedzinie przełomu nie ma. Oszczędności - one nie rosną. A to przecież był kolejny ważny punkt „Panu Morawieckiego”.

Poziom oszczędności, jaki mają w bankach Polacy, ciągle rośnie.
Ale poziom oszczędności krajowych, mierzonych jako odsetek PKB, jest wciąż niezmiennie niski. I nie rośnie, bo coraz więcej przeznaczamy na konsumpcję. Kolejne niepowodzenie.

Lista jest dłuższa?
Tak. Ważna teza Mateusza Morawieckiego brzmiała: chcemy zmniejszyć finansowanie wzrostu długiem, w szczególności długiem zagranicznym. Stało się odwrotnie, udział zagranicznych inwestorów w finansowaniu polskiego zadłużenia wzrósł o mniej więcej 1 pkt proc. A był zbyt wysoki. Problem się pogłębia, bowiem rentowność naszych skarbowych papierów dłużnych jest wyraźnie wyższa niż nie tylko w przypadku gospodarek rozwiniętych, ale także gospodarek naszego regionu. Podczas gdy rentowność polskich 10-latek wynosi 3,5 proc., niemieckich jedynie 0,7 proc., francuskich 1,0 proc, a węgierskich 2,25 proc. To znaczy, że my pożyczamy na wyraźnie wyższy procent niż inni. Te dane odzwierciedlają wycenę ryzyka związanego z inwestowaniem w danym kraju.

Można to rozwiązać na dwa sposoby: albo przestać się zadłużać, czyli zlikwidować deficyt budżetowy, albo zacząć sprzedawać obligacje rządowe w kraju. Któryś z tych scenariuszy jest możliwy?
Należy robić jedno i drugie. Przy tak wysokim wzroście gospodarczym jak teraz należy obniżyć poziom deficytu budżetowego i to tak mocno, by w budżecie pierwotnym - bez kosztu obsługi długu - pojawiła się trwała nadwyżka.

Za 2017 r. Polska ma deficyt poniżej 1,5 proc. Najniższy od wielu lat.
Nawet przy tak dobrej koniunkturze wydatki publiczne były wyższe niż dochody. W efekcie jeszcze bardziej zadłużyliśmy się za granicą, choć miało być inaczej.

Nie zapowiada się, by miało się to zmienić w najbliższej przyszłości.
Kolejny element: innowacyjność. Co mówił premier Morawiecki? Że mamy się rozwijać w większym stopniu w oparciu o innowacyjność, że zwiększy się w eksporcie liczba produktów zaawansowanych technicznie. Nic istotnego się jeszcze w tym względzie nie zmieniło. Wszystkie wskaźniki mierzące innowacyjność w latach 2016-2017 się pogorszyły w stosunku do roku 2015.

Agaton Koziński: "Wszystko wskazuje na to, że apogeum konfliktu polsko-izraelskiego mamy już za sobą"

POLECAMY:

polskatimes.pl

To wszystko są filary, na których oparto „Plan Morawieckiego”.
Publicznie chwaliłem ten dokument, podkreślałem, że właściwie ujęto tam wiele zagadnień, że to właściwa koncepcja gospodarcza. Przykładowo, doceniałem to, że wzrost ma być w większym stopniu oparty na inwestycjach krajowych, w mniejszym - na zagranicznych. Ale tak się nie dzieje. W planie znalazły się zapisy o wspieraniu małych i średnich firm, przede wszystkim po to, by nie zostały zdominowane przez wielkie korporacje. Tutaj też nic się nie zmieniło. Na dziś przedsiębiorstwa duże, w tym zagraniczne, mają się znacznie lepiej niż średnie i małe. To w nich kumulują się problemy i zagrożenia. Wniosek: program premiera Morawieckiego nie jest skutecznie realizowany.

Brzmi brutalnie dla premiera.
Nie bawię się w atakowanie premiera. Opisuję rzeczywistość gospodarczą, a nie feruję wyroki. Stwierdzam, że średniookresowe strukturalne cele tego programu nie są osiągane lub są osiągane w niewielkim stopniu. A to dla mnie oznacza, że nie będziemy w stanie sprostać długofalowym wyzwaniom. Nie wykorzystamy naszych szans i nie zapobiegniemy zagrożeniom. Tylko tyle i aż tyle. A będzie trudniej, bo między innymi należy oczekiwać przyspieszenia inflacji.

