Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hutnicze opowieści. Jak ludzie ognia wspominają pracę w Hucie Kościuszko i Hucie Batory? „Praca była w warunkach tropikalnych”

Mateusz Czajka
Mateusz Czajka
Jest na Górnym Śląsku takie miejsce, gdzie rolę przewodników najczęściej pełnią byli hutnicy. To Muzeum Hutnictwa w Chorzowie, powstałe na terenie, gdzie nieprzerwanie już od 220 lat huczy huta. Byli pracownicy, a dzisiaj przewodnicy znają na wylot swój zakład – jego zakamarki, ludzi, tradycje. Wiedzą, że hutnicy „mogli się nawet trochę nie lubić, ale musieli sobie ufać.” Przez tyle lat pracowali w Hucie Kościuszko lub Hucie Batory, że w ich żyłach płynie stal. Byli świadkami zmian technologicznych i dziejącej się na ich oczach historii. Spotkamy ich m.in. w czasie Industriady – 3 września.

Zaufanie wielkie jak w hucie

Spotykamy się w budynku Muzeum Hutnictwa. Moi rozmówcy wspominają, że w tym miejscu dawniej znajdowała się elektrownia Huty Królewskiej. Wiele innych budynków poburzono. Wita nas pomarańczowa cegła i industrialne wnętrze. Rozmowę zaczynam od pytania o relacje, jakie panowały w miejscu pracy, bo huta, to przede wszystkim ludzie.

— Praca była bardzo ciężka (mówię o tej typowo produkcyjnej). Pracownicy mogli się nawet trochę nie lubić, ale musieli sobie ufać. Często szli tam razem z sąsiadem. Ludzie po pracy też chcieli być razem - mówi pani Stefania Penkała, która pracowała przez 42 lata w Hucie Batory.

Wiele mieszkańców wspólnie wyjeżdżało na wczasy, chodziło na ogródki działkowe. Dyrekcja zakładu nie raz dofinansowywała wycieczki. Jak wspomina pani Stefania, początki Ruchu Chorzów także mają swoje korzenie w hucie. W pewnym momencie to zakład na Batorym wspierał klub, a na samym początku piłkarze byli pracownikami – w tym słynny Gerard Cieślik. O potrzebie zaufania w pracy mówi także pan Andrzej. Od lat siedemdziesiątych zajmował się elektryką w Hucie Kościuszko/Królewskiej. Wspomina, że o wielkim zaufaniu świadczy np. współpraca suwnicowych i ich pomocników przy odlewaniu stali.

— Jak ktoś miał kadź ze 160 tonami stali, to drugi musiał go naprowadzić tak, aby trafił otwór o średnicy około 20 cm. Kierujący nie widział otworu i musiał reagować na sygnały pomocnika na dole. Tam był wąski podest. Jeśli kierujący suwnicą pojechałby zbyt mocno, to zrzuciłby z niej pomocnika. Ten musiał mieć duże zaufanie, że suwnicowy go nie potrąci, nie przyciśnie do czegoś – opowiada Pan Andrzej Szubert, który jako elektryk przepracował w Hucie Kościuszko 45 lat.

Dodaje także, że ci z prowadzących suwnice, którzy jeździli niebezpiecznie, nie byli dobrymi kompanami w pracy.

— Mało kto chciał z nimi pracować. Pytali: „Kery je na suwnicy? A to jo z nim ida.” Sam jako elektryk musiałem mieć zaufanie, że inni nie załączą zasilania, gdy jeszcze pracowałem przy instalacji – a na hucie był potężny pobór prądu – wspomina.

Całe życie w jednym zakładzie

— Dziennie Huta Kościuszko zużywała 5-7 megawatów energii elektrycznej. Nieostrożnych suwnicowych przesuwano na stanowiska, gdzie sami ładowali materiały - np. z wagonu na składowisko. Później, kiedy zrozumieli pewne rzeczy i nabrali wprawy to mogli wrócić do bardziej odpowiedzialnych zadań. Wtedy to „robili się z niech prawdziwi suwnicowi” – dopowiada jeden z moich rozmówców.

Do huty często ludzie szli zaraz po zakończeniu szkoły – a nawet wcześniej. Jak opowiada pani Stefania młodzi ludzi pracowali na terenie zakładu w czasie praktyk zawodowych i po uzyskaniu dyplomu byli od razu zatrudniani. W ramach egzaminu zawodowego tworzyli modele wybranych urządzeń hutniczych. Do dziś w Muzeum Hutnictwa w Chorzowie znajduje się kilka z nich. Niektóre są bardzo szczegółowe. Niejednokrotnie zatrudnieni w hucie tuż po szkole pracowali w niej aż do emerytury.

Jak wyglądała praca w hucie?

