Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Cygan - Trzeci "chłopak z Sosnowca"

Magdalena Nowacka
Znowu przy tablicy w starej "budzie". Na niektóre pytania wciąż brakuje precyzyjnej odpowiedzi
Znowu przy tablicy w starej "budzie". Na niektóre pytania wciąż brakuje precyzyjnej odpowiedzi Marzena Bugała
Autor największych polskich przebojów. Napisał je dla Edyty Górniak, Ryszarda Rynkowskiego, Maryli Rodowicz. Piosenki z jego Dyskoteki Pana Jacka śpiewaliśmy kiedyś na podwórku. Jacek Cygan - do matury mieszkał w Sosnowcu. O tym, dlaczego kocha zagłębiowskie rzeki, jak "nielegalnie" wybrał sobie liceum i czy w Sosnowcu pisał wiersze, opowiada Magdalenie Nowackiej.

Trzej najbardziej znani mieszkańcy Sosnowca, artyści związani z muzyką? Nie ma wątpliwości - Jan Kiepura, Władysław Szpilman i Jacek Cygan. O dwóch pierwszych możemy mówić już tylko na podstawie wspomnień. Trzeci odwiedził niedawno swoje miasto. Jacek Cygan, który w Sosnowcu się urodził i mieszkał do matury, pokazał nam swój dom, podwórko i szkołę podstawową. Autor przebojów (ponad 1000 tekstów), poeta, scenarzysta, juror i organizator festiwali muzycznych. Nam pokazał się jako "chłopiec z Sosnowca-Niwki". Szarmancki, dowcipny, naturalny. Uśmiechnięty. Z przewieszoną przez ramię jasną, sportową marynarką.

Do Sosnowca wpadł na dwa dni, z tego jeden w całości poświęcił pracy jako główny juror konkursu piosenki "Intermuza". Czeka na nas w swojej starej podstawówce, numer 15 na ulicy Wojska Polskiego. Widać, że artysta dobrze się tu czuje. Dostaje klucze do jednej z klas. I tak zaczyna się nasza wędrówka. Śladami Sosnowca lat 50. i 60.

KAŻDE POKOLENIE ODEJDZIE W CIEŃ. A NASZE- NIE...

- Można zdjęcie? Mała dziewczynka z wymalowaną buzią "kotka" i jej mama, dopadają nas po drodze. Jacek Cygan nie odmawia. Obejmuje dziewczynkę, szeroko się uśmiecha. Twórca Dyskoteki Pana Jacka uwielbia dzieciaki. A jak pamięta tę szkołę, kiedy był w ich wieku? - Z przyjemnością tu chodziłem. Pamiętam moich kolegów i koleżanki. Miały takie śliczne plisowane spódniczki. Była oczywiście i pierwsza miłość, z którą mnie niestety szybko rozdzielono, bo się przeprowadziła. To była tragedia na miarę Romea i Julii - śmieje się.

- Mam kontakt z kolegami, których tu wtedy poznałem. Na przykład z Markiem Łagodzińskim, lekarzem ortopedą ze szpitala w Mysłowicach. A dzisiaj spotkałem tu mojego nauczyciela historii, któremu podpadłem kiedyś, bo nie nauczyłem się o wojnach punickich - mówi.

Budynek szkoły jest stary. - Wejście było z przodu, schody kojarzyły się z dworcem carskim. Szkoła pachniała. Ten zapach doskonale pamiętam i chociaż teraz go nie ma, nieodmiennie wchodząc tu przypominam go sobie. Był to zapach czarnej pasty do podłóg. Same podłogi były drewniane, a my chodziliśmy po nich normalnie w butach. Drewniane były też ławki z otworami na kałamarz.