Jak sobie z tym wszystkim radzi rząd?
Dziś widać cztery główne wyzwania rozwojowe. Pierwsze to zapaść demograficzna. Są kraje na Zachodzie, które - mając starzejące się społeczeństwo - zdołały odwrócić negatywne tendencje. Na przykład w krajach skandynawskich dzietność wzrosła i jest na bezpiecznym poziomie. Przez dekady nie podejmowaliśmy skutecznych działań zapobiegawczych. Na dobrą sprawę przychodzi mi na myśl tylko reforma emerytalna wprowadzająca OFE, bo ona miała zachęcać Polaków do tego, aby byli jak najdłużej aktywni zawodowo. Tę reformę rozmontował Jacek Rostowski. Teraz weszło „500 Plus”, ale na razie nie przełożyło się to na znaczące zwiększenie dzietności.

Rok 2017 był pierwszym pełnym rokiem działania tego programu i urodziło się ponad 20 tys. więcej dzieci niż rok wcześniej.
Ale współczynnik dzietności w Polsce wynosi 1,34, podczas gdy powinien być przynajmniej na poziomie 2,1. Trzeba, aby rodziło się co najmniej 100 tys. dzieci więcej w roku, niż to ma miejsce obecnie.

Program działa dopiero rok. Nie od razu Kraków zbudowano.
Widać jednak, że nie dochodzi do zasadniczej zmiany kulturowo-społecznej - to znaczy, że program „500 Plus” sam z siebie nie wywoła oczekiwanego efektu.

CZYTAJ TAKŻE: Robert Biedroń: "Należy zlikwidować IPN". Polityk po raz kolejny wystartuje w wyborach na prezydenta Słupska

Rzeczywiście, moda na wielodzietne rodziny nie narodziła się.
To sprawia, że ciągle mamy problem, bo rodzi się za mało dzieci. Tylko proszę nie odebrać moich słów jako krytyki „500 Plus”. Od początku byłem jego zwolennikiem, przede wszystkim dlatego, że ten program pomaga zmniejszyć skalę ubóstwa, zwłaszcza dzieci. Ale widać, że jako działanie skłaniające do rodzenia większej liczby dzieci jest on niewystarczający. A nam nie wolno już tracić czasu w tej kwestii.

Jak to rozwiązać? Przekonać Białorusinów, by zaczęli u nas pracować?
Na razie migracja nie wywołuje w Polsce szczególnych napięć. Ale pytanie, kim dla nas właściwie są ludzie, którzy przyjechali do nas pracować.

Czy są to pracownicy sezonowi, czy pracownicy na lata czy dekady?
Jeśli myślimy o nich jako pracownikach na lata, to trzeba pilnować, żeby te osoby miały coraz lepsze wykształcenie, ale także żeby dobrze się czuły w naszym kraju, miały możliwość awansu, także kulturowego, żeby ich dzieci otrzymywały polskie obywatelstwo. W skrócie: potrzebny jest konkretny program ich integracji.

Na razie nawet takie hasła się nie pojawiają.
Nie widać strategicznej refleksji w tej sprawie. Uznaliśmy, że „500 Plus” rozwiąże problemy demograficzne i czekamy na efekty.

Przejdźmy do kolejnych problemów rozwojowych.
Drugi to sposób, w jaki wykorzystujemy nasze zasoby. Choćby przykład pierwszy z brzegu - smog, który ciąży nad Polską i sprawia, że ponosimy straty w zasobach rąk do pracy. Gwałtownie wzrasta umieralność będąca konsekwencją długoterminowego oddziaływania smogu.

Tutaj rząd szybko zdiagnozował problem - w czwartek ogłosił start programu walki ze smogiem.
Jeśli chcemy walczyć ze smogiem, to przestańmy gadać, że węgiel jest naszym dobrem narodowym i wreszcie zadbajmy o jego jakość.

Problem smogu to głównie konsekwencja palenia śmieciami i słabym węglem.
Sama wymiana kotłów na nowoczesne nic nie da, bo ważne jest także to, co jest do nich wkładane. Nie widać w tej kwestii działań strategicznych, jedynie doraźne. W ogóle mam wrażenie, że obecna władza grzęźnie w bieżących, przez siebie wywoływanych problemach, bez długofalowej strategii. Trwa nieustanne zarządzanie kryzysem. Tu nie chodzi tylko o smog. To także kwestia zasobów wodnych. Jesteśmy krajem o rosnącym deficycie wody i narażonym jednocześnie na duże powodzie. We wszystkich sprawnie działających państwach sprawa efektywnego wykorzystania zasobów materialnych i uzyskania dostępu do nich jest priorytetem. Tam się nie tylko mówi o gospodarce cyrkularnej, ale się ją wprowadza. A ja mam wrażenie, że nam wciąż brakuje strategicznej wyobraźni i wiedzy.

