Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia śląskiej mafii paliwowej RAPORT DZIENNIKA ZACHODNIEGO

Aldona Minorczyk-Cichy
Proces śląskiej mafii paliwowej długo nie mógł się rozpocząć. Dlaczego? m.in. dlatego, że Henryk Musialski przyszedł na sprawę rozpraw pijany. We krwi miał 1,6 promila alkoholu. - Był koncert Dżemu. Potem impreza. Trochę się przeciągnęła - tłumaczył swoją niedyspozycję Musialski.

Pierwsze osoby w sprawie największej na Śląsku mafii paliwowej zatrzymano już w 2003 r. Akt oskarżenia do katowickiego sądu rejonowego trafił w kwietniu 2007 r. Rejonówka ze względu na wysoki stopień skomplikowania sprawy poprosiła, by przejął ją sąd okręgowy. Ten z kolei poprosił o wyłączenie ze względu na osobę jednego z oskarżonych - adwokata Andrzeja D. Prawnik przez lata miał kancelarię w Katowicach i reprezentował klientów przed tamtejszymi sądami w wielu sprawach. Dodatkowo jego matka była ławnikiem. Sąd Apelacyjny uznał jednak, że to nie wpłynie na przebieg procesu. 22 września wyznaczono termin posiedzenia organizacyjnego. Na nim wyznaczono harmonogram procesu.

Przewodniczącym składu sędziowskiego w tym procesie został Gwidon Jaworski. To bardzo doświadczony sędzia. Akta podstawowe to aż 140 tomów. Do tego 900 tomów załączników.

Musialski słabość do zespołu Dżem ma od lat. Z jego członkami przyjaźni się od dawna. Bezinteresownie, z miłości do bluesa. O mały włos nie został sponsorem filmu o legendarnym Ryszardzie Riedlu pt. "Skazany na bluesa". Zdjęcia zaczęły się, kiedy był już za kratkami.

CZYTAJ KONIECZNIE:
Śląska mafia paliwowa usłyszała wyroki

Generał śląskie policji oczyszczony z zarzutów w sprawie mafii paliwowej
Obrońcy uczestników mafii paliwowej: Jeśli taka istniałą, to kierował nią tylko Musialski

Od września 2003 roku domniemany baron oglądał świat zza kratek aresztu. Na wolność wyszedł dopiero pod koniec sierpnia. I to mimo przyznania się do winy i współpracy z prokuratorami.

Śledczy zarzucali mu wyłudzenie od Skarbu Państwa setek milionów złotych. Baronowi paliwowemu grożą długie lata w więzieniu. Podobnie Krzysztofowi Rutkowskiemu, detektywowi i byłemu posłowi Samoobrony. Musialski rzekomo kupił jego usługi za grube miliony. Tyle, że to nie były dobrze zainwestowane pieniądze.

Henryk Musialski to mężczyzna niewysoki, szczupły. Ma charakterystyczne siwe, długie włosy. Ubrany zwykle w dżinsy i luźne bluzy. Z wykształcenia jest tokarzem. Przez pewien czas pracował na tym stanowisku w siemianowickiej hucie Jedność. Pod koniec lat 80. otworzył własną firmę: EM-Trans. Kupił działkę przy ul. Katowickiej i zaczął handlować paliwami. Przez pierwsze lata robił to legalnie. Potem zorientował się, że można inaczej. Zaczął produkować trefne paliwo. Bez podatków. Do tego stworzył sieć firemek słupów na podstawione osoby. Handel odbywał się głównie tylko na papierze. Pieniądze wychodziły czyste, tj. wyprane.

- Drugi raz zrobiłbym to samo. Wtedy nie dało się uczciwie zarobić pieniędzy - mówił dziennikarzom po wyjściu z aresztu.

Jednym z najbliższych współpracowników barona był Andrzej M. Zakładał fikcyjne firmy. Jedna z nich to AMAN, pod której szyldem Musialski i jego wspólnik w interesach Zdzisław S. rozprowadzali paliwa przez niemal cały 2000 r. Jej następcą była firma PHU "Andrzej", działająca od 1 stycznia 2001 do 24 maja 2002 r.

Andrzej M. na zlecenie barona wykonywał także inne usługi. 17 sierpnia 1998 r. podpalił siedzibę EM-Trans i EM-Trans Bis. Chodziło o zniszczenie dokumentacji księgowej i zatarcie śladów nielegalnych transakcji. Kiedy dowody przestępczości barona paliwowego płonęły, ABW i UKS były już na jego tropie. Musialski domyślał się tego. By uniknąć kłopotów zatrudnił detektywa i byłego posła Samoobrony - Krzysztofa Rutkowskiego.

Angażował także innych ludzi. Wśród nich Mariusza Ł., dyrektora zagłębiowskiej firmy z branży górniczej, prywatnie szwagra byłego wojewody śląskiego Lechosława Jarzębskiego. Został on zatrzymany przez ABW za płatną protekcję i pomoc w łapownictwie. Ł. miał zwyczaj często powoływać się na swoje związki rodzinne z wojewodą. Dlatego w 2002 r. nawiązali z nim kontakt współpracownicy Henryka Musialskiego. Baron potrzebował nowego kontaktu w "skarbówce". Do współpracy udało się mu nakłonić Mariolę B., kierowniczkę jednego z UKS-ów. Informowała go o terminach kontroli i doradzała jak nie płacić podatków. Otrzymywała za to wynagrodzenie wysokości od kilku do 10 tys. zł miesięcznie. Łącznie zarobiła zdaniem prokuratorów 130 tys. zł. Pieniądze te przekazywał jej szwagier wojewody lub radca Mariusz S.

Detektyw Rutkowski został zatrzymany pod koniec lipca 2006 r. przez ABW na stacji benzynowej pod Katowicami. Jest podejrzany o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, pranie brudnych pieniędzy, powoływanie się na wpływy w Sejmie i prokuraturze oraz załatwianie tam spraw za łapówki. Nieoficjalnie wiadomo, że wsypał go baron. Detektyw go zawiódł. Miał wyciągnąć Musialskiego z aresztu i sprawić, by odpowiadał z wolnej stopy. Wziął za to pieniądze, ale skuteczny nie był. Rutkowski wszystkiemu zaprzecza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!