Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia: Za parę godzin, a może minut, mnie zabiją

Teresa Semik
archiwum prywatne
6 stycznia 1945 roku Ślązak Konstanty Kempa pisał z Auschwitz: "Najukochańsi Rodzice, jestem po wyroku (…). Proszę Was, nie rozpaczajcie. Życie daję za Ojczyznę.

Wyrok śmierci zapadł 5 stycznia 1945 roku na ostatnim posiedzeniu sądu doraźnego w KL Auschwitz. Rozprawy trwały minutę, dwie, a następnego dnia była egzekucja. Spieszyli się zbrodniarze. Za trzy tygodnie była tu Armia Czerwona. Życie Konstantego Kempy, Ślązaka z krwi i kości, dobiegło końca przed 29. urodzinami. Jego oprawca, Johannes Thümmler, szef katowickiego Gestapo dożył lat 96.

Gryps, który na kawałku bibułki spisał chwilę przed śmiercią, dostarczył rodzinie w Katowicach inny współwięzień. Do końca wojny przechowywał go w drewniaku.

Konstanty Kempa był szefem siatki terenowej na Śląsku Sekcji Zachodniej Departamentu Informacji i Prasy Delegatury Rządu RP oraz szefem Oddziału VI (BIP) Sztabu Inspektoratu Katowickiego Armii Krajowej.

Skąd w nim było tyle siły, by ze spokojem pisać o własnej śmierci? "Żegnajcie dziateczki, moje małe sierotki" - zwracał się do Stasia i Krysi, którzy byli zbyt mali, by tatę pamiętać.

W poznaniu losów tego niezwykłego człowieka, żołnierza, wywiadowcy pomaga nam jego wnuk, Wojciech Kempa, historyk z Siemianowic Śląskich. Przechowuje grypsy dziadka Konstantego, także z mysłowickiego więzienia, notatki o losach rodziny pradziadka Euzebiusza.

Rwał się do wojska

Kostek, tak o nim mówiono w domu, był synem pierworodnym powstańca śląskiego, Euzebiusza Kempy (1890-1973). Urodził się 27 lutego 1916 roku w Łabędach k. Gliwic, gdzie wtedy mieszkała cała rodzina. Euzebiusz Kempa był tu naczelnikiem Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół", działaczem plebiscytowym. W III Powstaniu Śląskim dowodził kompanią pułku gliwicko-toszeckiego Stanisława Mastalerza, w której służył, jako ochotnik, Jerzy Ziętek.

Po pierwszym powstaniu w domu Kempów pojawił się Grenzschutz. Szukali broni. Niemiec pokazał pistolet trzyletniemu Kostkowi i spytał, czy tatuś ma taki. Chłopak odpowiedział, że owszem, bo sam widział. - Niemcy zaczęli przekopywać duży ogród, gdzie ta broń rzeczywiście była schowana, ale na szczęcie jej nie znaleźli. Zabrali tylko książki wojskowe - mówi Wojciech Kempa, wnuk Kostka.

Gdy już było pewne, że powiat gliwicki nie będzie w Polsce, w 1922 roku Kempowie przeprowadzili się do Katowic. Tu, przy ul. Stawowej Kostek poszedł do podstawówki, a potem do gimnazjum matematyczno - przyrodniczego. Skończył tylko trzy klasy, bo rwał się do wojska. Był pierwszym Ślązakiem, który zgłosił się do Korpusu Kadetów nr 1 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego we Lwowie. Syn uczestnika trzech powstań śląskich od razu trafił na drugi rok.

Maturę zdał w 1935 roku, a dwa lata później odbyła się jego promocja oficerska w szkole podchorążych. Ojciec, Euzebiusz Kempa, napisał z dumą we wspomnieniach, że w mundurze podporucznika Kostek "stanął przed matką na baczność".

W konspiracji

Podporucznik piechoty Konstanty Kempa stacjonował w Szczakowej. Jesienią 1938 roku wkraczał z Wojskiem Polskim na Zaolzie. W czasie kampanii wrześniowej bił się pod Wyrami. Pod Tomaszowem Lubelskim dostał się do niemieckiej niewoli, ale z niej uciekł.

Z Katowic jeździł potem do pracy w żwirowni nad Sołą w Oświęcimiu. Pracował w ekspedycji. Dlatego, że był Polakiem, co miesiąc potrącano 25 proc. z jego poborów. W konspiracji używał pseudonimów: "Tadeusz" i "Kostek". Oczekiwano od niego danych o niemieckich zbrodniach w KL Auschwitz. Do dziś zachowały się te raporty.

Łucję Wróblównę z Sośnicy pod Gliwicami poślubił w 1942 roku. Jej powstańcza rodzina, po podziale Śląska, też przeprowadziła się do Katowic.