Mateusz Morawiecki jest w rządzie dwa i pół roku, premierem trzy miesiące. Nie miał zbyt wiele czasu, by wprowadzić zmiany.
Tak i nie. Przy planowaniu działań długofalowych nie wystarczy prawidłowo zdefiniować ścieżki działania, trzeba jeszcze po tej ścieżce konsekwentnie iść, to znaczy wprowadzać zmiany strukturalne. Ale zmian strukturalnych nie ma, rozmawialiśmy o tym przed chwilą. Skoro tak, to znaczy, że nie rozwiążemy problemów długofalowych. A bez tego mamy do czynienia tylko z gadaniną i zarządzaniem kryzysowym. Na tym polega moje zmartwienie.

Jeszcze nie wymienił Pan wszystkich problemów rozwojowych. Na razie tylko dwa.
Trzeci jest chyba moim największym zmartwieniem. W Polsce mieliśmy wiele programów modernizacyjnych, wystarczy przypomnieć lata międzywojenne: wicepremiera Eugeniusz Kwiatkowskiego i Centralny Okręg Przemysłowy oraz Gdynię czy dekadę Gierka. I to nie jest tak, że nie przyniosły one żadnych skutków. Za każdym razem był gigantyczny wysiłek inwestycyjny i ludzki. Za każdym razem, a takich prób dokonania modernizacyjnego skoku było znacznie więcej w XIX i XX w., poszliśmy materialnie i technicznie do przodu. Ale czy rzeczywiście dokonaliśmy trwałego rozwojowego skoku? Czy potrafiliśmy modernizacyjny wysiłek przekuć w rozwojową siłę? Co zostało po epoce Gierka?

Dług - i trochę małych fiatów na ulicach.
Co się więc takiego dzieje, że niewiele z tego wysiłku wynika na dłuższą metę?

Jak Pan na to pytanie odpowiada?
To efekt braku zmian społeczno-kulturowych, które nie towarzyszyły postępowi technologicznemu. To jest jedna z blokad, która hamuje nasz rozwój. Mam wrażenie, że obecna ekipa popełnia ten sam błąd. Utrwala stare przyzwyczajenia i anachroniczne zachowania, zezwalając choćby na nacjonalizm. To jest wręcz niebezpieczne, a na pewno nie pozwala kształcić kompetencji kulturowych, które są potrzebne w nowoczesnej gospodarce.

Agaton Koziński: "Wszystko wskazuje na to, że apogeum konfliktu polsko-izraelskiego mamy już za sobą"

polskatimes.pl

POLECAMY:

Nie omówiliśmy jeszcze czwartego problemu rozwojowego.
Dużo się mówi o przełamywaniu nierówności dochodowych. Akurat ten rząd ma duże osiągnięcia w zwalczaniu ubóstwa, zwłaszcza wśród dzieci - to było dramatyczne obciążenie poprzednich rządów. Ale problem nierówności nie może być sprowadzony jedynie do kwestii dochodowych.

CZYTAJ TAKŻE: O co chodzi w trójkącie Polska - Izrael - USA? [WYWIAD]

Ludzie różnice między sobą zwykle mierzą wysokością zarobków.
W tym przypadku chodzi mi o problem spójności społecznej. Mam wrażenie, że w Polsce ciągle narastają dystanse społeczne i kulturowe. Spójność Polaków pęka.

Chodzi Panu o ostrą polaryzację polityczną?
Także, ale nie to jest najważniejsze. Pogłębia się nierówność szans edukacyjnych i zawodowych w następstwie społecznie nierównego dostępu do zasobów kulturowych. Konflikt polityczny utrudnia rozwiązywanie problemu.

Wskazuje Pan problemy, ale Mateusz Morawiecki ma jeden bardzo duży sukces: uszczelnienie systemu podatkowego. W ten sposób znalazł dodatkowe miliardy złotych do budżetu.
W tej dziedzinie narosły patologie, a Mateusza Morawieckiego trzeba pochwalić za to, że walczy z nimi skuteczniej niż poprzednicy. Ale musi też uważać, żeby na koniec nie okazało się, że zbytnio „uszczelnił” i aktywność gospodarcza zaczyna uciekać w szarą strefę.