Wchodzimy do jednej z klas. Tu uczą się pierwszaki. Jacek Cygan siada na ławce, ale zaraz potem sam wyrywa się "do tablicy", a ja odpytuję. - Dobrze się pan uczył? - W ogóle, to ja byłem zdolny. A potem dopiero pracowity. W podstawówce uczyłem się bardzo dobrze, jedynie z języka rosyjskiego miałem chyba najgorsze stopnie w szkole. W szkole średniej nie lubiłem chemii, nudziły mnie wzory. Wolałem Słowackiego i Norwida. Mój profesor od historii, ten sam co dał mi dwóję za wojny punickie, powiedział mi kiedyś, że nie chce mnie znać, jak zdradzę humanistykę. A ja… zostałem inżynierem - śmieje się.
- No, ale nie tak do końca złamał pan obietnicę - zwracam uwagę. - To prawda, ostatecznie porzuciłem nauki ścisłe. Wyszło się na ludzi. Życie jest nieodgadnione - rzuca sentencjonalnie. I pisze na tablicy: Kto to jest Jacek Cygan ? Przed wyjściem porządnie ją ściera. Jak dyżurny.

ZAKAZANY OWOC

Pytam o ulubione miejsca z tamtych czasów. - Tyle lat podstawówki, potem liceum. Do domu wracało się wieczorem , biegałem po okolicznych łąkach, których tu nie brakowało, nad rzekę. Natomiast w liceum oczywiście bulwary przy szkole. Wtedy tam się chodziło na romantyczne spacery. Tak, chyba jeśli chodzi o Sosnowiec to największy sentyment mam do rzek. I nad Brynicą się spacerowało, i nad Białą Przemszą. Spacerowało się i nie tylko - puszcza oko.

Do liceum im. Emilii Plater dostał się trochę "nielegalnie". Obowiązywała wtedy rejonizacja i młody Jacek Cygan teoretycznie nie podpadał pod ten rejon. Ale uparł się, że tylko ta szkoła. Powód? Śliczne "plateranki" oczywiście. - Byłem chorowitym dzieckiem i jeździłem na prześwietlenia płuc na Wawel, do przychodni obok tego liceum. Często widziałem spacerujące tu dziewczyny i tak kiedyś wszedłem do tej szkoły. Spotkałem na korytarzu starszą panią. To była wicedyrektorka Maria Opolska. Zaczepiła mnie, co tu robię, a ja wyłuszczyłem sprawę, że bardzo chcę się tu uczyć, ale obowiązuje rejonizacja itd. Ona chwilę się namyślała, ale potem obiecała, że jak zdam egzamin, to zostanę przyjęty. Uradowany wybiegłem, a ona za mną. Bo zapomniałem podać swojego nazwiska. Tak sobie "załatwiłem" Plater - przyznaje.

Knajpki? Może "Kolorowa", do której chodziły koleżanki. Oni, chłopcy, woleli domowe prywatki. Było swobodniej i taniej. Kawiarnie były takie "oficjalne".

ZWIERZENIA JACKA, CZYLI JEDZIE TRAMWAJ

Wychodzimy przed szkołę. Festyn trwa w najlepsze. Dzieciaki śpiewają, biorą udział w konkursach plastycznych. Jacek Cygan dosiada się do pilnie rysującej blondyneczki. - Co można wygrać? - pyta.

- Żelki, pisaki - tłumaczy z powagą dziewczynka. - Wchodzę w to - mówi z powagą "chłopak z Niwki" i rysuje… tramwaj. Nie ma pojęcia , że za jego plecami kilka dziewczynek próbuje ustawić się do zdjęcia. Oczywiście z panem Jackiem. - Śmiało, przecież pan Jacek to nasz absolwent - zachęca nauczycielka. Gromada dziewczynek dosłownie rzuca się na artystę, obejmują go za szyję i w pasie. On nie przerywa rysowania, ale z uśmiechem pozuje.