— Praca była w warunkach tropikalnych – niezależnie od pory roku. Latem trzeba było mieć pod spodniami kalesony, ponieważ człowiek nie stanąłby przed piecem. Gruba odzież chroniła przed żarem. Specjalne niepalne stroje posiadali z kolei pracownicy technologiczni narażeni (np. wytapiacze) narażeni na odpryski stali - wspomina Pan Andrzej Szubert.

— Ludzie na niektórych stanowiskach wymieniali się co pół godziny, czasem nawet co kilka minut, ponieważ nie sposób było wytrzymać – dopowiada Pan Andrzej Muszyński długoletni pracownik i kontroler w Hucie Kościuszko.

Ciekawostką jest jeszcze to, że hutnicy pili sporo wody mineralnej rozlewanej na terenie zakładu. Zelter – jak potocznie się mówiło –  oczywiście zawsze był w szklanych butelkach.

Ogień widziany z tramwajów

Huta Kościuszko była podzielona na wydziały i wiele jednostek. Starsi chorzowianie pamiętają jeszcze piece martenowskie ze stalowni Huty Kościuszko. Były widoczne od strony drogi biegnącej w kierunku Bytomia. Jadąc z rynku w kierunku dzisiejszego przystanku przy ulicy Metalowców, było widać buchający z nich ogień. Pan Andrzej Szubert pamięta, że w momencie jego przyjścia do huty w latach 70. XX w. działało ich siedem. Wspomina, że na terenie Huty Kościuszko działały wtedy także wielkie piece, w których wytapiano surówkę żelaza.

— Był otwarty ogień, bardzo wysokie temperatury. Cały czas do pieców musiał być podłączony prąd (maszyny chłodzące, mierniki i inne) oraz dostarczana woda. Jeśliby go zabrakło, to po piętnastu minutach pancerze wewnątrz pieca by się stopiły – zauważa.

Między innymi z tego powodu w hucie była siłownia oraz przez jakiś czas elektrownia. Jak wspominają nasi rozmówcy, wnętrza pieców zbudowano z materiałów ceramicznych – odpornych na temperaturę sięgającą momentami blisko dwóch tysięcy stopni Celsjusza.

Gdzie bije serce huty?

Najpierw używało się wielkiego pieca, gdzie z rudy żelaza i koksu wytapiana była tzw. „surówka”. Jak wspomina Pani Stefania, to stalownia była „sercem huty”. Tam trafiała surówka z wielkich pieców i to w niej wykorzystywano m.in. piece martenowskie.

— Piec martenowski do wytopu potrzebował złomu oraz surówki. Tak wyglądała wówczas technologia produkcji stali – tłumaczy Pan Andrzej Muszyński.

Rozmówcy wyjaśniają, że do jednego pieca wkładało się ok. 100 ton złomu. Zalewało się to wszystko ok. 60 tonami płynnej surówki. Wszystko się mieszało i w celu zwiększenia temperatury do ok. 1500-1600 stopni Celsjusza spalało się mazut i gaz (gdzie indziej korzystano również z koksu). Następnie pobierano próbki stali i je badano. Jeśli brakowało w nich jakiegoś pierwiastka, dorzucano odpowiednie składniki do pieca - dużo zależało od tego, jakie właściwości stali chciano osiągnąć. Cały proces trwał około 8 godzin.

— Otwór spustowy był zaślepiony masą ceramiczną. Cały czas lśnił na czerwono. Z daleka specjalną rurką przypominającą lancę go przekłuwano. Specjalnymi kadziami stal przepływała do kadzi. Usuwano także żużel, który wywożono na hałdę. Tam to stygło – wyjaśnia Pan Andrzej Muszyński.

Kiedy temperatura materiału się zmniejszyła, mogła następować obróbka plastyczna poprzez kucie lub walcowanie – stąd liczne młoty i walcarki w zakładzie. W hutach tworzono m.in. pręty zbrojeniowe, szyny (z ich wysokiej jakości słynęła Huta Kościuszki), rury i blachy (w tym specjalizowała się Huta Batory), elementy maszyn, korbowody, koła zębate i wiele innych.

W hucie w porównaniu z innymi zakładami przemysłowymi z czasów PRLu stosunkowo wysoko stało zabezpieczenie BHP. Nie oznacza to, że ciężkie wypadki nie miały miejsca. Często wynikało to z braku korzystania ze środków ochrony np. specjalnych rękawic, w których robotnicy nie mieli takiego wyczucia w rękach, jak bez nich. Ważne było noszenie także ochrony na uszy – inaczej można było uszkodzić słuch. Miejscami hałas dochodził do 90 dB i więcej.

Choć hutnictwo kojarzy się przede wszystkim z tysiącami robotników i produkcją masową to zakłady posiadały także jednostki odpowiadające za powstawanie i doskonalenie nowych technologii. Pomagały one m.in. wdrażać rozwiązania, aby wykuwać ulepszone części, zmniejszać zużycie prądu przez piece, skracać czas wytopu etc.