Na razie walka polega głównie na rozbijaniu karuzel vatowskich.
Dla małych przedsiębiorców duża liczba kontroli, dokręcanie im śruby może sprawić, że będą ekonomicznie słabe. Proszę moich słów nie odebrać jako apelu, by z wyłudzaniem zwrotu VAT-u nie walczyć. Chodzi o to, aby obciążenia podatkowe i biurokratyczne z nimi związane nie dusiły aktywności gospodarczej.

Mateusz Morawiecki wskazał dwie konkretne miary swojego planu: milion aut elektrycznych w 2025 r. oraz Centralny Port Komunikacyjny. To realne?
W ten milion aut, wyprodukowanych, a nie tylko zmontowanych, w Polsce nie wierzę, to zamki na piasku. Inaczej z CPK. Jeśli to przedsięwzięcie będzie w dużej części finansowane przez kapitał prywatny, to przyznam, że ten projekt ma sens. Ja się takich inwestycji infrastrukturalnych nie boję, ale chciałbym, aby powstawały one z dominującym udziałem prywatnego kapitału. Jeśli on wejdzie, jest to sygnał, że inwestycja będzie opłacalna. Tak powstała Gdynia - i ona się broni do dziś.

Gdy rozmawialiśmy po raz ostatni w maju 2016 r., odradzał Pan Mateuszowi Morawieckiemu obejmowanie funkcji premiera. Nie posłuchał Pana.
Mówiłem wtedy, że najpierw powinien zrobić dobrą robotę w gospodarce i jeśli mu się powiedzie, to bycie premierem go nie ominie.

On zrobił to dużo szybciej i widać efekty, od razu przez rząd przeszły jego projekty: pracownicze plany kapitałowe, Konstytucja dla Biznesu itp. Gdy był „tylko” wicepremierem, te sprawy w rządzie utknęły.
Proszę zobaczyć, w co teraz Mateusz Morawiecki jest uwikłany - i proszę mi wskazać ośrodek koordynujący politykę gospodarczą. Oczywiście są na ministerialnych stanowiskach kompetentni ludzie, dotychczasowi współpracownicy wicepremiera, jak Jerzy Kwieciński, Jadwiga Emilewicz i ich zastępcy. To ważne, ale skutecznej koordynacji polityki gospodarczej nie zapewni.

Powstaje Centrum Analiz Strategicznych przy premierze. Jarosław Gowin w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” proponował, by Pan stanął na jego czele.
Nic o tym nie wiem i nie mam nic w tej sprawie do powiedzenia. Wielokrotnie postulowałem utworzenie państwowego ośrodka studiów strategicznych. Ale ma to sens tylko wówczas, gdy będzie to instytucja politycznie niezależna, skupiająca ludzi o najwyższych kompetencjach i pracujących dla naszego państwa. W przeciwnym razie historia skończy się tak jak w przypadku Rządowego Centrum Studiów Strategicznych. Pierwsza nominacja była partyjna i instytucji przetrącono krzyż. Została sparaliżowana. Widzę hurtowe obsadzania instytucji publicznych partyjnymi nominatami. To źle rokuje nowemu tworowi. A ośrodka koordynacji polityki gospodarczej jakoś nie widzę.

Pewnie premier chce nim być osobiście.
Proszę zobaczyć, czym się teraz zajmuje premier.

Na razie konfliktem polsko-izraelskim, ale on za jakiś czas wygaśnie.
Tu nie chodzi tylko o ten konflikt. Premier jest uwikłany teraz w budowanie swojej pozycji wewnątrz obozu władzy i Polski na arenie międzynarodowej. Na pewno nie zajmuje się polityką gospodarczą. Owszem, przez rząd przechodzą szybciej jego dokumenty, ale one zostały przygotowane wcześniej.

Według Pana nie będą powstawać nowe?
Tak, zabraknie zdolności wyprzedzającego reagowania na dokonujące się zmiany w kraju i na zewnątrz.

Mówiąc wprost: Mateusz Morawiecki zrobił błąd, zostając szefem rządu?
Nie wiem, czy to błąd, bo nie wiem, co było jego celem. Jeśli jego zamiarem było zostanie premierem, to jest politykiem superskutecznym.

A jeśli jego celem jest zostanie drugim Eugeniuszem Kwiatkowskim w historii Polski?
To z możliwością osiągnięcia takiego celu właśnie się pożegnał. Teraz zamiast realizować długofalowy program, tonie w bieżączce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Hausner: Morawiecki nie realizuje swego planu, tylko tonie w bieżączce - Portal i.pl