- Często odwiedza pan Sosnowiec? - Bardzo często. Jak tylko mogę - śmieje się. - Ostatni raz byłem w marcu - zapewnia. - Lubię tu przyjeżdżać. Centrum coraz ładniejsze, Kiepura się do mnie śmieje - mówi. Pytany, czy wie, że jest trzecim "chłopakiem z Sosnowca", nie zaprzecza. - Na stulecie urodzin Jana Kiepury zorganizowano koncert pt. "Chłopaki z Sosnowca. Kiepura, Szpilman i Cygan". Dokoptowali mnie, bo Cygan się rymuje ze Szpilmanem - żartuje.
ŻYCIE JEST NOWELĄ

Ze szkoły na ulicę Tuwima 1, gdzie mieszkał Jacek Cygan, daleko nie jest. Kiedy nasz "chłopak z Niwki" się urodził, nazywała się ulicą Mickiewicza. - Nic się nie zmieniło - mówi artysta trochę z sentymentem, ale też z żalem. Bo stary, odrapany budynek z małym podwórkiem i starymi komórkami na węgiel wygląda, co tu kryć, brzydko i smutnie. - Jest nawet gorzej niż kiedyś - przyznaje artysta. Siada na murku przy wejściu do domu. Pokazuje miejsce na ścianie po odpadniętym kawałku tynku.

- Mam takie zdjęcie, robione w okolicy matury, w tym samym miejscu. I tak samo wtedy odpadał ten tynk - pokazuje. Za to obok działka z kwitnącym krzewem bzu wygląda na zadbaną. Furtkę robił jeszcze ojciec pana Jacka. I o tym miejscu artysta opowiada z prawdziwym rozmarzeniem. - Wiśnie, truskawki i… gołębie - streszcza swoje skojarzenia. W sierpniu pachnąca sałatka z pomidorów z cebulką i fasolka z tartą bułeczką. - A wszystko z tego ogródka - rozmarza się. Pokazuje swoje dwa okna od mieszkania. Z sąsiadów najbardziej pamięta panią Witkosiową, do której przychodził na obiady. - Byłem trochę niejadkiem, ale u pani Witkosiowej jakoś wszystko mi smakowało. Dzieci tak często mają, że wolą jeść u kogoś. Moja mama przynosiła więc ukradkiem obiad do niej, a ja zjadałem bez gadania - opowiada.

Przed domem, od frontowej strony chłopcy zimą robili sobie lodowisko i grali w hokeja. Kiedyś na stojącego w bramce Jacka o mało nie najechał wóz z koniem, który wiózł węgiel. Innym razem kijem hokejowym wybił szybę u sąsiadów. Chociaż z tym miejscem wiążą go wspomnienia dzieciństwa, to wrócić tutaj… nie bardzo.

- Patrzę na tych ludzi i wiem, że ten dom, to wąskie podwórko, to cały ich świat. Obserwują z okna, mężczyźni latem z nagimi torsami. Tak jak kiedyś. No, teraz doszedł jeszcze telewizor. Miałem wrażenie, że to takie patrzenie w nicość. Ja tak życia przeżyć nie chciałem. Dlatego wyjechałem. Z turystyczną skóropodobną torbą - wspomina.

Czy marzył o karierze artysty? Czy w szufladzie miał stos zeszytów z tekstami piosenek? Wiersze? - Skądże. Do momentu wyjazdu nie napisałem ani jednej linijki - wyznaje. Po drodze pokazuje Niwkę. Tu był Pawiak, na te miejsca mówiono koszary. Tu dziadek Ignacy wpadał "na jednego".

- Niwka to był główny mój świat, do centrum zaglądało się rzadko. Pamiętam, jak w Domu Górnika był koncert "Czerwonych Gitar". Myślałem wtedy, Boże, jak ten Krajewski śpiewa. No istny anioł. Nie wiedziałem, że kiedyś mu napisze piosenkę - śmieje się autor tysiąca przebojów. Rozstajemy się w poczuciu, że dwie godziny to za mało, aby zobaczyć Sosnowiec oczami artysty. Umawiamy się na drugą część. Jesienią, kiedy będzie promował tomik swoich poezji. Obiecuje, że przyjedzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!