Kostek z Lusią zamieszkali w Sosnowcu na Pogoni. Z tego związku urodził się Staś i Krysia. "Mamo, opiekuj się dobrze i wychowuj Krysieńkę i Stasieńka aż moja kochana Lusia wróci. Żyjcie szczęśliwie razem z wszystkimi pozostałymi" - pisał Kostek w pożegnalnym grypsie.

- Babcię Lusię zabrali Niemcy w połowie 1944 roku, Krysia miała zaledwie 6 tygodni - mówi Wojciech Kempa. - W działalność konspiracyjną jej rodzina była zaangażowana bez reszty, siostry: Róża i Klara, brat Alojzy, a brat Ryszard, absolwent UJ, walczył w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie.

Euzebiusz Kempa, ojciec Kostka zapisał, że w niedzielę, 27 lutego 1944 r pojechał z żoną do Sosnowca na 28 urodziny syna. Towarzyszyła mu jakaś natarczywa myśl, że może to będzie ich ostatnie spotkanie…

Następnego dnia Kostek urządził kolegom w pracy poczęstunek urodzinowy, a około 11.30 w jego biurze zjawiło się trzech gestapowców krzycząc: "Hände hoch"! Kostek próbował sięgnąć po pistolet w szufladzie biurka, ale Niemiec był szybszy. Podczas rewizji znaleziono materiały konspiracyjne.Zachował się meldunek Gestapo z tego aresztowania "funkcjonariusza polskiej organizacji tajnej ZWZ. Podczas aresztowania udało się zabezpieczyć teczkę z rozkazami, projektami nielegalnych czasopism, różnymi instrukcjami, korespondencją i planem organizacyjnym z pseudonimami, obejmującym część Górnego Śląska, kilka tysięcy marek, 3 stemple placówek Reichsführera SS i szefa policji niemieckiej, pistolet 6,35 z 12 nabojami. Kempa zajmował przypuszczalnie bardzo ważne stanowisko kierownicze i łącznikowe ZWZ na Górnym Śląsku. Dalsze aresztowania będą przeprowadzone".

"W ięzienie w więzieniu"

Po przesłuchaniach w Katowicach, Bytomiu, Krakowie, Wrocławiu i Berlinie skatowany siedział w bunkrze dziewiętnastym bloku nr. 11 KL Auschwitz. To było "więzienie w więzieniu", wydzielona z obozu przestrzeń. Ginęli tu głównie polscy więźniowie polityczni.

"Najukochańsza Lusieńko! Do końca mojego życia myślę o Tobie, bo tylko Ciebie jedyną moją kocham nade wszystko. Żegnaj. Zostań z Bogiem. Duch mój będzie zawsze z Tobą i dziateczkami. Lusieńko, bądź silną. Daj dzieciom moje nazwisko, staraj się o nie. Żyj beztrosko z Bogiem" - pisał Kostek chwilę przed egzekucją. Gryps przekazał współwięźniowi, który ukrył go w drewniaku i 2 lata po wyzwoleniu przekazał rodzinie.

"Bóg ostatnie chwile naprawdę daje mi dobre, bo duchowo jestem silny. Przyjąłem w Nowy Rok Komunię świętą, tak że idę na śmierć pojednany z Bogiem" - pisał Kostek. Współwięzień wyjaśniał rodzinie, że Komunię św. przekazano mu do celi na sznurku.

W dniu egzekucji, o godzinie 9.00 Kostek, wraz z czterema kolegami, został wywołany z bunkra. Szli w stronę ściany śmierci prosząc o kawałek chleba, papierosa. Śpiewali pieśń na Trzech Króli: "Mędrcy Świata". W szeregu stanęli pod żelazną szyną, szubienicą. Gdy im założono stryczki, jak na komendę zawołali: "Niech żyje Polska!". Tak ginęli bohaterowie.

- O śmierci dziadka Konstantego rozmawiałem z Adamem Cyrą, autorem książki "Pozostał po nich ślad", który napisał, że dziadek został rozstrzelany, ale nie wykluczył, że mógł zostać powieszony, na co wskazywali współwięźniowie - wyjaśnia Wojciech Kempa. - Opowiadała mi babcia Lusia, co dziadek mówił. Wolałby zostać rozstrzelany niż powieszony, ale skończył tak, jak bardzo tego nie chciał.

Sądowi doraźnemu w KL Auschwitz przewodniczył Johannes Thümmler, szef katowickiego Gestapo. Kat zza biurka zmarł w 2002 r. nad Jeziorem Bodeńskim. Zgładził co najmniej tysiąc osób i nie poniósł kary.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Historia: Za parę godzin, a może minut, mnie zabiją - Dziennik Zachodni