Momenty chwały, chwile smutku

— Produkty z Chorzowa wysyłane były (i dalej są) na cały świat. Litery w logo hut Batory/Bismark i Kościuszko/Królewska jest od początku istnienia były takie same, a i logo przez lata nie zmieniało się za bardzo. Każdy produkt ma na sobie znak firmowy – mówi z Pani Stefania.

Hutnicy tradycyjnie świętowali swój dzień 4 maja – na wspomnienie św. Floriana – patrona również hutników, a nie tylko strażaków jak powszechnie się pamięta. Uroczyście wręczano także nagrody z okazji jubileuszy lat pracy. Wspominając o patronie hutników w głosie Pani Stefanii słychać dumę i pewność siebie. Moja rozmówczyni od lat pielęgnuje tradycję obchodów Dnia św. Floriana w Chorzowie Batorym.

Pytam także o trudne momenty w życiu zakładów i hutników. Czasami dochodziło do wypadków. Zazwyczaj zawodził czynnik ludzki oraz m.in. brak przestrzegania procedur. Po tego typu zdarzeniach analizowano, gdzie popełniono błąd.

— W takie dni (ciężkich wypadków – przyp. red.), załoga była przez parę dni mocno przygaszona. Szczególnie mijając szafkę kogoś, kto odszedł lub był ranny. Nie żartowało się wtedy. Panowało milczenie – wspomina Pan Andrzej Szubert.

Pytam także o coś, co nie kojarzy się zbytnio z hutą – o piękno, którego tu doświadczano. Na swój sposób wielkie zakłady budziły zachwyt.

— Można się było zachwycić widząc buchający ogień, przejeżdżając tramwajem obok Huty Kościuszki. Kiedy rozbierano 20 lat temu widoczne od drogi piece Huty Kościuszko, to coś mnie ścisnęło… — dodaje Pan Andrzej Muszyński.

— Dla mnie najpiękniejsi byli ludzie. Ich umiejętności, spracowane ręce, prostota w wyrażaniu się i kontaktach międzyludzkich – dzieli się wspomnieniami Pani Stefania Penkała.

Trzeba przyznać, że ludzi w chorzowskich hutach pracowało całkiem sporo. Dzięki pracy Tomasza Owoca, historyka z Muzeum Hutnictwa, wiemy, że w szczytowym momencie sama tylko Huta Kościuszko zatrudniała 8463 osoby (1954 rok), a Huta Batory aż 14 500 (1908 rok).

Kiedyś trzeba odejść…

Pytam o ostatni dzień w pracy w hucie. Boję się, że to nieco zbyt intymne pytanie. Pan Andrzej Szubert na emeryturze pomostowej jest od trzech lat. Całe życie pracował w warunkach określonych jako szkodliwe. W jego oczach widać wzruszenie.

— Dzień minął jak każdy, ale byłem nieco zalękniony. Myślałem, co będę robił jutro. To było dziwne uczucie. Trzeba było zdać wszystkie narzędzia… - dzieli się wspomnieniami Pan Andrzej Szubert.

— Nie był to dla mnie szok. Właściwie cały czas byłem gdzieś zatrudniony – także w sądownictwie, filmie, spółdzielniach mieszkaniowych. Dużo radości mi dało, kiedy dowiedziałem się, że jest organizowany nabór i mogę zostać przewodnikiem w Muzeum Hutnictwa. Kiedy tu przyszedłem na rozmowę w sprawie podjęcia się oprowadzania, mimowolnie pociekły mi łzy – wspomina Pan Andrzej Muszyński.

Po rozmowie idziemy wspólnie obejrzeć ekspozycję w Muzeum Hutnictwa. W kilku miejscach są nagrania filmowe z opowieściami pracowników o hucie, jak i ich codziennym życiu. Nasi rozmówcy z dumą pozują do zdjęć na tle eksponatów i swoich twarzy uwiecznionych na ekranach. Dobrze widać, że huta jest dla nich czymś więcej niż tylko byłym zakładem pracy. Dziś już w innej formie wrócili w miejsce, gdzie przepracowali większość życia. Oprowadzają m.in. wycieczki w czasie różnych wydarzeń organizowanych w Muzeum Hutnictwa, ale też kiedy grupa osób wcześniej zarezerwuje sobie zwiedzanie z przewodnikiem.

— Muzeum jest dla nas ważne, żeby przechować i przekazać etos pracy hutnika, pamięć o hutnictwie. Chcemy to przekazać młodszym pokoleniom. Teraz musi Pan wrócić do domu, wyciągnąć stare zdjęcia i umówić się na spotkanie z ojcem albo dziadkiem – mówi Pani Stefania Penkała.

— Ta nasza praca, to nasza tożsamość – dodaje Pan Andrzej Muszyński.

Przewodników spotkamy m.in. podczas Industriady – 3 września.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera